Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200

Dystans całkowity:14630.13 km (w terenie 2515.50 km; 17.19%)
Czas w ruchu:562:38
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:22933 m
Maks. tętno maksymalne:183 (97 %)
Maks. tętno średnie:164 (87 %)
Suma kalorii:172129 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:117.98 km i 4h 32m
Więcej statystyk
  • DST 110.50km
  • Czas 03:32
  • VAVG 31.27km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka

Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 16.07.2014 | Komentarze 1

Dziś miałem więcej czasu koło południa, więc postanowiłem zrobić typową nasiadówę 3+ h. Pojechałem trasą, która kiedyś była moją typową stówką, a którą już dawno nie miałem okazji jechać. Jak się okazało, nic się tam przez ostatni rok nie zmieniło :).
Trasa przez Trzciankę, Wołowe Lasy, Człopę, Wieleń i Rosko do Czarnkowa. Wiatr taki sobie, z północnego zachodu, niezbyt pomagał, ale noga w miarę dawała radę, więc wyszło dość szybko, choć nie obyło się bez wspomagania Radlerkiem we Wieleniu :).


Kategoria 100-200


  • DST 126.95km
  • Teren 110.00km
  • Czas 07:43
  • VAVG 16.45km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 5752kcal
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szaga, TR100

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 10

W tym roku start w Szadze stał pod znakiem zapytanie, od początku sprzysięgły się olbrzymie trudności. Marc odpuścił, więc musiałem jechać sam, po drugie trzeba było wcześnie wstać, a nawet jak  już jechałem do Sierakowa, to przez chwilę padało i poważnie się zastanawiałem czy nie zawrócić, bo nie usmiechało mi się cały dzień jeździć w deszczu :). Na szczęście padało może przez kilometr, i w końcu dojechałem do bazy zawodów, gdzie spotkałem piechurów - Krzycha, Pawła i Artura.
Rejestracja, odprawa, rozdanie map i całkiem pokaźna grupa orientalistów pieszych i zrowerowanych ruszyła zdobywać punkty.

PK 2, brzeg jeziora.
Prosty dojazd leśną drogą, co prawda od czasu do czasu zawaloną powalonymi drzewami, musiała tu ostatnio być niezła burza. Punktu nie ma, ktoś zajebał :). 15 minut szukamy z paroma ludźmi, generalnie bez pudła trafiamy od razu, ale są wątpliwości, bo w końcu lampionu nie ma. Po 15 przyjeżdża ktoś od orga i wiesza nowy lampion, podbijam kartę i lecę dalej na zachód. Peszek, taka strata na samym początku.

PK 8, mostek, strona południowa. 
Dwa, trzy kilometry leśną drogą, mostek nad bagienkiem trafiony bez pudła.

PK 13, mostek, strona wschodnia.
Pierwszy dłuższy i dość niebanalny przelot, bo tutejsze lasy mają bardzo chaotyczną przez liczne wzniesienia sieć dróg. Niemniej, z jednym odbiciem na północ, żeby wjechać na bardziej oczywistą drogę, trafiam bez problemu. Swoje możliwości nawigacyjne znam, i raczej staram się nadłożyć drogi, byle przelot był łatwy nawigacyjnie. Nadmiar kilometrów nadrabiam nogą ;).

PK 14, szczyt górki. 
Po drodze na krótkim kawałku asfaltu przed promem widzę Darka "DJK", który jedzie TR 150. Po przejechanej nocą większości trasy chyba nawet mnie nie zauważył ;). Na prom trafiam akurat tuż przed odpłynięciem i nie tracę czasu na czekanie.
Punkt na górce osiągnięty bez przeszkód, ale tam zauważam że zgubiłem kompas :/. Załamka, wracam aż do promu pytając ludzi czy nie znaleźli - nie ma. Przy okazji spotykam Krzycha robiącego trasę pieszą 25km. Znów strata jakichś 15 minut. zaczynam mieć myśli o odpuszczeniu, bo jak tu jechać bez kompasu? Ale przypominam sobie że mogę sobie wyświetlić kompas na Garminie, nie jest to idealne, bo kompasy na gpsie potrafią skoczyć ni z tego ni z owego o 20 stopni wte i wewte, ale przynajmniej będę widział gdzie jest północ ;). No i nie będę miał mierzenia odległości, wszystko trzeba będzie robić na oko. Fuck it, kto powiedział, że do orientacji dobry kompas jest niezbędny? ;).
Jadę dalej pogodzony z kiepskim wynikiem na koniec. Przynajmniej będzie długi tlenowy trening :).

PK 10, brzeg jeziora.
Przelot dość oczywisty, ale muszę wracać z 500m do właściwej drogi - efekt latającej północy na kompasie i braku mierzenia odległości. Na punkcie ludzie leżą na trawce i coś szamają. Taki piknik po 40 ledwo kilometrach? ;) Podbijam punkt i w drogę.

