Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:1219.86 km (w terenie 484.00 km; 39.68%)
Czas w ruchu:54:49
Średnia prędkość:22.25 km/h
Maksymalna prędkość:74.60 km/h
Suma podjazdów:9250 m
Maks. tętno maksymalne:180 (96 %)
Maks. tętno średnie:163 (87 %)
Suma kalorii:25541 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:60.99 km i 2h 44m
Więcej statystyk
  • DST 28.35km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 17.01km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdowo

Poniedziałek, 26 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 0

Chyba permanentnie zakorkowany Poznań w końcu dał do myślenia co inteligentniejszym samochodziarzom. Dziś widziałem garniturowca na rowerze! Rower pod kolor - czarny holender, nóweczka z osłonami łańcucha i tylnego koła, w specjalnym czarnym koszyku na kierze aktówka - wyglądało to wytwornie. W końcu ludzie zaczynają trochę myśleć :-).
A ja sobie popedaliłem kawałek nadwarciańskim, skręciłem na Morasko. Kółko dookoła miejskiego śmietnika, gdzie teren najbardziej przypomina "coś górskiego" (wczoraj single Wielkiej Raczy, dziś poznańskie smietnisko - wiem co to znaczy upaść, bitch! ;)), no i rundka na Morasku.
I tyle.




  • DST 82.68km
  • Teren 60.00km
  • Czas 06:15
  • VAVG 13.23km/h
  • VMAX 74.60km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka Racza

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 6

Po maratonie rozjazdowa wycieczka :)
Paweł wyciągnął mnie z wyra już przed ósmą, przed dziesiątą ruszyliśmy w drogę. Na zjazd jeszcze ubraliśmy się na długo, ale już po paru km cieplejsze ciuchy poszły do plecaków na pierwszym podjeździe. Jak na turystów przystało, asfaltami wdrapaliśmy się na Ochodzitą (895m), pierwszą rozgrzewkową górę na trasie.
Na szczycie przerwa, bo pogoda była idealna i widoki po prostu zajebiste.




Tam jedziemy :)

Po małej przerwie zjazd golonkowym zjazdem, jadę sobie wolno... za wolno, w pewnym momencie koło się blokuje, chwilę stoję na przednim... i robię majestatyczne otb w takie jeżyny, że dobrą chwilę się wyplątuję, noga od razu zalewa się krwią, łapy podrapane, kolce wyciągałem jeszcze godzinę później :D.
Chwilę jedziemy trasą Powerade, potem odbijamy w widokowy niebieski szlak i zdobywając Sołowy Wierch zjeżdżamy do Zwardonia, gdzie wskakujemy z kolei na trasę trzeciego etapu Trophy. Dogania nas silna ekipa wczorajszych megowców, chwilę jedziemy razem, ale na podejściu pod Beskid Graniczny pozwalamy im odjechać ;).
Długa sekcja szutrów, gdzie parę miesięcy temu walczyłem zaciekle z Rodmanem mija przyjemnie, po długim zjeździe wskakujemy na asfalcik w Rycerce i po krótkim popasie w sklepie lecimy dalej.
Na podjeżdzie żółtym szlakiem mlodzik od razu nadaje takie tempo, że widzę go może z 500m :D.
Jadę sobie spokojnie, jednak to dość strome 4km (około 500m przewyższenia).
Mijane na szlaku dzieci zafascynowane są moimi bidonami, gdzie nalałem różnokolorowe powerady: "Tata patrz, ten pan ma pomarańczowy i niebieski sok w butelkach!"
"Tak dziecko, bo to Koksiu, on takie rzeczy pije, ale ty nie próbuj" ;D
Na szczycie popasik, bo mi się głód włączył na podjeździe (kanapeczki rulez w takich wypadkach, o wiele lepsze od batonów), poza tym widoki są godne przerwy.


Zastanawialiśmy się z mlodzikiem, co to za skaliste szczyty, wyraźnie wyższe od Raczy, widać na wschodzie w centrum zdjęcia. Okazuje się że to pewnie pasmo Małej Fatry na Słowacji, o wysokościach między 1600 a 1700m npm.

