Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:1191.45 km (w terenie 526.00 km; 44.15%)
Czas w ruchu:65:10
Średnia prędkość:18.58 km/h
Maksymalna prędkość:67.10 km/h
Suma podjazdów:5000 m
Maks. tętno maksymalne:180 (96 %)
Maks. tętno średnie:161 (86 %)
Suma kalorii:32557 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:47.66 km i 2h 30m
Więcej statystyk
  • Czas 01:02
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 161 ( 86%)
  • HRavg 136 ( 72%)
  • Kalorie 738kcal
  • Sprzęt Treningi nierowerowe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieganie

Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 30.06.2011 | Komentarze 0

Po 9 rano godzinka truchtu po górkach, żeby się nie zastać. Tętno z początku w ogóle nie chciało iść, więc biegłem sobie na 115bpm, dopiero po paru podbiegach podskoczyło do ponad 130.
Bardzo gorąco mimo wczesnej pory, w lesie od czasu do czasu ogłuszająco pachniało poziomkami, aż miałem ochotę stanąć i poszukać ;).

Bieganie, KOW 3, obciążenie 186.




  • DST 16.80km
  • Czas 00:43
  • VAVG 23.44km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wkierwili mnie w Cykloturze

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 12

Widziałem że w Cykloturze jest przerzutka XT w niezłej cenie 209 zł, więc niewiele myśląc wybrałem się rowerowo ją kupić.
A tu na miejscu kubeł zimnej wody - jak kupuję w sklepie, płacąc żywą gotówką, to nie kosztuje 209, tylko 267zł, żeby kosztowała 209, musiałbym ją zamówić przez internet i dopiero wybrać się odebrać 8|. No więc mówię, dajcie mi klawiaturę, zaraz sobie zamówię, a sprzedawca że nie, bo musiałbym zamówić wczoraj, jak dziś zamówię, to będę mógł odebrać dopiero jutro. LOL. Absurd jak za komuny. Po dłuższych negocjacjach udało się zejść z ceną do 229 zł, co miałem gdzieś, bo dlaczego mam płacić 20zł więcej za nic?
Koniec końców wypinam się centralnie na Cyklotur i zamawiam w Centrum Rowerowym, gdzie za cenę tej zasranej przerzutki w Cykloturze mam przerzutkę, dętkę, smar na łańcuch i wysyłkę :P.
I już się raczej tam nie pokażę, chyba że naprawdę będzie jakaś super okazja.
Nosz k..., to było niepojęte dla mnie.




  • DST 73.95km
  • Teren 68.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 13.01km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 157 ( 83%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 3927kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień czwarty - finisher

