Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200

Dystans całkowity:14630.13 km (w terenie 2515.50 km; 17.19%)
Czas w ruchu:562:38
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:22933 m
Maks. tętno maksymalne:183 (97 %)
Maks. tętno średnie:164 (87 %)
Suma kalorii:172129 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:117.98 km i 4h 32m
Więcej statystyk
  • DST 101.46km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:08
  • VAVG 14.22km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solidna setka

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 2

W piątek cały dzień lało - podjechaliśmy autem do Kamienicy i zdobyliśmy pieszo Śnieżnik - 16-17km cały czas w deszczu, błocie, śniegu, a czasem i brodząc w większych i mniejszych strumieniach :). Wróciliśmy po 4h w stanie poważnego wyczerpania, ale uzupełniliśmy płyny za pomocą czeskiego piwa i w sobotę byliśmy już gotowi do jazdy, tym bardziej że pogoda zaczęła dopisywać.
Do Javornika podjechaliśmy asfaltem, ale po krótkiej chwili zmienił się on w szutrówkę, a później, gdy czerwonym szlakiem pieszym dojechaliśmy do sporych ruin zamku Rychleby, nawet w całkiem fajną techniczną ścieżkę. Do przełeczy Gierałtowskiej było trochę szuterków, trochę asfaltu i trochę błotka, wszystko czego potrzeba na rozgrzewkę. Od przełęczy Gierałtowskiej jechaliśmy po czeskiej stronie cyklotrasą - generalnie dość płaskie szutry ciągnące się przez 20km, z lekką tendencją podjazdową i fajnymi widokami. Tak dojechaliśmy do Smrka na granicy polskiej (1109m), ale tu śniegu było jeszcze sporo i droga kompletnie zalana wodą z roztopów, więc próbując zjechać nieistniejącymi drogami na stronę polską zrobiliśmy sobie prawdziwe enduro przez kilka kilometrów - z metrowymi koleinami, skałami, wodą po piasty i spływem rzeką błota :). Bardzo fajny odcinek :).
W końcu dotarliśmy do drogi i przez Bielice dojechaliśmy do Starego Gierałtowa, gdzie spożyliśmy piwko i zaczęliśmy się wspinać z powrotem na przełęcz Gierałtowską. I tu niespodzianka - kompletnie się zgubiliśmy i znów na szagę przebijaliśmy się do szlaku granicznego, żeby Jackowi pokazać kawałek szlaku który przejechaliśmy z Marcem na Sudety MTB Challenge. Na granicznym szlaku zabawiliśmy parę kilometrów, w międzyczasie zgubiliśmy Marca, bo jadąc z Jackiem z przodu źle skręciliśmy :).
W pogoni zacząłem na zjazdach rozwijać poważne prędkości i przeszło mi zimowe zamulenie techniczne :).
Znów we trzech podjechaliśmy Borówkową ekstremalnym podjazdem z czeskich zawodów - Rychlebska 30, tym razem jeszcze trudniejszym, bo świeżo rozrytym przez roztopy i drwali. 29er świetnie się tu sprawował, ale i tak zaliczyłem małą glebkę. Na Borówkowej już bez przestojów i znów miły zjazd - tym razem rozpracowaliśmy oba ogródki skalne po drodze, a i jechało mi się tym razem znacznie lepiej, wracały normalne reakcje. Rower też pozwala na sporo więcej na zjazdach niż stary Giant, więc stopniowo się rozluźniałem.
Końcowy zjazd z przełęczy czerwonym szlakiem do Bilej Wody był mega szybki, po szutrach, a ja się zachwycałem stabilnością roweru przy większych prędkościach :).
Chyba w tym roku będzie jednak lepiej na górskich maratonach, i więcej da się podjechać, i szybciej zjechać ;).
Po dotarciu do Kozielna jeszcze dokręciłem do setki, bo miałem na budziku 98km i nie mogłem tego tak zostawić ;).
Udany dzień, wyjechaliśmy o 10, a wróciliśmy po 19 :)).