I już jedziemy czerwonym granicznym szlakiem. Tak samo zajebiście jak na Trophy, tylko bardziej sucho :).
Ale nie wiem czemu mi się wtedy tak dobrze tu jechało, pewnie już byłem znieczulony po trzech dniach napierania, tym razem zjeżdżam dość ostrożnie.
Te single powinny być objęte ochroną dla rowerzystów :).


Pablo na singielku. W tle mała próbka widoków.


Widok z singielka. Z tej wioseczki startowaliśmy.

Omijamy singlem Wielki i Mały Przysłop, wspinamy się cięzkimi podjazdami na Magurę i Kikulę (okolice 1100m).
Chwilę gadamy ze Słowakiem znakującym szlak i czerwonym szlakim zjeżdżamy ponownie w stronę Beskidu Granicznego.



Zjazd bomba, stromy, ale o dobrej przyczepności i z super widokiem tuż przed twarzą. Oczywiście wariat Paweł od razu mi znika, na każdym zjeździe mi dokłada w okolicach minuty :).
Od Zwardonia już głównie asfalty, ale jeszcze sporo ostrych podjazdów zaliczamy jadąc w stronę Ochodzitej.
Od Ochodzitej do stadionu już generalnie w dół. I dobrze, bo wyraźnie wypstrykałem się z glikogenu, czuję charakterystyczne delikatne pieczenie w mięśniach. Jeszcze tylko jakieś 200m przewyższenia do kwatery, niestety ostatni sprincik na nastromieniu wygrywa Paweł i wjeżdża na metę o długość roweru przede mną :).
Super dzień, wszystko dopisało, pogoda, trasa i towarzystwo :). Godne zakończenie sezonu w górach.


Kategoria Góry


  • DST 82.23km
  • Teren 70.00km
  • Czas 06:07
  • VAVG 13.44km/h
  • VMAX 66.80km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 177 ( 94%)
  • HRavg 146 ( 78%)
  • Kalorie 4761kcal
  • Podjazdy 2800m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Istebna - finałowo