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 4

Rano takie same odczucia jak poprzedniego dnia, tyle że bardziej ;).
W dodatku sprzęt chodzi już bardzo umownie, obie przerzutki rozregulowane, ale dochodzę do wniosku, że jakoś to będzie i nie reguluję. W sektorach wszyscy sprawiają wrażenie nieco zmiętych ;). Zaraz po starcie muszę się zatrzymać - jakimś cudem magnes zaczął przycierać o czujnik. Po pierwszym podjeździe znów stop - łańcuch spada przy wrzucaniu blatu. Zaczynam żałować, że jednak nie podregulowałem choć przodu. Rodmana dochodzę dopiero za Wisłą, tradycyjnie na podjazdach źle mu się jedzie z młynkiem 26t, ale nie odpuszcza i trzyma się za mną do końca podjazdu, a potem nie staje na bufecie i znika mi z oczu. I to był ostatni moment gdy widzę Rodmana na trasie ;).
Jadę, ale jest coraz gorzej, sekcje technicznych singli bardzo mnie dziś męczą, na bardzo stromym zjeździe przy wyciągu wynosi mnie poza ścieżkę, panikuję i staję, ale za chwilę jadę dalej. Mijam Adamuso z rozprutą oponą - peszek na ostatnim etapie. W sumie jedyny raz widzę go wtedy na trasie, Adamo się wyżarł i regularnie dokładał mi w każdym etapie ;).
Przed Klimczokiem bufecik zaraz za stromym zjazdem z metrowym progiem na końcu - w przypadku OTB można wpaść twarzą prosto w kubki z Powerade ;). Z zaskoczeniem widzę że kilka osób nawet to zjeżdża!
Początek podjazdu pod Klimczok na długim odcinku bardzo stromy, ale jadę, wyprzedzając sporo osób. Przed szczytem już luźniej, cieszy mnie zaczynający się zjazd... ale tylko przez kilka minut :). Zjazd jest długi, szybki i bardzo kamienisty, w pewnym momencie na sporej skałce seria odbić i uślizgów i przestaję na moment kontrolować rower, ale dzięki prędkości przejeżdzam to miejsce. Ciepło mi się zrobiło, nie powiem ;).
Po niedługim czasie wymęczone w poprzednich dniach ramiona zaczynają boleć naprawdę mocno, biegają po nich jakieś kurczyki, jeszcze chwila i zaczynam się modlić o podjazd ;). Krótko mówiąc ((c) red. Kurek ;)) napierdziela mnie wszystko gdy już zjeżdżam do Brennej. W Brennej policjanci kierujący ruchem gwizdkami zwracają na siebie uwagę - bardzo dobrze, po tym zjeździe mógłbym ich przegapić :).
Długi podjazd po asfalcie (dzięki ci GG ;)), ale potem zaraz robi się stromo, i zaczyna się podejście, gdzie łapie mnie kryzys i nie mam nawet siły pchać roweru.
Młodzik ponoć to podjechał!
Dalej wkurzający singiel z korzeniami i bufet, gdzie dogania mnie Jarek W. z Welodromu, wczoraj mu sporo wklepałem, ale sytuacja jest otwarta, bo przedtem jechał lepiej i w generalce jesteśmy blisko siebie. Tankuję i ruszamy prawie równocześnie, na zjeździe jest lepszy, ale później zaczyna się stromy podjazd na którym uciekam, bo wszyscy prowadzą, a ja jadę :).
Zjazd na tamę i asfalcik koło zameczku Prezydenta aż na Kubalonkę, mknę 12km/h ;), na świeżo można to zrobić sporo szybciej, bo nie jest aż tak stromo. Łykam tam ze trzy osoby, końcówkę robię sam, nie jest trudna, ale już ledwo co widzę ze zmęczenia, na błocie przed metą doganiają mnie jeszcze dwie osoby, nie zależy mi, tradycyjnie poślizg i topię w błocie buty po raz ostatni na Trophy ;).

I koszulka z napisem "Finisher" staje się moją własnością :D.

Miejsce 238/379 - tylu ludzi przejechało ten etap, ale z sukcesem ukończyło Trophy 335 osób z prawie pięciuset startujących.
Do Rodmana straciłem tym razem około 4 minut.
W generalce 229/335 - około 2/3 stawki, czyli tradycyjnie, miejsce podobne jak na maratonach na giga :).

Warto było pojechać i się zmechacić, choćby dlatego żeby ponownie przesunąć granice własnej wytrzymałości. Straty sprzętowe spore - połamana przerzutka, porysowane golenie amora, duża wgniota na dolnej rurze od kamienia, łożyska supportu do wymiany.
Ale jednak na mecie ogromna satysfakcja.
Czy pojechałbym raz jeszcze taką etapówkę? Zaraz na mecie powiedziałbym że nie, teraz, po paru dniach - samo już nie wiem ;). Może w przyszłym roku? ;)


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 78.26km
  • Teren 55.00km
  • Czas 05:43
  • VAVG 13.69km/h
  • VMAX 65.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 166 ( 88%)
  • HRavg 139 ( 74%)
  • Kalorie 4195kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień trzeci - powrót bestii

