Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:989.08 km (w terenie 416.00 km; 42.06%)
Czas w ruchu:52:21
Średnia prędkość:18.89 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Suma podjazdów:8937 m
Suma kalorii:5752 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:58.18 km i 3h 04m
Więcej statystyk
  • DST 48.41km
  • Czas 04:28
  • VAVG 10.84km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1603m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - etap IV

Czwartek, 31 lipca 2014 · dodano: 05.09.2014 | Komentarze 0

Noc w Bardzie udało mi się rewelacyjnie przespać, aż się zdziwiłem ;). Co prawda raz i drugi obudziłem się i słyszałem walący całą noc deszcz, po obudzeniu to się nie zmieniło, więc nastroje były raczej ponure i po twarzach było widać, że "refleksje mtb" ma niejeden z uczestników ;).
Było jednak dość ciepło, więc odpuściłem gamex i ubrałem się na krótko. Przed etapem GG rozdawał małe buteleczki ze smarem do łańcuchów - świetny pomysł, choć przydała mi się ta buteleczka dopiero trzy tygodnie później na Izerskiej Wyrypie :).
Ludzie jakoś się nie garnęli do ustawiania się na starcie, więc to był jedyny etap, gdzie stałem w pierwszej połowie stawki, przez co później byłem demotywowany przez wyprzedzających mnie na podjazdach ;). Po starcie parę płaskich kilometrów w lejącym deszczu po asfalcie (zresztą lało i padało cały czas, więc nie będę o tym ciągle wspominał :)), później już teren. Generalnie etap miał cały czas  tendencję pod górkę, ale aż do połowy było sporo szutrów, więc nie było źle, tylko na szybkich zjazdach było niekiedy bardzo ślisko. Na szczęście na tyle byłem już technicznie znieczulony, że tańczący rower nie robił już na mnie większego wrażenia. 
W Srebrnej Górze tradycyjny widowiskowy przejazd wiaduktem bez poręczy i stroma, tym razem chyba niezjeżdżalna ścianka, a później genialny singiel dookoła twierdzy, z przepaściami po obu stronach. Było ślisko, więc adrenalinga giglała ;). Fajnie, aż się ciepło zrobiło mimo deszczu.
Później po paru kilometrach szutrów zaczął się trudniejszy teren. O dziwo zjeżdżałem po tych mokrych korzeniach i błocie, byłem z siebie dumny, bo zjeżdżałem nawet to, co dwa lata temu sprowadzałem w suchych warunkach. Trasa z tego co pamiętałem była bardzo widowiskowa, szkoda że tego dnia nic nie było widać, bo cały czas jechaliśmy we mgle :).
Przed Wielką Sową sporo podejść niestety, w tych warunkach trzeba było mieć mega nogę, żeby podjechać po śliskim. Zjazdy też fajne, pamiętam zwłaszcza niby banalny, ale bardzo stromy zjazd bardzo rozmytym szutrem, gdzie prawie zaliczyłem otb w koleinie, a drugi gogglowiec z Poznania, Łukasz, zaliczył przycierkę.
Sam dość płaski podjazd po Sowę był dosłownie pod wodą. Jechało się w strumieniu po wymytych kamieniach, na 26 calach nie dałbym rady, bo zupełnie nie było widać dna. Ale 29 calowe toczydełka jakoś tam się toczyły, choć lekko nie było.
Został jeszcze tylko zjazd z Małej Sowy do Walimia, który mnie mocno wytarmosił psychicznie. Dwa lata temu całość zjechałem, teraz prowadziłem chyba 1/3. Masa luźnych kamieni pokrytych błotną mazią była ponad moje siły ;). Z ulgą dojechałem do Walimia.
W prysznicach jak zwykle zimna woda, jedzenia jak zwykle dobre, tylko chodziły pogłoski, że następnego dnia, w czasie najdłuższego etapu pogoda będzie taka sama, a to trochę psuło humor. Musiałem wymienić linki przerzutek, bo już nie dało się zmieniać biegów, natomiast klocki o dziwo wytrzymały mimo ciągłego deszczu.


