Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1199.30 km (w terenie 709.00 km; 59.12%)
Czas w ruchu:67:04
Średnia prędkość:17.88 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:12880 m
Maks. tętno maksymalne:170 (90 %)
Maks. tętno średnie:135 (72 %)
Suma kalorii:4455 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:46.13 km i 2h 34m
Więcej statystyk
  • DST 92.14km
  • Teren 47.00km
  • Czas 06:33
  • VAVG 14.07km/h
  • VMAX 66.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 2300m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy etap II - błota Rysianki

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 7

No dobra, czas w prawdziwe góry ;). W nocy oczywiście lało, ale pogoda rano była dość optymistyczna - sporo słońca, choć nie za ciepło. Na mapie etapu sporo objazdów asfaltami ze względu na błoto - sraczkę, jak mawiał Vena Hornych :).


Kontrola stylówy. Oksy nad paskami jak się należy, tylko ten kolor... ;P

Nogi w porządku, więc od startu ostre tempo narzucamy z Jarkiem Wójcikiem, tasując się i sporo wyprzedzając, bo jak jeden traci motywację i siada na koło grupce, to drugi zaraz poprawia i trzeba cisnąć, żeby pilnować przeciwnika. W ten sposób pierwszy bufet na 22km osiągamy po godzinie jazdy głównie asfaltami, ze sporym przewyższeniem, ale jednak asfaltami. Napawa to delikatnym optymizmem, który jednak w całości paruje na podjeździe pod Rysiankę, który dzięki paskudnemu, kleistemu błotu jest podjeżdżalny mniej więcej w połowie. Tak że następne 10km zajmuje dwie godziny i się wyrównuje, hehe.
Na krótkim odcinku zjazdowym jest ekstremalnie ślisko - wczoraj jak się okazuje była całkiem niezła przyczepność, dziś rower pływa jak chce na wszystkie strony, nie jestem przygotowany na takie coś i tego dnia dużo tracę na zjazdach. Wyprzedza mnie między innymi trzeci Gogglowiec - Robert z Warszawy. Trochę odrabiam na końcowym podjeździe, ku mojemu zdumieniu Racing Ralphy dają wystarczającą trakcję żeby jechać gdy wszyscy w zasięgu wzroku prowadzą rowery z poblokowanymi błotem kołami. Jest mega ciężko, ale i jadę dwa razy szybciej niż idący, odrywam się od Jarka i ktone, doganiam Pawła który od początku ostro uciekał i osiągamy razem szczyt. Zjazd też niełatwy - najpierw śliskie korzenie nie do przejechania, później trudna stromizna zawalona kamieniami i gałęziami, gdzie część sprowadzam i tracę przewagę nad Tomkiem i Jarkiem. W końcu asfalt i kolejny objazd, gdzie robię to co umiem najlepiej - świetnie mi wychodzą łatwe podjazdy na tym Trophy, na ile mogę to ocenić, jadę je na poziomie ~100 miejsca open, a to co tracę na zjazdach powoduje gorszą pozycję. Po dłuższym wyprzedzaniu na asfalcie i szutrze znów wjeżdżamy w błoto - długi dość płaski odcinek kompletnie pokryty wielkimi kałużami i błotem. Bardzo męczące, na dodatek wyłapuję OTB w błoto zjeżdżając ze stromego nasypu na drogę i zaczynają lecieć pierwsze kurwy pod nosem, więc idzie kryzys. Po OTB bolą mnie nadgarstki, więc zjeżdżam jeszcze gorzej i tracę seryjnie miejsca na kamienistych zjazdach pokrytych błotem, gdzie przyczepność nie istnieje. Wyprzedza mnie między innymi Kasia Galewicz, jedyny raz na Trophy, co znaczy że jest źle. W końcu bufet, gdzie Czesi z warsztatu prostują mi kierę po glebie i smarują łańcuch. Trochę odżywam po zjedzeniu tony ciastek i następny odcinek asfaltowy jadę z zadziwiającą nawet mnie prędkością - początkowo lekki podjazd asfaltowy robi się coraz stromszy i przechodzi w szuter, a następnie w stromą ściankę w lesie. Ciągnął się sporo kilometrów i nadrobiłem tutaj co najmniej 15-20 miejsc. Odżyłem :).
Ale później zaczął się najgorszy zjazd tego etapu, na sucho nikt by go pewnie nie zauważył, ale teraz to okropnie błotnisty porozmywany singiel bez przyczepności, rower na każdym zakręcie chce wyjechać w krzaki, a ja znów zjeżdżam 15km/h i rzucam kurwami na prawo i lewo :). Tracę o dziwo tylko 3-4 miejsca, widać przeciwnicy mają identyczne problemy. Asfalt witam z ulgą, jeszcze tylko 2-3km szybkiego zjazdu do mety i koniec tego zdecydowanie najgorszego dla mnie etapu.
Przez objazdy to była najdłuższa trasa, miała też najwięcej asfaltu, jakieś 40km, ale trudność terenu z nawiązką to wyrównywała.

