Info

Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń4 - 14
- 2014, Listopad2 - 8
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 14
- 2014, Sierpień6 - 10
- 2014, Lipiec17 - 55
- 2014, Czerwiec17 - 26
- 2014, Maj15 - 41
- 2014, Kwiecień20 - 91
- 2014, Marzec27 - 130
- 2014, Luty23 - 67
- 2014, Styczeń26 - 79
- 2013, Grudzień29 - 81
- 2013, Listopad26 - 81
- 2013, Październik18 - 47
- 2013, Wrzesień15 - 99
- 2013, Sierpień29 - 119
- 2013, Lipiec28 - 105
- 2013, Czerwiec28 - 132
- 2013, Maj26 - 114
- 2013, Kwiecień26 - 147
- 2013, Marzec29 - 81
- 2013, Luty30 - 128
- 2013, Styczeń30 - 138
- 2012, Grudzień27 - 100
- 2012, Listopad21 - 63
- 2012, Październik18 - 72
- 2012, Wrzesień27 - 94
- 2012, Sierpień24 - 74
- 2012, Lipiec24 - 84
- 2012, Czerwiec23 - 87
- 2012, Maj30 - 87
- 2012, Kwiecień28 - 99
- 2012, Marzec29 - 68
- 2012, Luty22 - 59
- 2012, Styczeń26 - 112
- 2011, Grudzień29 - 108
- 2011, Listopad25 - 50
- 2011, Październik27 - 67
- 2011, Wrzesień20 - 87
- 2011, Sierpień23 - 90
- 2011, Lipiec19 - 56
- 2011, Czerwiec26 - 155
- 2011, Maj26 - 123
- 2011, Kwiecień24 - 114
- 2011, Marzec28 - 142
- 2011, Luty25 - 76
- 2011, Styczeń26 - 91
- 2010, Grudzień26 - 136
- 2010, Listopad20 - 80
- 2010, Październik16 - 105
- 2010, Wrzesień15 - 95
- 2010, Sierpień19 - 80
- 2010, Lipiec16 - 61
- 2010, Czerwiec22 - 102
- 2010, Maj21 - 99
- 2010, Kwiecień25 - 103
- 2010, Marzec26 - 139
- 2010, Luty23 - 86
- 2010, Styczeń22 - 66
- 2009, Grudzień14 - 66
- 2009, Listopad18 - 74
- 2009, Październik13 - 25
- 2009, Wrzesień15 - 55
- 2009, Sierpień16 - 28
- 2009, Lipiec20 - 23
- 2009, Czerwiec23 - 9
- 2009, Maj17 - 3
- 2009, Kwiecień20 - 11
- 2009, Marzec30 - 1
- 2009, Luty19 - 0
- 2009, Styczeń25 - 4
- 2008, Grudzień19 - 2
- 2008, Listopad23 - 12
- 2008, Październik28 - 0
- 2008, Wrzesień26 - 0
- 2008, Sierpień26 - 0
- 2008, Lipiec22 - 1
- 2008, Czerwiec27 - 3
- 2008, Maj28 - 6
- 2008, Kwiecień27 - 8
- 2008, Marzec20 - 7
- 2008, Luty20 - 6
- Czas 05:00
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Treningi nierowerowe
- Aktywność Jazda na rowerze
Czarna Góra w deszczu
Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 0
Od rana lało, w krótkiej przerwie między ulewami wyskoczyliśmy obejrzeć wodospad w Międzygórzu:
A potem wybraliśmy się na Czarną Górę (1205m npm). Od razu się rozpadało, jakiś kilometr słabo przetartym szlakiem przez trawę i już chlupało w butach :). Ale wleźliśmy zielonym szlakiem do góry, końcówka asfaltem, a później znów na mokro, bo szło się ścieżką między namokniętymi świerkami, żeby okrążyć wieżę telefonii.
Na szczycie takie wypiździejewo i zero widoków w niskich chmurach, że odpuściliśmy Jaskinię Niedźwiedzią i wróciliśmy na kwaterę, wylewając w domu z butów po szklance wody ;))). Dopiero po czterech browcach jako tako doszliśmy do siebie :).