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 78.75km
  • Teren 70.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 12.95km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 2180m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - etap III

Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 20.08.2014 | Komentarze 4

No to pierwszy etap samotnej jazdy. Wstałem wcześniej, bo tym razem jadłem przydziałowe żarcie w knajpie, znacznie gorsze niż na kwaterze, ale dało się zapchać. W ostatnim wpisie się pomyliłem - to przed tym etapem wymieniałem klocki i odpowietrzałem hamulce, a przypomniałem sobie dlatego, że to właśnie na początku tego etapu bardzo mi brakowało dotartych hamulców :).
Początek to długi, 13km podjazd na ponad tysiącmetrową Czernicę, w górach Bialskich. Zjazd z niej jest dość mocno techniczny, i przez chwilowy brak sprawnych hamulców musiałem sporo zbiegać. Na stromiznach zupełnie nie dawało się wyhamować i tyle.
Ale wiele nie straciłem, a po końcowym zjeździe hamulce były już ostre jak brzytwa i nie przeszkadzały dalej. Trasa była nieco inna niż dwa lata temu - około 10km szlaku granicznego się ścinało i nie trzeba było go jechać. Wjeżdżało się dopiero na przełęcz o ładnej nazwie Piekło i od tej pory większość dawało się jechać. Było sucho, więc przyczepność była znakomita, zjazdy wszystkie praktycznie w siodle, tylko podejść nieco było, ale i tak z Dawidem z mixu Gomoli zabawialiśmy się w podjeżdżanie jak najwyżej i rezultaty były niezłe :).
Do przełęczy Gierałtowskiej dojechaliśmy nawet nie wiem kiedy, a dalszy szlak do Borówkowej Góry był nieco łatwiejszy, choć dalej dość techniczny. Ale na sucho nie był jakoś straszny. Cały czas mi się podobało i jechało się bardzo dobrze. Dopiero zjazd z Borówkowej dał mi w kość. Nowe klocki powodowały oddalenie klamek od kiery i niewygodny chwyt, więc na dole zamiast rąk miałem dwie pary grabi, na dodatek bolących jak jasna cholera.
A tu jeszcze stromy podjazd prawie pod Jawornik, gdzie zacząłem kurwować, co zwiastowało kryzys.
Ale zaczął się zjazd, i od tej pory miało być łatwiej. Wcale nie było wiele łatwiej, nie na kryzysie jaki się zaczął ;). Szutry były przeplatane wyboistymi podjazdami po przecinkach, które mocno mi dokuczały, dopiero po ostatnim bufecie zaczęło być łatwiej bo zaczął się dość płaski (ale nie zupełnie płaski, oj nie) przejazd szutrami do Barda. Lubię ten odcinek, bo jest mocno widokowy, a mało męczy i można szybko jechać. Odżyłem i odzyskałem sporo miejsc, ale po dojeździe do Barda na zjeździe wszystko straciłem bo przyglebiłem w łatwym miejscu, gdy koło mi się uślizgnęło na tłuczniu. A techniczne fragmenty prawie wszystkie w siodle, niech to! ;)
Jak zwykle wyprzedzili mnie w końcówce Wiola i Dawid, ten scenariusz powtarzał się prawie codziennie :).
Na metę przyjechałem nieźle złomotany, jak nigdy w tym wyścigu. Fakt że ten etap był zdecydowanie najcięższy ze wszystkich, szczęście, że pogoda dopisała. Ale godzinę po przyjeździe zaczęło lać, i z przerwami lało aż do rana.
Jabłczyńska po tym etapie wyglądała już mocno niewyraźnie ;).


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 75.98km
  • Teren 68.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 15.61km/h
  • VMAX 65.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap II

