Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1174.24 km (w terenie 530.50 km; 45.18%)
Czas w ruchu:69:17
Średnia prędkość:18.10 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:17133 m
Maks. tętno maksymalne:179 (95 %)
Maks. tętno średnie:158 (84 %)
Suma kalorii:13465 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:61.80 km i 3h 00m
Więcej statystyk
  • DST 42.77km
  • Czas 01:24
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekką pytką

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 2

Ach jak fajnie jedzie się rowerem, który po prostu działa, bez skrzypienia, ocierania i przeskakiwania ;).
Testowo i dość lekko, nogi już odpoczęły, mięśni nie czuję i siła w porządku, za to szybkość i dynamika leży. Ale i tak wygląda na to że zniosłem Challenge o wiele lepiej niż Trophy w zeszłym roku.




  • DST 84.24km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:29
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 60.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2407m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap V - Walim-Kudowa Zdrój

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 9

Ała... Rano bolą mnie całe nogi, od dużego palca u nogi aż po krzyże ;). W dodatku upał mimo wczesnej pory niemiłosierny, mimo kilku objazdów trudniejszych miejsc na trasie łatwo nie będzie. Chwilę zastanawiam się nad camelem, bo bufetów na etapówce jest mało, tylko trzy na etap, ale ostatecznie rezygnuję.
Start bardzo wolny, śmiać mi się chce gdy jedziemy 17km/h przez Walim. Na maratonie byłby ogień 40km/h ;).
Na początek dwa solidne podjazdy w pełnym słońcu, pod koniec drugiego na 16km wysączam ostatnie krople z drugiego bidonu, bo upał nieziemski. Takim schematem będę jechał - picie kończy się zawsze 30-60 minut przed następnym bufetem i dojeżdżam z wysuszoną paszczą. Na bufecie jeden powerade na miejscu i dwa do bidonów i jazda dalej, bo nie mogę przełknąć jedzenia. Zdecydowanie camel by się tego dnia przydał :).
Na bufecie doganiam Janka, mocno dziś zaczął. Na podjeździe znów wydziera do przodu, ale kontroluję go w lekkiej zadyszce, pod koniec znanego podjazdu za Andrzejówką atakuję i się odrywam. Jedziemy częściowo trasą Wałbrzycha, doskonale ją już znam i nawet zjazdy pokonuję w siodle. Następuje 16km szlaku granicznego, technicznie łatwiejszy od tego ze Złotego Stoku, ale kondycyjnie bardziej wymagający. Suszy. Picie kończy mi się jeszcze przed zjazdem w dolinę gdzie miał być bufet i chyba z 10km jadę bez picia. Znów kurwuję pod nosem :).
Sporo korzeni, łatwych, ale mocno wybijających z rytmu.
W końcu długi zjazd do bufetu, na którym zaliczam glebę na koleinie w szutrze. Na szczęście zdążyłem mocno zredukować prędkość, więc skończyło się na małej obcierce. Bufet witam jak oazę na pustyni ;).
Teraz sekcja asfaltów chyba z 20km. Z początku mocny i długi podjazd, później generalnie w dół, z widokiem na zbliżające się Góry Stołowe. Ten odcinek jadę sam, ale mija dość szybko.
Na ostatnim podjeździe do Karłowa, najpierw w lesie po bruku z ogromnych kocich łbów, później po prażonych słońcem łąkach zdycham całkowicie, zastanawiam się kiedy spadnę z roweru, ale jadę, bo tasuję się z Rosjaninem, chyba też ma dosyć, ale twardo walczy. Na bufecie dziewczyna informuje nas że już tylko w dół.
Jest to prawdą przez 500m, później jeden techniczny podjazd, następnie drugi... i jeszcze trzeci ;). Na jednym z nich na mokrych kamieniach słyszę soczyste "Suka!!!" i dzwięk uślizgującej się opony, Rosjanin zostaje z tyłu więc atakuję :).
Na dłuższym odcinku asfaltu też widzę lepszą technikę, 6 dni temu bardzo zwalniałem na zakrętach teraz wchodzę 50km/h i jeszcze dokręcam. Końcówka to odwrotność uphillu z prologu, mijam tam Jarka W. z laczkiem 3km od mety. Pech, ale dzięki temu mam zwycięstwo etapowe, hehe.
Wyprzedzam jeszcze kilku bikerów na technicznych odcinkach, ale końcówka bez sensu jest poprowadzona serią schodów i bardzo stromą ścianką, gdzie Rosjanin dysponujący lepszą techniką mnie porobił ;(.
Nie wiem po co były te schody na finiszu, chyba z 5-6 odcinków, chyba po to żeby ktoś się jeszcze połamał na samym końcu.
Ciężki etap przez duży upał, ale pogodę mieliśmy genialną cały wyścig, prawie zawsze było optymalnie, prawie nie było też deszczu.
Ogólnie porównując Sudety MTB do MTB Trophy z zeszłego roku widzę że Challenge było trudniejsze, i technicznie, i kondycyjnie. Spodziewałem się czegoś łatwiejszego, i trochę mnie to zaskoczyło. Ale bardziej mi się podobało niż Trophy, bo jechało się dokądś, był jakiś cel gdzie trzeba było dojechać, a nie jechało się po pętlach, noclegi w salach miały swój fajny klimat, trasy były bardzo zróżnicowane no i towarzystwo było świetne.
Chętnie powtórzę ten wyścig w przyszłym roku, może z lepszym przygotowaniem, żeby Josip musiał się trochę posprężać ;).

