Info
Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Styczeń4 - 14
- 2014, Listopad2 - 8
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 14
- 2014, Sierpień6 - 10
- 2014, Lipiec17 - 55
- 2014, Czerwiec17 - 26
- 2014, Maj15 - 41
- 2014, Kwiecień20 - 91
- 2014, Marzec27 - 130
- 2014, Luty23 - 67
- 2014, Styczeń26 - 79
- 2013, Grudzień29 - 81
- 2013, Listopad26 - 81
- 2013, Październik18 - 47
- 2013, Wrzesień15 - 99
- 2013, Sierpień29 - 119
- 2013, Lipiec28 - 105
- 2013, Czerwiec28 - 132
- 2013, Maj26 - 114
- 2013, Kwiecień26 - 147
- 2013, Marzec29 - 81
- 2013, Luty30 - 128
- 2013, Styczeń30 - 138
- 2012, Grudzień27 - 100
- 2012, Listopad21 - 63
- 2012, Październik18 - 72
- 2012, Wrzesień27 - 94
- 2012, Sierpień24 - 74
- 2012, Lipiec24 - 84
- 2012, Czerwiec23 - 87
- 2012, Maj30 - 87
- 2012, Kwiecień28 - 99
- 2012, Marzec29 - 68
- 2012, Luty22 - 59
- 2012, Styczeń26 - 112
- 2011, Grudzień29 - 108
- 2011, Listopad25 - 50
- 2011, Październik27 - 67
- 2011, Wrzesień20 - 87
- 2011, Sierpień23 - 90
- 2011, Lipiec19 - 56
- 2011, Czerwiec26 - 155
- 2011, Maj26 - 123
- 2011, Kwiecień24 - 114
- 2011, Marzec28 - 142
- 2011, Luty25 - 76
- 2011, Styczeń26 - 91
- 2010, Grudzień26 - 136
- 2010, Listopad20 - 80
- 2010, Październik16 - 105
- 2010, Wrzesień15 - 95
- 2010, Sierpień19 - 80
- 2010, Lipiec16 - 61
- 2010, Czerwiec22 - 102
- 2010, Maj21 - 99
- 2010, Kwiecień25 - 103
- 2010, Marzec26 - 139
- 2010, Luty23 - 86
- 2010, Styczeń22 - 66
- 2009, Grudzień14 - 66
- 2009, Listopad18 - 74
- 2009, Październik13 - 25
- 2009, Wrzesień15 - 55
- 2009, Sierpień16 - 28
- 2009, Lipiec20 - 23
- 2009, Czerwiec23 - 9
- 2009, Maj17 - 3
- 2009, Kwiecień20 - 11
- 2009, Marzec30 - 1
- 2009, Luty19 - 0
- 2009, Styczeń25 - 4
- 2008, Grudzień19 - 2
- 2008, Listopad23 - 12
- 2008, Październik28 - 0
- 2008, Wrzesień26 - 0
- 2008, Sierpień26 - 0
- 2008, Lipiec22 - 1
- 2008, Czerwiec27 - 3
- 2008, Maj28 - 6
- 2008, Kwiecień27 - 8
- 2008, Marzec20 - 7
- 2008, Luty20 - 6
100-200
Dystans całkowity: | 14630.13 km (w terenie 2515.50 km; 17.19%) |
Czas w ruchu: | 562:38 |
Średnia prędkość: | 26.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 22933 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (87 %) |
Suma kalorii: | 172129 kcal |
Liczba aktywności: | 124 |
Średnio na aktywność: | 117.98 km i 4h 32m |
Więcej statystyk |
- DST 135.98km
- Czas 05:53
- VAVG 23.11km/h
- VMAX 61.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Atak na Pradziada
Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 10.06.2012 | Komentarze 10
Rano lekki ból głowy po kilku browcach za dużo ;), także pierwszy podjazd idzie ciężko. Jadę sam, dla znajomego to pierwszy wypad z szosą w góry, więc postanowił odpuścić ekstremę. Ja twardo ruszam z zamiarem zdobycia Pradziada :). Pogoda niepewna, w nocy burza, rano mokro. Zjeżdżam z przełęczy ostrożnie, bo serpentyny są tam ostre i łatwo glebnąć na mokrym. W Starym Meste źle skręcam i funduję sobie 4-5km dodatkowego podjazdu zanim się orientuję i zawracam. Droga do Brennej zaskakuje mnie asfaltem, jest bardzo kiepski, później się okazuje, że to raczej norma na wąskich lokalnych drogach. Ale widoczki są przyjemne, więc jedzie się świetnie, niepokoją tylko ciemne chmury w kierunku w którym jadę.
