Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:1466.21 km (w terenie 482.00 km; 32.87%)
Czas w ruchu:76:51
Średnia prędkość:22.10 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:5490 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:164 (87 %)
Suma kalorii:21403 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:66.65 km i 3h 20m
Więcej statystyk

Orla

Wtorek, 30 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 7

Korzystając z bliskości Tatr, wyskoczyłem na Orlą Perć. Niestety, przyjechałem o wiele za późno, żeby szarpnąć się na całość, trzebaby wyjść z Kuźnic o 6-7 rano, ja wyszedłem o 10:30 ;).
Było cudnie, przypomniałem sobie, dlaczego kiedyś tak lubiłem chodzić po Tatrach i ile w tym emocji :).
Małe fotostory:


Początek mojego ulubionego szlaku w Tatrach - żółtego z Murowańca na Krzyżne.
Nie ma tam prawie turystów, przez całe 2-2.5h widzi się może kilkunastu ludzi, jest za to niesamowita cisza rozległej, pustej i dzikiej doliny.



Za takie widoki kocham to miejsce.



Końcówka podejścia. Szlak idzie gdzieś tam po piarżysku, ale rozmywa się przy ogromie skalnych ścian.


Przełęcz Krzyżne (2112m) - z początku pełne zachmurzenie, ale na chwilę się przetarło w nagrodę za wejście :).



Orla Perć.



Orla - chmury zapewniały dramatyczne efekty, szczególnie jak szło się samemu :).



Znajdź turystów ;). Dwie malutkie sylwetki dają dobre pojęcie o skali tych poszarpanych skał.



Szczyty niekoniecznie trzymały pion ;). Trochę to potrafiło zdezorientować.



Orla - przejście nie dla grubasów ;).



Ścianka.



Od czasu do czasu można było spojrzeć w dół przez chmury.



Ta szczelinka wygląda niepozornie, ale kilka metrów głębokości i przepaście po obu stronach sprawiają, że ten półmetrowy KROK bywa przyczyną ciężkiej walki wewnętrznej za pierwszym razem :).



Gdzieś w okolicach Granatów. Granaty są bardzo emocjonujące, spora ekspozycja i równocześnie brak łańcuchów i ułatwień. Adrenalinka przyjemnie giglała ;).



Okolice Granatów. Było już po 18-tej, i musiałem schodzić zielonym szlakiem do Czarnego Stawu.
Od Murowańca po ciemku z czołówką - bardzo ciekawe uczucie takie zejście (żółtym szlakiem przez Dolinę Suchej Wody) - nigdy tak jeszcze nie chodziłem, emocje były :).
O 21 byłem przy aucie, końcówkę szedłem z pracownikiem TPNu, który patrolował szlaki i sprowadzał zbłąkanych w ciemnościach :). Fajna robota :).
Powrót zakopianką w ciemnościach lasuje mózg - już nie chodzi o zakręty i podjazdy, których zresztą nie widać po ciemku, ale te światła osiedli kilkaset metrów poniżej po obu stronach drogi... ma się uczucie jakby się leciało :D.
Świetna wycieczka :).




  • DST 83.27km
  • Teren 55.00km
  • Czas 06:59
  • VAVG 11.92km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskidzka wyrypa z faloxxem

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 4

Bladym świtem o 7 zerwałem się z wyra żeby choć trochę przygotować rower na wyjazd. Szybkie smarowanie, zdjęcie numeru po Krakowie i już można było jechać. Spotkaliśmy się po 9 pod schroniskiem w Stryszawie i od razu zaatakowaliśmy Jałowiec (1111m), coraz stromszy szuter, ale ogólnie jechało się dobrze.