Czas ostatniego etapu 5:29:50, miejsce 110/197, najlepsze jak do tej pory.
Miejsce w generalce SOLO 87/147 z łącznym czasem 30:31:18

Josip 28:42:45
Klosiu 30:31:18
Janek 31:46:14
Piotrek 32:51:35
Iga 33:31:58
Marc 34:19:07
Wojtek 36:24:21

Na końcu obiecany bufet mięsny, mięcho i kiełbasy z grilla, wędliny, smalczyk i kiszone ogórki z pajdami chleba! :D Obżeram się tak jak jeszcze nigdy na tym wyścigu (ale następnego dnia rano znów jestem głodny jakbym nic nie jadł ;)), smakuje genialnie po sześciu dniach wpieprzania słodkich koksów.
Piwo już nie wchodzi, więc całą ekipą ścigantów wraz z Januszem z Poznania kończymy Sudety MTB Challenge paroma kolejkami żubrówki. I to też było fajne :).


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 76.91km
  • Teren 65.00km
  • Czas 05:42
  • VAVG 13.49km/h
  • VMAX 63.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2481m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap IV - Złoty Stok-Walim

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 4

Org trochę straszył tym etapem, że ciężko, non stop interwały with no rest...
W sumie to jedyne góry w których nigdy nie byłem, byłem za mały gdy odbywały się maratony w Bardzie ;), więc było się czego bać. Znajomi co niektórzy też już deklarowali, że pojadą turystycznie, że sprzętu szkoda, że ciężko... ;P
Na starcie mocno czuję nogi, samopoczucie też niewyraźnie, dziwne, bo wczoraj po zjeździe z trasy byłem mało zmęczony. Peleton bardzo powoli startuje w pełnym słońcu i zaczyna dostojnie piąć się pod górę. Zgodnie z założeniem jadę powoli, stopniowo się rozkręcam i wyprzedzam, ale dowalam do pieca dopiero po przekroczeniu DK46 na 12 kilometrze. Bardzo łagodny podjazd po szutrach, z fajnymi widokami z prawej. Wyprzedza mnie mocny Czech i siadam mu na koło, ładnych parę kilometrów jedziemy po mocnych zmianach pod 30km/h mimo że jest pod górkę. Jak zwykle samopoczucie na starcie nie ma nic wspólnego z jazdą na etapie.
Tak dojeżdżamy do słynnego zjazdu do Barda. Dla mnie horror. Początkowo po mokrych skałach, później po szutrze od czasu do czasu urozmaicanym śliskimi jak cholera skałkami. Tak śliskich kamieni nie było nigdzie na trasie!
Tracę miejsca, ale wyprzedzają mnie dość mocni zawodnicy, więc ładnie pociągnąłem na początku :).
Wyprzedza mnie też Piotrek, ale dosłownie chwilę dalej na dużej prędkości zalicza glebę na śliskim odcinku. Macha żebym jechał dalej więc jadę. Ten zjazd to była rzeźnia, bardzo dużo ludzi tu przyglebiło.