PK 9, skarpa nad źródełkiem.
Przelot dość łatwy, ale na potwornie stromej skarpie nad źródełkiem nie ma pk. Podczas czesania dochodzi mnie dwójka z TR100, jadą trochę słabiej, ale nawigacyjnie są lepsi i od tej pory raz na jakiś czas się mijamy na punktach. PK jest trochę dalej przy małym stawku. Już 2.5h na trasie.

PK 3, obniżenie terenu przy skrzyżowaniu przecinek.
Przestaje być banalnie. Do tej pory były rzeczki, jeziora itp dobre punkty orientacyjne, a następne punkty  leżą w labiryncie wydm z bezładną plątaniną dróg i bez jakichkolwiek charakterystycznych punktów. Z umownym kompasem może być ciężko. Na początek decyduję się odbić na wschód i zgarnąć pk 3 i 1 ze środka mapy, żeby później tam nie wracać, tylko od razu jechać na prom w Chojnie.
PK 3 trafiony bez żadnych problemów - aż się zdziwiłem.

PK 1, most, południowa strona. 
Jadę czerwonym szlakiem pieszym, trochę wyboisty, ale przynajmniej prowadzi mnie jak po sznurku. Most to brzmi dumnie, raczej mostek, i tak zarośnięty, że go nie zauważam i jadę z 500m za daleko, wracając znów spotykam dwójkę z TR100 :).

PK 12, szczyt góry na granicy kultur.
Na tym ciężkim terenie decyduję się opierać na szlakach pieszych, które są dobrze wyznakowane. Długo jadę niebieskim, po osiągnięciu wysokości punktu muszę przeskoczyć jakieś 2km na zachód na szlak zielony, na którym jest punkt. Problem jest taki że te 2km to kilka pasów pokaźnych piaszczystych wydm, gdzie szybko się całkowicie gubię. W jaką drogę nie wjadę, znów trafiam na niebieski szlak, zaczynam podejrzewać że wszystkie drogi w okolicy mają niebieskie oznaczenia, bo znakarz malował pod wpływem ;). Na dodatek numery działek nie zgadzają się z tymi na mapie - pierwszy raz coś takiego widzę. Zdesperowany włażę na wydmę i tam znajduję stary drewniany słupek z pasującymi numerami! :)
Jestem w domu, okazuje się że błądziłem 500m od punktu :). Góra rzeczywiście pokaźna, stroma jakby ją specjalnie usypali i całkiem wysoka. Znów spotykam dwójkę z TR100.  Nabieram optymizmu, bo już chciałem zejść z trasy :).

PK 16, stary  cmentarz, południowa strona.
Dojazd banalny, cały czas zielonym szlakiem. Tylko coraz więcej piachu i jest ciężko. Klimatyczne miejsce - w środku niczego, w sosnowym lesie jeden z leżących pni okazuje się być kamienny - fragment pomnika. Kilka obsypanych igliwiem ledwo widocznych nagrobków. Kiedyś musiała tu być jakaś osada, teraz nawet śladu po chatach nie ma.
Ostatni raz widzę tu dwójkę z TR100, dojeżdżają, gdy ja się zwijam.

PK 15, bród na rzeczce, północna strona.
Najdalej na północ wysunięty punkt. Atakuję od południa, mimo że punkt jest na północnym brzegu, ale to przecież bród, no nie? :)
Po długim przelocie tradycyjnie przestrzeliwuję drogę i muszę się cofnąć z 200m, ale później już trafiam nad rzeczkę bez problemu ciekawym zjazdem ze skarpy. Bród jak bród, wody było po jajka ;). Zajebiście przejemnie było schłodzić nogi po kilkunastu kilometrach przez piachy.

PK 11, szczyt górki.
Długi przelot, chyba z 10km, ale dość oczywistą trasą, praktycznie cały czas jedną twardą szutrówką bez odbić. Co prawda pierwsze 2km bardzo piaszczyste i już myślę, że będzie tak cały czas, ale się poprawia. Wiem że po 10km będzie leśniczówka koło której należy skręcić, więc wyłączam wszelkie zbędne funkcje mózgu i jadę w letargu. Wspaniale jest nie myśleć ;). Pod koniec dojeżdżam do jednego zawodnika i razem znajdujemy punkt.

PK 5, szczyt góry.
Znów szczyt góry, nie lubię tego, bo już nogi bolą ;). Ale łatwy przelot asfaltem, punkt szybko znaleziony, na szczycie punkt sędziowski. Podbijam, zjeżdżam i jadę dalej.

PK 7, szczyt górki na granicy kultur.
Znów szczyt górki :). Po drodze mijam Artura i Pawła robiących piesze 50km, od nich dowiaduję się że prom w Chojnie się popsuł i nie kursuje. Powinny o tym powiedzieć dziewczyny na PK 5, ale jakoś zapomniały. Fuck, cały misterny plan i założony wariant przelotu wali mi się w gruzy. Telefon do orga, faktycznie prom nie kursuje i trzeba wracać na drugi brzeg przez most w Sierakowie, a później znów jechać na punkty. +15km trochę boli, jak już się ma stówkę w nogach.
Ale i tak dobrze że spotkałem Artura i Pawła, bo jechałbym jeszcze 2km na wschód do Chojna.
Górka tym razem mała, daje się wjechać na rowerze :). Wkurzony udaję się w podróż do Sierakowa.