Tego dnia było grubo, w takich warunkach permanentnej ulewy nie chodziłem nigdy ;). Prognozy dla Sudetów były takie, że generalnie lepiej nie wychodzić z domu, bo nie wiadomo czy się wróci :).
- Czas 09:00
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Treningi nierowerowe
- Aktywność Jazda na rowerze
Śnieżnik na piechotę
Sobota, 2 lipca 2011 · dodano: 05.07.2011 | Komentarze 0
Taki spontan - zgadałem się z kumplem na dwa dni łażenia po górach i o 10 rano byliśmy już w Międzygórzu, żeby zdobyć Śnieżnik (1425 m npm).
Po drodze, przyzwyczajony do szutrowego maratonu Powerade, ze zdziwieniem zauważyłem całkiem konkretne gołoborza i skałki na stokach.
Po paru kilometrach dzikich ścieżek trafiliśmy na czerwony szlak na Śnieżnik, znany z najbardziej technicznego odcinka zjazdowego na maratonie ;). Przyznam się, że jeszcze teraz w dwóch miejscach miałem wątpliwości jakbym to zjechał.
Na Śnieżniku lodowaty wiatr i niska temperatura. Szybka fotka i idziemy dalej na czeską stronę. W tle Czarna Góra, która nieźle da nam popalić następnego dnia ;).
Żółty szlak czeski to super singiel, do zjazdu bardzo techniczny, sporo korzeni i skał, ale może dać sporo przyjemności jakby spróbować ;).
Po zejściu sporo w dół rezygnujemy z dalszej drogi bo zaczyna się robić późno i wracamy do góry ledwo widoczną, nieoznaczoną ścieżką wzdłuż doliny jakiegoś małego potoczku. Piękny szlak, singiel naprawdę godny tej nazwy, na szerokość podeszwy ;), w dodatku co chwilę trzeba przekraczać zwalone drzewa i przeskakiwać szczelinę z potoczkiem ;).
Powrót szuterkami do Międzygórza.
- Czas 01:02
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 161 ( 86%)
- HRavg 136 ( 72%)
- Kalorie 738kcal
- Sprzęt Treningi nierowerowe
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieganie
Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 30.06.2011 | Komentarze 0
Po 9 rano godzinka truchtu po górkach, żeby się nie zastać. Tętno z początku w ogóle nie chciało iść, więc biegłem sobie na 115bpm, dopiero po paru podbiegach podskoczyło do ponad 130.
Bardzo gorąco mimo wczesnej pory, w lesie od czasu do czasu ogłuszająco pachniało poziomkami, aż miałem ochotę stanąć i poszukać ;).
Bieganie, KOW 3, obciążenie 186.
- DST 16.80km
- Czas 00:43
- VAVG 23.44km/h
- VMAX 45.10km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
- Aktywność Jazda na rowerze
Wkierwili mnie w Cykloturze
Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 12
Widziałem że w Cykloturze jest przerzutka XT w niezłej cenie 209 zł, więc niewiele myśląc wybrałem się rowerowo ją kupić.
A tu na miejscu kubeł zimnej wody - jak kupuję w sklepie, płacąc żywą gotówką, to nie kosztuje 209, tylko 267zł, żeby kosztowała 209, musiałbym ją zamówić przez internet i dopiero wybrać się odebrać 8|. No więc mówię, dajcie mi klawiaturę, zaraz sobie zamówię, a sprzedawca że nie, bo musiałbym zamówić wczoraj, jak dziś zamówię, to będę mógł odebrać dopiero jutro. LOL. Absurd jak za komuny. Po dłuższych negocjacjach udało się zejść z ceną do 229 zł, co miałem gdzieś, bo dlaczego mam płacić 20zł więcej za nic?
Koniec końców wypinam się centralnie na Cyklotur i zamawiam w Centrum Rowerowym, gdzie za cenę tej zasranej przerzutki w Cykloturze mam przerzutkę, dętkę, smar na łańcuch i wysyłkę :P.