U wylotu wąwozu bufet, po którym wkraczamy w inny świat. Sucho, przejezdnie, bez korzeni (tzn korzenie były, ale po wczoraj wydaje mi się że nie ma ich aż do końca, ogromne korzenie na szlaku granicznym zrobiły swoje ;)).
Dość łatwy odcinek do Srebrnej Góry, tam przejazd słynnym wiaduktem bez barierek, zjazd dla szaleńców oczywiście sprowadzony i genialny singiel dookoła ogromnej twierdzy brzegiem fosy, tuż nad przepaścią. Piękny odcinek.
Później był wspomniany w roadboku "up and down, up and down with no rest", czyli droga do Wielkiej Sowy z zaliczeniem bodaj wszystkich szczytów tego wąskiego pasma górskiego. Podoba mi się, bo zjazdy są na tyle krótkie, że nie tracę wiele i odrabiam na podjazdach, a nawet zyskuję miejsca.
W końcu zaczynam trochę odczuwać zmęczenie, doganiają mnie ktone i Paweł z Biketires i gawędząc jedziemy dalej. Przed Wielką Sową doping dużej grupy młodych dziewczyn bardzo dobrze działa, wszyscy ruszają jakby zaczynali wyścig :D.
Odzyskuję część sił i dość wykańczający podjazd na Sowę robię w siodle, zresztą tak samo zjazd, który ostatnio poprzecinano wysokimi murowanym odpływami, na szczęście da się je przeskoczyć.
Na zjeździe z Małej Sowy tracę kilka miejsc, na chwilę schodzę z roweru, ale generalnie widzę olbrzymią poprawę w technice, jedzie mi się po tych wielkich kamieniach bardzo dobrze.
Kluczowe było odkrycie dokonane poprzedniego dnia - na mokrych korzeniach i kamieniach nie hamuje się przodem. Teraz każdy zjazd jest dwa razy łatwiejszy i szybszy, bo nie ma nawet jak wytracić prędkości, hehe :).
Krótki asfalt i jestem w miasteczku Walim, które kopiując styl roadboka ochrzciliśmy We are smashing ;).
Bardzo fajny etap, dobrze mi się jechało. Pogoda też idealna, ładnie, ale nie za gorąco. W końcu rower nie wymagał żadnych napraw po etapie! ;)
Czas 6:03:07 i 131/198 miejsce open.

Do Josipa straciłem tylko 21 minut, Janek stracił do mnie z kolei 25 minut i sytuacja była już jasna. Piotrek w czasie gleby miał poważną kontuzję i ledwo zmieścił się w limicie, ale na szczęscie mu się udało. Ja bym chyba zrezygnował, tylko podziwiać determinację.


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 69.23km
  • Teren 65.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 11.08km/h
  • VMAX 46.20km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2127m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap III - Stronie Śląskie-Złoty Stok