Kategoria Góry, 100-200


  • DST 113.62km
  • Teren 105.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 24.09km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Murowana Goślina

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 8

Tego dnia nie było zapału do ścigania z mojej strony. Po minimalistycznej rozgrzewce składającej się z pozowania do foty władowałem się na ostatnią chwilę do sektora i po starcie przez dłuższą chwilę jechałem spokojnie w ogonie giga, zanim zebrałem się w sobie i zacząłem powoli wyprzedzać. Plan miałem taki żeby pojechać spokojnie pierwszą nadwarciańską część, oczywiście głupie założenia na płaski maraton, ale szczerze mówiąc wystraszyłem się pięciogodzinnego ścigania. W każdym razie odcinek nadwarciański był super, nie jeździłem tu jeszcze i bardzo mi się podobał mocno pagórkowaty teren.
Po jakimś czasie doszedłem z3wazę i tak sobie jechaliśmy, bo Marcin bardzo ładnie pocinał na podjazdach i nie mogłem wyprzedzić :). Raz jeden, raz drugi czasem szarpnął, więc wycinaliśmy ciągle jakichś bikerów i w końcu dociągnęliśmy do większej grupy w której zapowiadało się że jakiś czas pojedziemy. Po jakimś czasie wyszedłem na przód, bo trochę zamulali i zacząłem dyktować tempo na "ekonomicznej trzydziestce". W tym momencie wyprzedziło nas małe żółte Kawasaki - Sleciu po jakiejś awarii :). Dospawałem ja i jeszcze ktoś z Thule, ale Slec nadawał tempo mordercze - jakiś czas dawałem krótkie zmiany powyżej 35km/h, ale w końcu z Thule odpadliśmy, bo by nas zakatował :). Ale przez kilka kilometrów oderwaliśmy się na grube kilkaset metrów od peletonu, a z przodu widać było następną grupę. Zacząłem gonić, bo Thule tylko siedział na kole (ale zdaje się był z M5, więc wybaczam ;)) i o dziwo dogoniłem w pojedynkę peleton w którym był między innymi Drogbas, Ula Luboińska i jeszcze parę osób. Sleciu właśnie rozrywał i ten pociąg :).

Maraton Murowana Goślina © klosiu

Gonię grupę Drogbasa

Poszarpało się przy rozjeździe przez piaskownicę w Murowanej i tory, zostaliśmy chyba we czterech z przodu, Drogbas, ja, i dwóch innych. Drogbas zaczął potwornie szarpać tempo, raczej nie sprawiało problemu lekkie odpuszczenie jak cisnął i dospawanie jak zwalniał po skoku, czułem się nieźle i zastanawiałem się kiedy się spali, bo to chyba nienajlepsza taktyka na 40-tym kilometrze 110km trasy ;P.
I w tym momencie poczułem że mam miękko z tyłu.
Nawet się specjalnie nie wkurwiłem, ale obiecałem sobie że następne koła będą bezdętkowe ;). Nie wiem w sumie, czy to laczek, czy po prostu dętka ultralight wsadzona u Canyona nie wytrzymała w oponie 2.25, tak czy inaczej powietrze zeszło. W czasie łatania przejechała pierwsza grupa mega, później Waza mający może dwie minuty straty, a później wszyscy pozostali Gogglowcy. Trochę mi zeszło na naprawę, bo szczerze mówiąc już się nie spieszyłem i cel z "wygrać wyścig" ;) zmienił się na "zrobić mocny trening".
W końcu zacząłem odrabiać, powoli dogoniłem Goggli aż do Dave'a włącznie, kawałek jechałem z peletonem mega, na Killera wjechałem jako jedyny z grupki (malutka satysfakcja ;)), a na rozjeździe okazało się, że jestem sam jak okiem sięgnąć ;P.

