Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200

Dystans całkowity:14630.13 km (w terenie 2515.50 km; 17.19%)
Czas w ruchu:562:38
Średnia prędkość:26.00 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:22933 m
Maks. tętno maksymalne:183 (97 %)
Maks. tętno średnie:164 (87 %)
Suma kalorii:172129 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:117.98 km i 4h 32m
Więcej statystyk
  • DST 102.60km
  • Czas 03:23
  • VAVG 30.33km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • HRmax 175 ( 93%)
  • HRavg 139 ( 74%)
  • Kalorie 2716kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Setka tym razem szybka - Obornickie

Niedziela, 9 lutego 2014 · dodano: 09.02.2014 | Komentarze 7

Dziś wyskoczyliśmy z Josipem i Rodmanem na ustawkę na Obornickie. Skład tym razem był mocny, tuzy poznańskiej szosy stawiły się w komplecie, w dodatku większość była za wersją dłuższą, co pierwszy raz widziałem na ustawce, więc zapowiadał się mocniejszy trening. 
Początek standardowo spokojny, i Josip coś narzekał że wycieczka radia Merkury czy coś ;) zresztą faktycznie można było sobie pogadać, ale już po paru kilometrach tempo skoczyło i 36km do Rogoźna przejechaliśmy w godzinkę mimo paru postojów na światłach. Ale to był wstęp, bo później zaczął się paskudny boczny wiatr i to dopiero była rzeźnia. Josip coś się nie mógł wpasować w wachlarz i odpadł gdzieś na podjeździe za Rogoźnem, ja ostatnią zmianę dałem jeszcze przed Długą Gośliną, później już w ogonie walczyłem o przeżycie, Rodman po heroicznej walce (jechał góralem na oponach 2.25!) strzelił na rancie, czym zapewnił mi ożywienie pulsu, bo spawając doszedłem do 175bpm - tyle w tym roku jeszcze nie jechałem :). Na szczęście konie z przodu trochę zwolniły i mogłem później trochę odpocząć, całe szczęście, bo już miałem myśli o odpuszczeniu i tylko perspektywa rzeźbienia pod wiatr 30km samemu trzymała nogi w ryzach :).
Później się zdziwiłem - nie odpadłem ani na podjeździe na obwodnicy (a dwóch tu strzeliło), do Biedruska też wjechałem w pierwszej grupie (chyba nikomu się nie chciało finiszować na podjeździe), co mi się pierwszy raz udało, więc jestem happy ;).
Chwilę poczekałem na Rodmana i Josipa, później zrobiliśmy sobie rundkę dookoła Moraska, gdzie spotkaliśmy twardo trenujących Dave'a i Sylwię. Team ostro pracuje, będzie się działo na wyścigach :). 
I do domu. Pogoda piękna, naprawdę ciepło i czuć wiosnę. Jak dla mnie, może tak zostać :).
Trasy ustawki wyszło według garmina 71.24km, ze średnią 33.2 km/h, avs 142, hrmax 175.





Kategoria 100-200


  • DST 113.88km
  • Czas 04:11
  • VAVG 27.22km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

LSD

Sobota, 8 lutego 2014 · dodano: 08.02.2014 | Komentarze 3

Long slow distance z Rodmanem i Marcem. Zajebista pogoda, ciepło, słońce przygrzewało, trochę czasem wiało, ale kto by się przejmował :). Oprócz paru skokenów na podjazdach tempo spokojne, jak przystało na tę porę roku.
Marc miał jakiś kryzys w połowie i chciał do domu jechać, ale zjadł drożdżówkę i wytrzymał do końca ;). Na rynku w Pobiedziajach napotkaliśmy Kanię patrolującego rewir, niestety w aucie, więc nie zabrał się z nami :).
Aż się nie chce wracać do domu przy takiej pogodzie.