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 0

O tym etapie było wiadomo jedno - bedzie technicznie. W związku z tym od razu odpuściłem myśli o dobrym wyniku i skoncentrowałem się na oszczędzaniu sił na pozostałe dwa etapy, bardziej dla ludzi ;).
Dostojna runda honorowa po Stroniu i podjazd maratonowym zjazdem poszła bardzo spokojnie, aż do Czernicy, którą znałem z pieszych wycieczek i wiedziałem że tam będzie pchanie. Szedłem szybciej niż ci usiłujący jechać :). Góry Bialskie są specyficzne - strome zbocza, ale szczyty to rozległe płaszczyzny, więc widoków za wiele nie ma. Na szczycie Czernicy było korzenne piekiełko i techniczny zjazd przechodzący w szybkiego singla. Sporo tu prowadziłem i sporo miejsc straciłem. Wyprzedził mnie i silny dziś Piotrek, i Janek, ale Janka dogoniłem na drugim solidnym podjeździe. Wojtasa w ogóle nie zobaczyłem ;).
Drugi podjazd pod Smrk był dość ciężki, ale na szczycie na 1100m zmienił się w genialnego singla na płaszczyźnie. Zapanowały nade mną euforyczne myśli (O tak kurwa!!! ;)) i jazda gładkim singlem bez korzeni była po prostu piękna. Nawet metr przejażdżki na przednim kole po rowie, który amor ledwo łyknął nie zachwiało moim samopoczuciem. Singiel miał się ciągnąć około 40km... ale wtedy jeszcze nie myślałem o tym i składałem się w zakręty z przyjemnością.
Po zjeździe nieco niżej znów pojawiły się korzenie i podejścia, zaczęło być trudniej, na dodatek zobaczyłem z tyłu Igę razem z Dunką ze Smart Cycling. Od razu przyśpieszyłem :).
Było trudno, zjazdy na granicy mojej akceptacji, sporo podejść. Po 20km zaczęło się odzywać zmęczenie, a tu jeszcze Borówkowa (Blueberry Mountain) i Jawornik Wielki (Great Sycamore ;)). Końcówka szlaku granicznego przed Borówkową była na tyle trudna, że samej Borówkowej praktycznie nie zauważyłem ;). Nowością był podjazd na przełęcz Jawornicką i zjazd zielonym szlakiem pieszym. Szedłem tam kiedyś i wiedziałem że to kontynuacja singla, i że łatwo nie będzie.
Na podjeździe pod Jawornik musiałem na chwilę zejść z roweru, ale żel pomógł na chwilowy kryzys. Zielony szlak o dziwo szedł całkiem łatwo, ale przed podjazdem, na redukcji rozlegl się trzask... i pierwszy raz w życiu zerwałem łańcuch :).
Dość szybko sobie poradziłem, ale w tym czasie wyprzedziła mnie i Iga, i Janek.
Spiąłem łańcuch, wsiadam... i nie idzie :). Co się okazało, zerwane ogniwo zahaczyło o wózek przedniej przerzutki i kompletnie go zmasakrowało, nie nadawał się do niczego i blokował łańcuch.
Chwilę zajęło mi pogięcie go tak żeby przechodził łańcuch, ale miałem do dyspozycji tylko młynek. Co tam, i tak głównie z góry. Dwie bardzo strome ścianki sprowadziłem, ale reszta była już do zrobienia. Tylko finisz nie wyszedł, kulałem się po Złotym Stoku na młynku 19km/h, oglądając turystów, park linowy, psy, koty... ilu to rzeczy człowiek nie widzi w czasie wyścigu ;).
Magicy z serwisu mieli tego dnia masę roboty, 40km ciągłego singla po kamieniach i korzeniach wykończyło wiele rowerów.
Zostałem szczęśliwym posiadaczem przerzutki LX, bo akurat innej nie było :). Ważne że działała do końca.
Najgorszy i wykańczający etap, mimo że najkrótszy. Ale miał swój klimat, na szczęście dojechałem stosunkowo mało zmęczony i miałem nadzieję że jutro pocisnę.
Czas 6:25:15, miejsce 165/201 open.
Dużo znajomych mnie dziś objechało, Wojtas o 39 minut, Piotrek o 31 minut, Janek o 8 minut i Iga o 4 :).
Chciałbym napisać że taki był plan, ale było gorzej niż planowałem, hehe.


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 86.53km
  • Teren 65.00km
  • Czas 05:55
  • VAVG 14.62km/h
  • VMAX 68.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2571m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap II - Kraliky-Stronie Śląskie