PK 6, most kolejowy (pod mostem)
Długaśny przelot po ostatnie dwa punkty. Do drodze mijam PK 1, który zgarnąłem kilka godzin wcześniej specjalnie, żeby tędy nie jechać :). Spora część to ciśnięcie asfaltem, a nogi już bolą. Wydaje mi się że każdy jadący z naprzeciwka rowerzysta to zawodnik z TR100 wracający do bazy, ale raz to jakiś tubylec na składaku, raz jakiś szoszon itd. Gdyby wiedzieli jakich nerwów mi dostarczają :). Punkt w głębokim wykopie pod mostem trafiony bez pudła.

PK 4, dąb na zboczu.
Tym razem teren, w tym momencie wolę teren od afaltu, bo tyłek mniej boli ;).Szkoda tylko że jest pod wiatr. Niemniej punkt na wysokim brzegu Warty osiągnięty. Wracam żółtym szlakiem którym kiedyś jechaliśmy z mlodzikiem i JPbike do Sierakowa. Po wjechaniu na asfalt wyprzedzam jakiś skuterek :), i dojeżdżam do bazy, gdzie okazuje się że jestem pierwszy na TR100. Yeah!
Fajna niespodzianka, spodziewałem się że będę ostatni ;).

Bardzo malownicze tereny, pogoda dopisała, bardzo miło spędzony dzień i dobry trening tlenowy. Okazało się że jechałem praktycznie tak samo długo jak w zeszłym roku, gdzie starczyło tego na trzecie miejsce. Teraz teren był znacznie trudniejszy, więc wystarczyło na pierwsze :).
Ale myślę, że jakby tak wywalić niezawinione przeze mnie zwłoki i objazdy, to dałoby się zrobić tą trasę z godzinkę szybciej.
Niedługo będzie trzeba montować półkę na puchary, w końcu mam już całe dwa, hehe.








  • DST 102.06km
  • Czas 03:27
  • VAVG 29.58km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rześka stówka

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 4

Stówka z rana jak śmietana :). 
Wybrałem się rano zobaczyć jak zniosę ponad 3h treningu. Trasa tak bardziej na wschód Tulec - Kostrzyn - Wierzyce - Pobiedziaje - Promno - Biskupice - Poznań plus dwa kółka dokrętki na Malcie. Fajnie, nie wiało jeszcze zbyt mocno, rzepak aż dusił zapachem, słońce świeciło i nie było za gorąco. Choć na końcówce już żeberka czułem :). W większości ładne asfalty, szczególnie między Tulcami a Pobiedziskami. Noga trochę słabo podawała, ale co zrobić - nie trenujesz, nie jedziesz :).


Kategoria 100-200


  • DST 103.66km
  • Czas 03:01
  • VAVG 34.36km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 172 ( 91%)
  • HRavg 141 ( 75%)
  • Kalorie 2457kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mam lekko dość - czyli Obornickie na poważnie

Niedziela, 30 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 11

Na ustawce spotkałem dawno nie widzianego Maksia, jednak chłopak trenuje, a nie tylko pączki i piwko :). Pojawił się też Virenque, za to Rodmana ani Josipa nie było widać. Dużo ludzi i "niestety" dużo znanych harpaganów zapowiadało od razu, że nie będzie lekko. Faktycznie, żadnej gry wstępnej, od razu pierdolnięcie ponad 40km/h, za Złotnikami już nie było jednej trzeciej peletonu, a zaczęły się skoki jak na wyścigu, rwane tempo i 45-50 nie schodziło z budzika. Na maksa nieprzyjemne dla zmęczonych wczoraj nóg. Chyba tylko jedną zmianę dałem, ale bez wypruwania się, tak pod czterdziestkę, bo przewidywałem że będzie tylko gorzej :). W Obornikach, gdzie dojechało dwadzieścia parę osób, połowa skręciła na krótką rundę, a połowa na długą. Oj, jak bardzo chciałem skrócić sobie cierpienia i skręcić na krótką, ale że obiecałem sobie że jak pojadą długą to też pojadę, to ze łzami w oczach pojechałem na setkę ;).
Ale nie było źle, aż do Rogoźna umiarkowana czterdziestka, więc raz i drugi też dałem zmiankę. Parę kilometrów za Rogoźnem znów zaczęło się szarpanie, Rakoczy dał zmianę, ktoś poprawił i odpuściłem, bo nogi wyły o tlen ;). Drugi raz odpadłem w tym samym miejscu, ale tym razem po prostu mnie zajechali, żadnego błędu nie popełniłem :).
Na szczęście było z wiatrem, więc dawało się całkiem szybko jechać. Dojechał z tyłu ktoś z Multistalu i dojechaliśmy po zmianach do Biedruska z całkiem niezłą prędkością, w każdym razie średnia trzymała się powyżej 36km/h. Ponoć w Biedrusku minąłem Rodmana i Maksa - sorry, nic nie widziałem, byłem ogłuszony i oślepiony zmęczeniem ;).
Standardowo przedłużyliśmy rundkę aż do Strzeszynka żeby nabić setkę i do domu. Ujechany jestem.
Ale okazuje się, że jak zacznę na względnym wypoczynku, to jestem w stanie przetrwać trzydniowy dość mocny blok treningowy. Dobrze wiedzieć.