Ze szczytu świetne widoki, zrobiliśmy mały popas i w dół. Zjazd to była masakra, w najśmielszych marzeniach tego nie przewidziałem ;). Wszystkie golonkowe trasy się przy tym chowają, po prostu nie ma tam niczego tak trudnego. Głęboka typowa dla Beskidów rynna zasypana luźnymi kamieniami, kijami i błotem, a pośrodku tego jeszcze wymyty głęboki rów z luźnym gruzem, do którego ostro ściągało pochyłe dno :). Oczywiście dużo prowadziłem, ale i tak na tych fragmentach gdzie jechałem zaliczyłem 2x otb i raz małą glebkę przy wsiadaniu ;))). A Olaf sobie jechał wszystko, gdzieś daleko z przodu i czasem się zatrzymywał żeby poczekać... ;)
Chciałbym mieć taką technikę jazdy, ale do tego trzeba po prostu w takich terenach jeździć. Jak sam faloxx stwierdził, na maratonach Golonki nie ma w sumie trudnych tras :), widząc jak on zjeżdża nie można się nie zgodzić.
Zjechaliśmy na jakąś szutrówkę i dłuższy moment jechaliśmy nią, niestety gdzieś tam po drodze przebiłem nieprzebijalnego Fossa ;) i chwila zeszła na zmianę na uczciwą dętkę.
W Hucisku walnęliśmy po browarku i trawiastą ścieżką obok cmentarza mającego chyba z 50m przewyższenia z dołu do góry ;) pojechaliśmy dalej. To znaczy faloxx pojechał, a ja trochę młynkowałem, a trochę prowadziłem. Olaf oprócz świetnej techniki zjazdu podjeżdża też jak czołg, naprawdę byłem pełen podziwu :).



Po drodze z Huciska do Koconia (tak mi się wydaje) był świetny zjazd, też wąski wąwóz, ale z dość płaskim dnem, tyle że w środku był głęboki chyba na metr drugi wąwóz o pionowych ścianach, wyryty przez wodę. Jazda 30cm ścieżką tuż nad tym rowem ryła psychę ;).
Podjazd na przełęcz Anula pod Łamaną Skałą też był częściowo z buta, końcówka trudna i po śliskich kamieniach, zaczynałem już czuć w nogach wczorajszy maraton, na szczęście po wdrapaniu się była już jazda widokowym grzbietem do samego Leskowca,



...gdzie zrobiliśmy mały popas, chwilę pogadaliśmy z okolicznym rowerzystą i nastąpiło parę kilometrów zjazdu, na którym nieźle sobie radziłem, ale faloxx nazwał ten zjazd "szutrówką" ;D.
Na dole obejrzeliśmy budowaną tamę i ruszyliśmy na niewielką 550m Górę Jaroszowicką, która mnie wykończyła ;).
Stromo, od połowy taskaliśmy rowery na plecach przez bukowy las (enduro całą giembą ;)), złapał mnie taki kryzys że ledwo szedłem. Po zjechaniu na szczęście trafiliśmy na otwarty sklep, bo nie wiem czy wróciłbym do Suchej. Wczorajszy maraton się mścił ;). Wróciliśmy już po płaskim, terenem ogromnej budowy sztucznego zbiornika w Świnnej Porębie.


To nie jest tama, to umocnienie przeciwległego brzegu w pobliżu Suchej :)

Cały dzień zeszedł na jeździe, po ciemku zajechaliśmy do faloxxa na super obiadek (dzięki Agata :)).
Ciężko było, ale fajnie, niesamowite widoczki, przekonałem się że ta część Beskidów jest trudna na rower, ale jak ktoś chce sobie wyszkolić technikę zjazdu i podjazdu, to tylko tam :).

Dzięki za jazdę :).


Kategoria Góry


  • DST 107.62km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:48
  • VAVG 18.56km/h
  • VMAX 69.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • HRmax 175 ( 93%)
  • HRavg 150 ( 80%)
  • Kalorie 4429kcal
  • Podjazdy 1932m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade Suzuki MTB Kraków