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

To ile się je na takiej etapówce, to zupełnie osobny temat. Standardowo koło siódmej było ogromne śniadanie, takie 2x normalne ;). Później sporo jedzenia w czasie etapu. Po powrocie obiad koło 17-18, też niemały, w przerwach uzupełnianie płynów izobronikami, a koło 20-21 dodatkowy porządny posiłek w knajpie. A organizm zmienił się w maszynę do przerobu każdej ilości jedzenia, po 2-3h od zjedzenia dowolnej wielkości posiłku człowiek znów był głodny.
Po etapie z Kralik obiecywałem sobie sporo, miał być łatwy (jak to często w roadboku wspominano "quite easy and fast" ;)) i obfitować w długie jednostajne podjazdy. Taki akurat pode mnie.
I początek był miły, w szybkim tempie pokonaliśmy dwie hopki pod drodze i zbliżyliśmy się do zasadniczego podjazdu pod Śnieżnik. Jechałem z Jarkiem W. z Venutto, który w tym roku jest bardzo mocny i na równych prawach walczył z Josipem. Niestety pod Śnieżnikiem uciekł mi gdy się zatrzymałem na bufecie i już go nie zobaczyłem. Podjazd pod Śnieżnik trochę mnie zaskoczył - wyprzedziłem ze dwie osoby, a obiecywałem sobie więcej :). Zaczęło mi się gorzej jechać, a na zjeździe standardowo zacząłem tracić miejsca. Gdy zlazłem na chwilę z roweru wyprzedził mnie Piotrek z Krakowa, mówiąc "Ale to się jedzie" ;). Może i tak, ale dwieście metrów dalej złapał snejka :P.
Drugi podjazd pod przełęcz Śnieżnicką już mnie wykończył, był chyba stromszy niż poprzedni i cały w słońcu, dodatkowo odchodziła ostra walka i trzeba było kasować ucieczki :). Zupełne przeciwieństwo wyprzedzania biernych megowców na maratonie w Stroniu, tu jechała grupka, niby dość spokojnie, ale każdy atak był bezlitośnie doganiany i kasowany. W końcu udało mi się urwać z jeszcze jednym bikerem i tak dojechaliśmy do bufetu, mały postój i już zjeżdżaliśmy pierwszym brukowym zjazdem tego dnia. Na poboczach tradycyjnie łatacze, ten etap był wyjątkowo kapciogenny. Kolejny podjazd jechałem już słabo, odcinek pokrywał się z maratonem w Stroniu aż do przełęczy Płoszczyna, ale jechało się przyjemniej, bo było dość sucho. Tylko narastała we mnie chęć ulżenia sobie soczystym "kurwa!", co zawsze jest objawem kryzysu :).
Za przełęczą skręciliśmy szutrówką w stronę Nowej Morawy, był tam dość techniczny, ale krótki zjazd po korzeniach, gdy ze dwa miesiące temu chodziłem tu pieszo myślałem że jest niezjeżdżalny, ale zjechałem go z marszu za niezłym technicznie zawodnikiem.
Zaraz za ostatnim bufetem zaczął się okrutny podjazd. Stopniowo coraz stromszy i z coraz bardziej nierównym śliskim brukiem. Widoczni z przodu ludzie prowadzili, a ja jechałem poniżej 5 km/h, zdychając w mocnym słońcu i ślizgając się na kamieniach. W końcu na górze, kilka kilometrów asfaltami i znów techniczny zjazd, tym razem nie dałem już rady psychicznie i część sprowadziłem. Prawdę mówiąc, byłem już tak wykończony że nie byłem pewien czy utrzymam kierę ;). Spora ilość przewyższeń się mściła. Na dół zjechałem z podobnie wykończonym Hiszpanem, ale stopniowo odżyłem na ostatnim podjeździe i uciekłem mu. Zjazd do Stronia był zupełnie inny niż na maratonie, wbrew mapie. Ale był za to znacznie lepszy, zamiast nudnej i nierównej szutrówki najpierw był trochę techniczny, ale przyjemny track w lesie, później szybki zjazd łąką i w końcu polna, bardzo szybka droga przechodząca w finiszowy asfalt. Szkoda że tego nie było na maratonie, piękny zjazd :).
Dojechałem kompletnie wykończony i ze słabym wynikiem, czas 5:57:17 i 150/206 open.
Przesada na początku mściła się później, postanowiłem kopiować w dalszych dniach styl Jarka Wójcika, który każdy etap zaczynał bardzo spokojnie, a później wkładał mi pół godziny albo i więcej.
Wojtas dołożył mi 38 minut (!!!) i pożegnałem się z jakimikolwiek nadziejami na zwycięstwo ;).
Janek stracił niecałe 10 minut, tu jeszcze sprawa mogła być otwarta.
Piotrek stracił dość sporo, bo złapał dwa snejki, ale tu też mogło być ciekawie, bo tylko pech sprawił że mnie nie objechał.
Ogólnie etap łatwy technicznie, ale wykańczający kondycyjnie, następnego dnia miało być dokładnie odwrotnie.
Patrząc na mapę, na ścieżki które w większości znałem z pieszych wędrówek i częściowo z roweru, zaczynałem się bać :).