Mimo to bywało ładnie:


Miejsce 168/386 z czasem 6:22:51, nadal w pierwszej połowie stawki :)
Ale objechali mnie i Maciej R. (o 17min) i Paweł z Biketires (też o 17 minut, tragedia :)), ktone o 9 minut i Jarek Wójcik o 5 minut.
Czyli dostałem po tyłku aż miło ;).


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 72.55km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:46
  • VAVG 15.22km/h
  • VMAX 63.10km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1940m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy etap I - rekonesans

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 11

Przyjechaliśmy na miejsce poprzedniego dnia z Marcem w pięknej pogodzie, zainstalowaliśmy się w szkole, wciągnęliśmy tradycyjną kolarską pizzę ;) i poszliśmy spać.
Rano mina mi zrzedła - lało. Na szczęście przestało dokładnie w chwili, kiedy wyszliśmy z rowerami na start, ale wiadomo co deszcz znaczy w Beskidach - tony błota. Z perspektywy czasu widzę jednak, że tego dnia nie było jeszcze tak źle ;).
Tego dnia chciałem jechać z luźną łydą i popatrzeć jak forma wygląda, i tak jechałem, przynajmniej na początku. Pierwszy bardzo długi podjazd na Stożek nie wyglądał źle, błota o dziwo stosunkowo mało, a noga kręciła i stopniowo zdobywałem pozycję za pozycją bez wielkiej napinki, kręcąc swoje na granicy palenia. Gdy zaczęło być trochę technicznie okazało się że Racing Ralph mimo niewielkiego bieżniczka daje radę i nie uślizguje się na ubłoconych korzeniach i kamieniach, więc byłem zadowolony.
Na pierwszym etapie zawsze jest sporo napinaczy cisnących w trupa na podjeździe i lecących z szybkością światła na zjeździe, więc było trochę niebezpiecznie na zjazdach, gdy kolesie na maszynach enduro śmigali z szybkością światła, w dupie mając choćby "left" czy "right". No cóż, przynajmniej mogłem sobie popatrzeć jak szybko da się zjeżdżać te zjazdy. Za Czantorią trochę technicznych singletracków, gdzie jednak część sprowadzam, jest mega ślisko, a ja nie do końca czuję rower w takich warunkach i nie chcę przedwcześnie skończyć zawodów. Kilka kilometrów asfaltów po czeskiej stronie lecimy z Pawłem z Biketires, po wzorowych zmianach i z 45km/h na budziku, przechodząc parę osób. Cisnąć trzeba tam, gdzie jest się mocnym ;).
Dalej były głównie szutry, ale rozdzielane masakrycznie śliskimi singletrackami, gdzie koła miały zero przyczepności, skidy, ślizgi i drifty były na porządku dziennym :). Jedziemy z Pawłem i Karmim z Osozu, Karmi jest lepszy technicznie, my siłowo i tak się jakoś zawsze zjeżdżamy :).
Po dłuższym i śliskim singletracku na granicy między dwoma płotami zaczyna padać, a my napotykamy dawnego kolegę z Emedu - Macieja Rączkiewicza - okazuje się że nowa karbonowa rama pękła mu na kominku, ale czescy mechanicy naprawili mu to za pomocą dwóch zipów, dwóch kijów i taśmy izolacyjnej (co za goście! :D) i mógł ukończyć etap na tylko lekko bujającym się siodle. Mocno mnie irytuje, że dopiero awaria pozwoliła mi go dojść i zapominam o taktyce oszczędzania sił. Podejmuję serię ataków. Bezskuteczną.
Maciej na stojąco trzyma się koła i jeszcze zagaduje ;P.
Na ostatnim bufecie mijanym bez zatrzymania słyszę doping Mamby, która ostatecznie chyba była zadowolona, że nie startowała ;).
Na niekończącym się ostatnim podjeździe jedziemy praktycznie ramię w ramię, tylko został z tyłu Paweł i Karmi, no i wycięliśmy paru jadących z początku mniej ekonomicznie zawodników.