I już się raczej tam nie pokażę, chyba że naprawdę będzie jakaś super okazja.
Nosz k..., to było niepojęte dla mnie.
- DST 73.95km
- Teren 68.00km
- Czas 05:41
- VAVG 13.01km/h
- VMAX 55.20km/h
- Temperatura 16.0°C
- HRmax 157 ( 83%)
- HRavg 133 ( 71%)
- Kalorie 3927kcal
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Trophy dzień czwarty - finisher
Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 4
Rano takie same odczucia jak poprzedniego dnia, tyle że bardziej ;).
W dodatku sprzęt chodzi już bardzo umownie, obie przerzutki rozregulowane, ale dochodzę do wniosku, że jakoś to będzie i nie reguluję. W sektorach wszyscy sprawiają wrażenie nieco zmiętych ;). Zaraz po starcie muszę się zatrzymać - jakimś cudem magnes zaczął przycierać o czujnik. Po pierwszym podjeździe znów stop - łańcuch spada przy wrzucaniu blatu. Zaczynam żałować, że jednak nie podregulowałem choć przodu. Rodmana dochodzę dopiero za Wisłą, tradycyjnie na podjazdach źle mu się jedzie z młynkiem 26t, ale nie odpuszcza i trzyma się za mną do końca podjazdu, a potem nie staje na bufecie i znika mi z oczu. I to był ostatni moment gdy widzę Rodmana na trasie ;).
Jadę, ale jest coraz gorzej, sekcje technicznych singli bardzo mnie dziś męczą, na bardzo stromym zjeździe przy wyciągu wynosi mnie poza ścieżkę, panikuję i staję, ale za chwilę jadę dalej. Mijam Adamuso z rozprutą oponą - peszek na ostatnim etapie. W sumie jedyny raz widzę go wtedy na trasie, Adamo się wyżarł i regularnie dokładał mi w każdym etapie ;).
Przed Klimczokiem bufecik zaraz za stromym zjazdem z metrowym progiem na końcu - w przypadku OTB można wpaść twarzą prosto w kubki z Powerade ;). Z zaskoczeniem widzę że kilka osób nawet to zjeżdża!
Początek podjazdu pod Klimczok na długim odcinku bardzo stromy, ale jadę, wyprzedzając sporo osób. Przed szczytem już luźniej, cieszy mnie zaczynający się zjazd... ale tylko przez kilka minut :). Zjazd jest długi, szybki i bardzo kamienisty, w pewnym momencie na sporej skałce seria odbić i uślizgów i przestaję na moment kontrolować rower, ale dzięki prędkości przejeżdzam to miejsce. Ciepło mi się zrobiło, nie powiem ;).
Po niedługim czasie wymęczone w poprzednich dniach ramiona zaczynają boleć naprawdę mocno, biegają po nich jakieś kurczyki, jeszcze chwila i zaczynam się modlić o podjazd ;). Krótko mówiąc ((c) red. Kurek ;)) napierdziela mnie wszystko gdy już zjeżdżam do Brennej. W Brennej policjanci kierujący ruchem gwizdkami zwracają na siebie uwagę - bardzo dobrze, po tym zjeździe mógłbym ich przegapić :).
Długi podjazd po asfalcie (dzięki ci GG ;)), ale potem zaraz robi się stromo, i zaczyna się podejście, gdzie łapie mnie kryzys i nie mam nawet siły pchać roweru.
Młodzik ponoć to podjechał!
Dalej wkurzający singiel z korzeniami i bufet, gdzie dogania mnie Jarek W. z Welodromu, wczoraj mu sporo wklepałem, ale sytuacja jest otwarta, bo przedtem jechał lepiej i w generalce jesteśmy blisko siebie. Tankuję i ruszamy prawie równocześnie, na zjeździe jest lepszy, ale później zaczyna się stromy podjazd na którym uciekam, bo wszyscy prowadzą, a ja jadę :).