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 3

Wstałem tego dnia z myślą: To niemożliwe, znów mam jechać na rowerze? :)
Nogi ciężkie i sztywne, wydawało się że po wczorajszej secie nie dam rady wsiąść na rower. Na szczęście sudokrem aplikowany tu i ówdzie pomógł na otarcia ;).
Po starcie niby spokojnie, ale ciągle przesuwam się do przodu. Najpierw płaski asfalt, gdzie jak rakieta wyrywa do przodu Rodman, później seria podjazdów z kulminacją na Ochodzitej. Chwilę jadę koło mlodzika, ale później mu się nudzi i odjeżdża ;). Zjazd z Ochodzitej śliski, ale jechałem go tyle razy że zjechałbym z zamkniętymi oczami ;). Niestety jakaś niemka przede mną nie wytrzymuje psychicznie na najstromszym odcinku i trzeba się na chwilę zatrzymać.
Troszkę stokówek do Zwardonia, tam na bufecie ponownie widzę Rodmana. Jedzie mi się nadspodziewanie dobrze, mięśnie się rozgrzały i nie dokuczają.
Rodman wyjeżdża pierwszy, ale po małej chwili znów go dochodzę na stromym podejściu.
Tasujemy się na długim podjeździe, ja robie ucieczki, Rodman i kilku innych je kasują ;), aż w końcu wyprzedza nas chyba Mateusz z Osozu po gumie, łapię się na koło i ekspresowo odjeżdżam, ostaje się tylko Rodman. Skubany nie odpuszcza ;).
Zyskujemy kilka miejsc, następuje zjazd, gdzie Rodman wysuwa się na prowadzenie, ale na którymś zakręcie boczkiem wyprzedzam i odchodzę. Wyjeżdżamy na bardzo łagodny asfaltowy podjazd, Rodmana nie widać z tyłu, kilka kilometrów jest moje :D.
Blokada, blacik, cisnąc 25-27km wyprzedzam pojedyńczych bikerów jak małe laleczki :D, a za mną tworzy się peletonik. To był mój odcinek :))).
Rodman podjeżdża na bufet u podnóża Wielkiej Raczy w momencie gdy z niego odjeżdżam.
Najdłuższy terenowy (4-5km) podjazd Trophy wyprowadzający na 1250m pokonuję równym tempem, wyprzedzając kilku ludzi. Jest stromo, ale sucho, ponoć pierwszy raz w historii. Na mokro byłoby 5km spaceru ;).
Na szczycie GG z kamerką, zaraz zaczyna się dłuuugi na 10km singiel po szczytach. Zaraz na początku łapię poślizg i glebę w maliny ;), ale zbieram się i jadę dalej. Singiel cudowny! Pierwszy raz jechałem tak piękną trasą!
Pamiętam szczególnie długą 10cm szerokości ścieżkę trawersującą bardzo strome zbocze pod szczytem, z pięknym widokiem, na który można było zerknąć tylko przez 1/10 sekundy, żeby się nie glebnąć i nie polecieć w dół :).
Wpadam we flow, jadę jak w natchnieniu. Wyprzedzają mnie na zjazdach tylko pojedyńcze osoby, naprawdę bardzo dobre zjazdowo, jadę znacznie powyżej swojego skilla :).
W szybkiej końcówce czuję się jak pilot F-16, z boku w wyobraźni wyświetla się sztuczny horyzont pokazujący głebokie wychylenia na zakrętach, dane z prędkościomierza potwierdza rosnący szum powietrza w otworach kasku, pojawiające się czasem czerwone wykrzykniki nie robią żadnego wrażenia. Piękny kawałek szlaku :D.
Z żalem witam dno doliny. Teraz tasuję się z Karmim z Osozu, wyprzedzam go, potem on mnie, aż do asfaltów i szutrów 10km od mety, gdzie urywam się ostatecznie na serii stromych asfalcików. Czuję że jadę najlepiej do tej pory, w ogóle nie znam bikerów z tej części peletonu. Na ostatnim asfaltowym podjeździe jakieś szosowe akcje, ucieczki i pogonie, pod koniec podjazdu urywam się z czteroosobowej grupki, ale glebię w ostatnim błotnym odcinku prosto w kałużę :).
No i niestety finisz z grupy nie wyszedł :))).