Kategoria 100-200


  • DST 103.13km
  • Czas 03:37
  • VAVG 28.52km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Stówka z rana jak śmietana

Sobota, 28 grudnia 2013 · dodano: 28.12.2013 | Komentarze 5

Za namową Wazy podłączyłem się w Swarzędzu do niego i Seby, i ruszyliśmy na poranny patrol. Seba na szosie, Waza na kosmicznym Cervelo, a ja na zimówce z chroboczącym napędem ;). W okolicach czterdziestki było już ciężko się utrzymać na kole ;).

Przejechałem się też chwilę kosmicznym rowerem Zygi - dziwnie niepewnie się czułem w pozycji aero, skręcanie jest bardzo utrudnione, choć faktycznie prędkość da się trzymać bardzo ładnie po krótkiej praktyce. Wolę normalny baranek, bo ten rower nadaje się do jednostajnej szybkiej jazdy i tylko do tego. Ale czaję dlaczego w maratonach szosowych zabroniono kierownic czasowych: taktyka jest oczywista - przewaflować się w grupie do 10km przed metą, a później złożyć się w leżaczek i uciekać aż do mety :).

W Nekli się odłączyłem od chłopaków, bo chcieli robić większy dystans, a mi to nie pasuje w tygodniu rege. I tak stówka padła, bo z Nekli do Poznania było 10km dalej niż myślałem :).


Kategoria 100-200


  • DST 112.20km
  • Czas 03:57
  • VAVG 28.41km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 155 ( 82%)
  • HRavg 130 ( 69%)
  • Kalorie 2856kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grudniowa seteczka

Środa, 18 grudnia 2013 · dodano: 18.12.2013 | Komentarze 3

Ha, i znów wykazałem się umiejętnością organizacji czasu.
Auto do przeglądu, a w w tym czasie Kłosiu na trening ;).
Jedna z atrakcyjniejszych szos w okolicy, ostatnio tu latem jeździłem, bo z Czarnkowa jest za daleko, za to z Ujścia jest w sam raz. Solidne górki, czasem jeszcze nawet sporo śniegu, widoki momentami prawie jak w górach, wzniesienia są czasem naprawdę pokaźne.
Przynajmniej w pierwszej części trasy, do Osieka, bo później 10km płaskiej jak stół trasy przez dolinę Noteci, a dalej ledwo pagórkowata trasa powrotna do Chodzieży i szybkie 10km z powrotem do Ujścia.
Ale cała trasa jest przyjemna, ze względu na odludność, niezły asfalt i mały ruch samochodowy.
Wiatr trochę przeszkadzał, bo przez praktycznie całość dystansu wiał z boku, ale ogólnie warunki spoko. Tylko coraz zimniej znów się robi.
Ale w niedzielę najdłuższa noc w roku i później będzie już z górki ;).



Trochę śniegu, jak na góry przystało. Dobrze że mam jeden wesoły bidon, bo by monochromatycznie wyszło ;).


Kategoria 100-200


  • DST 188.21km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:31
  • VAVG 28.88km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Wał Wydartowski na szosowo