Murrowana Goślina - Killer © klosiu

Nie wyglądam za świeżo, ale efektownie jest ;P

Dogoniłem zaraz na początku dwóch gigowców, ale nie dołączyli się, więc znów zacząłem napierać z tempomatem na 30km/h, tym bardziej że teren był twardy i płaski. Nudę upływających kilometrów urozmaicałem żelem co 20km i łykiem picia co 5km ;). W końcu z przodu zobaczyłem czteroosobową grupkę i rozpocząłem pogoń, która trwała z 15km. Ich pociąg chyba stopniowo słabł i dogoniłem ich za Dąbrówką Kościelną, jechał tam Jarek z Venutto. Kilka kilometrów wiozłem się i odpoczywałem, w końcu chciałem dać zmianę na podjeździe, ale po chwili zostałem sam. Od tego momentu zacząłem trochę więcej wyprzedzać, w sumie przez ostatnią godzinę zyskałem 12 pozycji. Końcówka już trochę na zmęczeniu, ale gdy tuż przed końcem zauważyłem z przodu ktone i Grześka z Osozu, to trochę się spiąłem, no ale nie doszedłem przed metą i zachowali minutową przewagę ;).
Na tym maratonie poznałem dobrze co to samotność długodystansowca - 60km samotnego napierania po lesie wali po psychice ;).
No ale wynik może być, JPbike i tak bym dziś nie dogonił, bo wykręcił rewelacyjny czas idąc mocno od początku, ale myślę że z moją dzisiejszą jazdą zrobiłbym okolice 4:30. Nie ma co gdybać, w każdym razie trening psychiki zaliczony ;).
Zaskoczenie wyścigu to na pewno Marcin, jadąc spokojnie swoje zrobił świetny wynik i otarł się o szerokie pudło w M4, a to już na Golonce jest coś. Widać że przepracowana zima zaczyna dawać efekty.

64 Mariusz Kłos 1975 Goggle Pro Active Eyewear 04:48:17.1


Kategoria Maratony, 100-200


  • DST 103.13km
  • Teren 80.00km
  • Czas 04:56
  • VAVG 20.90km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Seteczka w lesie

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · dodano: 15.04.2013 | Komentarze 4

Pogoda dowaliła do pieca, żal było tego nie wykorzystać :).
Nad (jeszcze przyjemnie pustą) Maltę przyjechałem ostatni, JPbike, Drogbas. Marc i Jasskulainen czekali już wpięci w pedały, więc od razu ruszyliśmy dalej. Na początku oczywiście ostre cięcie mna podjazdach, sprinciki itp. Młodzież się musiała wyszumieć ;). Podjazd w Uzarzewie niestety niepodjeżdżalny w tej chwili, za dużo rozrytego błota.



Tajna fota z Uzarzewa - cała elita zapycha rowery ;))

Na brukowym zjeździe do Uzarzewa z przyjemnością zauważyłem, że na 29erze jedzie się jak na fullu - bez problemu można siedzieć tyłkiem na siodełku i dokręcać :). Następnym punktem programu był singielek nad Kowalskim, który przejechaliśmy bez spalary, z paroma przerwami i różnymi ewolucjami na co fajniejszych sekcjach ;).



We Wronczynie akurat kończyła się msza, więc w sklepie pełno spragnionego ludu ;). Kupiliśmy też po jednym bronku i wynieśliśmy się nad jezioro uzupełnić płyny i pogrzać się w słońcu. Drogbas musiał już wracać i pojechał asfaltem, a my dalej w teren, do Bednar, gdzie na poboczu minęliśmy dzikiego strusia (może nie był dziki, ale w każdym razie chodził luzem ;)), dalej dojechaliśmy błotnistą drogą do Dąbrówki Kościelnej i stamtąd już się nie ociągając zrobiliśmy dłuższy skok nad Jezioro Miejskie.


No i co, nie można było tej Murowanej dziś zrobić?


A tutaj występuję w kategorii "trzepak miesiąca" ;). Każdy ciuch z innej parafii, hehe.

Małe opalanko, obowiązkowy singielek nadjeziorny i kurs na Dziewiczą. Jasskulainen postanowił jechać prosto na chatę, a my twardo dokręcaliśmy do sety.
Obowiązkowy podjazd i zjazd Killerem, i skierowaliśmy się z powrotem nad Maltę. Po drodze wyjebałem niezłego orła, gdy zahaczyłem butem o wystający z ziemi pręt. Jednak ten czarny kot który mi na początku przebiegł drogę nie zrobił tego bez powodu ;).
Na Malcie o tej porze kompletna dzicz - ludzi łażących jak pijani tylu że nie dało się jechać, naprawdę takich tłumów nie widziałem tu nigdy.

W końcu pogoda pozwala na uczciwą jazdę, na której człowiek zazna rozrywki, porządnie się zmęczy i wróci po czworakach do domu, a nie zmarznie :). Takich właśnie wyjazdów brakowało zimą :).