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 27.09.2011 | Komentarze 10

Na start jedziemy z mlodzikiem autem - mimo że to tylko 2.5km, to dodatkowo 150-200m w pionie i zachodzi obawa, że powrót na rowerach byłby ciężki ;).
Rozgrzewkowo jedziemy obejrzec korzonki i początek pętli giga. Szok i przerażenie: miejsce codziennego taplania się w błocie po ośki na koniec każdego etapu Trophy zmieniło się w gładki szuterek! :)
W sektorach podejrzanie ciasno, widać że jest bardzo dużo ludzi. Piękna pogoda zachęca do startu.
Jakoś super się czuję :). Po starcie ze stosunkowo niskim tętnem zaczynam wyprzedzać coraz więcej ludzi, gdy się nastramia odchodzi mi trochę mlodzik i Maciej R., ale nie przejmuję się, jeszcze się rozkręce :).
Na zjeździe singlem z Szarculi wkurzają mnie ludzie jadący za wolno :). Parę sekcji technicznych podjazdów po korzeniach i jesteśmy na podjeździe skalną płytą, widoki dookoła takie że aż się nie chce jechać. Głowa się sama kręci. Szybki zjazd w dolinę i wspinamy się na Ochodzitą. Super stromy podjazd po płytach przed górą tym razem podjeżdżam, i to całkiem na luzie. Dobrze się nóżka kręci :). Na asfalciku widzę Adamuso który łyka mnie na zjazdach jak chce, ale podjazdy mu nie idą przez kurcze. Zbliżam się szybko i łykam gdy staje na płytach na Ochodzitej. Zjazd zjechany szybko i na luzie, dalej podjazd stokówką, na górze widzę Macieja R. Nagle staje, okazuje się że ma laczka. Zaczyna się zjazd, dość prosty, trochę luźnych kamieni i zakrętów. Trochę chyba za bardzo się rozpędzam, nagle na prawym zakręcie ucieka mi przednie koło i jak nie walnę betami w ziemię przy dobrze ponad 30km/h! Zero czasu na reakcję, jadę i nagle oram skalisty grunt. Chwilę leżę, probując się domyślić czy żyję ;). W końcu myślę że trzeba zabrać rower z trasy, leży tyłem do przodu.
Szybka obdukcja i szacowanie strat: Rękę mogę podnieść, więc bark cały; palce w porządku; łokieć puchnie ale się zgina; kask wgnieciony, ale nie ma kamienia w otworze ;); kolano posiekane, szybko zalewa się krwią, ale pracuje; dupa zbita, spodenki podarte i już widać że będzie wielki siniak ;). Ogólnie najpoważniejsza gleba jaką miałem :). A rowerowi nic się nie stało poza pogiętym jednym rogiem.
Wsiadam i jadę powoli, jeszcze sprawdzając, czy nic nie mam połamanego, ale da się kręcić. Za chwilę widowiskowy przejazd grzbietem po łąkach po słowackiej stronie, tym razem jadę spokojnie, patrząc jak krew z kolana leje się do buta. Nieźle to wygląda, na kolano wolę nie patrzeć, ważne że pracuje.
Sól z potu powoduje ostre szczypanie, w tym momencie uwielbiam zjazdy, które chłodzą rany, choć od upadku zjeżdżam bardzo wolno.
Po jakimś czasie dogania mnie Maciej i wyprzedza jak dzieciaka, widać że ma dziś nogę.
Zaraz dojeżdża Adam, ale nie daję mu uciec. Zaczyna nas wyprzedzać czołówka mega, jakieś 5-10km dalej niż w zeszłym roku, więc i tak jadę lepiej. Na podjazdach za Trójstykiem podczepiam się raz za jednym, raz za drugim, żeby się rozkręcić, o dziwo, wytrzymuję ich tempo bez problemu, o ile podjazd nie jest za stromy. Na kole tych szybkich dostaję się do bufetu. Jest tam karetka, ale jak pomyślałem ile bym czasu stracił jakby zaczęli przy mnie grzebać ;) to odpuszczam opatrunek i jadę dalej.
Do mety generalnie w dół, korzonki zjeżdżam... do połowy :D.
Na bufecie dłuższy popas, bo wiem że przez 20km nic nie będzie i rura.
Zaczyna się wyniszczający podjazd, najpierw trochę technicznych mokrych kamieni, później długa sekcja asfaltu i na koniec początkowy podjazd z pierwszego etapu Trophy. Wyprzedzam od razu na początku chyba ze czterech ludzi, mnie z kolei doganiają dwaj laczkarze, młodziak z Rowerowania, idzie w pięknym tempie i zawodnik z Biketires, którego też widziałem jak zmienia laczka.
Mam dwa zaoszczędzone żele, jem co pół godziny, przydają się przy tym ponad godzinnym stromym podjeździe.
Gdy zaczyna się zjazd jadę znów wolno, po chwili słyszę "Z lewej jadę..." i delikatnie wyprzedza mnie mistrz downhillu Adamuso ;D. Od razu mi znika, mówię do siebie "No kurwa" ;))) i przyśpieszam :).
Na szczęście zaczyna się długi odcinek asfaltowy, mimo że podjazd zarzucam blacik i napieram. Najpierw łykam Biketiresa, a za chwilę widzę Adama, ale chwilowo nie mogę go dojść, udaje się dopiero po połączeniu z mega, zaczyna się ostra wyprzedzanka, która zawsze dobrze na mnie działa :). Łykam Adama, na korzonkach znów jest pierwszy ale wyprzedzam z laczka, w singla wchodzę pierwszy, ale na finiszu się zrównujemy i kończymy z identycznym czasem :D. Pasjonujący pojedynek, dzięki niemu przestałem się obijać na zjazdach ;).