Mimo że starałem się maskować jak umiałem, bardzo łatwo zostałem rozpoznany jako mtbowiec - zapomniałem po wczoraj wytrzeć błoto z kasku :))). Jak to trzeba być ostrożnym i zwracać uwagę na każdy, najmniejszy szczegół, ech... ;P

Komplet rekordów na Endomondo, znaczy trening udany :).
Z tego co widzę, przez pierwszą godzinę średnia była w okolicach 40km/h, a przez pierwsze pół godziny - sporo ponad 40 km/h. Skończyły się wyraźnie tlenowe jazdy ;).


Kategoria 100-200


  • DST 112.84km
  • Czas 03:49
  • VAVG 29.57km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Walka z wiatrem

Piątek, 14 marca 2014 · dodano: 14.03.2014 | Komentarze 2

Ostatnie chapnięcie objętości przed weekendem. Tym razem wybrałem się na punkt widokowy w Łężeczkach, bo już chyba ze dwa lata tam nie byłem.
Trasę wybrałem błędnie :). Na tyle, że 90% miałem z przeciwnym/bocznym wiatrem. Co tu dużo mówić, ciężko było i ujechałem się jak łysa kobyła, bo wiało dziś całkiem konkretnie.  Słońce ciągle grzeje, ale wiatr był już lodowaty, dobrze że miałem gamex.
No i oczywiście okazało się, że trochę więcej siły przy trzymaniu kiery jednak trzeba mieć. Ale za to widoczki były, trafiłem nawet na drogę z całkiem zielonymi drzewami :).
Prawdziwy wysyp rowerzystów jak na Czarnków, minąłem ze 4 szoszonów i paru górali :).

Warta pod Wronkami
Warta pod Wronkami © klosiu

Punkt widokowy w Łężeczkach
Punkt widokowy w Łężeczkach © klosiu

Zimozielone drzewa
Dobre, nie? :) Poczułem się jak latem ;).


Kategoria 100-200


  • DST 105.97km
  • Czas 03:09
  • VAVG 33.64km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 169 ( 90%)
  • HRavg 151 ( 80%)
  • Kalorie 2879kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Just testing

Środa, 12 marca 2014 · dodano: 12.03.2014 | Komentarze 11

Trzeba trzepać objętość, bo w weekend ma nie być pogody. 
Założyłem nowe kółka od Binia i pojechałem potestować. Wizualnie miodzio, Radon wygląda teraz jak rasowy ścigacz, kolorystycznie też się super wpasowały. Jeszcze tylko muszę wyszukać białe koszyki i projekt będzie pełen ;).
W czasie jazdy, hmm. Nie wierzyłem w te wszystkie karbonowe stożki srożki i inne chuje muje, ale prędkości pod wiatr 40km/h w czasie interwałów mnie przekonały ;). No i w końcu w rowerze są sztywne koła, bo miałem już wrażenie że moje stare szimanochy są zrobione z gumy od majtek, takie były plastyczne po 6 latach katowania :).  Zrobiłem tempówki 4x15 minut, więc solidnie, a jak skończyłem to miałem na budziku ponad 50km i średnią ponad 34 km/h. Stwierdziłem że spróbuję nabić setkę poniżej 3h i pojechałem w stronę domu. Świetnie się utrzymuje prędkość na tych kołach, a w sprintach takie odejście, że aż siebie nie poznawałem ;). Przyjemności z jazdy nie było końca, pod Czarnkowem zrobiłem dwa kółka dookoła Zofiowa, bo jeszcze trochę do setki brakowało, i zamknąłem setkę ze średnią 34 km/h i czasem 2:57. Pierwszy raz w życiu pokonałem 100km w trzy godziny w samotnej jeździe, aż się łza w oku kręci ;).
Koła jak widać robią robotę, mimo że nie mają czarnego rancika, hehe.
Wyszedł jednak makabrycznie ciężki trening, bo o ile na intewałach nie mogłem rozkręcić tętna, to później przez półtora godziny jechałem w górnej drugiej strefie/dolnej trzeciej.
Jutro luz, ale objętość trzeba będzie robić, tylko spokojnie. Mam nadzieję że czas znajdę.
Nawet endo zaliczyło setkę poniżej 3h, a to już jest coś :).