Kategoria 100-200


  • DST 116.24km
  • Czas 03:56
  • VAVG 29.55km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Podjazdy 400m
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka teamowo

Sobota, 6 kwietnia 2013 · dodano: 06.04.2013 | Komentarze 8

Widać że determinacja do długich treningów jest silna w teamie, mimo padającego rano śniegu ani Marc, ani Maks nie odpuścili i stawili się na Obornickim. Ruszyliśmy na północ w stronę Szamotuł, z początku bardzo mokro, po 40km zaczęło się przejaśniać, a po 60km jechaliśmy już suchym asfaltem w grzejącym słoneczku. Od Obrzycka miało być już z wiatrem w plecy. No cóż, nie było. Prawdę mówiąc odcinek z Obrzycka do Obornik był najgorszy, w połowie zrobiliśmy popas w sklepie w Kiszewie, który trochę podratował sytuację. Od Obornik jechaliśmy pod prąd trasy ustawki, wiatr był bardziej w plecy więc tempo wzrosło i tak dojechaliśmy do Poznania. Trochę sobie czasem urozmaicałem jazdę to mocnym podjazdem, to skokiem za ciężarówką, w ogóle jechało się fajnie i równo. Zresztą widać po Marcu i Maksie, że wytrzymałość też mają nieźle wyrobioną.
Niespodziewanie zrobiła się piękna pogoda i druga połowa treningu była bardzo przyjemna. Dzięki za jazdę! :)



Trasa mniej więcej taka.


Kategoria 100-200


  • DST 102.20km
  • Czas 03:12
  • VAVG 31.94km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 163 ( 87%)
  • HRavg 147 ( 78%)
  • Kalorie 2455kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z pełnym bakiem

Niedziela, 31 marca 2013 · dodano: 31.03.2013 | Komentarze 4

Noo, tak to mogę jeździć :).
Pod wiatr zrobiłem sobie tempówkę na pograniczu 3 i 4 strefy, ta intensywność mi ostatnio bardzo komfortowo wchodzi, oczywiście o ile mam glikogen ;). Po 52 minutach tempa zameldowałem się w centrum Piły i od tej pory zacząłem jechać klasyczną wytrzymałość, czyli wysoka druga strefa zahaczająca o czwartą na podjazdach, których zresztą nie brakowało, bo 18km odcinek między Piłą a Gostomią składa się wyłącznie z mniej więcej kilometrowych zjazdów i podjazdów, "szczyty" sięgają 170m npm, więc troszkę wyżej niż Dziewicza ;). Bardzo fajny treningowy odcinek, o ile noga podaje. W okolicach Wałcza masy śniegu, to co jest w Czarnkowie czy Poznaniu to nic. W lasach na oko ponad 30cm, a na polach półtorametrowe zaspy to normalny widok. Masakra.
Z Gostomii miałem już wiatr w plecy, więc ogień (noga dalej podawała, co jednak robi porządne zjedzenie ;)) i 40km do Czarnkowa prędkość raczej nie schodziła z okolic 37km/h. Przyjemny wyjazd, w końcu coś mocniejszego mi wyszło. Jednak nie można robić dużego deficytu kalorycznego w rozbudowie, pozostaje metoda małych kroczków.



A właśnie, białe siodło z Canyona powoli spisywałem na straty jako potwornie niewygodne, ale dziś udało mi się znaleźć ustawienie przy którym siedzi się jak w fotelu :). Tak komfortowo jeszcze setki nie przejechałem :).


Kategoria 100-200


  • DST 113.62km
  • Czas 03:55
  • VAVG 29.01km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mocna stówka

Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 17.02.2013 | Komentarze 12

Z JPbike i Drogbasem, sam skład zapowiadał ostrą rzeźnię. Na miejsce zbiórki kulałem się 22-23km/h, nogi mnie piekły po intensywnym tygodniu i w ogóle czułem się tak sobie. W dodatku kropiło. Sam jakbym miał jechać to po półgodzinie wróciłbym do domu :).
Ale jak już ruszyliśmy po mocnych zmianach to się nawet rozkręciłem na jakiś czas, aż za Szamotułami złapał mnie zgon i zaczęło mi się ciężko jechać. Od Szamotuł do Obrzycka jechaliśmy bocznymi drogami, bo na głównej asfalt jest koszmarny, a po wioskach rozciąga się nieskazitelna gładź po horyzont ;). Między Obrzyckiem a Obornikami było bardzo ciężko, lodowaty wiatr w twarz i generalnie słabizna w nogach. Zatrzymaliśmy się na piwko i ciacha, jak przystało na kolarzy :) i tuż przed Obornikami zaczęło być lepiej. A z Obornik już wiatr lekko w plecy i droga bardzo szybko minęła z prędkością ponad 30km/h. Na wysokości Moraska ulotniłem się po angielsku z peletonu i pojechałem do domu, po drodze za radą Drogbasa zahaczając o myjkę. Faktycznie roweru już nie było widać spod piachu, ale teraz jest ok ;).
Jeden z mocniejszych treningów w tym roku, ostre tempo i ciężkie warunki. Średnia z 95km jazdy w grupie wyniosła ponad 31km/h, niemało na zimówkach.


Hejnał w moim wykonaniu nie jest może tak artystyczny jak choćby CheEvary, ale może być ;).



A teraz regeneracja i jutro nie dotykam roweru ;P


Kategoria 100-200


  • DST 115.19km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 28.44km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mocna setka z JP

Niedziela, 3 lutego 2013 · dodano: 03.02.2013 | Komentarze 13

Umówiliśmy się z JPbike na solidny trening, pogoda zapowiadała się ładna więc miałem nadzieję że pęknie w końcu pierwsza setka w tym roku :).
Po spotkaniu bez zbędnego gadania ruszyliśmy w drogę, pierwsze 25km było ciężkie bo pod wiatr, do Lusowa dojechaliśmy nieznaną mi bliżej drogą, ale następne asfalty miałem już w większości wielkokrotnie objeżdżone, tyle że już dawno tam nie byłem i pozytywnie mnie zaskoczyło to że sporo było całkiem nowych. Za Lusówkiem był kawałek po dziurawym terenie, gdzie moje sliki 1.3 dawały moc ciekawych doznań ;), ale później już wskoczyliśmy na nowy asfalt do Dopiewa, wiatr zaczął wiać w plecy i od tej pory przez dziesiątki kilometrów nie schodziliśmy poniżej trzydziechy :).
Jezioro Witobelskie było aż nierealnie niebieskie, aż by się człowiek wykąpał ;).
W Mosinie w połowie drogi mały popas przy sklepie, zasileni nowymi kaloriami nie spuszczaliśmy z tonu aż do Kórnika, tam się trochę wiatr pogorszył.
Nie znaliśmy dokładnie szos między Kórnikiem a Poznaniem ale postanowiliśmy improwizować i okazało się że było ok, poza 500m odcinkiem z płyt drogi były najczęściej nówki nieśmigane i z małym ruchem. Tylko wiatr w okolicach setnego kilometra ostro nawalał w ryj ;), ale po zmianach daliśmy radę. Tamte asfalty też w większości były dla mnie nowe, kiedyś tam próbowałem jeździć, ale wtedy było więcej dziur niż asfaltu i się zraziłem ;). Teraz jest całkiem miło w tych okolicach.
Na Rondzie Starołęka się rozstaliśmy, ja pojechałem obok Malty i przez Garbary na chatę. Mocny trening bez odpuszczania do końca, zresztą z JPbike nie ma słabych treningów :). Miało być 4h i było :).


Kategoria 100-200


  • DST 103.02km
  • Teren 90.00km
  • Czas 04:38
  • VAVG 22.23km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 980m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Michałki

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 16.09.2012 | Komentarze 11

Michałki to maraton na którym trzeba być. Giga jest jednocześnie i ciężkie, i długie - coś co się wyróżnia na tle innych wielkopolskich maratonów, z ich tendencją do skracania dystansów.