Kategoria Maratony, Góry


  • DST 96.84km
  • Teren 80.00km
  • Czas 06:03
  • VAVG 16.01km/h
  • VMAX 57.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 2277m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap I - Kudowa-Kraliky

Poniedziałek, 23 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 4

Następnego dnia pogoda była już piękna, może nawet za piękna ;). Start peletonem z Kudowy z wykopem, jakiś czas pilnuję josipa, ale okazuje się, że raczej nie będzie szans na rywalizację, za mocny jest dla mnie w tym roku. Wyjebał do przodu jak torpeda, cytując Rodmana ;).
Na początek dwie hopki po 150-300m, zjazd z drugiej już techniczny, mocno stromym i błotnistym singlem, sterowanie polega tylko na kontrolowanym zarzucaniu dupą, bo przednie koło nie słucha na śliskim błotku. Nie zsiadłem tylko dlatego że nie wiedziałem jak się zatrzymać ;).
Chwila gnania po błotnistych drogach i nagle kolejka - wtf? Okazuje się że czeka nas przejazd ze 100m korytem sporej rzeczki pod drogą Kudowa-Kłodzko. Fajne urozmaicenie, a i buty można wymyć ;).
Tasuję się z Jankiem Ś., który przyjechał z nami autem, mimo że prolog przejechał lekko gorzej, to teraz mi odchodzi na serii bardzo stromych asfaltów.
Po wjeździe na wysokość przelotową zaczyna być wesoło, bo trasa zaczyna prowadzić przez kilkunastokilometrową sekcję mega błotnistych dróg, czasem da się jechać wąziutkimi groblami, a czasem trzeba brodzić. Sekcja singla ze Strona to przy tym nic, na szczęście jest w miarę płasko. Po tym wyczerpującym kawałku bufet, stoi tam GG, polewa powerade i zachęca serdecznie - " wpieprzajcie, wpieprzajcie te syfy, po ostatnim etapie będzie bufet mięsny i wtedy dopiero poznacie prawdziwy smak mięsa" ;)))
Po około 40km trasy zaczyna się to co lubię w Sudetach - szutrówki, długie podjazdy i szybkie zjazdy. Gdzieś tam mijam na trudniejszym kawałku Janka, wyjebał otb, a ja skoncentrowany nawet nie zauważyłem, więc gonię go aż do mety nie wiedząc że jest z tyłu. Technicznych kawałków dość sporo, ale też nie są za długie, więc stanowią miły przerywnik w trasie.
Fajny też był zjazd nartostradą - prawie że lot stromą łąką 50km/h, super uczucie, pewnie dałoby się szybciej, ale resztki instynktu powstrzymywały mnie przed odpuszczeniem klamek.
Na ostatnim długim podjeździe widzę josipa naprawiającego rower - urwany hak i zaczęło być dramatycznie, do mety jeszcze ze 20km, a Wojtas nie ma zapasowego, na szczęście udało mu się spiąć łańcuch na krótko w nadziei że da się jakiś hak załatwić na mecie.
Po wjeździe na szczyt jeszcze bardzo techniczny półkilometrowy kawałek po korzeniach w lesie obok wielkiego bunkra rejonu umocnionego Kraliky, znów szalona jazda z góry po łączce (ciekawe co by było jakby w tej trawie były jakieś koleiny ;)) i wykańczająca ucieczka po asfaltach do mety, 100m za mną siedział jakiś biker i zawzięcie mnie gonił, więc musiałem się sprężać. Finisz pod górkę na rynek i koniec.

Czas 5:51:34, miejsce open 134/212.
Zaliczyłem jednak jedno zwycięstwo etapowe nad Josipem, który przyjechał na 155 pozycji 16 minut później, trochę oszukane ale liczy się fakt ;P.
Jankowi dołożyłem 21 minut, po glebie pogiął koło i jechał wolniej.

Reszta dnia pokazuje jak będą wyglądać kolejne - mycie rowerów, oddanie ich do przechowalni, prysznic, obiad, piwo, mechanicy (znaleźli jednak hak dla josipa, ale co ci goście robili to się w głowie nie mieści - przy rowerze mogli naprawić absolutnie wszystko). Dłuższy czas pijąc bronki patrzyliśmy jak Czesi z warsztatu naprawiają masę sprzętu łącznie z pogiętą obręczą Janka (początkowo młotkiem - jak to określił mechanik "Brutalny wyścig - brutalne metody!" ;D ).
Później drugi obiad, a może kolacja, jeszcze piwko i spać, bo następnego dnia o 6 trzeba wstać.
Niepokój budzi fakt, że trasa wcale a wcale nie jest łatwiejsza niż zeszłoroczne trasy Trophy, a przecież miały być same szutry?
Nogi jeszcze całkiem świeże, czuję się nieźle.