Zjazd na tamę i asfalcik koło zameczku Prezydenta aż na Kubalonkę, mknę 12km/h ;), na świeżo można to zrobić sporo szybciej, bo nie jest aż tak stromo. Łykam tam ze trzy osoby, końcówkę robię sam, nie jest trudna, ale już ledwo co widzę ze zmęczenia, na błocie przed metą doganiają mnie jeszcze dwie osoby, nie zależy mi, tradycyjnie poślizg i topię w błocie buty po raz ostatni na Trophy ;).
I koszulka z napisem "Finisher" staje się moją własnością :D.
Miejsce 238/379 - tylu ludzi przejechało ten etap, ale z sukcesem ukończyło Trophy 335 osób z prawie pięciuset startujących.
Do Rodmana straciłem tym razem około 4 minut.
W generalce 229/335 - około 2/3 stawki, czyli tradycyjnie, miejsce podobne jak na maratonach na giga :).
Warto było pojechać i się zmechacić, choćby dlatego żeby ponownie przesunąć granice własnej wytrzymałości. Straty sprzętowe spore - połamana przerzutka, porysowane golenie amora, duża wgniota na dolnej rurze od kamienia, łożyska supportu do wymiany.
Ale jednak na mecie ogromna satysfakcja.
Czy pojechałbym raz jeszcze taką etapówkę? Zaraz na mecie powiedziałbym że nie, teraz, po paru dniach - samo już nie wiem ;). Może w przyszłym roku? ;)
- DST 78.26km
- Teren 55.00km
- Czas 05:43
- VAVG 13.69km/h
- VMAX 65.20km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 166 ( 88%)
- HRavg 139 ( 74%)
- Kalorie 4195kcal
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Trophy dzień trzeci - powrót bestii
Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 3
Wstałem tego dnia z myślą: To niemożliwe, znów mam jechać na rowerze? :)
Nogi ciężkie i sztywne, wydawało się że po wczorajszej secie nie dam rady wsiąść na rower. Na szczęście sudokrem aplikowany tu i ówdzie pomógł na otarcia ;).
Po starcie niby spokojnie, ale ciągle przesuwam się do przodu. Najpierw płaski asfalt, gdzie jak rakieta wyrywa do przodu Rodman, później seria podjazdów z kulminacją na Ochodzitej. Chwilę jadę koło mlodzika, ale później mu się nudzi i odjeżdża ;). Zjazd z Ochodzitej śliski, ale jechałem go tyle razy że zjechałbym z zamkniętymi oczami ;). Niestety jakaś niemka przede mną nie wytrzymuje psychicznie na najstromszym odcinku i trzeba się na chwilę zatrzymać.
Troszkę stokówek do Zwardonia, tam na bufecie ponownie widzę Rodmana. Jedzie mi się nadspodziewanie dobrze, mięśnie się rozgrzały i nie dokuczają.
Rodman wyjeżdża pierwszy, ale po małej chwili znów go dochodzę na stromym podejściu.
Tasujemy się na długim podjeździe, ja robie ucieczki, Rodman i kilku innych je kasują ;), aż w końcu wyprzedza nas chyba Mateusz z Osozu po gumie, łapię się na koło i ekspresowo odjeżdżam, ostaje się tylko Rodman. Skubany nie odpuszcza ;).
Zyskujemy kilka miejsc, następuje zjazd, gdzie Rodman wysuwa się na prowadzenie, ale na którymś zakręcie boczkiem wyprzedzam i odchodzę. Wyjeżdżamy na bardzo łagodny asfaltowy podjazd, Rodmana nie widać z tyłu, kilka kilometrów jest moje :D.
Blokada, blacik, cisnąc 25-27km wyprzedzam pojedyńczych bikerów jak małe laleczki :D, a za mną tworzy się peletonik. To był mój odcinek :))).
Rodman podjeżdża na bufet u podnóża Wielkiej Raczy w momencie gdy z niego odjeżdżam.
Najdłuższy terenowy (4-5km) podjazd Trophy wyprowadzający na 1250m pokonuję równym tempem, wyprzedzając kilku ludzi. Jest stromo, ale sucho, ponoć pierwszy raz w historii. Na mokro byłoby 5km spaceru ;).