Udany dzień, miejsce 193/359 (pierwszy i jedyny raz załapałem się na drugą setkę), czas 5:45:22.
Do mlodzika straciłem dziś tylko 30 minut, a Rodmanowi dołożyłem 21 minut. I dobrze bo już był za spokojny ze swoją przewagą ;).


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 108.31km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:27
  • VAVG 12.82km/h
  • VMAX 67.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 159 ( 85%)
  • HRavg 128 ( 68%)
  • Kalorie 4915kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień drugi - stand-by

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 2

Rano czułem się fatalnie, do tego za dużo zjadłem makaronu i dołączyły się jakieś problemy z żołądkiem. Z braku kibla wędruję przed startem w łopiany ;).
Kilka kilometrów jedziemy na luzie do startu na terenie Czech. Trasa "for good weather conditions", więc dłuższa i więcej przewyższeń, jakoś mnie to zupełnie nie cieszy. Postanawiam jechać aby dojechać, czuję że na nic więcej mnie dziś nie stać. Mimo to po starcie doganiam na chwilę Rodmana, ale szybko odchodzi i znika mi z pola widzenia. Nie mogę się zmotywować do jazdy, strome podjazdy podchodzę, jak prawie wszyscy, ale w tym miejscu peletonu wiem, że prawie zawsze mogę jechać choćby wszyscy prowadzili. Tyle że się nie chce ;).
Najwięcej problemów sprawiają mi nie zjazdy czy podjazdy, a płaskie techniczne singletracki z masą korzeni i błotem po piasty. Rów z błotem do przejścia - kilkadziesiąt metrów do przejechania - znów rów/bajoro/nieprzejezdna plątanina korzeni. Bardzo to wybija z rytmu i irytuje. Kończy się taki teren dopiero za pierwszym bufetem w okolicach 25km. Zaczyna się normalny, umożliwiający jazdę, techniczno-błotnisto-korzeniasty singletrack, który dostarcza mi wielu emocji, najpierw trawersuje strome zbocze, potem wiedzie o metr od krawędzi pionowej przepaści. Slicznie.
Wyprzedzam gdzieś Anię Sadowską, mówi że ma wrażenie że od początku etapu jest wyłącznie pod górę. Jak się okazuje, nie kończy tego etapu.
Pamiętam jeszcze potworny zjazd po bruku z wielkich otoczaków, długi, szybki i bolesny, przy dużej szybkości potwornie trzęsie, dawno mnie tak nie bolały ramiona i stopy. Z ulgą witam podjazd.
W połowie trasy odżywam i zaczynam wyprzedzać całkiem sporo ludzi. Podobają mi się zjazdy - ostre i techniczne, po skałach z progami i korzeniach. Prawie wszystko zjeżdżam, oprócz jednego bardzo stromego, gdzie biker przede mną zalicza dwa OTB na trzydziestu metrach - nie zachęca to do zjazdu ;).
10km przed drugim bufetem kończy mi się picie, i jadę prawie godzinę o suchym pysku. Koszmar.
W efekcie postój jest dość długi, celebruję odpicie butelki powerade, napełnianie bidonów, jedzenie, nie chce mi się jechać dalej ;).
Ale jak już ruszam to jedzie mi się dość dobrze, trasa staje się dość prosta, zjazdy - tylko strome, bez trudności technicznych. Tylko zjazd do trzeciego bufetu znów podnosi poziom adrenaliny - bardzo stromy, długi i kamienisty, po niedługim czasie tylny hampel zaczyna wyć z przegrzania :).
Dużo frajdy sprawił mi ten zjazd, w ogóle jestem zaskoczony że na zjazdach prawie wszystko zjeżdżam, choć zdaję sobie sprawę że jakby padało to pewnie nie byłoby tak pięknie.
Ostatni etap jest prosty, tyle że długi - zjazd do Mostów u Jablunkova i wdrapanie się na górki oddzielające nas od mety. Raczej wyprzedzam, odzyskałem część sił. Końcowy zjazd po stoku narciarskim zjeżdżam z impetem, a w zeszłym roku wystraszyłem się tam i sprowadzałem ;).

