Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 108.31km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:27
  • VAVG 12.82km/h
  • VMAX 67.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 159 ( 85%)
  • HRavg 128 ( 68%)
  • Kalorie 4915kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień drugi - stand-by

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 2

Rano czułem się fatalnie, do tego za dużo zjadłem makaronu i dołączyły się jakieś problemy z żołądkiem. Z braku kibla wędruję przed startem w łopiany ;).
Kilka kilometrów jedziemy na luzie do startu na terenie Czech. Trasa "for good weather conditions", więc dłuższa i więcej przewyższeń, jakoś mnie to zupełnie nie cieszy. Postanawiam jechać aby dojechać, czuję że na nic więcej mnie dziś nie stać. Mimo to po starcie doganiam na chwilę Rodmana, ale szybko odchodzi i znika mi z pola widzenia. Nie mogę się zmotywować do jazdy, strome podjazdy podchodzę, jak prawie wszyscy, ale w tym miejscu peletonu wiem, że prawie zawsze mogę jechać choćby wszyscy prowadzili. Tyle że się nie chce ;).
Najwięcej problemów sprawiają mi nie zjazdy czy podjazdy, a płaskie techniczne singletracki z masą korzeni i błotem po piasty. Rów z błotem do przejścia - kilkadziesiąt metrów do przejechania - znów rów/bajoro/nieprzejezdna plątanina korzeni. Bardzo to wybija z rytmu i irytuje. Kończy się taki teren dopiero za pierwszym bufetem w okolicach 25km. Zaczyna się normalny, umożliwiający jazdę, techniczno-błotnisto-korzeniasty singletrack, który dostarcza mi wielu emocji, najpierw trawersuje strome zbocze, potem wiedzie o metr od krawędzi pionowej przepaści. Slicznie.
Wyprzedzam gdzieś Anię Sadowską, mówi że ma wrażenie że od początku etapu jest wyłącznie pod górę. Jak się okazuje, nie kończy tego etapu.
Pamiętam jeszcze potworny zjazd po bruku z wielkich otoczaków, długi, szybki i bolesny, przy dużej szybkości potwornie trzęsie, dawno mnie tak nie bolały ramiona i stopy. Z ulgą witam podjazd.
W połowie trasy odżywam i zaczynam wyprzedzać całkiem sporo ludzi. Podobają mi się zjazdy - ostre i techniczne, po skałach z progami i korzeniach. Prawie wszystko zjeżdżam, oprócz jednego bardzo stromego, gdzie biker przede mną zalicza dwa OTB na trzydziestu metrach - nie zachęca to do zjazdu ;).
10km przed drugim bufetem kończy mi się picie, i jadę prawie godzinę o suchym pysku. Koszmar.
W efekcie postój jest dość długi, celebruję odpicie butelki powerade, napełnianie bidonów, jedzenie, nie chce mi się jechać dalej ;).
Ale jak już ruszam to jedzie mi się dość dobrze, trasa staje się dość prosta, zjazdy - tylko strome, bez trudności technicznych. Tylko zjazd do trzeciego bufetu znów podnosi poziom adrenaliny - bardzo stromy, długi i kamienisty, po niedługim czasie tylny hampel zaczyna wyć z przegrzania :).
Dużo frajdy sprawił mi ten zjazd, w ogóle jestem zaskoczony że na zjazdach prawie wszystko zjeżdżam, choć zdaję sobie sprawę że jakby padało to pewnie nie byłoby tak pięknie.
Ostatni etap jest prosty, tyle że długi - zjazd do Mostów u Jablunkova i wdrapanie się na górki oddzielające nas od mety. Raczej wyprzedzam, odzyskałem część sił. Końcowy zjazd po stoku narciarskim zjeżdżam z impetem, a w zeszłym roku wystraszyłem się tam i sprowadzałem ;).

Miejsce i czas kiepściutki, ale cieszę się że w ogóle dojechałem, bo rano taki pewny nie byłem ;).
Miejsce 297/382, czas 7:53:40.
Strata do Rodmana 35min (uuch... zabolało ;)) a do mlodzika godzina 31 minut. No niestety, tak się kończy rumakowanie w dniu pierwszym ;).

Już na kwaterze odkrywam że rozsypał mi się wózek przerzutki, trzymał się tylko na słowie honoru. Szczęśliwy jestem, że to nie na trasie, ale ryczeć mi się chce, że jeszcze muszę coś robić przy rowerze, zamiast uwalić się do wyra i po prostu sobie leżeć ;). Zmieniam przerzutkę na starą Deore, zmieniam linkę i ostatni fragment pancerza. Odwrotna sprężyna zapewnia mi wiele radości w następnych dniach, gdy na podjazdach zamiast redukować - wrzucam twardsze przełożenie ;).


Kategoria Góry, Etapówki, 100-200



Komentarze
klosiu
| 12:04 wtorek, 5 lipca 2011 | linkuj Fakt, coś tam w końcówce grzmiało z boku, ale w tych okolicach to zwykła loteria - w jednej dolinie potop z nieba, w drugiej niebieskie niebo i słońce.
Rodman
| 11:56 sobota, 2 lipca 2011 | linkuj smaczku dodawała możliwość burzy, to by była prawdziwa jatka :-))>
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zyzyc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]