Sobota, 12 października 2013 · dodano: 13.10.2013 | Komentarze 7

Na rzucony zew w sprawie dłuższej szoski sobotniej odpowiedzieli z3waza, Seba i Hulaj. Umówiliśmy się w Pobiedziajach i ruszyłem o jakiejś nieludzkiej porze, o której w soboty jeździć nie zwykłem ;).
W połowie drogi spotkałem się z Asią i Wazą i dalej pojechaliśmy już we trójkę. W Pobiedziskach została Asia, a dołączyli Seba i Hulaj, no i zaczęło się rzeźbienie pod wiatr. Nie jeździłem tymi szosami, więc szybko mijała droga, ale za Gnieznem zaczęły się cyrki. Prowadzeni podstępnym gpsem Wazy zamiast na wschód pojechaliśmy praktycznie prosto na północ. Co prawda Hulaj zauważył, że wiatr który miał wiać w ryj wieje z boku, ale nie wyciągnęliśmy z tego żadnych wniosków poza takim, że pewnie wiatr się zmienił ;).
Nie zniechęciło nas nawet to że zniknął asfalt i prawie 10km jechaliśmy piaszczystą leśną drogą... w sumie nawet to było ciekawe, dość lubię jeździć szosówką w terenie, gdy nawet banał robi się techniczny :).
Ogarnęliśmy się dopiero pod Rogowem, gdy na wiosce ludzie pytani o Wydartowo nawet nie wiedzieli o co chodzi ;).
W sumie dzięki ciągotkom Zygi do jazdy bocznymi drogami jechaliśmy na punkt widokowy jakieś 40km zamiast 20, i to z poważnym akcentem terenowym, bo i sam dojazd na punkt to 2km całkiem solidnego terenu.
No ale w końcu dojechaliśmy, weszliśmy na wieżę skąd we mgle było widać akurat koniec sąsiednich pól ;), wymarzlismy, bo strasznie pizgało, i zaczęliśmy się zbierać do powrotu, gdy nadjechała spora kawalkada gnieźnieńskiej frakcji Bikestats. W ten sposób na punkcie zrobiło się tłoczno od rowerzystów :).



Ale trzeba było wracać. Z wiatrem prędkości wzrosły i to znacznie, zrobiło się o wiele cieplej, do Trzemeszna dojechaliśmy bez problemu i ruszyliśmy na Gniezno, ale tym razem na mnie przyszła kolej pobłądzić i skręciłem w boczną drogę za wcześnie. Już mnie nawet nie zaskoczyło jak się asfalt skończył, to był po prostu taki dzień ;). Po paru kilometrach terenowego OSu znów zaczął się asfalt, a Seba zaczął rozpoznawać okolicę. I od tej pory już bezbłędnie wracaliśmy do domu, zatrzymując się na uzupełnienie kalorii tu i ówdzie. W Czerniejewie mnie poważnie odcięło, dawno tyle nie jeździłem, ale kubuś i dwie drożdżówki poratowały mnie i po paru kilometrach odżyłem, i dobrze, bo do Pobiedziajów ciągnęliśmy z Wazą 40km/h.
Dalej już sam, mniej więcej po 170km osiągnąłem stan, gdy wszystko mnie wkurwiało i kilometry stały się 3x dłuższe ;). No ale jakoś się dokulałem do domu i tak najdłuższa w roku wycieczka stała się faktem :)
Fajnie było, dobry trening na tą porę roku, długo, dość mało intensywnie i były elementy panowania nad rowerem ;).


Kategoria 100-200


  • DST 104.00km
  • Teren 101.00km
  • Czas 04:44
  • VAVG 21.97km/h
  • VMAX 49.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Michałki 2013 - giga

Sobota, 14 września 2013 · dodano: 16.09.2013 | Komentarze 11

W sumie niepotrzebnie napisałem to giga, jakby mogło być co innego ;).
Na miejsce z gracją zajeżdżamy z Krzychem, za chwilę dojeżdża Zyga z Asią, a po kolejnej chwili jest już cała reprezentacja Goggle. Po szybkim załatwieniu formalności jedziemy z Krzychem i Marcem na rozgrzewkę, sprawdzić ostatnie kurwidołki przed metą. Na powrocie ostre przyśpieszenie prawie do 50km/h i wystarczy tej rozgrzewki ;). Na luzie ustawiamy się grupą w 2/3 peletonu i zaczynamy śmichy-chichy, bo jakoś atmosfera jest bardzo luźna ;).


Humory przed startem doskonałe :)

Po starcie długo nie jedziemy - szlaban zamknięty, ale nikomu to humoru nie psuje, i wielu macha do pociągu ;).