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 8

Na Kraków jechałem bezpośrednio - o trzeciej w nocy skok do auta, zaraz po ósmej byłem na miejscu. W nocy się jednak szybko jedzie :)
W nocy padało, i chmury się trzymają, miejscami może być slisko. Mam nadzieję pobić sporo czas 6:06 sprzed dwóch lat, zrobiony przy dobrej pogodzie.
Widzę Izę, zamieniam parę słów z Mambą, DMK i Sleciem - paru znajomych jest mimo kompletnego prawie braku poznańskiej frakcji :).
Emedowców na giga coś mało, stajemy w sektorze ramię w ramię z Maciejem R. - ciekawe kto dziś wygra, zawsze w końcówce sezonu Maciej mi dokładał.
Po starcie trzymam się nawet w pierwszej grupie, choć raczej w ogonie ;), ale i tak dobrze. Pulsik trochę słabo, jednak nieco za dużo jeździłem przed wyścigiem.
Już chwilę po starcie z peletonu wypada z rozmachem Sleciu, widzę jak się kula po asfalcie. Pech. Jadę dalej. Na pierwszym terenie Pyra coś się blokuje w błotku. Tym razem mam NNy, a nie Race Kingi, więc omijam, mały wąwozik gdzie widać spory korek omijam górą jak paru innych, podjazd jest znacznie stromszy, ale przynajmniej da się jechać.
I już jesteśmy na szczycie i zaczyna się kikunastokilometrowy względnie płaski odcinek po podkrakowskich śmietnikach ;). Tutaj mi się fajnie jedzie, trochę wyprzedzam, ciągnę jakiś czas mały pociąg, zostawiam z tyłu Ewelinę Ortyl, do 20 km było fajnie ;).
Podjazdy w okolicach Kochanowskiego, przed zjazdem w wąwóz ktoś stoi i ostrzega że ślisko, niepotrzebnie się sugeruję i schodzę, a co najmniej do połowy pierwszego stoku można było zjechać ;). Tak robi emedowiec Maciej i znika mi z oczu. Fuck.
Po 50m próbuję wsiąść na rower - akurat tu się zaczyna glinka i przejeżdżam może ze 3 metry zanim padam :). Wąwóz jest nieprzejezdny, ściany jak lód, na dnie 20cm gliny garncarskiej, całość z buta. Po asfaltowym podjeździe w zeszłym roku zszedłem z trasy bez klocków i z czasem ponad 2h - teraz mam poniżej 1.5h - jest progres! ;)
Spory kawał trasy jest pagórkowaty wkurwiający swoją pagórkowatością. Ani nie można się rozkręcić na podjeździe, bo za krótkie, ani na zjeździe, ledwo się wrzuci blat, to już trzeba redukować. Tasuję się z dwoma gośćmi z Biketires. W końcu ich zostawiam. Nono ;).
Mija mnie Sleciu, jednak podniósł się po glebie. Ja z kolei mijam Macieja R., który się przesuszył omijając dwa bufety. Taki sam błąd zrobiłem 2 lata temu :).
Jeszcze jedna stroma ścianka zjazdowa, gdzie panikuję widząc śliskie wapienie. No kurczę szkoda, to było do zjechania :).
Przy strumyku chyba za zamkiem Tenczyn dowiaduję się że jestem 60-ty? Nieźle nieźle, może nawet będzie 5h?
Mija mnie Ania Świrkowicz, jak zwykle za połową maratonu. Widzę że idzie na blacie tam gdzie ja ledwo na średniej???
A nie, ma dwutarczową korbę, a z tyłu prawie młynek. Ale fajnie to wygląda :))). Odchodzi mi delikatnie, acz stanowczo.
Zjazd wąwozikiem, fajny. Rozpędzam się na twardej ścieżce do ponad 40km/h, a tu na kolejnym zakręcie zaczyna się niespodziewanie pokład śliskiego wapienia, w dodatku z odwrotnym profilowaniem. Lepiej bym zrobił nie dotykając tu klamek, ale panikuję i jednak dotykam. Tyle dobrego, że straciłem sporo prędkości przed nieuniknionym spotkaniem z matką ziemią, ale i tak od gleby mi świeczki w oczach stanęły. Kolano puchnie, bark boli, ledwo stoję z bólu, ale szybka macanka nie ujawnia złamań. Wsiadam i powoli jadę, bół kolana powinien minąć za parę minut.
Ale na podjeździe tracę kilka miejsc zanim rzeczywiście przestaje boleć.
W tym jeden kolega z Biketires mnie wyprzedza, no co za szkoda ;).
Parę kilometrów dalej na podjeździe widzę grupy prowadzące rowery - megowcy, no i od tej chwili jedzie się znacznie lepiej :)
W lasku wolskim na dwóch ostatnich hopkach wyprzedzam już całe stadka, jadąc nonszalancko ze średniej (bo młynek mi zaciągał ;)).
Na ostatnim podjeździe wyprzedza mnie jeszcze Rafał P. z Torqa, ciągle mu się dziś coś psuło, dlatego tak późno ;).
Ale szkoda mimo wszystko, 200m dalej już by mnie nie wyprzedził, bo zaczął się płaski finisz, gdzie do wyprzedzania byli już tylko megowcy. Rafała już nie dognałem, zyskał na podjeździe 20s i je utrzymał.
Ładny czas: 5:20:38 i miejsce 84/157.
Ponad 45 minut lepiej niż dwa lata temu przy idealnych warunkach.
Maciejowi dołożyłem 4:20, też super, bo myślałem, że u siebie będzie górą. Jakaś forma jednak jest i w Międzygórzu chyba też parę punktów zgarnę :).
Jest chyba jeszcze potencjał do zejścia poniżej 5h - trzeba tylko parę kg stracić ;))).
Po maratonie spotykam się z faloxxem i jedziemy fajną widokową trasą wąskimi drogami do Stryszawy, gdzie mam fajny nocleg w schronisku. Jakby ktoś chciał pojeździć po Beskidach to polecam ten nocleg, tanio, super warunki i blisko gór :).