Miejsce i czas kiepściutki, ale cieszę się że w ogóle dojechałem, bo rano taki pewny nie byłem ;).
Miejsce 297/382, czas 7:53:40.
Strata do Rodmana 35min (uuch... zabolało ;)) a do mlodzika godzina 31 minut. No niestety, tak się kończy rumakowanie w dniu pierwszym ;).

Już na kwaterze odkrywam że rozsypał mi się wózek przerzutki, trzymał się tylko na słowie honoru. Szczęśliwy jestem, że to nie na trasie, ale ryczeć mi się chce, że jeszcze muszę coś robić przy rowerze, zamiast uwalić się do wyra i po prostu sobie leżeć ;). Zmieniam przerzutkę na starą Deore, zmieniam linkę i ostatni fragment pancerza. Odwrotna sprężyna zapewnia mi wiele radości w następnych dniach, gdy na podjazdach zamiast redukować - wrzucam twardsze przełożenie ;).


Kategoria Góry, Etapówki, 100-200


  • DST 75.59km
  • Teren 65.00km
  • Czas 05:43
  • VAVG 13.22km/h
  • VMAX 64.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 154 ( 82%)
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień pierwszy - taki sobie zwykły maraton

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 4

Na razie nic nie będę pisał, i tak mi się wszystko miesza w galimatias snu-jedzenia-jazdy-jedzenia-snu :). Poczekam aż mnie jakaś wena najdzie. Doświadczenie codziennej jazdy w warunkach narastającego zmęczenia, na trasach z reguły trudniejszych niż giga na Powerade jest tak różne od zwykłego maratonu, że ten kto nie jechał i tak nie zrozumie, a ten kto jechał wie o co chodzi. Po prostu: To jest Trophy.

Jedno jest pewne, na takiej imprezie bardziej niż kiedykolwiek trzeba jechać swoje, tu wychodzi na czysto odrobienie treningowych lekcji. Szarpanie, jazda za kimś za wszelką cenę na zapieku na maratonie, nawet na giga przejdzie, ale tu kasuje cały wynik następnego dnia. Chyba że jest się cyborgiem z pierwszej setki :).

...no to opis :)

Z rana niesamowite nerwy, przynajmniej u mnie. Jedziemy na start z najagresywniejszą muzą Rodmana w głośnikach :).
Po starcie długi podjazd, na początku asfaltowy, jechany 30km/h, potem terenowy, w dodatku coraz stromszy. Ciągle pamiętam że to pierwszy dzień i staram się jechać spokojnie, na tętnie poniżej 170, leniwie wyprzedzając coraz to nowych zawodników z wielojęzycznego tłumu. Rzut oka do tyłu - widoczny pięćsetmetrowy odcinek podjazdu ciasno zapchany jest bikerami. Robi wrażenie. Na pierwszym stromym zjeździe stoi sobie ...Damiano DMK ;). Przyjechał pokibicować, hehe.
Następuje seria szybkich kamienistych zjazdów do Ustronia, doganiam Rodmana, od jakiegoś czasu sucho w bidonach, bufet następuje w samą porę. Rodman wyrywa do przodu, ale na stromym podjeździe jego młynek 26t nie daje rady i wyprzedzam. W ogóle staram się jechać podjazdy ile mogę, tempo mojego prowadzenia roweru jest po prostu tragiczne. Trasa zaskakuje mnie stromiznami do podjechania, i w Złotym Stoku, i w Karpaczu było pod tym względem łagodniutko w porównaniu do Trophy. Po szybkim i trochę technicznym zjeździe rynną (zjeżdża mi się naprawdę nieźle, zero zawahań) drugi bufet, dalej znów seria podjazdów gdzie łapie mnie kryzys i zaczynam tracić miejsca. Kawałek wprowadzam, gdy chcę znów wsiąść na rower, czuję flaka. Wprowadzam rower trochę wyżej, na miejsce z fajnym widokiem ;) i zabieram się za wymianę dętki. Za chwilę nadjeżdża Rodman z kamieniem w kasku :).
Wyłapał glebę w rynnie. Pomaga mi trochę pompować a potem odjeżdża, a ja już nie mam sił gonić. Już na zjazdach do Ustronia zapomniałem o oszczędzaniu sił, i teraz za to płacę.
Jeszcze za Kubalonką koszmarny kawałek szlaku z wielkimi kałużami i masą korzeni, gdzie wyprzedza mnie Jarek W. z Welodromu i zjazd do mety kawałkiem bardzo błotnistej dróżki, na której w następnych dniach poznamy każdą kałużę i każdy korzeń ;).