Czas nie jest zły mimo gleby, 6:03:35, 40 minut lepiej niż w zeszłym roku, a trasa była porównywalna, bo czołówka miała prawie identyczne czasy.
Do lidera 2:01:37 straty, co w końcu dało mi wynik ponad 400pkt w "prawdziwym" górskim maratonie.
Miejsce 117/167 open i 48/71 M3.

Spokojnie mogło być 15-20 minut lepiej gdyby nie ta glebka. No ale mówi się trudno, jak się nie psewrócis, to się nie naucys ;))
Na mecie pani sanitariuszka fachowo i brutalnie opatruje mi ranę, wyciągając z kolana trawę, kamyki itp itd ;). Dzięki temu mogę jutro jechać na "rozjazd" na Wielką Raczę ;).


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 82.04km
  • Czas 02:40
  • VAVG 30.77km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 160 ( 85%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 1800kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostatni dzień lata

Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 2

Prognozy były jednoznaczne - będzie padać albo nie ;).
Wyskoczyłem na ostatni trening przed Istebną, znów do Wielenia, tyle że na początku pagórkowatą południową szosą. Pod wiatr wysiłek był spory, ale we Wieleniu było mi jeszcze trochę mało, więc pojechałem rozbiegową szosą z Michałków zobaczyć, dokąd jest taki ładny asfalcik. Tą szoską mogę sobie jeździć w nieskończoność :). Asfalcik jak lustro, zakręciki, cały czas w lesie, jeziora, bagienka, wszystkie rodzaje lasów :).
Niestety po 10km super asfalcik się urwał i do wyboru pozostały trzy jednakowo dziurawe drogi pamiętające chyba drugą wojnę światową ;).
Zawróciłem i na spokojnie z wiaterkiem w plecy ciągnąc 34-35km/h wróciłem północną stroną do Czarnkowa. A w Czarnkowie szał ciał, bo akurat przyjechał Tuskobus :D.




  • DST 60.46km
  • Czas 01:53
  • VAVG 32.10km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 173 ( 92%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 1274kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Typowa traska

Środa, 21 września 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 2

Nic ciekawego. Czarnków-Wieleń-Czarnków, po drodze kilka serii skoków na wysokiej intensywności. Pierwsze 30km ok, ale z powrotem już słabiej, para zeszła :).
Pogoda zajebista i mam nadzieję, że do Istebnej się taka utrzyma :).




  • DST 41.23km
  • Czas 01:25
  • VAVG 29.10km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Orzeł Maltański

Wtorek, 20 września 2011 · dodano: 20.09.2011 | Komentarze 1

Powrót na Matlę po długiej przerwie. Prawie nie było ludzi, sezon się skończył ;).
Pięć kółek mocnym równym tempem i powrót przez Cytadelę zeby dokręcić parę podjazdów. Parę kilometrów w fajnych korkach - Poznań stoi ;).
Chyba jakaś laseczka nie zdała przeze mnie egzaminu na prawko ;P. Chamsko zajechała mi drogę wyjeżdżając z parkingu i chyba instruktor za nią hamował sądząc z gwałtowności reakcji. Jak się nie umie, to się nie zdaje ;>.



Zajebisty trailer, nawet DMK chwilę widać ;).




  • DST 30.71km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 22.20km/h
  • VMAX 37.40km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 0

Lekki rozjazd, wszystko ze średniej tarczy. Rusałka-Strzeszynek-Cytadela. Dawno nie jeździłem szlakiem na Strzeszynek, fajnie sobie było przypomnieć.
Pogoda idealna.