W końcu start ostry, próbowałem przepychać się do przodu, dość niesporo to szło, nawet dwa razy zjechałem na trawę, ale nic to nie dało, bo prędkość za bardzo spadała w stosunku do rozpędzonego do 45km/h peletonu. Widzę że JPbike idzie łeb w łeb. W końcu na zakręcie w las wykonałem podstawowy manewr taktyczny, to znaczy objechanie korka od zewnętrznej i od razu trochę oczek zyskałem. Zaczyna się parę kilometrów gonitwy w tłoku, próbuję jechać ekonomicznie i rzadko wyprzedzam, obok mnie jedzie krzychuuu86, a w pewnej chwili na prowadzenie wychodzi nawet z3waza :). Po skręcie na giga od razu robi się pusto, jedziemy z Krzychem, kilkaset metrów za nami JPbike, przed nami jeszcze jeden zawodnik, którego niedługo dochodzimy, i jedziemy w miarę zgodnie trzyosobową grupką. W jednym momencie jadąc na trzeciej pozycji nie zauważam dużej dziury i z impetem pakuję się tam kołem - rozległ się koszmarny trzask, ale wytrzymało, choć oczyma duszy widziałem już połamaną obręcz ;).
Krzychu ostro poczyna sobie z przodu, przez jakiś czas mam problem dogonić na interwałowym odcinku, ale w końcu dojeżdżamy do niego i bagienny odcinek jadę pierwszy. Daleko przed sobą widzimy spory peleton. Mija nas jeden z braci Swatów z połamaną ramą. Złapał kija w koło i połamał sobie górne rurki tylnego trójkąta. Amelinium by wytrzymało ;).
Objeżdżając lasem powaloną brzozę nie robię błędu - duża tu zasługa klejących się do podłoża bezdętek, bo na ziemi sporo mokrych kijów, ale jadący za mną zalicza glebę i tak odrywam się od grupki i zaczynam pogoń za sporym - 6-10 osobowym peletonem z przodu, z Janem Zozulińskim i Magdą Hałajczak z przodu.
Doganiam dość późno, na 30-35km? W każdym razie grupa się akurat rwie na jakimś podjeździe, odjeżdża zdecydowanie jeden, a dwóch trzyma się ze 100m z przodu.
Chwilę odpoczywam z tyłu, później przesuwam się do przodu i spawam tamtych dwóch, trzeci jest widoczny dość daleko z przodu i się oddala. Wracam na drugą bezpieczną drugą pozycję i kilka kilometrów jadę spokojnie.
Atakuję tylko raz, za to skutecznie. Wjeżdzam pierwszy w trawiasty podjazd, później na nieco technicznym odcinku przez bagna i paprotki robię o dziwo co najmniej minutę przewagi.
Perfekcyjna akcja :).
Jeszcze raz widziałem peleton w okolicach 60km, na uciążliwym podjeździe wąwozem, ale że akurat zjadłem żela (jadłem regularnie co 20km, bardzo tego pilnowałem) to dość szybko zwiększyłem dystans. Jakiś czas widziałem jeszcze pierwszego ucieczkowicza, ale był mocniejszy i w końcu zniknął.
Od strażaka na 60km dowiedziałem się że pierwszy ma 12 minut przewagi. Całkiem ładnie.
Od tej pory samotne rzeźbienie, motywowałem się wyobrażaniem sobie że za mną zza zakrętu wyłania się pogoń ;). Nowe kółka sprawowały się nieźle, były wyraźnie bardziej miękkie od kowadlastych Crossride'ów, ale też przyczepność była wyraźnie większa i kładłem się w zakręty bez strachu ;). Różnica przy częstych zmianach tempa ogromna. Stopniowo piłem coraz więcej mocnego carbo z bidonów, więc paliwa nie brakło i noga podawała, ale już nikogo nie dogoniłem, poza kolegą z zerwanym łańcuchem, i drugim który połamał sztycę.
Od 75km było już nieco łatwiej, choć też droga bardziej rozjeżdżona przez megowców stawiała nieco większy opór.
Ostatni kawałek lasku za asfaltem do Wielenia zawsze przyprawiał mnie o bombę - piaszczysty i kurwidołkowaty, teraz też było ciężko, ale jakoś to zniosłem.
Na zawrotce prawie wyjebałem orła - okazało się że ciśnienie z tyłu jest znikome, musiałem po drodze złapać laczka i późno się uszczelniło.
Więc ostatnie parę kilometrów jechałem na zarzucającym tyle i z dużą schizą, że zaraz zejdzie do końca. Na ostatnich kurwidołkach rower zarzucał dupą jak baletnica ;), ale w końcu się udało i samotnie wjechałem na stadion, żeby zrobić samotny finisz. I dobrze, bo z flakiem z tyłu nic bym nie wygrał ;).
Dobry czas 4:13:34 dał mi trzynaste miejsce open i 5 w M3. Cieszyłem się dopóki nie zauważyłem jakie czasy porobiła pierwsza czwórka. Strata gigantyczna, a na 60km było zaledwie 12 minut? Fakt że oni jechali w grupie, wtedy zawsze łatwiej.
Jednak udało się pobić rekord Josipa, i to mimo parominutowego postoju przy torach. Czekam na odpowiedź kolegów ;).