Miejsce słabe, 284/436. Do mlodzika 47 minut straty, do Rodmana 15 minut. Zaczynam podejrzewać, że będzie ciężko ;).

Tętno z pierwszych 4,5h, później mi się pulsak zawiesił przy pompowaniu koła.


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 9.97km
  • Czas 00:25
  • VAVG 23.93km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Więcej koksu!

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 2

Szybki nadprogramowy trip po dodatkowe Maximy i BCAA. A magneslife'y ktoś wyżarł ;).

Myśląc o Trophy, wyobrażam sobie coś takiego:



:D

KOW 3, obciążenie 75.




  • DST 21.68km
  • Czas 00:52
  • VAVG 25.02km/h
  • VMAX 45.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Haki zdobyte

Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 21

Na Smochowicach mieli haki :>. W ogóle fajny sklep, super rama XTC 2011 w malowaniu podobnym do mojego - od razu bym kupił jakbym miał teraz składać rower. Mimo że daleko, sklep jest fajny i całkiem spory wybór rowerów, ram i części.
Dwa haki, cztery linki, dwa metry pancerza i końcówki - prawie jestem wyposażony, jeszcze tylko ze dwa komplety klocków, bo zapomniałem :).
Ale mi się dziś świetnie jechało, najwyraźniej Kargowa przetarła to co miała przetrzeć i przepaliła to co miała przepalić :). Z wiatrem czy pod wiatr, na twardo czy na miękko - jechało mi się dziś rewelacyjnie :). Zmęczenia - zero.

KOW 2, obciążenie 104.




  • DST 59.66km
  • Teren 58.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 21.69km/h
  • VMAX 42.40km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 179 ( 95%)
  • HRavg 154 ( 82%)
  • Kalorie 2106kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaczmarek Electric MTB - Kargowa