Brenna jest fajnie położona. Ze zjazdu widzę dachy domów ze 100m niżej, z kolei kościół i centrum jest wyżej ode mnie. Jadąc do spożywczego po browca można tu sobie nieźle wyrobić nogę ;).
Niezłym asfaltem zjeżdżam lekkim zjazdem do Novych Losin, gdzie znów pakuję się na kiepską lokalną drogę, no ale jakoś trzeba górki przeskoczyć. Nagle zaczyna się roić od bikerów, grupy górali, kilku szosowców "cześć", "ahoj", "ciao" ;).
Dookoła już szczyty powyżej 1200m, wierzchołki w chmurach, więc widać, że nawet jak na Pradziada dotrę, to nic nie zobaczę. Wtedy jeszcze nie wiem, że droga dojazdowa jest skrajnie niekorzystna, bo nawiguję na zdjęciu mapy czeskiej ;), a jak na razie końcówka dojazdu jest poza nią.
Zjeżdżam w dół do Loucny i tam dopiero widzę na mapie, że mam jeszcze dwie przełęcze ~1000m i ze 30km, bo trzeba objechać całe pasmo Pradziada, asfalt jest akurat od południowego wschodu. A w linii prostej ledwo kilka kilometrów :/.
Mijam elektrownię Dlouhe Strane, zdjęcia ściętego szczytu góry i jeziora na 1350m robi wrażenie, ale nie decyduję się na dodatkowy podjazd. Może kiedyś, jak będzie lepsza pogoda.
Podjazd na Cervenohorskie Sedlo jest dłuugi, same góry i serpentyny ;). Na szczycie na 1013m popas, ostatecznie rezygnuję tu z ataku szczytowego, już widzę że i bez tego będzie ze 120km najechane. Jest zimno, chyba z 10 stopni, więc ubieram na zjazd wszystko co mam, gamex się bardzo przydał przy prędkościach 50-60km/h. A zjazd jest aż do samego Jesenika, tam jeszcze jedno nadłożenie drogi, bo jest zablokowana przez zawody motocyklowe i muszę to objechać. Jak na złość zdjęcie mapy jest tu obcięte, ale Czesi mają dobrze oznakowane rozjazdy i jakoś się udaje. Jeszcze mała hopka 600m i fajny chyba 20km zjazd aż do Zulovej, a tu już bywałem z ekipą Goggla ;). I pogoda się poprawia, ściągam wreszcie gamex i rękawki. Doganiam szosowca z Lądka i razem jedziemy przez Javornik i przełęcz Lądecką. Dowiaduję się, że dobrze że na Pradziada nie dojechałem, teraz potrafi tam jeszcze śnieg leżeć ;). Podjazd na przełęcz w towarzystwie bardzo szybko idzie, przy okazji widać ile daje szosówka - mimo że mam 110km w nogach, podjeżdżamy swobodnie 2-3km/h szybciej niż miesiąc temu z JPbike na góralach.
W Lądku się rozstajemy, i jadę długim podjazdem na kwaterę w Nowej Morawie. Trochę się najeździłem, nie powiem ;). Znając tendencję bikemap do zaniżania przewyższeń, pewnie się nakulało ze 3000m.