  • DST 102.34km
  • Teren 97.00km
  • Czas 04:33
  • VAVG 22.49km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 180 ( 96%)
  • HRavg 163 ( 87%)
  • Kalorie 4212kcal
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Michałki Wieleń

Sobota, 17 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 6

Zajechaliśmy na miejsce z Josipem ponad godzinę przed startem, miłe zaskoczenie - nie ma kolejek :). Tego się najbardziej bałem pamiętając ogromny ogonek w zeszłym roku. Ale jak widać organizatorzy wyciągnęli wnioski.
Jadę bez śniadania - zdążyłem rano ugotować makaron, ale nie zdążyłem go zjeść ;). Dwa banany i puszka tigera muszą wystarczyć.
Ustawiamy się w środku stawki całą emedowską grupą, tylko Rodmana nie ma, bo dziś startuje w dystansie dla cipek ;>.
Już przy wyjeździe ze stadionu koreczek, ale zaraz na szosie łapię się na koło mocnego gościa naginającego ponad 45km/h (to z tego asfalciku jest Vmax) i łykamy kilkadziesiąt osób przed zjazdem w las, prawie dociągamy do czuba.
W lesie wiadomo - na początku muszą odpaść ludzie, którzy potrafią jechać szybko tylko po asfalcie i tylko 10 minut ;). Taki przesiew trwa jakiś czas, cały czas zdobywam pozycje, wyprzedza mnie za to najpierw JP, za nim skacze mlodzik. Nie gonię, nie jestem rozgrzany, przepona piecze, tętno cały czas sporo powyżej 170.
Wiem że bez rozgrzewki te pół godziny trzeba przecierpieć. Widzę Josipa z przodu, zaginam się nieco żeby mi nie uciekł, liczę na zemstę za Międzygórze ;).
Kurcz przepony ustępuje, patrzę na pulsak - 30:15 jazdy ;D.
Tętno też nieco spada, organizm wchodzi na obroty, przesiew słabszych ukończony, można depnąć.
Zaczynam powoli wyprzedzać, goniąc Josipa widocznego dalej z przodu. Ciągnie sporą grupę, dochodzę ich przed rozjazdem, okazuje się że skręca na giga tylko dwóch bohaterów z Emedu ;).
Dłuższy czas jedziemy razem, jest wesoło bo Wojtas glebi niemiłosiernie na podjazdach i zakrętach, przy mnie zaliczył 4 glebki ;D.
Do 40km głównie on jest z przodu, ale się nie martwię, na Michałkach maraton zaczyna się po 50 km :).
Jadę swoje, jedziemy na 15 i 16 pozycji giga, na zmianę.
Cały czas zastanawiam się, gdzie Jacek i mlodzik, przypuszczam że są z przodu, więc ciągnę ostro. Żele idą jeden na 45 minut, mam pięć, i taką sobie częstotliwość obliczyłem ze względu na brak śniadania przed startem. Inna sprawa, że nawet żeby żel wcisnąć, trzeba czekać okazji, miejscami jest tak wyboiście, że się nie da.
W okolicach 50km atakuję nieprzepisowo w strefie bufetu ;), i uciekam Wojtasowi, chwilę później doganiam Magdę Hałajczak, chwilę jedzie na kole, potem prosi o picie, bo jej się skończyło. Daję jej cały bidon, mam jeszcze camela, i tym sposobem do końca wyścigu jadę z jednym bidonem podpisanym "Magda" ;). Mogłem wziąć do analizy, co oni tam sobie za koksy mieszają ;).
Cała pętla giga pusta, oprócz Magdy wyprzedzam tylko jednego człowieka z Aga Teamu, jedzie od brzega do brzega 15km/h i ewidentnie widać że ma kryzys.
Taka pusta pętla jest charakterystyczna dla Michałków, nawet to lubię, jedzie człowiek sobie swoim tętnem, na tyle na ile się zmobilizuje - taki ma wynik.
Czasem patrzę na widoczki - było kilka ładnych miejsc, pagórkowata łąka porośnięta nieskoszoną trawą, parę ładnych zjazdów po otwartym, jeziora, bagno jak z horroru, ze sterczącymi z błota uschłymi drzewami. Fajnie.
W mijanych wioskach fajny doping, tylu kibiców na pewno nie było np na Bikemaratonie w Poznaniu :).
Jedna przeprawa wymagała utopienia butów, z prawej bagno, z lewej bagno, a pośrodku 30cm kałuża.
W końcu zaczął mnie łapać zgonik w okolicach 85km, poznać to się dało po charakterystycznych myślach (k...m... po ch... ja tu jadę, znów jakieś pier... korzenie, nie da się na tym j... maratonie porządnie rozpędzić znów jakieś p... muldy JEDŹ KUR...!!! (to do roweru, który akurat mimo blatu nie chciał jechać więcej niż 17km/h po grzaskim podłożu :D)).
10 km od mety ostatni żel trochę poprawił sytuację, za mostkiem nad torami zobaczyłem bikera w białoczerwonym stroju. JPbike! Spiąłem się do ostatniego sprintu, koleś niestety się obejrzał i też wyraźnie depnął, nie było szans dogonić, choć trochę się zbliżałem.
Nawet nie czułem że koniec pod wiatr, ciągnąłem równo 27-30km/h, niestety koleżka z przodu (nie Jacek jak się okazało) uciekł mi na 20s.
Na mecie okazało się że... z Emedu jestem pierwszy, czas 16 minut lepszy niż w zeszłym roku! Bardzo duża poprawa, czuję że to już blisko mojego szczytu możliwości.
Niestety, tylko 4 miejsce M3, trochę boli, bo do zwycięzcy tylko 5:40 straty. To było do zrobienia :/.
Słaby początek się mścił, bo jak wynika z międzyczasów, drugą połowę jechałem szybciej niż czołówka i zmniejszałem stratę.
Czas 4:27:10, miejsce 4/13 M3, 13/35 open, strata do lidera 25:40. 20 minut mniej niż w zeszłym roku.
JPbike przyjechał jako 5 M3 ze stratą 9 minut, ale się pogubili gdzieś z mlodzikiem.
mlodzik ze stratą 10:20 i 5 m-ce M2 (dobra jazda, nmawet świetna porównując do Międzygórza).
Josip finiszował chwilę później na 6 miejscu M3 (12:40 straty).
Tak że Emed zdominował miejsca na szerokim pudle, w M4 też bo Maks ze Zbyszkiem znakomicie pojechali zajmując 5 i 6 miejsce M4. (Tym razem Maks zwyciężył! Zupełna niespodzianka w klasyfikacjach, gratki! :-))
Tak że dyplomów zgarnęliśmy co niemiara ;).