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 16

Tak jakoś bez zapału jechałem rano do Kargowej, mimo pięknej pogody. No ale trzeba się było mocniej przejechać przed Trophy, ten wyścig nadawał się idealnie.
Formalności błyskawiczne, mimo niezbyt czytelnego oznakowania stanowisk, składając rower podsmiechiwałem się w duchu z partnerki zawodnika parkującego obok, która zadawała urocze pytania w stylu "Ale po co ten rower ma tyle przerzutek, skąd wiesz kiedy jaką wrzucić" albo "A dlaczego nie masz nóżki przy rowerze, a jak będziesz się chciał zatrzymać to co?" ;)))
Rozgrzewkowo przejechałem kawałek trasy, jak pół godziny przed startem przyjechałem do sektorów, to się okazało że.. wszyscy już stoją w blokach. W efekcie startowałem z totalnej czarnej dupy. Jednak maratony Golonki rozleniwiają pod tym względem ;).
Start powolny, oczywiście korki na pierwszych paru zakrętach i łachach piachu, ładnych parę minut mija zanim mogę zacząć wyprzedzać. W tym czasie czołówka jest już parę km z przodu, co świetnie widać na odkrytym odcinku na początku. Nie przejmuję się, w końcu to tylko trening ;).
Jeszcze na odkrytych 2-3km wydostaję się ze strefy rowerzystów niedzielnych, później prawie całą pętlę wyprzedzam pozostałych. Po 10km burza i krótka ulewa, które bardzo podnoszą walory trasy. Pojawia się błotko, kałuże, Race Kingi zaczynają tańce, więc jedzie się naprawdę fajnie, szczególnie na trawiasto-błotnistych singlach, których było sporo. Końcówka jest bardzo szybka, bo z wiatrem po odkrytym, prędkości po 40 km/h.
Na początku drugiej pętli wyprzedzam sporą grupkę megowców, w tym mastersa Grzegorza Napierałę, odskakuję i potem już jadę sam, wyprzedzając dalej w trasie najwyżej trzech bikerów, mnie z kolei wyprzedza jeden zawodnik z LKK Leszno.
Jechana samotnie, trasa okazuje się być bardzo fajną, szczególnie podoba mi się bardzo duża ilość szybkich singli, chyba trzecia część trasy to singletracki. Były też dwie sekcje rollercoasterów takich jak w Chodzieży, tyle że zupełnie gładkie, bez korzeni, więc można było na zjeździe zupełnie odpuścić hample i wjechać na następną górkę prawie samym rozpędem :).
Oprócz tego parę stromych zjazdów, dwie ścianki do podejścia, dużo interwałowych podjazdów... naprawdę super, najlepsza trasa w Wlkp, jaką jechałem w tym sezonie.
Na szybkim zakończeniu trasy wycinam jeszcze jednego zawodnika i koniec.
Rower wkurzał mnie całą trasę - dzień wcześniej wymieniałem linki i gdy się trochę naciągnęły, biegi zaczęły wchodzić bardzo losowo i przeskakiwać. Nie mogłem w ogóle mocniej depnąć, i trzeba było kręcić równomiernie i z wyczuciem - mocno to przeszkadzało na interwałowej trasie ;).
Po wypiciu paru kubków picia i odetchnięciu mogłem już iść sprawdzić listy z wynikami - Gogol mógłby się tu wiele nauczyć :).
Sympatyczny maraton, wzorowo zorganizowany i zabezpieczony, wszystkie potencjalne miejsca skrótów obstawione strażakami, oznaczenie wzorowe, wyniki od razu. Burza na początku tylko podniosła walory trasy. Trasa kompletnie bez asfaltu! Tylko końcowe 200-300m było z kostki, ba, nawet ilość typowych wielkopolskich leśnych duktów była ograniczona do minimum.
Miejsce takie sobie, jednak maraton płaski, przy przebijaniu się z końca nie ma szansy na dobry wynik, tym bardziej że przy dużej ilości singli wyprzedzanie na pierwszej pętli wymagało sporego samozaparcia :).

Miejsce 35/88 open i 10/28 M3. Czas 2:24:54.
Pierwsza czwórka robocopów, Tecław, Dorożała, Pluciński i Krzywy zeszli z czasem poniżej 2h - nie wiem jak to jest możliwe na tak singlowej i interwałowej trasie :). Następni byli dopiero 13 minut po nich :D.

Wyścig, KOW 8, obciążenie 1320.



Meta. Wyglądam jednak na nieźle ugotowanego ;))).


Kategoria Maratony


  • DST 29.34km
  • Czas 01:27
  • VAVG 20.23km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tu i tam

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 18.06.2011 | Komentarze 8

Taki tam wyjazd w poszukiwaniu haków do gianta. Nie udało się znaleźć, ktoś wie gdzie można dostać w Poznaniu haki do rocznika 2009? Generalnie ten hak jest wykorzystywany w wielu modelach z tego rocznika, od Bouldera po XTC, więc teoretycznie nie powinno być problemu. Niestety, jest, a oczywiście zacząłem się interesować tym na tyle późno, że już mi nie doślą :).
Oprócz tego po koksy na jutro i na Trophy. Kupiłem na razie 10x endura żel, ze trzy pójdą jutro w Kargowej, jeszcze pewnie z 12x maxim dokupię, parę magneslife'ów i wystarczy ;).
Oprócz tego wielka torba paszy regeneracyjnej białko+węgle i bidonik dla koksów :D.
Na Trophy pewnie trzeba będzie zadbać o maksymalną regenerację jaką się da uzyskać.

A jeździło się dziś ciężko, za dużo ostatnio siedzę na dupie ;). Cieszę się że jutro się trochę przepalę.

E1, KOW 3, obciążenie 261.