Kategoria 100-200


  • DST 103.06km
  • Czas 03:12
  • VAVG 32.21km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 4002kcal
  • Podjazdy 865m
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka szosowo

Niedziela, 2 marca 2014 · dodano: 02.03.2014 | Komentarze 7

Staję się kolekcjonerem stówek, niczym sakwiarz jakiś. Jak tak dalej pójdzie to tylko do orientacji będę się nadawał ;).
Świetna pogoda nie pozwoliła mi odpuścić ustawki na Obornickim. Dziś może mniej mocarzy, ale za to znacznie więcej ludzi w ogóle - 15-20 osób, czyli całkiem spory peleton. Wyjątkowo porządnie dziś było - z gościem z którym trafiła mi się para, w koszulce Konwa Racing Team, dojechałem do samego końca trasy. To się nazywa organizacja :).
Ponieważ był tlen, to dawaliśmy najmocniejsze zmiany, reszta się mocno oszczędzała na finał. Ale po 3-4km zmianie pod 50km/h z wiatrem w plecy też postanowiliśmy się oszczędzać, żeby w ogóle dojechać do końca. I dobrze, bo okazało się że na krótką rundę skręcił tylko jeden  człowiek??? Co to się ostatnio dzieje z tymi ludźmi, kilometrów im się zachciało ;). W każdym razie do Rogoźna był spokój, później zaczęło się podkręcanie tempa.
W Studzeńcu dwóch skoczyło, peleton początkowo nie zareagował więc postanowiłem trochę go rozruszać żeby nie snuć się jak smród po gaciach i dałem parę mocnych zmian. Reakcja była i prędkość znacznie wzrosła :). 
A ja jak dzieciak dałem się zgubić już pod Długą Gośliną, hehe. Zszedłem ze zmiany, ktoś poprawił, a ja sobie spłynąłem na tył i nie zauważyłem że ten ostatni właśnie strzela z koła. Jak się ogarnąłem to peleton był 5 metrów z przodu i już tego nie dałem rady pospawać. Czujność, czujność i jeszcze raz czujność jest potrzebna na takich imprezach :).

Ale w sumie dobrze wyszło, bo dzięki temu miałem na sam koniec długą i bardzo mocną tempówkę pod wiatr. Peleton napędzany przez Maksa Bieniasza zniknął w oddali na obwodnicy,  a my jechaliśmy we dwóch z gościem z Konwa Racing Team, po długich zmianach i całkiem ostro aż do Biedruska, zbierając paru niedobitków z peletonu, później przejechaliśmy przez poligon już spokojnie, a dalej już sam
machnąłem spokojną dokrętkę przez Strzeszynek, żeby dobić do setki. 
Fajna, aktywna jazda z mojej strony i dużo intensywnej jazdy, odwrotność dość jednostajnego wczorajszego dystansu.
Z tego co zauważyłem jestem niestety kompletnie zamulony i nie jestem w stanie szybko przyśpieszyć. Ale okres podstawy się kończy za dwa tygodnie, później będzie intensywniej, więc nie ma co panikować.
Słyszałem że 6 kwietnia jest jakaś szosa dookoła Ślęży, na jakieś 100km, ktoś chętny na małe przepalenie?


Kategoria 100-200


  • DST 103.11km
  • Teren 75.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 23.26km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka po Zielonce

Sobota, 1 marca 2014 · dodano: 01.03.2014 | Komentarze 4

Dobre otwarcie marca. Krzychu już czekał na Cytadeli, więc nie zwlekając ruszyliśmy w drogę. W sumie wczoraj mi się odechciało jechać setny raz na Dziewiczą, więc zaproponowałem mocniejszą stówkę po Zielonce. Na początek podjazd w Uzarzewie, błotnisty i rozryty, ale jak się okazało podjeżdżalny. Tzn Krzychu podjechał, bo ja zeskoczyłem w połowie jak coś zaczęło łomotać w krzaczorach i wystraszyłem się że jakieś dziki zaraz wyskoczą ;).
Później zrobiliśmy szybki objazd singla nad Kowalskim (bardzo klimatyczna mgła wisiała jeszcze nad oblodzonym jeziorem, fajnie to wyglądało) i przez Kołatkę i Tuczno pojechaliśmy do Zielonki. Jakoś coraz lepiej się jechało, więc tempo początkowo słabe rosło do okolic 30km/h. Dąbrówka Kościelna, Zielonka, jezioro Miejskie, Bolechowo, a później wskoczyliśmy na nadwarciański i nie tracąc tempa dobiliśmy na wysokość Radojewa. Tu się rozstaliśmy, bo chciałem dokręcić do sety :) i pojechałem na chwilę na Morasko, ale po tradycyjnym podjeździe i zjeździe po belkach stwierdziłem że za długo bym się tu musiał bujać i zrobiłem kółko przez Strzeszynek i Rusałkę. Ekstra pogoda, teren podsuszony i nawet na nadwarciańskim nie było błota. Super się jechało, jednak czas od razu inaczej mija jak jest się do kogo odezwać po drodze :).
Znaleźliśmy parę fajnych zjazdów nad jeziorem Swarzędzkim i Miejskim, trzeba kiedyś zabrać JPbike i Drogbasa żeby pokazali jak się to zjeżdża ;).