Przed podjazdem na przełęcz w Nowej Morawie
Asfalt mokry, góry czeszą chmury. Pogoda niepewna.
Koniec żartów. Góry zaczynają przekraczać 1000m. Z doliny na poziomie 500m wygląda to groźnie.
Serpentyny pod Cervenohorskim Sedlem. Co jakiś czas objawiały się widoczki.
Rzut oka w dół przed przełęczą.
I zjazd :). 15km cały czas w dół, trwało to jakieś 15-20 minut :).
Znajome asfalty w okolicach Zulovej.
- DST 117.50km
- Czas 03:44
- VAVG 31.47km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Tlenik
Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 0
Ten tydzień zdecydowanie odpoczynkowy, ale jeden długi tlenik musi być.
Wyjechałem nieco po południu, przez Strzeszynek i Kiekrz na nową szosę do Szamotuł, po świeżym asfalciku od razu jedzie się dobrze, nawet z wiatrem w twarz.
Przed Obornikami postój na jedno Noteckie, oczywiście w celach naukowych ;).
Dzięki piwku w ogóle nie miałem dylematu, czy już jechać na Poznań, czy jednak na Murowaną, zanim minął miły szumik, już byłem za Obornikami obok toru motocrossowego ;).
Akurat były jakieś zawody, w sumie fajnie to wygląda, ale za bardzo pierdzą te silniczki.
Powera z piwka wystarczyło na jakieś 20km, w sumie nieźle. Czyli spalam 5 małych Noteckich na setkę :).
Po skręcie w obwodnicę Murowanej zacząłem mijać szoszonów co jakiś czas, pojawił się też problem w postaci wmordewindu, ale dawałem radę. Nawet Rybkę łyknąłem powyżej 25km/h co uważam za sukces po 110km jazdy.
Do domu zajechałem wraz z początkiem zapowiadanego przez meteo deszczu.
- DST 110.63km
- Czas 03:40
- VAVG 30.17km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczkowo
Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 2
Po Czarnkowie czułem się mocno niewyżyty ;), więc dziś trochę większy dystans, ale wycieczkowym tempem, bo jednak nogi były trochę ciężkie. Nawet z camelem jechałem, bo nie wiedziałem, jak dziś ze sklepami będzie. Nie było podstaw do obaw, na wsiach życie handlowe kwitło ;).
Trasa Morasko-Biedrusko-Skoki-Kiszkowo-Pobiedziska-Kostrzyn-Poznan. Idealne warunki do jazdy, ale dobrze że wiatr był słaby, bo większość trasy było pod.
Między Skokami a Kiszkowem i między Pobiedziskami i Kostrzynem kilka porządnych hopek.
Taką Wielkpolskę lubię, słabo zabudowana, pola, lasy, stawy. Chyba nie widać ptaków, ale była ich tam masa i wrzask unosił się pod niebo :). Na północ od Kiszkowa.
- DST 109.35km
- Teren 40.00km
- Czas 05:31
- VAVG 19.82km/h
- VMAX 53.70km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 2100m
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień trzeci - na Śnieżnik
Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 4
Jak poprzedniego dnia rzuciłem pomysł wycieczki na Śnieżnik, to wszyscy dziwnie spojrzeli ;), ale rano okazało się że JPbike jednak jest chętny do jazdy. Co gigowiec, to gigowiec :).
Zaczynamy podjazdem asfaltowym na Przełęcz Lądecką. Super, chciałbym mieć coś takiego koło domu. Około 500m przewyższenia, 8km długości, dobry asfalcik... wystarczyłoby :).
Na przełęczy krótki postój i w teren, jedziemy szlakami pieszymi, więc jest fajnie. Kawałek zjazdu, później techniczny podjazd do zamku Karpnik, skąd już widać Śnieżnik, faktycznie nakryty czapą śniegu i zjeżdżamy fajnymi zjazdami pieszymi do doliny.