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 43.13km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 9.08km/h
  • VMAX 61.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 950m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - prolog

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 4

Pół nocy lało, ale z rana jest już dobra pogoda, tylko trochę zachmurzone. Start czasówki o długości 9.5km i około 470m przewyższenia dopiero po piętnastej, więc nie mogąc się doczekać jedziemy z josipem przejechać próbnie trasę. Przed wyścigiem miałem wątpliwości czy klockowane Vapory 2.1 będą dobrym wyborem, ale po wjechaniu w teren wątpliwości ustępują :). Mokro i ślisko, trawersy w błocie i trawie nie idą jak powinny, ale jedziemy dalej, po paru ściankach i dość technicznych singlach grzbiecikiem po korzeniach i skałach druga połowa jest łatwiejsza, końcowe dwa kilometry po asfalcie, ale gubimy drogę i do mety dochodzimy szlakiem pieszym - niosąc rowery na plecach :).
Zjeżdżamy asfaltem w dół i już niedługo start. Minimalne wyposażenie, po pół bidonu picia - full profi ;).
Ale nogi już trochę sztywne, rozgrzeweczka była jednak trochę przesadzona.
Startujemy w odstępach 30s, dookoła mnie startują jacyś mocni Czesi z jednego teamu, więc jest to dołujące, bo przez pierwszą połowę mijają mnie z prędkością światła, a później jadę sam, mam wrażenie że jestem ostatni i zastanę zwiniętą metę na górze, hehe.
Ale jadę oszczędnie, mogę zyskać parę sekund, a jutro stracić parę minut przez zbytnie zakwaszenie. Ostatecznie ukręciłem 44:12, co dało 135 miejsce open na 218 startujących - dość reprezentatywny wynik dla całego Sudety MTB Challenge.
Wojtas wlał mi około 2.5 minuty i zajął miejce w okolicach 100 open, co również jest dość reprezentatywne ;).


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 3.30km
  • Teren 2.50km
  • Czas 00:18
  • VAVG 11.00km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test drive

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0

Test poprawionego młynka. Nie zaciągnął ani razu :). Na początku w stromszych miejscach przeskoczył łańcuch kilka razy, więc pomyślałem że jednak nowa tarcza ;), ale później chyba się wszysko ułożyło, bo nawet super siłowe kręcenie pod bardzo strome górki i w głębokim piachu nie spowodowało przeskoczenia. Więc chyba się udało, ale jutro będzie jeszcze jeden przejazd testowy :).




  • DST 10.53km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:34
  • VAVG 18.58km/h
  • VMAX 31.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rege

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 17.07.2012 | Komentarze 10

Sprawdzenie napędu. I dobrze że sprawdziłem, bo nowy łańcuch makabrycznie zaciąga na młynku. Chyba pilniczek pójdzie w ruch. I pewnie trzeba będzie korbę wymontować, same kłopoty ;).




  • DST 102.59km
  • Czas 03:10
  • VAVG 32.40km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 143 ( 76%)
  • Kalorie 2288kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przetarcie przed Sudetami

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 5

Umówliśmy się z Marcem na gościnne występy na ustawce szoszonów na rondzie Obornickim.
Po przyjechaniu zaskoczony byłem ilością bikerów, dobrych kilkunastu szosowców było, więc znaczny peletonik. Ze znajomych widzialem tylko Virenque, poza tym zupełnie nieznane twarze, więc tempo również było zagadką.
Z początku parę kilometrów spokojnie, ale zaraz za Złotnikami zaczął się ogień, prędkości pod 50 km/h i ogólnie ciężko :). Tego właśnie ostatnio mi brakowało, hehe.
W niecałe czterdzieści minut byliśmy w Obornikach, dojechałem w pierwszej grupie, ale peleton się porwał, więc poczekałem kilka minut na grupę Marca, a później już trochę spokojniej dojechaliśmy do Biedruska. Średnia 35km/h po 60 km, tętno średnie powyżej 150, ładnie jak na trening. Przez resztę dystansu jechaliśmy już swoje, dość rozjazdowym tempem, bo obaj czuliśmy zakwasik w nogach, hehe.
Super trening, trzeba częściej nawiedzać te ustawki w weekendy bez startów. Na pewno to więcej da niż zamulanie na wytrzymałości.


Kategoria 100-200