Kategoria 100-200


  • DST 101.07km
  • Czas 03:20
  • VAVG 30.32km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 161 ( 86%)
  • HRavg 134 ( 71%)
  • Kalorie 2517kcal
  • Podjazdy 790m
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Longinus

Środa, 26 lutego 2014 · dodano: 26.02.2014 | Komentarze 2

Dziś wygospodarowałem sobie odpowiednią ilość czasu na seteczkę. To już któraś z kolei w lutym, zresztą pod względem przebiegów to już też luty wszechczasów :). Zajebista pogoda, tylko po co ten wiatr? Zanim dojechałem do zamierzonej pętli zdałem sobie sprawę, że przez większość drogi wiatr będzie umiarkowanie przeszkadzał, a tylko na krótkim odcinku będzie dobry, więc odwróciłem przebieg. W ten sposób na większości trasy wiatr umiarkowanie pomagał, a bardzo przeszkadzał tylko na 20-30km. Nazywam to smart cycling ;).

Fajnie byłoby dziś jechać z kimś, samemu było odrobinę nudnawo, ale jak wyłączyłem kilometraż na liczniku zrobiło się do zniesienia. Za Ujściem jeden z moich ulubionych pagórkowatych odcinków z widoczkami prawie jak w górach, niestety pod wiatr. Minąłem tu szosowca z Piły, to już ich rejony treningowe. 
Powrót, po upierdliwym półtorakilometrowym podjeździe w okolicach Gontyńca już dość szybki. Średnia podskoczyła powyżej trzydziestki.
Po wczorajszym intensywnym treningu już tętno tak ochoczo nie skakało do góry, ale dało się znieść.


Kategoria 100-200


  • DST 111.49km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:00
  • VAVG 13.94km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Kalorie 5963kcal
  • Podjazdy 1430m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

InO - Złoto dla zuchwałych

Sobota, 22 lutego 2014 · dodano: 23.02.2014 | Komentarze 9


W zasadzie zdecydowałem się kilka dni przed imprezą, jakoś nie chciało mi się kulać po objechanych setki razy podpoznańskich terenach, a seteczka po nieznanym terenie i sporych górkach pasowała idealnie na długi tlenowy trening.
Orientacja startowała w Lubostroniu pod Bydgoszczą, więc względnie niedaleko.
Wstałem o zupełnie nieludzkiej porze - 4:20, i to po 2h snu, bo nie mogłem jakoś zasnąć. Starty w takich zawodach są zdecydowanie za wcześnie ;). Ale za to droga poszła szybko, bo asfalty puste. Na miejscu już byli Krzychu i Paweł, biegnący orientacyjną dwudziestkę, i udało się poznać zawziętych orientalistów ze Śląska - djk71 i Amigę.
Jak dostaliśmy mapę to się zawiesiłem na chwilę - punkty były tak złośliwie rozmieszczone po całej mapie, że nie dało się wypracować w oczywisty sposób optymalnego przejazdu z jednym "wjazdem do środka", w dodatku przez środek mapy płynęła Noteć, która dodatkowo zakłócała przeloty. Złośliwość organizatora była zauważalna i przejawiała się też enigmatycznymi opisami typu "granica kultur" czy "skarpa", których nie cierpię, bo nic nie precyzują w momencie, jak skarp w okolicy jest pińcet, a granica kultur to zakrzaczony pas szerokości 30m z zerową widocznością ;). Przemknęło mi na myśl, że szkoda że się nie wyspałem, trzeba będzie myśleć ;), ale nic, w parę minut opracowałem jakiś wariant i ruszyłem:

PK 24 - skrzyżowanie, drzewo 10m na SE.
Blisko startu i w zasadzie banał. Tyle tylko że ujawniło się dużo błota i całkiem sporo lodu i starego śniegu! A daVe nic nie pisał, że pod Bydgoszczą jeszcze takie lodowce... Zdarzały się jeszcze zaspy po pół metra!

PK 18 - skrzyżowanie.
Łatwe. Na otwartym, i sporo ludzi z różnych stron się zbliżało.

PK 16 - zagłębienie, złamane drzewo.
Pierwszy drobny problemik spowodowany ilością zagłębień i złamanych drzew ;). Ale w miarę szybko mam punkt i jadę dalej. Tym razem wszyscy inni jadą w przeciwną stronę, widać mam bardzo autorski wariant ;).

PK 19 - zagłębienie. 
Długi przelot po asfalcie 30+. Gładko poszło, zagłębienie na szczęście tylko jedno ;).