Na szczycie GG z kamerką, zaraz zaczyna się dłuuugi na 10km singiel po szczytach. Zaraz na początku łapię poślizg i glebę w maliny ;), ale zbieram się i jadę dalej. Singiel cudowny! Pierwszy raz jechałem tak piękną trasą!
Pamiętam szczególnie długą 10cm szerokości ścieżkę trawersującą bardzo strome zbocze pod szczytem, z pięknym widokiem, na który można było zerknąć tylko przez 1/10 sekundy, żeby się nie glebnąć i nie polecieć w dół :).
Wpadam we flow, jadę jak w natchnieniu. Wyprzedzają mnie na zjazdach tylko pojedyńcze osoby, naprawdę bardzo dobre zjazdowo, jadę znacznie powyżej swojego skilla :).
W szybkiej końcówce czuję się jak pilot F-16, z boku w wyobraźni wyświetla się sztuczny horyzont pokazujący głebokie wychylenia na zakrętach, dane z prędkościomierza potwierdza rosnący szum powietrza w otworach kasku, pojawiające się czasem czerwone wykrzykniki nie robią żadnego wrażenia. Piękny kawałek szlaku :D.
Z żalem witam dno doliny. Teraz tasuję się z Karmim z Osozu, wyprzedzam go, potem on mnie, aż do asfaltów i szutrów 10km od mety, gdzie urywam się ostatecznie na serii stromych asfalcików. Czuję że jadę najlepiej do tej pory, w ogóle nie znam bikerów z tej części peletonu. Na ostatnim asfaltowym podjeździe jakieś szosowe akcje, ucieczki i pogonie, pod koniec podjazdu urywam się z czteroosobowej grupki, ale glebię w ostatnim błotnym odcinku prosto w kałużę :).
No i niestety finisz z grupy nie wyszedł :))).
Udany dzień, miejsce 193/359 (pierwszy i jedyny raz załapałem się na drugą setkę), czas 5:45:22.
Do mlodzika straciłem dziś tylko 30 minut, a Rodmanowi dołożyłem 21 minut. I dobrze bo już był za spokojny ze swoją przewagą ;).
- DST 108.31km
- Teren 80.00km
- Czas 08:27
- VAVG 12.82km/h
- VMAX 67.10km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 159 ( 85%)
- HRavg 128 ( 68%)
- Kalorie 4915kcal
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Trophy dzień drugi - stand-by
Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 2
Rano czułem się fatalnie, do tego za dużo zjadłem makaronu i dołączyły się jakieś problemy z żołądkiem. Z braku kibla wędruję przed startem w łopiany ;).
Kilka kilometrów jedziemy na luzie do startu na terenie Czech. Trasa "for good weather conditions", więc dłuższa i więcej przewyższeń, jakoś mnie to zupełnie nie cieszy. Postanawiam jechać aby dojechać, czuję że na nic więcej mnie dziś nie stać. Mimo to po starcie doganiam na chwilę Rodmana, ale szybko odchodzi i znika mi z pola widzenia. Nie mogę się zmotywować do jazdy, strome podjazdy podchodzę, jak prawie wszyscy, ale w tym miejscu peletonu wiem, że prawie zawsze mogę jechać choćby wszyscy prowadzili. Tyle że się nie chce ;).
Najwięcej problemów sprawiają mi nie zjazdy czy podjazdy, a płaskie techniczne singletracki z masą korzeni i błotem po piasty. Rów z błotem do przejścia - kilkadziesiąt metrów do przejechania - znów rów/bajoro/nieprzejezdna plątanina korzeni. Bardzo to wybija z rytmu i irytuje. Kończy się taki teren dopiero za pierwszym bufetem w okolicach 25km. Zaczyna się normalny, umożliwiający jazdę, techniczno-błotnisto-korzeniasty singletrack, który dostarcza mi wielu emocji, najpierw trawersuje strome zbocze, potem wiedzie o metr od krawędzi pionowej przepaści. Slicznie.
Wyprzedzam gdzieś Anię Sadowską, mówi że ma wrażenie że od początku etapu jest wyłącznie pod górę. Jak się okazuje, nie kończy tego etapu.