Niestety na ostatnim z technicznych odcinków cieniuję na zjeździe stromą ścianką (i kiedy mówię stromą, to to znaczy NAPRAWDĘ stromą ;)) i Maciej mi odchodzi, na ostatnim asfalcie, mimo przejścia paru zawodników ciągle widzę Macieja kilkadziesiąt metrów przed sobą, odległość się nie zmniejsza i w rezultacie mijam metę oczko za Nim.

Ale wynik jest zachęcający, 146 open na 424 zawodników, z czasem 4:33:16, o niebo lepiej niż dwa lata temu, gdy byłem 284. Może i ta forma w Złotym Stoku nie była przypadkiem :).

Zwyciężył wśród "porównywalnych" znajomych ktone, który od początku poszedł mocno, i nie dało się go dogonić, był 140 open z czasem 4:31:54. Mało brakowało, ale się nie udało ;).


Kategoria Góry, Etapówki


  • DST 30.37km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 17.86km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przepałka

Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 9

W weekend ćwiczyłem tylko pólitrowymi ciężarkami ;), więc dziś w pełni zregenerowany zrobiłem małe przepalenie, bo nogi mi zesztywniały ;). Trzy 800-900m sprinty w okolicy progu, w każdym razie na szybkości w okolicach 40km/h w terenie, później powrót na Morasko i trochę techniki. Zjechałem ten nowy zjazd z otoczaków, bo powiedziałem sobie że nie mogę się bać takich popierdółek, ale za chwilę wywaliłem się na podjeździe :). Poza tym szczegółem poszło świetnie, hehe.
Jutro jeszcze jakaś spokojna szoska i do Istebnej! Pogoda może być ciekawa, ciepło i codziennie burza :).
Całe szczęście, że wymiana klocków w Elixirach jest banalna w porównaniu do Juicy. Tylko muszę kupić zapasy :).




  • DST 31.69km
  • Czas 01:10
  • VAVG 27.16km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piątek

Piątek, 24 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Nawet nie pamiętam co to było, więc wszystko wskazuje na to, że to tylko jazda regeneracyjna po czwartkowym treningu ;).




  • DST 43.93km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 14.64km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 165 ( 88%)
  • HRavg 130 ( 69%)
  • Kalorie 1868kcal
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hopy, hopy, hopy