Na miejscu byłem wyjątkowo już półtora godziny przed startem, na takim luzie jeszcze tam nie działałem ;). Ustawiłem się też dość z przodu, co ostatecznie niewiele dało, bo po starcie peleton jechał bardzo wolno aż do linii lasu i można było się ustawić na takiej pozycji jak pasowało. Tuż przed skrętem w las było gwałtowne przyśpieszenie, później już normalna napierdalanka leśnymi piaszczystymi drogami. Wyprzedzili mnie Josip, Drogbas i Jacgol, ale kontrolowałem odległość. Samopoczucie doskonałe, żadnego dyskomfortu przy tej prędkości, stwierdziłem że dziś mam ewidentnie dzień konia i bardzo się ucieszyłem ;).
Na jakimś zakręcie efektowna kraksa, leżą i Drogbas i Jacgol, a ja spokojnie omijam jadąc za Wojtasem. Bardzo szybko robi się luźno, jedziemy dość niebagatelnym tempem i robią się duże przerwy między grupami. Do rozjazdu jedziemy w jednej grupie z Wojtasem, o dziwo na giga skręca aż 4-5 ludzi, a zaraz doganiamy dwóch kolejnych. Główną pracę odwalamy z Wojtasem, a reszta grzecznie siedzi na kole, co mnie zaczyna szybko wkurwiać, więc próbuję się urwać, ale Josip 2-3 razy nie łapie mi koła i po jakimś czasie dociąga cały peleton wozidup ;). Raz podczas takiej małej ucieczki efektownie wywalam się w piachu na sporej prędkości. Tyle dobrego że przez te szarpnięcia doganiamy jeszcze trzech zawodników, m. in. Jarka Paszczyńskiego, w którym widzę nadzieję na skuteczną ucieczkę. Niestety, po błotnistym i trawiastym fragmencie na 60 kilometrze on się odrywa, a ja widzę że przód powoli dostaje flaka :/. Kurwa, kurwa, kurwa, no za dobrze szło.
Zatrzymuję się i z pomocą uczynnego strażaka zmieniam dętkę, o dziwo tracę może 5-8 pozycji przez te pewnie 10 minut. Między innymi wyprzedza mnie JPbike, prawie dochodzi mnie Jacgol. Co ciekawe nie widać Drogbasa, który z początku mocno szedł do przodu.
Wsiadam i zabieram się za wyprzedzanie.



Jednak taka przerwa od razu daje nowe siły. Pierwszą grupkę mijam tak szybko że nie mają szans złapać się na koło. Doganiam Jacka, który chyba dziś ma jakiś słabszy dzień, macham mu żeby wsiadł na koło, ale pokazuje żebym jechał dalej. Akurat dojeżdżamy do najdalej wysuniętego na zachód punktu trasy i od tej pory wiatr raczej sprzyja. Ale przez pozostałe 30km doganiam już tylko jednego zawodnika, Maksa Bieniasza, który chyba ma mega kryzys, oraz dwóch ludzi z urwanymi przerzutkami.
Przez kałużę gdzie w zeszłym roku trzeba było utopić nogi teraz dało się przejechać, ale za to jeden mostek był zarwany i trzeba było się przeprawiać przez rzeczkę ;).
Bardzo równo mi się jechało tą końcówkę, jak maszyna, szybko, efektywnie i bez kryzysów.

Na metę wjechałem z czasem 4:29:01, mimo laczka tylko półtora minuty gorzej niż w zeszłym roku. Gdyby nie to znów padłby rekord trasy :).

16 (7 M3) – josip – 4:19:00
20 (9 M3) – klosiu – 4:29:01
24 (11 M3) – Jacgol – 4:34:52
27 (13 M3) – JPbike – 4:39:40
30 (14 M3) – Jarekdrogbas – 4:44:55
33 (6 M4) – z3waza – 4:49:29
36 (10 M2) – Marc – 4:56:11
41 (7 M4) – toadi69 – 5:04:41

Jak widać, w ciągu 45 minut stawił się cały team, poziom się wyrównuje. Drogbas jak się okazało jechał prawie cały dystans na pogiętym łańcuchu, zaraz na początku wkręcił mu się jakiś patyk.
W tym roku niektóre zjazdy były mocno porozmywane i trochę trzeba było uważać, za to piachu było znacznie mniej niż zwykle - mokro.
Na mecie giga jak zwykle czerwono od Goggli, aż redaktor Kurek się zainteresował ;).
Bardzo dobrze mi się jechało cały dystans, zero zgonów czy osłabnięć, jedyne co mnie wkurzało to biegające od czasu do czasu kurczyki, ale na szczęście po chwili udawało się je rozjechać. Zadowolony jestem z tego maratonu :).