Kategoria 100-200, Maratony


  • DST 43.69km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:07
  • VAVG 20.64km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test drive

Sobota, 27 sierpnia 2011 · dodano: 27.08.2011 | Komentarze 0

Dawno tyle nie robiłem przy giancie - demontaż i czyszczenie skrzypiącego supportu, tym razem łożyska wkręciłem jak się należy, na taśmę silikonową :), pompowanie amora, zmiana opon i łańcucha, smarowanie, masa roboty, tym bardziej że nie jest to moje hobby. Wolę jeździć ;). Ale za to teraz rower jeździ cicho niczym zabójca z mroków ;))). Na Dziewiczą górę potestować amora - początkowo napompowałem bardzo twardo, praktycznie bez sagu, ale na szybkich zjazdach okazało się że tak jest niedobrze, za słaba trakcja przodu. Na technicznych znów lepiej, bo przód tak nie nurkował. Ale upuszczając trochę luftu z pozytywnej komory doszedłem do jakiegoś kompromisu, twardziej niż ostatnio, ale nieźle wybiera. Powrót przez Maltę i miasto, tempem spacerowym. Trochę dużo kilometrów dziś, ale tempo było dość spokojne, więc zmęczenia specjalnie nie ma.




  • DST 65.85km
  • Czas 02:06
  • VAVG 31.36km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • HRmax 177 ( 94%)
  • HRavg 145 ( 77%)
  • Kalorie 1634kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Friday, bloody friday

Piątek, 26 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 2

Do Wielenia od północy i z powrotem od południa. Po 10 minutach przeszła mi zamuła od siedzenia od rana na dupie przed kompem i zaczęło mi się jechać dobrze. Do Wielenia bardzo szybko, z dość silnym wiatrem w plecy, z powrotem gorzej, na szczęście tuż przed najbardziej wystawionym na wiatr czterokilometrowym odcinkiem wyprzedził mnie Star, sprężyłem się żeby się szybko rozpędzić do jego 50km/h i w efekcie najgorszy odcinek przejechałem efektownie i szybko. Zachęcony tym przejechałem z Ciszkowa do Goraja żeby zjechać sobie zjazdem do Pianówki. Inny świat, cień buków, chłodno, szosa jeszcze mokra po nocnym deszczu. Super, tylko krótko :).
Na koniec jeszcze tylko podjazd Siedmiogórą i zjazd Jesionową - na świeżo położonym asfalcie (w pięć dni się uwinęli, cud!!!) rekord szybkości nie tylko na tym zjeździe, ale i w ogóle w Wielkopolsce :))).
Nowa oponka fajnie się zbiera, i jest znacznie węższa od starego Michelina Speedium.
Ciekawe, myślałem że takie różnice są tylko w oponach MTB, a tu Michelin wygląda przy Schwalbe jakby miał co najmniej 25mm :).
Ale czerwone paski z tyłu nawet fajnie wyglądają, chyba kupię taką też na przód, będę dwa razy szybszy :).
Gorąco, ale nie duszno, może być, choć woda mi się skończyła już po 50km.
A w Krakowie będzie mój pięćdziesiąty maraton, mam nadzieję że pójdzie topsze ;).
Czas 5:30 mnie usatysfakcjonuje. Chyba ;).




  • DST 16.06km
  • Czas 00:46
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 36.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po mieście

Czwartek, 25 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 4

Oj czułem dziś mięśnie po wczorajszym. Tak że z planowanej dłuższej jazdy nic nie wyszło, lepiej odpocząć, a przejechać się jutro. Po rowerowych po oponę i koszyki speca do szosy.
Heh, kupić teraz zwykłą szosową oponę to duża sztuka, wszystkie są kolorowe :D. Musiałem kupić z czerwonym paskiem; będzie przynajmniej szybsza ;).