A tutaj na grupowej fotce Rodman nie może się powstrzymać od bicia pokłonów przed Wielką Kichą ;P


Kategoria 100-200, Maratony


  • DST 102.13km
  • Teren 75.00km
  • Czas 06:12
  • VAVG 16.47km/h
  • VMAX 69.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 2700m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karkonosze dzień drugi - maraton

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 7

Postanowiliśmy pojechać do Szklarskiej bezpośrednio rowerami, z jednej strony dobrze, bo porobiły się ogromne korki na dojeździe i trzeba było przesuwać start, z drugiej to było 10km i z 200m przewyższenia ;). Ale za to poznaliśmy ostatnich kilka kilometrów trasy, to się zawsze przydaje. Popatrzeliśmy też chwilę na bikerów z Enduro Trophy jadących właśnie OS w poprzek naszej trasy :). Przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że był czas powylegiwać się na łączce pod Lolobrygidą i pośmianie się z co większych brzuchów niektórych zawodników ;).
Podobno sam Kwiato podjechał pod sektory popatrzeć na start, ale nikt go nie poznał :).
Start opóźniony o 15 minut, w sektorze wyglądałem trochę niewyraźnie ;).



Fajny początek, od razu stromy kawałek nartostradą, bez żadnego rozdrabniania się :). Pierwszy zerwany łańcuch, pierwsze podpórki u niektórych... ;)
Od razu trochę wyprzedzam, wkrótce zaczyna się szybki szutrowy zjazd, na którym wyprzedzam jeszcze więcej :), jedzie mi się świetnie, aż u samego podnóża jebs! Potężny cios w oponę od najechanego kamienia poczułem całą du...szą ;). Jeszcze przez chwilę się łudzę że będzie ok, bo powietrze nie schodzi, ale po 100m podjazdu psst i jadę na flaku z tyłu. Dokładnie 1500m udało się przejechać :).
Nie ukrywam, że przeszła mi przez myśl opcja rezygnacji z wyścigu, ale po chwili się zreflektowałem, że przecież o nic tu nie walczę, start opłacony, a trening będzie dobry. Więc wziąłem się za zmianę dętki, w sumie się nie spieszyłem, więc trwało to 10-15 minut, w każdym razie wszystkie sektory wystartowały i mnie wyprzedziły. Zatrzymał się jeden kolega z Goggle i zapytał czy mam wszystko - dzięki :).
Dzięki laczkowi pierwsze kółko jechało mi się zajebiście. Wyprzedzałem wszędzie, na zjazdach, podjazdach, na jedynym zejściu zielonym szlakiem też sporo ludzi wyciąłem. Różnica prędkości była wielka i zawodników z mojego sektora zacząłem mijać w okolicach 30-40km. Fajnie się tak jedzie, ego rośnie :).
Pod koniec pierwszej rundy wyprzedzani już zaczęli trochę walczyć, na drugim podjeździe na Dwa Mosty zaczęło mnie lekko odcinać - jednak jedzenie poprzedniego dnia nie było optymalne pod zawody. Na kole w dodatku siedział mi zawodnik w stroju CCC i się nie poddawał. Zdaje się że też był po awarii z wyższego sektora. Żel trochę pomógł i w końcówce odszedłem mu trochę, ale na złość na zjeździe jechałem za busem orgów, który nie przekraczał 45-50km/h i znowu mnie naszedł. Całą pętlę giga widziałem go za sobą, na szczęście choć na podjazdach się trzymał, to był gorszy technicznie i na zjazdach uciekałem. W końcu odpuścił, ale krwi mi trochę napsuł :). W sumie na pętli giga więcej wyciąłem dublowanych megowców, niż gigowców, na długim dystansie jednak startują w większości mocni ludzie.
Ostatnie 30km to już nasilający się zgonik, cisnąłem, ale coraz wolniej, niby uciekałem ludziom, ale też z jakby mniejszą różnicą prędkości. Może na euforii pierwszego kółka za mocno pocisnąłem. W każdym razie nikt mnie nie wyprzedził aż do samego końca.