PK 1 - szczyt.
Z trafienia na punkt jestem dumny, bo bezbłędna nawigacja przecinkami po starej mapie 1:50000 nie jest łatwą sprawą. Mały problem z ilością szczytów w okolicy, ale już się przyzwyczajam, że poziom trudności jest o niebo wyższy niż na Szadze, gdzie w punkty trafiało się jak po sznurku. Tutaj jest znacznie gorzej, na dodatek miażdżąca większość punktów jest pochowana tak żeby nie była widoczna od strony nadjeżdżającego.

PK 23 - wielki pień na skarpie. 
Ostatni dłuższy asfalt na imprezie. A to dopiero niecałe 30km.
Imponująca dolina i kilkunastometrowa skarpa, na której szczycie jest faktycznie ogromny pieniek (a nie pień butwiejącego drzewa, jak się spodziewałem) ze słabo widocznym PK.

PK 7 - brzeg strumienia.
No dobra. Brzeg strumienia to brzeg zakrzaczonego i zabagnionego grzęzawiska, poza tym się zgadza :). Dolot na szagę przez pole. To co z początku wziąłem za PK, okazało się paczką po Vizirze :). Ale PK był 10m dalej, oczywiście schowany tak, że zatrzymałem się tuż przy nim, a poleciałem do paczki po Vizirze ;).

PK 4 - skrzyżowanie, drzewo 5m na SW.
Długi dolot polnymi drogami bez przygód, poza burkami, wylatującymi z każdego mijanego obejścia. Na szczęście są małe i nie nadążają, ale nadrabiają zajadłością i nadnaturalnym uporem w ściganiu wroga ;).
Nowy kompas daje się umieścić w kieszonce mapnika, niezwykle to ułatwia orientowanie mapy na bieżąco i nawigację. Punkt zaliczony bez pudła.

PK 21 - skrzyżowanie przecinek.
Czyli po prostu róg działki leśnej, bo żadnych przecinek to ja tam nie widziałem ;). Punkt tak perfidnie ukryty, że przechodziłem obok kilka razy, bo z mapy wynikało mi że to tu, na dodatek stał tam słupek z numerem działki. Pomyślałem że coś zjem i w trakcie jedzenia zauważyłem dziurkacz. Punkt zauważyłem dopiero jak podszedłem do dziurkacza :).

PK 17 - szczyt.
Znów zaczęły się bardzo pokaźne piaszczyste wydmy. Przede mną wielki kawał lasu i nawigacja przecinkami, nie będzie to proste. Ale na punkt trafiam jak po sznurku. Za punktem stromy zjazd po sarniej ścieżce, przed którym nawet trochę cykałem tym bardziej że mapnik zasłaniał widok. Ale dałem radę :).

PK 2 - skraj rowu.
Długi dolot leśną drogą rozrytą przez drwali mocno dał mi w kość. Albo piachy, albo błoto, teren jest tu dość ciężki i męczący. Ok, jest rów, jadę wzdłuż niego, ale się kończy. Po dłuższym kluczeniu znajduję punkt ukryty przemyślnie w choinkach ;).
3h i 11pk - całkiem nieźle idzie.

PK 13 - skrzyżowanie przecinek.
Podczas dolotu na chwilę tracę kontakt z mapą, bo sieć dróg nie odpowiada sytuacji przedstawionej. To akurat zdarzało się w tym lesie całkiem często :) Ale weryfikacja położenia słupkiem leśnym potwierdziła że jestem na kursie. Dojazd czymś a'la sinusoidy, tylko większe, stromsze i bardziej piaszczyste :).

PK 22 - drzewo na kraju skarpy.
Dalszy ciąg urozmaiconego terenu. Super górki, naprawdę się cieszę że mogę tu pojeździć. Znów chwilowa utrata kontaktu z mapą i znów potwierdzanie kursu na słupku leśnym. Dojazd po wielkich sinusoidach też podobny :).

PK 20 - dąb na skraju skarpy.
Zacząłem mijać ludzi robiących przebieg odwrotnie. Minąłem też wracających z punktu trzech zawodników jadących przede mną podobnym wariantem. Nie mają dużej przewagi, jest nieźle. Jest wydma, na szczycie dąb... Wdrapałem się i oniemiałem. Jak okiem sięgnąć pofałdowany teren pokryty młodnikiem, a co kilkaset metrów dąb :D. Ale po analizie mapy dość szybko znalazłem właściwy ;).

PK 9 - granica kultur.
Punkt o który mam żal do orga. Punkt był przecinkę bliżej niż powinien, a przy tak zakrzaczonym lesie i kilku granicach kultur w okolicy szukałem go 25 minut. No chyba że to był punkt stowarzyszony i na dobitkę dostanę jeszcze punkty ujemne ;).Canyon ujawnił przy okazji duże zdolności do jeżdżenia po lesie na szagę. Minąłem tu djk71 i Amigę.

PK 15 - skraj lasu.
Szybki i oczywisty dojazd, punkt ze świetnym widokiem na jeziora zdobyty po dłuższym podjeździe. Patrzę na mapę i wariant który wymyśliłem przedtem wydaje mi się nieco dziwny. Postanawiam zmodyfikować i zebrać najpierw punkty ze środka.