  • DST 46.63km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 19.43km/h
  • VMAX 50.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dziewicza Góra

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 2

Z Emedowcami, JPbikiem, mlodzikiem i Josipem na Dziewiczej. 5x pętla XC z przewyższeniem ~150m. Jest co orać, sam konkret. Na zjadach nawet mało od mlodzika odstawałem, dlatego że już je dobrze znam ;), za to na podjazdach mlodzik i JP zostawiali mnie z tyłu. Fajna ustawka, szkoda że nie ma u nas więcej takich terenów.
Dzięki za trening!




  • DST 73.92km
  • Czas 02:20
  • VAVG 31.68km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 152 ( 81%)
  • HRavg 128 ( 68%)
  • Kalorie 1470kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pomaratonowy rozruch

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 6

Jak tylko się ubrałem, zaczęło padać. Wsciekłem się :). Na szczęście tylko pokropiło i po 20 minutach było już sucho. Miałem chętkę na machnięcie się do Chrzypska, spodobały mi się tamtejsze podjazdy, ale było już za późno, więc tylko do Wronek lekko okrężną drogą. Na 50-tym kilometrze tylne koło zaczęło mi bić - opona się dziwnie wypuczyła, chyba oplot puścił w staruszce. I tak dobrze że nie strzeliła. A w Hermanowie właśnie komuś opowiadałem, że już stara i trzebaby wymienić ;). Tak że jutro jadę do Poznania po nową, nie miałby w związku z tym ktoś ochoty na trening na Dziewiczej koło 18-tej?
Trasa:


Jak widać z tętna, była aktywna regeneracja i wypoczynek ;D.




  • DST 81.56km
  • Teren 65.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 23.19km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 164 ( 87%)
  • Kalorie 2915kcal
  • Podjazdy 708m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton w Hermanowie

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 11

Poranna jazda do Hermanowa bardzo przyjemna, puste drogi, jedyne auta to te z rowerami ;). Po drodze podejmuję jeszcze Tomka z Kórnika i szybko teleportujemy się na miejsce. Na parkingu jeszcze pustawo, ale kolejka do wpłat na godzinę stania. Nie wpłaciłem wcześniej kasy przez net i mam teraz za swoje ;).
No ale mówi się trudno, w międzyczasie Bloom, który nie musiał stać szykuje rowery, mieszam koksy ;) i z prawie całą ekipą Emedu jedziemy na małą rozgrzewkę przez pierwsze kilometry trasy. Spotykamy też JPbike, który przyjechał pokibicować i popstrykać foty. Na trasie wydawało się, że stoi wszędzie ;).
Na starcie okazuje się że jednak poszczególne dystanse startują razem. Ustawiamy się razem z Josipem i mlodzikiem, mając w zasięgu wzroku Rodmana stojącego w pierwszej linii ;). Start spokojny, za samochodem, przepycham się ile się da do przodu, niektórzy puchną już na pierwszym podjeździe na asfalt. Oczywiście ci "bez formy" i "nietrenujący" od razu wyrywają do przodu, Rodman znika momentalnie, przez chwilę widzę jeszcze mlodzika, ale w terenie też znika z oczu :D.
W tym miejscu peletonu przejazd przez pierwsze kurwidołki przed Nowym Miastem jest dość płynny, choć raz jest korek przed dwoma małymi dziurkami z błotem. Za rynkiem kawałek asfaltu, dochodzi mnie pociąg z Josipem, podczepiam się i od tej pory dłuższy czas jedziemy razem.


Ekipa Emedu - jak zawodnicy sponsorowani, nawet takie same kaski i amory.
Tylko jakiś z Saxo Bank się podczepił ;).


Mijamy kogoś w stroju Emedu - już Rodman? Nie, to Jacgol, wyprzedzając krzyczę żeby się podłączył, ale jakoś nie chce. Po jakimś czasie na piaszczystym zakręcie wyłapuję glebę w pokrzywy, za mną chaos, bo akurat jadę przed krótkim pociągiem ;). Josip też leży :). W sumie przydała się ta kuracja, bo trochę mnie muliło, dobre na obudzenie ;). Gdzieś na otwartym polu formuje się spory pociąg... ciągnięty przez Magdę Hałajczak i Małgorzatę Zellner ;)))). Głupio mi się robi, wychodzę na przód i kulturalnie proponuję zmianę. Propozycja zostaje przyjęta ;). Zdaje się że pociąg szybko się rwie i zostaje tylko Josip i dziewczyny.
Za pierwszym bufetem jakiś dziwny kawałek trasy, niby ledwo widoczna górka, ale nie daje się jechać więcej niż 14-15km/h. Z daleka widzę niebieski strój Rodmana :).
Dwa fajne zjazdy w okolicach Łysej Góry, trochę asfaltu i drugi bufet, Rodman jest już całkiem blisko, a z tyłu dochodzi mnie... mlodzik który popasał ;). Za to Josip zostaje lekko z tyłu.
Chwilę gadamy że trzeba dojść dyrektora sportowego ;), udaje się to po serii fajnych, stromych podjazdów przy wieży TV. Co prawda na szybkiej sekcji mlodzik i Rodman trochę mi odchodzą, ale kontroluję ich i na początku drugiej pętli doganiam, spory kawałek jedziemy razem.