Czwartek, 23 maja 2013 · dodano: 23.05.2013 | Komentarze 4

Od początku ostro. Cztery rundy po pętli mojego autorstwa pod samym domem, dziś dołożyłem dwa fajne zjazdy, jeden stromy po piaszczystej skarpie z koleinami od motocykli, w sumie łatwy jak się puści klamki ;P, a drugi mniej stromy, taki trochę stromszy od killera, ale chyba trzystumetrowy, z zakrętami, koleiną pośrodku i korzeniami :). Rundka ma ze 4.5 km i jedzie się ją ~19 minut. Po póltora godziny przeniosłem się w okolice skoczni, tamtejsza runda jest mniej techniczna, ale bardziej wydolnościowa, ma więcej podjazdów. Po jednej tętno drastycznie spadło, zbliżała się bomba, ale dałem radę zrobić jeszcze jedną z dobrym tempem, i gdy po 130 minutach mocnej jazdy pojawił się shutdown, pokulałem się na parunastokilometrowy rozjazd z tętnem w okolicach 110 w stronę Goraja :).
Ciągle się nie mogę nadziwić jak naginam na zjazdach, czuję przez skórę że będzie to udany sezon w wynikach maratonowych, bo dobre zjazdy dają mi na dzień dobry 20-30 minut na giga w górach. Przynajmniej do czasu aż spotka mnie jakaś soczysta gleba (tfu tfu) i znów złapię blokadę ;).




  • DST 19.12km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:19
  • VAVG 14.52km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening specyficzny

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

W sumie krótko, bo nie miałem dziś za wiele czasu, ale konkret, bo praktycznie całość po ostrych górkach bez płaskich odcinków, a większość po ciężkiej rundzie XC w okolicach skoczni. Zresztą widać po średniej że szybko nie było ;). Koncentrowałem się na dużej kadencji na podjazdach, co wcale nie jest takie łatwe.
Jak za którymś razem zacząłem zjeżdżać torem saneczkowym pod 40km/h to mi się zaczęło podobać :).
Ciężki trening przełożony na jutro, dziś tylko było wprowadzenie. Hampel z tyłu przestał wyć na szczęście i nawet hamuje, tylko blaszka cały czas obciera, muszę się z tym pogodzić do weekendu :).




  • DST 27.55km
  • Teren 25.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 17.97km/h
  • VMAX 42.90km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Emtebe

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 5

Samopoczucie już znacznie lepsze, ale dziś w planie jeszcze rege, no i wybrałem się z wieczora na podczarnkowskie górki. Całkiem regeneracyjnie nie było, bo podjechałem kilka trudniejszych podjazdów. Ale traska to absolutne minimum ze wszystkich super ścieżek w okolicach - terenem do Lubasza, później kilkukilometrowa runda pod Gorajem i przez okolice skoczni do domu. Pod koniec strasznie zaczął rzępolić tylny hamulec - obejrzałem i okazało się... że nie mam klocków! Przestałem się dziwić że klamki ostatnio dziwnie się zbliżyły do gripów. Z tyłu zero klocków i zaczęła się ścierać blaszka, z przodu 1/3-1/4 okładzin.
Na pewno w Pniewach tak zeszły, Niemcy wsadzili do Canyona klocki organiczne zamiast uczciwych metalików i taki jest efekt - 1300km nie wytrzymały. Dobrze że jeszcze w Złotym miałem hamowanie, choć parę razy było czuć ostry smród okładzin ;).
Oprócz tego zrobiłem drobne korekty niedociągnięć zauważonych po 3 godzinie maratonu w Złotym - trochę bardziej pochyliłem klamki i manetki, zbliżyłem trochę klamki do kiery i przesunąłem trochę w stronę mostka, żeby wygodniej chwytać jednym paluszkiem ;). To zupełnie wystarcza, a i ręce o wiele mniej się męczą, gdy hamuje się tylko palcem wskazującym.
Jutro miałem zrobić mocny trening podjazdów w terenie, a nie wiem czy da się bez tylnego hampla, być może pozostanie Jesionowa.




  • DST 17.08km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:53
  • VAVG 19.34km/h
  • VMAX 31.30km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z nogi na nogę

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 0

Tyle kilometrów na ile znalazłem siłę ;).
Fajny chłodek, wiatr mile chłodził nogi.