Dojechałem na oparach, w tym roku ani razu nie miałem takiego zgonu na maratonie.
Ale zmieściłem się w 5h, nawet mimo ospałej zmiany dętki i paru minut straconych na wyrywaniu łańcucha zakleszczonego między kasetą a szprychami. W każdym razie trening był udany.

Na mecie czekał zadowolony JPbike, który wklepał mi piętnaście i pół minuty, mimo że też złapał gumę. Widać że noga wyrobiona, ciężko będzie się ścigać we wrześniu :).

Trasa super. Dużo technicznych zjazdów, nie za trudnych, ale takich że dawały satysfakcję i sporo frajdy przy szybkiej jeździe. Bufetów dużo i szybka obsługa. Pogoda dopisała. Żarcie mogłoby być lepsze, ale w sumie więcej plusów niż minusów :).
Minusem na pewno była konieczność dojechania 10km na kwaterę, to już trochę bolało :). A na kwaterze przy piwku siedział... Josip, który z rodziną przyjechał na tydzień wakacji. Niezła koincydencja, która zaowocowała opróżnieniem sporej ilości browców i nie tylko wieczorem :).


Kategoria 100-200, Góry, Maratony


  • DST 157.17km
  • Czas 06:10
  • VAVG 25.49km/h
  • VMAX 75.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pradziad

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 15

Tego gorącego dnia wybraliśmy się z Wazą i Sebą do Paczkowa, żeby w końcu ujarzmić Pradziada, najwyższy podjazd szosowy w naszej części Europy. Na miejscu byliśmy około dziesiątej, szybkie przebranie i złożenie rowerów i już jechaliśmy w twardym upale doskonałą czeską szosą.


Waza robi ucieczkę ;)

Początkowe kilometry płaskie, tyle że gorąco potwornie, pierwsze hopy pojawiają się w okolicach Żulowej - ciężko to idzie, a pot płynie. Szczególnie Seba, który pierwszy raz jest w górach na rowerze, doznaje małego szoku ;).
Za Jesenikiem wyprzedza nas traktor - odruchowo łapię koło i przez parę kilometrów na lekkim podjeździe robię ucieczkę 41-43 km/h. Dobrze że traktor w końcu skręcił, bo bym ducha wyzionął, robiło się coraz stromiej :).
Pierwszy konkretniejszy podjazd trzyma 11-12% przez parę dobrych kilometrów. Uciekając przed czeskim szosowcem cisnę w trupa i dojeżdżam pierwszy ledwo co widząc na oczy ;).