Co za optymistyczna fotka :D
(c) JPbike

Przed zjazdem w koleinach mówię mlodzikowi żeby jechał pierwszy, nie chcę go hamować. Paweł śmiga, mijając dublowanego megowca, który (która? w tym miejscu nie było czasu patrzeć) panikuje i staje w środkowej koleinie, Rodman się blokuje, a ja widząc co się dzieje przeskakuję w lewą i przejeżdżam wrzeszcząc "lewą jadę, lewą!" ;))))
Rodman sporo tam traci i już nas nie dogania, z mlodzikiem pod wiatr jedziemy po zmianach, łykając jeszcze jednego gigowca, na bufecie Paweł staje, ale dogania mnie przy podjazdach pod wieżę - tam masakra, sporo prowadzących rowery megowców. Łykamy ich gładko jadąc. Na asfalcie łykam ostatniego żelka, zapijam miksturą z bidonu i przystępuję do ostatniego sprintu ;). Do mety jeszcze tylko 10-15km z wiatrem. Z mlodzikiem na kole dochodzimy gościa w białym stroju, ale potem zdaje się odrywam się i uciekam. Na twardych i dość płaskich odcinkach cisnę 35-40km/h, aż mnie to dziwi, bo przecież przez cały maraton tętno wydawałoby się nie schodziło poniżej 170bpm. Być może taki wzór treningowy jaki tym razem zrobiłem się sprawdził.
Co chwila wyprzedzam megowców, prędkość mam chyba ze 3x większą ;).
Siedem kilometrów od mety zaczyna się teren, nic trudnego, ale upierdliwy, bo wyboisty. Skaczę czasem jak piłka, ale duże przełożenie i dość niska kadencja się sprawdzają. W pełnym słońcu zaczyna mi się robić zimno - schodzą cukry z krwi. Wiem że za 10-20 minut zdechnę kompletnie, ale meta już tylko o 3-4km. Gnam, wyprzedzając jeszcze kilku megowców, bo widzę przed sobą kogoś z Torqa, daleko, ale się zbliżam.


Gonić Torqa!!! Fachowy beztlenowy grymas na twarzy ;D
(c) JPbike

Jak się okazuje, to Jarek Paszczyński, jeden z organizatorów Michałków. Doganiam go tuż przed ostatnim singlem, fajny krótki zjazd w lesie i długa wyboista ścieżka przez łąkę, wpadam na metę z dużą przewagą.
W 1-2 minutowych odstępach pojawia się cały Emed, bardzo wyrównana stawka dziś była na giga.


Afterparty na mecie.
(c) JPbike

Na mecie sporo atrakcji, darmowy browiec ;), rowery do testowania, na przejażdżkach fajnym fullikiem i karbonowym twentynajnerem Superiora na XTRach, tudzież pogaduchach szybko mija czas do tomboli, w której tradycyjnie nic nie wygrałem ;D.

Udany maraton, łyda mi podawała, trasa fajna, pulsik wysoko, w sumie niewiele wpadek orga (głównie ta kolejka do wpłat i za szybko zamknięty rozjazd na giga, bez tego gigowców byłoby pewnie ze 2x więcej).

3:03:47, miejsce 25/60 open i 9/22 M3
Szczególnie cieszy mnie tylko 1:30 straty do Krzysztofa Grzegorzewskiego, który na początku mojej "kariery" potrafił mi włożyć godzinę przewagi na płaskim maratonie ;))).


Kategoria Maratony


  • DST 17.17km
  • Czas 00:49
  • VAVG 21.02km/h
  • VMAX 44.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po mieście

Sobota, 20 sierpnia 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 5

Po koksy. No bo jak tu startować bez koksów? ;D