  • DST 80.73km
  • Teren 75.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 15.63km/h
  • VMAX 58.10km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Złoty Stok

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 20.05.2013 | Komentarze 21

Rano pogoda nadal była idealna, więc śniadanie, mieszanie koksów i szykowanie rowerów przebiegły w dobrych humorach. Trochę niewyraźnie się czułem, co jak zwykle zapowiadało, że na maratonie powinno być nieźle, bo jak rano czuję się super, to wyścig na bank będzie słaby ;).
Godzinka przed startem szybko upłynęła na pogaduchach ze znajomymi i krótkiej rozgrzewce zrobionej z Marcem - krótkiej, bo maraton w Złotym ma świetny rozgrzewkowy podjazd na samym początku i rozgrzewka nie jest w sumie potrzebna.
Z Goggle silna ekipa się pojawiła - JPbike, z3waza, Jacgol, Marc, Duda i ja (kogoś pominąłem?). Wszyscy oczywiście zgodnie z tradycją na giga, tylko Duda się wyłamał z trendu ;). Z Poznania był jeszcze MaciejBrace, Biniu i Tomek z Colexu ze znajomym pseudo Glon, o którym jeszcze będzie na końcu ;).
Plan na maraton prosty - wyrzucam pulsometr, jadę na granicy palenia w mięśniach, czyli na progu wydolnościowym wprowadzonym przez Rodmana :), jak najbardziej kadencyjnie, jak najwięcej blokowania amora na podjazdach, żel co 40-60 min. no i zjeżdżam WSZYSTKO ;). Prosty plan, a proste plany najlepiej działają :P.

Przed startem pełen luz, śmichy chichy w sektorze itp, w końcu ruszamy po zwyczajowym małym korku na dwóch skałkach zaczynam jechać swoje i stopniowo wyprzedzać, chwilę jadę za Eweliną Ortyl która sukcesywnie zdobywa pozycje, później stwierdzam że trochę za wolno i przyśpieszam, mijam Justynę Frączek i widzę kilkadziesiąt metrów przed sobą Jacka. Doganiam go za połową podjazdu i powoli wyprzedzam pewien że dogoni mnie na zjeździe.
Za krótkim zjazdem podkręcam tempo i zaczynam zdobywać pozycję do ataku na techniczny zjazd z Jawornika - założenie jest takie żeby być na czele grupy, po co mają mnie blokować. Na szczyt dojeżdżam na 58 pozycji, już wtedy podejrzewam że coś jest nie tak, a podejrzenia rosną jak na zjeździe błyskawicznie doganiam poprzedzającą grupę :).

Hehe, jaka przerażona mina ;P

Jeden z zawodników wymięka i ma przejebane, bo jest za wąsko żeby mógł schodzić równolegle ze zjeżdżającymi, a miejsce musi dawać, bo nie można się zatrzymać na stromiźnie ;).
Tam i na następujących koleinach zdobywam ze 3-4 miejsca, na na długim szutrowym zjeździe nie wyprzedza mnie nikt, co się stało z moją techniką??? Autentycznie byłem w ciężkim szoku, ale nie było co się zastanawiać, tylko trzeba było ciorać pętlę giga dość uciążliwą nawierzchniowo. Na chwilę dogoniłem nawet Adamuso, który miał jakieś małe problemy z napędem.
Na bufecie dawali jakieś żele walące koksami na kilometr i z napisem Exterminator czy jakoś tak :))). Faktycznie się lepiej po tym jechało, hehe.
Po drodze na dwóch trudniejszych zjazdach wyprzedziła mnie na chwilę Justyna Frączek dysponująca niewiarygodną techniką, ale poza tym w ogóle nie traciłem pozycji, a nawet zbliżałem się do poprzedzających zawodników. Rower daje mi jednak niesamowite poczucie kontroli sytuacji, a w miarę jak czułem się coraz pewniej, coraz bardziej odpuszczałem klamki. Nie trzeba mówić że byłem w euforii, a że i noga kręciła jak trzeba, to stopniowo zdobywałem kolejne pozycje.
Justyna po raz ostatni wyprzedziła mnie na końcówce zjazdu do Orłowca na 50tym kilometrze, ale zaraz był długi szutrowy podjazd, na którym zlikwidowałem tę ucieczkę i wyrobiłem taką przewagę, że na Borówkowej już mnie nie dogoniła.