Zadowolony Seba po pierwszej konkretnej górze

Na zjeździe przegapiamy właściwy skręt, co oszczędza nam stromego podjazdu, ale za to dodaje kilkanaście kilometrów dookoła góry - zamiast bezpośrednio do Karlovej Studanki jedziemy okrężnie do Vrbna. Tyle dobrego, że podjazd jest tu znacznie łagodniejszy. Problemem jest woda, dawno się skończyła, a tak daleko od granicy nikt nie chce przyjmować złotówek. Na szczęście Czesi w knajpach leją nam kranówę za darmo, z czego skwapliwie korzystamy, bo upał jest niemożliwy.
Podobają mi się czeskie miejscowości wypoczynkowe - ruch turystyczny nie jest tak skoncentrowany jak u nas, tylko rozproszony równo wszędzie. Wszędzie jest wiele małych knajpek i pensjonatów, ale nigdzie nie ma dzikiego tłumu, wielkich kombinatów w rodzaju Gołębiewskiego w Karpaczu i masy reklam. Spokój i cisza :).
W końcu dojeżdżamy do parkingu z którego zaczyna się podjazd. Ciężki. Przez 6km równo trzyma ~10%, jedziemy z Wazą 11-12km/h, Seba jedzie swoje. Dobrze że większość w lesie, tylko czasem odsłaniają się widoki na zbocza Pradziada. Po dłuższym czasie dojeżdżamy do zatłoczonego parkingu (odbywa się tam zjazd starych porszaków - świetne wózki) i udaje nam się zmienić złotówki na korony. PIWO!!! ;) Wchodzi jak woda :)
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej, Zyga odchodzi mi na stromym odcinku na kilkadziesiąt metrów, ale jak przed szczytem się wypłaszcza ostro atakuję, doganiam i robię przewagę, dobrze, bo na samej końcówce są dwie krótkie ścianki, które mnie wypruwają :).
No i Pradziad w końcu padł moim łupem :).



Na szczycie spotykamy dwóch znajomych Dave'a, którzy poznali nas po strojach teamowych. Świat jest mały! :)

Po dłuższym odpoczynku, sesji zdjęciowej i podziwianiu widoków...


Górne jezioro niezwykłej elektrowni Dlouhe Strane. Wody nie widać, bo tafla znajduje się prawie na wysokości Pradziada.

...ruszamy na zjazd, na parkingu ponownie zatrzymujemy się na uzupełnienie płynów...



... i pokonujemy kilka następnych kilometrów ze średnią w okolicach 60km/h :).
Na dole z 10 stopni cieplej niż na górze, po 700m wysokości straconych w kilkanaście minut czuć to wyraźnie.

A dalej ruszamy przez dwie poważne hopy w stronę Jesenika. Widać już deficyty energetyczne, co chwila kogoś odcina na chwilę, a po zejściu z roweru nogi się trzęsą :).
Niespodziewanie aktywizuje się Seba i coraz ciężej odpierać jego ataki :).
Przed Jesenikiem jeszcze jeden pobór kalorii i przez ostatnią hopę ruszamy do domu. Seba im bliżej domu tym aktywniejszy, na końcówie ciśnie cały czas okolice 40-45km/h i w końcu zajeżdża mnie w pobliżu Javornika :).
Końcówkę do Paczkowa jedziemy już grzecznie z Wazą na jego kole, ciągle ponad 40 km/h :).
Szybkie zakupy w biedrze, mała kąpiel w jeziorze Paczkowskim (w Kozielnie dzikie tłumy, aż przejechać nie idzie, niesamowite) i do domu.
Na miejscu jesteśmy po pierwszej w nocy.
Zajebiście spędzona sobota, słońce, dobre towarzystwo i wielka góra do podjechania :).


Kategoria 100-200, Góry


  • DST 127.43km
  • Teren 80.00km
  • Czas 05:56
  • VAVG 21.48km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szaga 2013, TR100

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 20.07.2013 | Komentarze 7

Hajlajtsy:

- przed startem szybkie rozebranie i serwisik korby, bo coś jeszcze pykało
- pierwszy wariant teoretycznie jest dobry, natomiast prowadzi nas bardzo błotnistą ścieżką nad jeziorem - wszystko ujebane ;)
- pierwszy duży błąd nawigacyjny zaraz później, kosztował nas dobre 5-6km nadganiania drogi
- od tej pory uważniej, punkty jakoś lecą, trochę błądzenia na szóstym, ale tylko na parę minut
- w jednym miejscu na punkt kieruje nas siostra Marka, Magda :)
- niewinny błąd na Łysej Górze zamienia się w makabryczne błądzenie i stratę co najmniej 30 minut - jedna przecinka za blisko
- od tej pory jedziemy na punkty jak po sznurku, oba mapniki pracują pełną parą, nawigacja w czasie jazdy i postoje tylko na odbicie punktów i przewijanie mapy :)
- ...no dobra, jeszcze mała zgubka na dwudziestym, ale na szagę przez las i jeżyny wychodzimy prosto na punkt
- jeszcze trzy punkty, duże przesuszenie i pod wiatr, ale bijemy rekordy - czasy między punktami 20 minut, 16 minut, 12 minut!
- końcówa to już bolesna napierdalanka 30+ parę kilometrów do Zaniemyśla, gdzie okazuje się że jesteśmy trzeci jako Goggle Team :D
- strata do drugiego tylko 4 minuty a do pierwszego 16 minut - mogliśmy być pierwsi jakby nie słabe pierwsze 40km.
- noga wyrobiona na MTB nie ma litości dla orientalistów - o ile na asfalcie jakoś się trzymali, to w terenie trzema ruchami korby robiliśmy pół minuty przewagi :)
- No i fajnie było, wzorowa współpraca nawigacyjno-kondycyjna :)



Łysa Góra. Czasu wystarczyło nie tylko na zdjęcie, ale na upartego nawet na drzemkę ;).



Jest pudło? Jest.


I śladzik.

Jak się wyśpię to może się pokuszę o szczególowy opis punkt po punkcie, to przeraźliwie nudne, ale przed Szagą właśnie takich opisów szukałem jako materiału edukacyjnego ;).




  • DST 119.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 30.64km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 164 ( 87%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 2535kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka z lekka niespodziewana

Wtorek, 18 czerwca 2013 · dodano: 18.06.2013 | Komentarze 3

Chciałem dziś długi tlen, to miałem :). Co prawda planowałem z 80km, bo nie myślałem że zniosę dłuższy, więc z początku skierowałem się do Chodzieży, gdzie dziesięciokilometrowy 1-2% podjazd pod Gontyniec coraz bardziej się nastramiający potrafi ładnie podbić intensywność jazdy. Dalej pojechałem na Szamocin, fajną pagórkowatą trasą z widokiem na pokaźne wzgórza po drugiej stronie doliny Noteci. Już za Szamocinem wiedziałem że przestrzelę z dystansem i padnie setka, bo nudna, prosta jak strzała i płaska jak naleśnik pięciokilometrowa droga przez dolinę Noteci nie doprowadziła mnie do Miasteczka Krajeńskiego, a do Białośliwia, jakieś 10km na północ dalej. Nie zmartwiłem się zbytnio, bo przede mną było jakieś 30km rewelacyjnej, mocno pagórkowatej szosy dobrej jakości i z małym ruchem. Uwielbiam ten odcinek, mimo że byłem tu dopiero drugi raz. Ale kiedy dwa razy zabłądziłem i nadłożyłem kilometrów, okazało się że wyjdzie ze 120km, bo wyjechałem nie pod Ujściem, ale znów pod Chodzieżą. Na dodatek picie skończyło się dokładnie w tym momencie, gdy skończyły się wioski ze sklepami :). Ze 30km jechałem o suchym pysku, sklepu w Marunowie dopadłem jak oazy na pustyni i dawno mi nic nie smakowało tak jak ta lodowata butelka pepsi ;).
Kilka kilometrów dalej cukier wszedł w obieg i ostatnie 10km szedłem jak burza, powyżej 35km/h :).
W sumie fajnie że tak wyszło, jak się człowiek zgubi, to powoli lecący czas przestaje być jakimkolwiek problemem ;).


Kategoria 100-200