Śnieżnik z zamku Karpnik
Co prawda z początku szlak wygląda, jak to powiedział Jacek, jakby od wieków nikt tutaj nie chodził ;), ale zaraz przeobraża się w stromy zjazd, gdzie kawałek odpuszczam, a JP nie i zjeżdża wszystko. Po dojechaniu do asfaltu mamy dłuuugi podjazd aż na 1000m, wąskim asfaltem w lesie. Zaczyna nam się już kończyć woda, jak z nieba spada nam źródełko z fachową rynienką, gdzie można napełnić camele i bidony. Droga w Górach Bialskich niesamowicie widokowa, co chwila głębokie doliny, pokazuje się odległy o kilkanaście kilometrów Śnieżnik, na poboczach zresztą leżą łachy śniegu, ale jest ciepło.
Śnieżnik z gór Bialskich. Jeszcze dwie góry nas dzielą.
W końcu męczący zjazd po bruku sprowadza nas w dół i z tamtąd ostatni podjazd niebieskim szlakiem. Znów wdrapujemy się na 1000m, ale gubimy szlak i jakieś 2-3km od Śnieżnika decydujemy się na odwrót, bo już prawie osiemnasta, a do domu jeszcze ponad 50km. Za późno wyjechaliśmy.
Na błyskawicznym zjeździe szutrami łapię snejka, przy prędkościach 50km/h Jacek tego nie zauważa i wraca dopiero gdy mam już prawie dętkę zmienioną. Szybkie pompowanko na zmiany i jedziemy dalej. 25km do Lądka Zdrój cały czas w dół - marzenie. Prędkość 35-40km/h.
Jeszcze po drodze piwko wypijamy żeby uzupełnić elektrolity ;).
W Lądku spotykamy się z Josipem, który będzie robił za pacemakera na podjeździe na ostatnią przełęcz przed Złotym Stokiem.
Wojtas najpierw pokazuje nam fajne podjazdy w Lądku, hehe, ale po 80km w nogach już jakoś nie podchodzimy do tego z entuzjazmem. Za to trzymanie koła Wojtasa na podjeździe pod przełęcz to strzał w dziesiątkę, sami pewnie byśmy mulili 10km/h, a tak 15km/h nie schodzi z budzika, choć nogi palą. Na szczycie się rozstajemy, Josip wraca terenem, a my asfaltem zagłębiamy się w burzowe chmury po drugiej stronie gór. Cały dzień była ładna pogoda, a na koniec tradycyjne zmoknięcie.
Super wycieczka, szczególnie podobały mi się Góry Bialskie, zupełnie bez ruchu turystycznego, przez 25km spotkaliśmy może 2 osoby. Lubię takie mało zadeptane miejsca.
- DST 119.39km
- Czas 03:54
- VAVG 30.61km/h
- VMAX 73.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 126 ( 67%)
- Kalorie 2305kcal
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Lekki tlenik
Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 2
LSD, czyli long slow distance ;). Bardzo niskie tętno na początku, aż do 80km mniej więcej, od Gostomii (tak wiało na tym wypiździejewie, że nie wiedziałem czy dam radę w ogóle wyjechać z tej wioski ;)) mocniej, bo pod wiatr i dopiero tutaj tętno w miarę znormalniało, czyli zaczęło osiągać okolice 140.
Przyjemna wycieczka, wreszcie w ciepełku.
Heh, to dopiero trzecia setka w tym roku, jazdy wytrzymałościowe leżą i kwiczą. W Złotym Stoku po trzech godzinach pewnie się obalę i nie wstanę ;).
- DST 104.03km
- Teren 1.00km
- Czas 03:42
- VAVG 28.12km/h
- VMAX 59.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- HRmax 153 ( 81%)
- HRavg 127 ( 67%)
- Kalorie 2239kcal
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Wiatr 20km/h, heehe :)
Wtorek, 13 marca 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 8
Przed wyjazdem zerknąłem na meteo, zapowiadany wiatr 20km/h mnie uspokoił i postanowiłem zrobić trochę bazy, bo w weekend nie było okazji :). I gdybym tylko wiedział jak jest naprawdę tobym na pewno się na tyle km nie porywał :). W skrócie miotało mną jak szatan, hehe, a 20km/h to może wiatr wiał, ale w chwilach ciszy między podmuchami 60km/h :D.