Wtorek, 29 lipca 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 3

W nocy padało, więc rano było rześko. Wieczorem poprzedniego dnia wymieniałem przy piwku klocki w hamplach i efektem tego wesołego remontu bylo zapowietrzenie przodu. Pojechałem więc godzinę wcześniej, żeby Czesi mi to zrobili, a im to oczywiście nie sprawiło żadnego problemu. Zauważyłem wśród ich licznych skrzynek narzędziowych jedną wypełnioną całkowicie winami i łyskaczami :)). Piwa dokupywali na bieżąco. No tak, na takim dopingu robota musi iść ;).
20 minut przed startem wszystko było załatwione i ustawiłem się w sektorze z Ktone i Magdą, oraz Jabłczyńską, która jeszcze była świeżutka i tryskała energią. Tak że jeden start miałem ramię w ramię z Jabłczyńską ;).
Z początku był niezbyt stromy asfalt, na którym dobrze się czuję i dociskając z blatu szybko dogoniłem grupę pod przewodem Wojtka i Marca. Na szutrach było już gorzej, paru ludzi wyprzedziło nas, Kaz też sobie wziął do serca wczorajszą porażkę i widocznie postanowił zawalczyć na tym etapie. Pierwsze 20km to były łatwe szutry góra dół, Marc został z tyłu, na jednym z podjazdów po ciężkiej walce odstawiłem Kaza. Za bufetem był kilkukilometrowy cudowny zjazd po szutrze, gdzie nie schodziłem poniżej 60 km/h. Ale zauważyłem tam że coś przy napędzie mi się mocno telepie i przeszły mi przez głowę czarne myśli o destrukcji prototypowego bębenka od Soul Kozaka. Ale na razie koło się kręciło, więc jechałem. Po 3km asfaltu koło kopalni uranu, gdzie jechałem już trzeci raz, sił dodał doping od Oli z dziećmi i ojca Wojtasa, dostałem informacje, że do Wojtasa tracę tylko 7 minut. Nie było źle. Zresztą jechało mi się tego dnia bardzo dobrze, i czarne myśli o rezygnacji zupełnie zniknęły. Dalszą, szutrową część podjazdu znałem z pierwszego, "rozgrzewkowego" dnia, więc jechałem na pewniaka, a po dojechaniu do przełęczy pod Śnieżnikiem nastąpił znany z Międzygórza zjazd po bruku, gdzie bezdętki 29 cali na niskim ciśnieniu pokazały, że rulezują. Zaprawdę powiadam wam, nie czułem wstrząsów, nie bałem się o snejka wymijając tradycyjnych łataczy na poboczach, a paru ludzi wyprzedziłem z prędkością na oko dwa razy większą :).
Na dole krótki bufecik, krótki podjazd i parę kilometrów "tysiączką" trawersującą Śnieżnik.
Krótkie podejście, na którym sprawdziłem że kaseta luźno lata na bębenku i to powoduje dziwne dźwięki z napędu. "Odkręcona od wstrząsów kaseta" brzmiała diagnoza Dawida i Wioli z mixa Gomoli, z którymi cały czas się tasowałem na trasie. Uff, czyli jednak pojadę dalej. 
Szlak graniczny nie miał nic wspólnego z masakrą ze Stronia sprzed dwóch lat. Był suchy (co oznaczało, że błoto po piasty było tylko w jednym albo dwóch miejscach) i dawał się jechać z przyjemnością. Nawet długie podejście w końcówce nie zrobiło na mnie wrażenia.
Za do w drugim mixie Gomoli, pękła karbonowa Merida, na szczęście udało im się to powizorycznie poskładać i skończyć etap.
Po szlaku granicznym nastąpił długaśny, lekko techniczny zjazd, na którym zacząłem się przecierać do jazdy górskiej i odczuwać z takich zjazdów przyjemność :).
Jeszcze tylko podjazd na grzbiet gór Bialskich, kawałek asflatem i mega szybki zjazd do Stronia. Na łące jedyne co trzeba robić, to mocno trzymać kierę i nie myśleć co się stanie jak się trafi na kamień czy dziurę, to zupełnie wystarcza do osiągania kosmicznych prędkości ;).
Po łące jeszcze szybka gruntówka i już było Stronie. Przyjechałem o błysk szprychy za Wiolą i Dawidem, i tak się często działo na Challenge, że wyprzedzali mnie na ostatnim technicznym zjeździe, a ja już nie dawałem rady nadrobić :).
Kolejność jak zwykle - Wojtas, ja, Marc i Kaz. Od następnego dnia miałem już sobie dawać radę sam :).

Jeszcze wieczorem podjechaliśmy z Marcem do Czechów, gdzie dokręciłem sobie kasetę i znów wszystko banglało, gotowe na kolejny etap.


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 75.98km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:35
  • VAVG 13.61km/h
  • VMAX 68.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 2404m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap I