PK 6 - drzewo na SE skraju skarpy. Po długim dolocie szybkie zdobycie punktu, mimo że jest dość schowany to jest do niego wydeptana ścieżka :). To już element trasy pieszej i było tu sporo ludzi.

PK 5 - ruiny wieży, drzewo 20m na N.
Fajna górka. Długi podjazd bardzo zniszczonym i wąskim starym asfalcikiem jak w górach :). Ruiny wieży lokalizuję od razu, drzewo po chwili, bo oczywiście punkt dobrze ukryty :).

PK 3 - drzewo na granicy kultur. 
Po dziewiątce boję się "granic kultur", ale dość szybko lokalizuję punkt, jezioro jest dobrym punktem orientacyjnym.

PK 11 - skraj lasu, słupek wysokości.
Dojazd męczący, droga bardzo pagórkowata i rozryta, w jednym rowie przedzieram się też przez półmetrowej głębokości śnieg. Ile tego śniegu tu napadało???
Ale punkt łatwy i łatwo zdobyty.

PK 10 - początek strumienia.
Dojazd wybitnie kurwidołkowatą drogą. Punkt schowany, ale daje się znaleźć. Wracam idealną twardą i wygodną drogą, która idzie sobie skrajem lasu którym się przedzierałem do punktu ;).

PK 14 - przepust.
Lekko przestrzeliłem i musiałem przez to przeskakiwać z rowerem przez rów melioracyjny. Punkt w jakimś bagienku, ale dało się przejść bez zatopienia obuwia.
Ok, podsumowanie sytuacji: czas 6:09, jeszcze tylko jeden punkt, więc maks 20-30 minut. Będzie niezły czas mimo paru wtop. Patrzę na kartę... o nie kurwa!!! Przegapiłem jeden punkt!
Patrzę na mapę - no tak, to dlatego na pk 15 przelot który wymyśliłem z początku wydawał mi się dziwny. Bo uwzględniał punkt 12, którego później nie zauważyłem :).
No nic, nie ma tragedii. Wyniku nie będzie, ale punkt jest tylko o ~5km, więc stracę może pół godziny. Mógł być o 20km ;).
Zrezygnowany zawracam.

PK 12 - szczyt górki.
Wyglądało to łatwo. Jest górka, ma szczyt, nie powinno być problemu. Dojazd szybki, a na miejscu straciłem najwięcej czasu ze wszystkich PK na tych zawodach :). Mapa była enigmatyczna, jak każda pięćdziesiątka, i nie ujawniała rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że to był pagórkowaty, zakrzaczony teren z mnóstwem "szczytów", zerową widocznością i poprzecinany ledwo widocznymi dróżkami i płotami ogradzającymi uprawy leśne. 40 minut czesania, zanim znalazłem ten cholerny PK zupełnie gdzie indziej niż się spodziewałem.
Zwykły fuks - jak się podeszło z jednej strony, to była gehenna, jak z drugiej, trafiało się jak po sznurku wygodną ścieżką. Podszedłem ze złej strony i pozamiatane.
I tak z w miarę dobrego wyniku zaczęła się walka, żeby w ogóle zmieścić się w limicie czasowym ;).

PK 8 - skrzyżowanie, drzewo 10m na SW.
Dolot bardzo długi, cały czas szansa na brak punktów karnych. Co do punktu, to albo był przestawiony o jedną przecinkę, albo mapa nie odpowiadała rzeczywistości, co też mogło mieć miejsce. Akurat nie było słupków leśnych żebym mógł to zweryfikować, a ewntualny błąd był rzędu 100m, więc 2mm na mapie. W każdym razie w punkcie gdzie myślałem że będzie pk była kupa. Dosłownie, ktoś nasrał. Orga aż o taką złośliwość nie posądzam, choć kto wie...? ;)
Po 10 minutach znalazłem punkt i wykonałem długi sprint do bazy :).
Limit przekroczyłem o 3 minuty, nie jest źle, mało punktów karnych, więc opłaciło się iść na ósemkę :).

Fajnie było pojeździć sobie cały dzień po nowych terenach, tym bardziej tak ładnych i mało zurbanizowanych. Muszę powiedzieć, że się nieźle ujechałem. No i trening psychiki też niezły - to że nie pizgnąłem rowerem do Noteci po odkryciu, że zapomniałem o jednym PK mam za swoje największe osiągnięcie ;).

Niestety  nie mam rzeczywistego czasu jazdy i średniej, bo nie mam licznika, i dane są tylko z Garmina, z czasem całkowitym, razem z szukaniem pk i przetwarzaniem danych ;).

Złoto dla zuchwałych - koniec trasy
Wejście smoka ;). Tak wyglądam po 8 godzinach napierania. Dobrze że po czworakach nie wlazłem do tej szkoły ;).



Dodałem mapkę dla rozjaśnienia sytuacji. Znacznie wyraźniejsza niż na wydruku ;).