Początek niewinnie, Morasko-Murowana objechana obwodnicą, już nie było lekko, a wiatr przecież boczny z lekkim odchyleniem północnym. Obwodnica ciągle pusta, człowiek czuje się jak w Stanach, tylko ja, rower i pusta szosa po horyzont ;).
Fajny zjazd i od razu podjazd, wahadłowo można tu szybko nastukać przewyższenie, szkoda że dość daleko od Poznania.
Od Przebędowa już wiało w plecy i zaczęło być szybko, tak że serię podjazdów pod Rejowcem łyknąłem nie schodząc poniżej 30km/h a nie są wcale takie małe. W międzyczasie minąłem rolnika na rowerze, z workiem pyrów przewieszonym przez ramę, który pozdrowił mnie profesjonalnym kolarskim machnięciem :D. Szybko dotarłem do Kiszkowa i tu zrobiłem mały popas. Dalsza droga zaczęła się podjeździkiem...
Szarości i brązy, niezbyt jeszcze kolorowa ta wiosna :).
...po którym zaczęło być coraz ciężej. Jeszcze do Pobiedzisk jako tako, wiatr był idealnie boczny, poza jazdą z przechylonym rowerem nie było źle. Ale zaraz za Pobiedziskami źle być zaczęło :). Świgało mnie po szosie jak foliową reklamówkę, za to podjazd pod Promnem poszedł gładziutko, bo był osłonięty i okazało się że podjazd jest lżejszy niż zmaganie się na płaskim z wiatrem. Za Kostrzynem już sajgon. Pojechałem przez Siekierki w kierunku na Tulce, ale w Gowarzewie źle skręciłem (ciekawostka, prawie wszędzie są położone niedawno asfalty, co za miła niespodzianka) i pojechałem na Swarzędz, centralnie pod wiatr. Całą drogę wyciągałem w porywach 23-24km/h. W Swarzędzu skręciłem na Zalasewo i przed Garbami w kierunku Poznania. Trochę terenu przed Maltą (szosówka zajebiście idzie przez błoto, od razu rozcina i w ogóle nie lata na boki ;)) i przez Maltę i Garbary do domu.
Osobna sprawa to tętno, całą drogę trzymało się w zakresie 125-135 i nie chciało iść w górę, przy 140 już sobie flaki wypruwałem. Ciekawe, bo przecież wcale tak wolno nie jechałem, do Kostrzyna średnia była ponad 30. Na postoju od razu spadało do 60 bpm. Ciekawostka, z tych o których się fizjologom nie śniło :).
- DST 122.20km
- Czas 04:39
- VAVG 26.28km/h
- VMAX 50.20km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowa seta
Niedziela, 26 lutego 2012 · dodano: 27.02.2012 | Komentarze 4
Pierwsza seteczka w tym roku. Mimo silnego wiatru wyruszyliśmy rano z Josipem i Marcem w stronę Tulec i byliśmy mile zaskoczeni, bo "samo się jechało". Za Tulcami spotkaliśmy Tomasza na szosie, więc kawałek upłynął na sprintach, ścigankach i mocnych podjazdach. W Środzie po kawce napęd mi przeskoczył po raz pierwszy... nie było to jeszcze nic niepokojącego. Aż do Śremu mieliśmy upierdliwy boczny wiatr, ładnie sobie jechaliśmy parami i jakoś zeszło, W Śremie postój na żer, wypróbowałem tam markową Meridę i stwierdziłem że ma po prostu genialnie wygodne siodełko :).