Przed Borówkową zaczęło się masowe wycinanie megowców, co mnie zawsze mocno motywuje, między innymi spotkałem tam MaciejaBrace. Podjazd był skrócony o tą morderczą łąkę w słońcu, więc minął bardzo szybko, a na zjeździe ani razu nie dotknąłem nogą ziemi. Pierwszy raz w życiu zjechałem ten zjazd bez nawet jednej podpórki, więc na dole miałem banana od ucha do ucha, mimo że łapy odpadały od tych wielkich korzeni. Wyprzedził mnie tam jeden gigowiec, ale że zatrzymał się na bufecie a ja nie to odzyskałem pozycję.
Za Borówkową zaczęły się kurcze w obu nogach - wielu ludzi miało tam z nimi problem, więc myślę że to po prostu wina tego długiego zjazdu, a nie żadne odwodnienie czy coś. Chwilę jechałem z dużym bólem, ale po paru minutach udało mi się to rozjechać, a nawet podjechałem tą pionową ściankę w końcówce podjazdu, co też udało mi się pierwszy raz w życiu. Któryś już raz w czasie tego wyścigu pomyślałem że to chyba nie ja jadę ;).
Jeden z megowców pchających rowery pod tę ścianę powiedział do sąsiada jak go mijałem - "Ty, to chyba nie jest człowiek" :))). Po takim komentarzu już nie mogłem nie podjechać, choćby mi serce pękło ;).
Dalej już w dół, więc gnałem wyprzedzając co jakiś czas, stromą ściankę 4km od mety zjechałem wśród sprowadzających megowców tak szybko i luźno, że miałem ochotę bić sobie brawo ;) i pocisnąłem do mety. Dobrze że się sprężałem, bo jak się okazało, na ogonie siedział mi koleś z Biketires, którego zostawiłem na bufecie pod Borówkową, na szczęście nie dał rady wyprzedzić na finiszu.
Podsumowując, jestem zachwycony :). Pierwszy raz na maratonie w górach nie traciłem na zjazdach i od razu życiowy wynik, bo miejsce 52 open na górskim maratonie Golonki na giga uważam za największe swoje dotychczasowe osiągnięcie w tym całym MTB :). Jak zobaczyłem czas, to nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
Zgrupowanko w długi weekend majowy i zaprawa techniczna pod okiem JPbike zaprocentowały niesamowicie.

Miejsce 52/153 open, 23/69 M3, czas 4:42:23. Strata do pierwszego tylko 1:03, jak na góry to po prostu obłęd.
Jacek zajął 75 miejsce z czasem 5:02:52
Jacgol był 104 z czasem 5:24:28
Marc 121 z czasem 5:40:30
Marcin 138 z czasem 6:05:56 - guma przy bezdętce potrafi być upierdliwa ;).

Wracając do Glona.
Otóż pierwsza trójka open na giga wyglądała następująco:

1 BOGDAN CZARNOTA
2 BARTOSZ JANOWSKI
3 GLON, czyli MARCIN URBANIAK
Niesamowity talent, a tak niepozornie wyglądał ;).


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 19.80km
  • Teren 19.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 13.50km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 570m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rekonesans

Sobota, 18 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 3

Po wizycie w biurze zawodów objechaliśmy z Marcem i Jackiem trasę mini. Dwa trudniejsze miejsca na zjazdach zjechane na względnym luzie i z przyjemnością. W życiu nie widziałem w górach tak wspaniale przejrzystego powietrza jak tego dnia.




Ostatni trudniejszy moment na maratonowej trasie. Z tego co widziałem na fotach, megowcy kładli się tu jak zboże pod kosą ;) (c) JPbike

A na koniec, po tych wszystkich technicznych napinkach, wyjebałem się jak dzieciak w ogródku przed domem ;P


Kategoria Góry