Poniedziałek, 28 lipca 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 6

Pierwszy dzień poważnego ścigania. Dojazd z Siennej ma tą dobrą stronę, że jest z górki i średnia oscyluje w okolicach 45 km/h. Gorzej z powrotem, ale udawało się to obejść.
Na starcie ustawiam się z tyłu, co nie jest do końca dobre, bo ogon peletonu z róznymi opcjami 1/2 czy 1/4 dystansu reprezentuje często kalectwo techniczne i pierwsze spadnięcia z rowerów zdarzają się już 10m po wjeździe na nieco sypki szutrowy podjazd. Swoją drogą, niezła patelnia tam była w pełnym słońcu. Przesuwam się mozolnie do przodu, w końcu wyprzedzam Kaza i widzę plecy Marca, doganiam go przed końcem podjazdu i razem przesuwamy się do przodu.
Niestety przed Międzygórzem są dwa techniczne zjazdy, gdzie Marek wysuwa się na prowadzenie, szybko łapie coś z bufetu i dziarsko ucieka ;). Ale nie zdobywa więcej niż 200m przewagi, więc dość szybko to niweluję i jadę dalej. Parę zjazdów, parę podjazdów i w końcu długaśny podjazd na Śnieżnik, gdzie totalnie wymiękam. Nie tracę miejsc, ale zupełnie poważnie zastanawiam się nad przepisaniem się na połówkę dystansu :). Na szczęście w końcu wbijam się na szczyt i zaczyna się zjazd, który idzie o dziwo całkiem dobrze. Po pierwszych dwóch progach zjeżdżam wszystko i to całkiem szybko, przynajmniej nie tracę żadnej pozycji. Zaczynam doceniać bezdętki - na szerokich obręczach ZTR i na ciśnieniu poniżej 2 barów oferują świetną przyczepność i można jechać po kamieniach bez lęków ;).
Na szutrze po technicznym zjeździe osiągam kosmiczne prawie 69 km/h bez żadnego poczucia mniejszej kontroli roweru.
Drugi podjazd pod Śnieżnik znów mnie zabija :), ale jadę trochę szybciej, bo próbuje się ścigać z mixtem z Gomoli. Na górze zaczyna być mokro, a po chwili rozpętuje się nawałnica. Najpierw ulewa (ekstra ciekawe są przy takich warunkach bardzo szybkie błotniste zjazdy! ;)), a później burza z gradem, normalnie masakra. Zawieszam oksy na koszulce i po chwili je gubię  na wertepiastym zjeździe, więc  do końca jadę z ograniczoną widocznością.
Team z Gomoli mi odchodzi, a ja zdycham na stromym asfalcie pod Czarną Górę. Wyprzedzam tu trochę wykończonych "ćwiartkowiczów". Hmm, więc są ludzie bardziej zmęczeni ode mnie ;).
Zjazd z Czarnej Góry to jest kompletna abstrakcja, nawet na sucho nie wiem czy bym to zjechał, a tu była jeszcze rzeka błota. Mimo to wyprzedza mnie Glon z Colexu, ale zaraz wali glebę ;).
Reszta zjazdu taka sama jak na czasówce, tylko mega śliska. Zaczynam trochę uważać po niezłym skidzie na błotku i zjeżdżam aż do szutru dość asekuracyjnie, ale tam puszczam klamki i z niezłą prędkością i garścią piachu w oczach kończę wyścig z czasem 5:23:28.

Poczekałem chwilę na Marca i Kaza, a później mieliśmy dużego fuksa, bo podwiózł nas z rowerami samochód orga, więc nie musieliśmy dymać dodatkowych 300m przewyższenia :).

Generalnie wyniki teamowe zgodne z przewidywaniami, Josip, ja, Marc i Kaz, który po wczorajszej szarży miał dziś wyraźnie słabszy dzień i dał się pokonać Jabłczyńskiej o całą minutę, co było tematem żarcików przez cały wieczór ;).
Co do wieczoru, to znów znakomite jedzenie (żarcie było tak mega, że odpuściłem stołówkowe jedzenie z etapówki i jadłem na kwaterze) i znów za dużo wina i browców. Ciężkie warunki do regeneracji. I z takimi trudnościami mierzyliśmy się co wieczór ;).


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 32.58km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:14
  • VAVG 14.59km/h
  • VMAX 58.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - prolog

Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 06.08.2014 | Komentarze 0

Dwie godziny przed startem przeszła burza, wybitnie zwiększając atrakcyjność trasy ;). Później znów zrobiło się gorąco, warunki doprawdy nie były łatwe. Trasa prologu była krótka, jakieś 15km, do przejechania w niecałą godzinkę. Startowałem pierwszy, mając ogromny doping od Oli, Josipa, Wojtka i Marca, dwaj ostatni kibicowali biegnąc z rowerem niczym na TdF. Nie ma jak profesjonalni fani ;D.
Niestety, po tempie z jakim wyprzedzali mnie zawodnicy na pierwszym podjeździe wywnioskowałem że odpuszczenie ścigania było dobrą decyzją. Podjazd był bardzo mokry, natomiast po drugiej stronie Czarnej Góry nie było burzy i było zupełnie sucho, więc zjazd był bardzo szybki. Sporo wyprzedził mnie Josip, o sekundę wygrał ze mną Wojtek, prawie dogonił mnie Marc. Wojtek miał moment tryumfu, choć drogo go to kosztowało, bo w następnym etapie został pokonany przez... ale nie uprzedzajmy faktów ;).