Za Śremem najgorszy odcinek, aż do lasów tuż przed Mosiną pod wiatr i po polach, wiało masakrycznie. Na dodatek nie mogłem depnąć, bo napęd mi się zdegradował do prawie nieużytecznego (zdumiewające, na przestrzeni pięćdziesięciu kilometrów!) i nawet czyszczenie nie pomagało ;).
W Mosinie Tomek skręcił na Kórnik, a my przez Puszczykowo pojechaliśmy do domu.
Jakoś lekko zniosłem dystans, a miałem obawy, bo to była pierwsza setka którą przejechałem w tym roku. Ale dwa dni odpoczynku przed swoje zrobiły.
Super się jedzie w takiej grupie, jednak kilometry mijają kilka razy szybciej, nawet jak się rzeźbi pod wiatr. Pogoda mimo wiatru dopisała, cały czas słonecznie, i człowiek czuł, jak mu się witamina D syntetyzuje w skórze ;).
Dzięki za jazdę, kameraden, mam nadzieję że powtórzymy przy najbliższej okazji :).
- DST 108.97km
- Czas 03:37
- VAVG 30.13km/h
- VMAX 56.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 163 ( 87%)
- HRavg 140 ( 74%)
- Kalorie 2667kcal
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Punkt widokowy w Chrzypsku
Czwartek, 6 października 2011 · dodano: 06.10.2011 | Komentarze 4
Trzeci raz do Chrzypska. Nie powiem, spodobały mi się tamtejsze pagórki i kilometrowy podjazd z Chrzypska na punkt widokowy. Z punktu też widok niczego sobie.
Pierwsza połowa trasy centralnie pod wiatr, nieco mnie wymęczyła, ale i pozwoliła się rozkręcić. Zaskoczyło mnie tempo schodzenia picia - w połowie mi się skończyło, a startując myślałem że wystarczy na całą trasę ;).
Na punkcie w Łężeczkach średnia 27.4, więc było co odrabiać w drodze powrotnej.
Po szybkim postoju na colę (trzeba było wypróbować cudowny napój mlodzika ;)) i powerade droga powrotna w dobrym tempie, długie odcinki czterdziestką, rzadko mniej niż 35.
10 km od Czarnkowa wpadłem pod duży deszcz z małej chmury, najpierw zobaczyłem przed sobą największą tęczę jaką widziałem w ogóle, a 5 minut później lunęło :).
Padało tylko z 5 minut, ale cała droga do Czarnkowa była już mokra.
6 października - ciągle na krótko, ale pewnie już ostatni raz :).
- DST 102.34km
- Teren 97.00km
- Czas 04:33
- VAVG 22.49km/h
- VMAX 47.80km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 180 ( 96%)
- HRavg 163 ( 87%)
- Kalorie 4212kcal
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton Michałki Wieleń
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 6
Zajechaliśmy na miejsce z Josipem ponad godzinę przed startem, miłe zaskoczenie - nie ma kolejek :). Tego się najbardziej bałem pamiętając ogromny ogonek w zeszłym roku. Ale jak widać organizatorzy wyciągnęli wnioski.
Jadę bez śniadania - zdążyłem rano ugotować makaron, ale nie zdążyłem go zjeść ;). Dwa banany i puszka tigera muszą wystarczyć.
Ustawiamy się w środku stawki całą emedowską grupą, tylko Rodmana nie ma, bo dziś startuje w dystansie dla cipek ;>.
Już przy wyjeździe ze stadionu koreczek, ale zaraz na szosie łapię się na koło mocnego gościa naginającego ponad 45km/h (to z tego asfalciku jest Vmax) i łykamy kilkadziesiąt osób przed zjazdem w las, prawie dociągamy do czuba.
W lesie wiadomo - na początku muszą odpaść ludzie, którzy potrafią jechać szybko tylko po asfalcie i tylko 10 minut ;). Taki przesiew trwa jakiś czas, cały czas zdobywam pozycje, wyprzedza mnie za to najpierw JP, za nim skacze mlodzik. Nie gonię, nie jestem rozgrzany, przepona piecze, tętno cały czas sporo powyżej 170.