Kategoria 100-200, Maratony


  • DST 102.59km
  • Czas 03:10
  • VAVG 32.40km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 143 ( 76%)
  • Kalorie 2288kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przetarcie przed Sudetami

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 5

Umówliśmy się z Marcem na gościnne występy na ustawce szoszonów na rondzie Obornickim.
Po przyjechaniu zaskoczony byłem ilością bikerów, dobrych kilkunastu szosowców było, więc znaczny peletonik. Ze znajomych widzialem tylko Virenque, poza tym zupełnie nieznane twarze, więc tempo również było zagadką.
Z początku parę kilometrów spokojnie, ale zaraz za Złotnikami zaczął się ogień, prędkości pod 50 km/h i ogólnie ciężko :). Tego właśnie ostatnio mi brakowało, hehe.
W niecałe czterdzieści minut byliśmy w Obornikach, dojechałem w pierwszej grupie, ale peleton się porwał, więc poczekałem kilka minut na grupę Marca, a później już trochę spokojniej dojechaliśmy do Biedruska. Średnia 35km/h po 60 km, tętno średnie powyżej 150, ładnie jak na trening. Przez resztę dystansu jechaliśmy już swoje, dość rozjazdowym tempem, bo obaj czuliśmy zakwasik w nogach, hehe.
Super trening, trzeba częściej nawiedzać te ustawki w weekendy bez startów. Na pewno to więcej da niż zamulanie na wytrzymałości.


Kategoria 100-200


  • DST 151.28km
  • Czas 05:13
  • VAVG 29.00km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 154 ( 82%)
  • HRavg 119 ( 63%)
  • Kalorie 2890kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kompensacja wycieczkowa

Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 6

Tak wzorując się na CheEvarze zrobiłem sobie kompensację w jej stylu :).
A celem były okolice Wyrzyska, obejrzeć tamtejsze górki, bardzo chwalone po maratonie Gogola. No i oczywiście pojeżdżenie po nowych asfaltach :). Do Chodzieży mi się nudziło, dziesiątki razy przejechana trasa, a do tego trochę nogi sztywne po wczorajszych podjazdach. No i pierwsza połowa trasy pod wiatr, więc wolno. Ale za Chodzieżą wjechałem na nowy dla mnie asfalt i jak zwykle w takich przypadkach bywa, czas zaczął szybciej lecieć, tym bardziej że szosa całkiem niezła, z małym ruchem i niewielkimi hopkami. Fajne dzikie okolice, nawet rzadko były pola uprawne.
Po 61km skręciłem żeby przeciąć pradolinę Noteci, która w tym miejscu jest ogromna - 8 kilometrów jechałem wśród mokradeł i stawów rybnych. A przed sobą coraz wyraźniej widziałem całkiem spore wzgórza po drugiej stronie.
W Osieku uzupełnienie płynów, browarek i z powrotem, z wiatrem w plecy i super lokalną drogą, wspinającą się i schodzącą ze wzgórza. A asfalt funkiel nówka, niedawno robiony. Czysta rozkosz, widoki też niczego sobie, jak na dłoni widoczna dolina Noteci i wzgórza po drugiej stronie. I taki nowy asfalt towarzyszyłby mi aż do samego Ujścia, gdyby nie to że w Miasteczku Krajeńskim źle skręciłem i trafiłem na ruchliwą drogę do Piły, skąd udało się zjechać dopiero po pięciu kilometrach. Znów się trochę pogubiłem i musiałem pytać autochtonów, aż w końcu dojechał do mnie masters z Piły na szosówce, który mnie pokierował właściwą drogą.
Przez niemal 40 kilometrów nówka asfalt bez ruchu aut i z hopami, to się w pale nie mieści :).
W Ujściu, do którego wjechałem z zupełnie niewiarygodnej strony ;), znów uzupełnienie płynów i już znanymi asfaltami z niezłą prędkością do Czarnkowa, tam małe kółeczko, żeby dobić do 150km :).
Super było, rzadko mam okazję przejechać prawie 100km nowych asfaltów, i to takich fajnych. Chyba mam nowy cel dla ekspedycji badawczych ~100km ;).
Całkiem górzyście; jak bikemap pokazuje prawie 500m przewyższenia, to na bank było ponad 800m :).


Kategoria 100-200