Dyplomaci z Emedu ;)))


Kategoria 100-200, Maratony


  • DST 86.41km
  • Czas 02:55
  • VAVG 29.63km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 174 ( 93%)
  • HRavg 131 ( 70%)
  • Kalorie 1913kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieje

Środa, 14 września 2011 · dodano: 14.09.2011 | Komentarze 11

Niezła pogoda, tylko troszkę wiatr przeszkadza ;P.
Do Krzyża Wlkp 60% trasy z młynka, w Krzyżu średnia 25km/h. Masakra, przy podmuchach 20km/h przy tętnie 140.
Z powrotem prędkość w okolicach 40km/h przez większość czasu, skok średniej o 5km/h na 40km mówi sam za siebie :).
Tętno nisko, czas zacząć odpoczywać, bo nie będzie pary we Wieleniu :).
Nawiasem mówiąc, sucho w lasach w okolicach Wielenia, zapowiada się zabawa w piaskownicy ;).




  • DST 45.19km
  • Czas 01:27
  • VAVG 31.17km/h
  • VMAX 53.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 161 ( 86%)
  • HRavg 135 ( 72%)
  • Kalorie 1005kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozruch

Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Ale wczoraj byłem wymęczony :). Żadna jazda nie wchodziła w grę, dziś też dopiero wieczorem i dość luźno. Tętno na średnich obciążeniach nawet w normie, ale na wysokich już mocno zaniżone, mizerny hrmax osiągnąłem wjeżdżając powyżej 31km/h na 300m 7-8% podjazd.
Kilka krótkich skoków, poza tym spokojne 32-33km/h.