Wiem że bez rozgrzewki te pół godziny trzeba przecierpieć. Widzę Josipa z przodu, zaginam się nieco żeby mi nie uciekł, liczę na zemstę za Międzygórze ;).
Kurcz przepony ustępuje, patrzę na pulsak - 30:15 jazdy ;D.
Tętno też nieco spada, organizm wchodzi na obroty, przesiew słabszych ukończony, można depnąć.
Zaczynam powoli wyprzedzać, goniąc Josipa widocznego dalej z przodu. Ciągnie sporą grupę, dochodzę ich przed rozjazdem, okazuje się że skręca na giga tylko dwóch bohaterów z Emedu ;).
Dłuższy czas jedziemy razem, jest wesoło bo Wojtas glebi niemiłosiernie na podjazdach i zakrętach, przy mnie zaliczył 4 glebki ;D.
Do 40km głównie on jest z przodu, ale się nie martwię, na Michałkach maraton zaczyna się po 50 km :).
Jadę swoje, jedziemy na 15 i 16 pozycji giga, na zmianę.
Cały czas zastanawiam się, gdzie Jacek i mlodzik, przypuszczam że są z przodu, więc ciągnę ostro. Żele idą jeden na 45 minut, mam pięć, i taką sobie częstotliwość obliczyłem ze względu na brak śniadania przed startem. Inna sprawa, że nawet żeby żel wcisnąć, trzeba czekać okazji, miejscami jest tak wyboiście, że się nie da.
W okolicach 50km atakuję nieprzepisowo w strefie bufetu ;), i uciekam Wojtasowi, chwilę później doganiam Magdę Hałajczak, chwilę jedzie na kole, potem prosi o picie, bo jej się skończyło. Daję jej cały bidon, mam jeszcze camela, i tym sposobem do końca wyścigu jadę z jednym bidonem podpisanym "Magda" ;). Mogłem wziąć do analizy, co oni tam sobie za koksy mieszają ;).
Cała pętla giga pusta, oprócz Magdy wyprzedzam tylko jednego człowieka z Aga Teamu, jedzie od brzega do brzega 15km/h i ewidentnie widać że ma kryzys.
Taka pusta pętla jest charakterystyczna dla Michałków, nawet to lubię, jedzie człowiek sobie swoim tętnem, na tyle na ile się zmobilizuje - taki ma wynik.
Czasem patrzę na widoczki - było kilka ładnych miejsc, pagórkowata łąka porośnięta nieskoszoną trawą, parę ładnych zjazdów po otwartym, jeziora, bagno jak z horroru, ze sterczącymi z błota uschłymi drzewami. Fajnie.
W mijanych wioskach fajny doping, tylu kibiców na pewno nie było np na Bikemaratonie w Poznaniu :).
Jedna przeprawa wymagała utopienia butów, z prawej bagno, z lewej bagno, a pośrodku 30cm kałuża.
W końcu zaczął mnie łapać zgonik w okolicach 85km, poznać to się dało po charakterystycznych myślach (k...m... po ch... ja tu jadę, znów jakieś pier... korzenie, nie da się na tym j... maratonie porządnie rozpędzić znów jakieś p... muldy JEDŹ KUR...!!! (to do roweru, który akurat mimo blatu nie chciał jechać więcej niż 17km/h po grzaskim podłożu :D)).
10 km od mety ostatni żel trochę poprawił sytuację, za mostkiem nad torami zobaczyłem bikera w białoczerwonym stroju. JPbike! Spiąłem się do ostatniego sprintu, koleś niestety się obejrzał i też wyraźnie depnął, nie było szans dogonić, choć trochę się zbliżałem.
Nawet nie czułem że koniec pod wiatr, ciągnąłem równo 27-30km/h, niestety koleżka z przodu (nie Jacek jak się okazało) uciekł mi na 20s.