Pamiętam jeszcze potworny zjazd po bruku z wielkich otoczaków, długi, szybki i bolesny, przy dużej szybkości potwornie trzęsie, dawno mnie tak nie bolały ramiona i stopy. Z ulgą witam podjazd.
W połowie trasy odżywam i zaczynam wyprzedzać całkiem sporo ludzi. Podobają mi się zjazdy - ostre i techniczne, po skałach z progami i korzeniach. Prawie wszystko zjeżdżam, oprócz jednego bardzo stromego, gdzie biker przede mną zalicza dwa OTB na trzydziestu metrach - nie zachęca to do zjazdu ;).
10km przed drugim bufetem kończy mi się picie, i jadę prawie godzinę o suchym pysku. Koszmar.
W efekcie postój jest dość długi, celebruję odpicie butelki powerade, napełnianie bidonów, jedzenie, nie chce mi się jechać dalej ;).
Ale jak już ruszam to jedzie mi się dość dobrze, trasa staje się dość prosta, zjazdy - tylko strome, bez trudności technicznych. Tylko zjazd do trzeciego bufetu znów podnosi poziom adrenaliny - bardzo stromy, długi i kamienisty, po niedługim czasie tylny hampel zaczyna wyć z przegrzania :).
Dużo frajdy sprawił mi ten zjazd, w ogóle jestem zaskoczony że na zjazdach prawie wszystko zjeżdżam, choć zdaję sobie sprawę że jakby padało to pewnie nie byłoby tak pięknie.
Ostatni etap jest prosty, tyle że długi - zjazd do Mostów u Jablunkova i wdrapanie się na górki oddzielające nas od mety. Raczej wyprzedzam, odzyskałem część sił. Końcowy zjazd po stoku narciarskim zjeżdżam z impetem, a w zeszłym roku wystraszyłem się tam i sprowadzałem ;).
Miejsce i czas kiepściutki, ale cieszę się że w ogóle dojechałem, bo rano taki pewny nie byłem ;).
Miejsce 297/382, czas 7:53:40.
Strata do Rodmana 35min (uuch... zabolało ;)) a do mlodzika godzina 31 minut. No niestety, tak się kończy rumakowanie w dniu pierwszym ;).
Już na kwaterze odkrywam że rozsypał mi się wózek przerzutki, trzymał się tylko na słowie honoru. Szczęśliwy jestem, że to nie na trasie, ale ryczeć mi się chce, że jeszcze muszę coś robić przy rowerze, zamiast uwalić się do wyra i po prostu sobie leżeć ;). Zmieniam przerzutkę na starą Deore, zmieniam linkę i ostatni fragment pancerza. Odwrotna sprężyna zapewnia mi wiele radości w następnych dniach, gdy na podjazdach zamiast redukować - wrzucam twardsze przełożenie ;).
- DST 75.59km
- Teren 65.00km
- Czas 05:43
- VAVG 13.22km/h
- VMAX 64.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 178 ( 95%)
- HRavg 154 ( 82%)
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Trophy dzień pierwszy - taki sobie zwykły maraton
Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 4
Na razie nic nie będę pisał, i tak mi się wszystko miesza w galimatias snu-jedzenia-jazdy-jedzenia-snu :). Poczekam aż mnie jakaś wena najdzie. Doświadczenie codziennej jazdy w warunkach narastającego zmęczenia, na trasach z reguły trudniejszych niż giga na Powerade jest tak różne od zwykłego maratonu, że ten kto nie jechał i tak nie zrozumie, a ten kto jechał wie o co chodzi. Po prostu: To jest Trophy.
Jedno jest pewne, na takiej imprezie bardziej niż kiedykolwiek trzeba jechać swoje, tu wychodzi na czysto odrobienie treningowych lekcji. Szarpanie, jazda za kimś za wszelką cenę na zapieku na maratonie, nawet na giga przejdzie, ale tu kasuje cały wynik następnego dnia. Chyba że jest się cyborgiem z pierwszej setki :).