Wracając ze Stronia źle skręciłem i zafundowałem sobie solidny podjazd przez Kletno, z przeskakiwaniem wczorajszego grzbieciku przy kopalni uranu.


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 39.95km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 12.48km/h
  • VMAX 61.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozgrzewka przed etapówką

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 2

Tydzień przed Sudety MTB Challenge zupełnie nic nie jeździłem. Aż dziwnie się z tym czułem, więc z przyjemnością wyjechałem z Josipem, Marcem i Wojtkiem na objazd trasy jutrzejszego prologu. Długa bezczynność zaowocowała różnymi kurczykami w nogach i dupie - zdecydowanie rozkrętka była dobrym pomysłem. Parę kilometrów podjazdu, kilka kilometrów po płaskim, ostry zjazd w 60% sprowadzony i aż do mety długi i łatwy zjazd najpierw po umiarkowanych korzeniach, później szybkimi szutrami. W tym roku dopiero drugi raz byłem w górach i to się czuło: szok i przerażenie ;).
Dalej Josip poprowadził nas jakąś dżunglą aż na przełęcz powyżej Siennej, skąd wszyscy wrócili do domu, a ja niesyty jazdy pojechałem jeszcze do schroniska pod Śnieżnikiem, skąd wróciłem niebieskim szlakiem. Najpierw jakiś kilometr fajnego singla z korzeniami co jakiś czas, a później techniczny, wypłukany zjazd, gdzie na jakieś 50-100m złażę z roweru. Stamtąd długim zjazdem zjeżdżam do Kletna, stąd jeszcze 200-300m hopa koło kopalni uranu i zadowolony wracam do domu na piwko. Zaczyna się etapówka. Postanowiłem przejechać ją bez ścigania, bo moja obecna forma nie pozwala na zbyt wiele. Ale jechać i czerpać z tego jak najwięcej przyjemności i ćwiczyć zjady mogę ;).


Kategoria Góry


  • DST 45.72km
  • Czas 01:31
  • VAVG 30.15km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdowo

Czwartek, 17 lipca 2014 · dodano: 17.07.2014 | Komentarze 0

Trochę mnie przyczepy czwórek rozbolały po wczorajszym, więc trzeba było je rozmasować :). 
Płacę za małą ilość jeżdżenia ostatnio, teraz do każdego zwiększenia obciążenia noga się znów musi adaptować. 
Upał i silny gorący wiatr, dość zabójcza kombinacja. 22 km pod wiatr z jednym solidnym podjazdem, a później 23km luźniejsze z wiatrem w szeroko pojęte plecy :).




  • DST 110.50km
  • Czas 03:32
  • VAVG 31.27km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka

Środa, 16 lipca 2014 · dodano: 16.07.2014 | Komentarze 1

Dziś miałem więcej czasu koło południa, więc postanowiłem zrobić typową nasiadówę 3+ h. Pojechałem trasą, która kiedyś była moją typową stówką, a którą już dawno nie miałem okazji jechać. Jak się okazało, nic się tam przez ostatni rok nie zmieniło :).
Trasa przez Trzciankę, Wołowe Lasy, Człopę, Wieleń i Rosko do Czarnkowa. Wiatr taki sobie, z północnego zachodu, niezbyt pomagał, ale noga w miarę dawała radę, więc wyszło dość szybko, choć nie obyło się bez wspomagania Radlerkiem we Wieleniu :).


Kategoria 100-200


  • DST 51.26km
  • Czas 01:37
  • VAVG 31.71km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Till dusk

Wtorek, 15 lipca 2014 · dodano: 15.07.2014 | Komentarze 2

Dość przyjemna jazda o zachodzie słońca. Słaby wiatr, noga jakoś kręciła, było przyjemnie ciepło. Szkoda tylko że czasu ledwo wystarczyło na plan minimum :). I tak wróciłem do domu jak już zaczęło się ściemniać. Dzień się już skraca, co robić.




  • DST 36.31km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 18.16km/h
  • VMAX 37.80km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdowo

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 0

Spokojny rozjazd z Marcem. Do Strzeszynka, często bokami, bo na głównym szlaku tłumy niemożliwe, a później trasa za miejskim wysypiskiem i fragment ścieżek na Morasku. Dobrze że się zgadaliśmy, bo samemu by mi się nie chciało, choć po rozkręceniu jechało się zaskakująco dobrze.