Na mecie okazało się że... z Emedu jestem pierwszy, czas 16 minut lepszy niż w zeszłym roku! Bardzo duża poprawa, czuję że to już blisko mojego szczytu możliwości.
Niestety, tylko 4 miejsce M3, trochę boli, bo do zwycięzcy tylko 5:40 straty. To było do zrobienia :/.
Słaby początek się mścił, bo jak wynika z międzyczasów, drugą połowę jechałem szybciej niż czołówka i zmniejszałem stratę.
Czas 4:27:10, miejsce 4/13 M3, 13/35 open, strata do lidera 25:40. 20 minut mniej niż w zeszłym roku.
JPbike przyjechał jako 5 M3 ze stratą 9 minut, ale się pogubili gdzieś z mlodzikiem.
mlodzik ze stratą 10:20 i 5 m-ce M2 (dobra jazda, nmawet świetna porównując do Międzygórza).
Josip finiszował chwilę później na 6 miejscu M3 (12:40 straty).
Tak że Emed zdominował miejsca na szerokim pudle, w M4 też bo Maks ze Zbyszkiem znakomicie pojechali zajmując 5 i 6 miejsce M4. (Tym razem Maks zwyciężył! Zupełna niespodzianka w klasyfikacjach, gratki! :-))
Tak że dyplomów zgarnęliśmy co niemiara ;).
Dyplomaci z Emedu ;)))
- DST 107.69km
- Teren 2.00km
- Czas 03:52
- VAVG 27.85km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjazd po Międzygórzu
Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 10
Z Lipenem byłem dziś zgadany na małą regeneracyjną seteczkę, choć byłem zjebany jak koń po westernie nie wypadało odmówić ;).
Wczoraj przyjechałem koło 23, kupiłem sobie trzy browce, zdążyłem wypić jeden i zasnąłem ;).
Dziś rano duża porcja makaronu i rześko ;) popedaliłem na Śródkę. Na przystanku omawianiem planów wycieczki wprawiliśmy w szok sympatyczną blondyneczkę ;)
"To pojedziemy w kierunku na Gniezno, wrócimy przez Kiszkowo, 120-150km zależy jak noga będzie podawać" - a dziewcze słuchało z półotwartymi ustami ;)))
Ruszyliśmy faktycznie spokojnie, na luziku szerokim poboczem do Pobiedzisk, później pobocze zwęziło się i do Gniezna wiozłem się na kole Tomka 32-33 km/h, ciężko było po wczorajszym maratonie, wiatr nie pomagał. Po zawrotce na Kiszkowo konieczna była przerwa regeneracyjna na browca, parę kilometrów dalej kupiliśmy ratunkowe Tyskie i pojechaliśmy na Pola Lednickie wypić je nad jeziorkiem. Tradycyjna premia górska na bruczku pod Bramę Rybę, a zjeżdżając zapozowaliśmy do zdjęcia ślubnego, oczywiście jako tło młodej pary ;D. Po drugim bronku już ambicje zeszły na dalszy plan, zaczęliśmy kombinować jak tu skrócić powrót, padło na na oko niezłą drogę, która się po kilometrze skończyła, i tradycyjnie jak to z Lipenem zaliczyliśmy offroad na szosówkach, na szczęście nie było piachu. Do Pobiedzisk kiepski asfalt, od Pobiedzisk już nam się nie chciało, więc jechaliśmy jak najszybciej ;). 200m przed nami jechał skuterek z dwiema babkami, a jedna trzymała w ręku dwie pizze :D. Nie oddalał się, więc rzuciłem hasło żeby dogonić, i ze dwa kilometry zapindalaliśmy po zmianach 45km/h. Nie wiem skąd miałem siły, uda piekły żywym ogniem ;). W końcu dogoniliśmy i parę kilometrów mogliśmy się powieźć, zanim skręciły. Później już na obrotach, do Poznania jechaliśmy 33-34km/h, więc szybko zeszło. Udany dzień, dużo się działo ;))))