...no to opis :)
Z rana niesamowite nerwy, przynajmniej u mnie. Jedziemy na start z najagresywniejszą muzą Rodmana w głośnikach :).
Po starcie długi podjazd, na początku asfaltowy, jechany 30km/h, potem terenowy, w dodatku coraz stromszy. Ciągle pamiętam że to pierwszy dzień i staram się jechać spokojnie, na tętnie poniżej 170, leniwie wyprzedzając coraz to nowych zawodników z wielojęzycznego tłumu. Rzut oka do tyłu - widoczny pięćsetmetrowy odcinek podjazdu ciasno zapchany jest bikerami. Robi wrażenie. Na pierwszym stromym zjeździe stoi sobie ...Damiano DMK ;). Przyjechał pokibicować, hehe.
Następuje seria szybkich kamienistych zjazdów do Ustronia, doganiam Rodmana, od jakiegoś czasu sucho w bidonach, bufet następuje w samą porę. Rodman wyrywa do przodu, ale na stromym podjeździe jego młynek 26t nie daje rady i wyprzedzam. W ogóle staram się jechać podjazdy ile mogę, tempo mojego prowadzenia roweru jest po prostu tragiczne. Trasa zaskakuje mnie stromiznami do podjechania, i w Złotym Stoku, i w Karpaczu było pod tym względem łagodniutko w porównaniu do Trophy. Po szybkim i trochę technicznym zjeździe rynną (zjeżdża mi się naprawdę nieźle, zero zawahań) drugi bufet, dalej znów seria podjazdów gdzie łapie mnie kryzys i zaczynam tracić miejsca. Kawałek wprowadzam, gdy chcę znów wsiąść na rower, czuję flaka. Wprowadzam rower trochę wyżej, na miejsce z fajnym widokiem ;) i zabieram się za wymianę dętki. Za chwilę nadjeżdża Rodman z kamieniem w kasku :).
Wyłapał glebę w rynnie. Pomaga mi trochę pompować a potem odjeżdża, a ja już nie mam sił gonić. Już na zjazdach do Ustronia zapomniałem o oszczędzaniu sił, i teraz za to płacę.
Jeszcze za Kubalonką koszmarny kawałek szlaku z wielkimi kałużami i masą korzeni, gdzie wyprzedza mnie Jarek W. z Welodromu i zjazd do mety kawałkiem bardzo błotnistej dróżki, na której w następnych dniach poznamy każdą kałużę i każdy korzeń ;).
Miejsce słabe, 284/436. Do mlodzika 47 minut straty, do Rodmana 15 minut. Zaczynam podejrzewać, że będzie ciężko ;).
Tętno z pierwszych 4,5h, później mi się pulsak zawiesił przy pompowaniu koła.
- DST 9.97km
- Czas 00:25
- VAVG 23.93km/h
- VMAX 47.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
- Aktywność Jazda na rowerze
Więcej koksu!
Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 2
Szybki nadprogramowy trip po dodatkowe Maximy i BCAA. A magneslife'y ktoś wyżarł ;).
Myśląc o Trophy, wyobrażam sobie coś takiego:
:D
KOW 3, obciążenie 75.
- DST 21.68km
- Czas 00:52
- VAVG 25.02km/h
- VMAX 45.30km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Giant Boulder AluLite 1997
- Aktywność Jazda na rowerze
Haki zdobyte
Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 21
Na Smochowicach mieli haki :>. W ogóle fajny sklep, super rama XTC 2011 w malowaniu podobnym do mojego - od razu bym kupił jakbym miał teraz składać rower. Mimo że daleko, sklep jest fajny i całkiem spory wybór rowerów, ram i części.
Dwa haki, cztery linki, dwa metry pancerza i końcówki - prawie jestem wyposażony, jeszcze tylko ze dwa komplety klocków, bo zapomniałem :).
Ale mi się dziś świetnie jechało, najwyraźniej Kargowa przetarła to co miała przetrzeć i przepaliła to co miała przepalić :). Z wiatrem czy pod wiatr, na twardo czy na miękko - jechało mi się dziś rewelacyjnie :). Zmęczenia - zero.
KOW 2, obciążenie 104.