Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 73.95km
  • Teren 68.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 13.01km/h
  • VMAX 55.20km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 157 ( 83%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 3927kcal
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trophy dzień czwarty - finisher

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 4

Rano takie same odczucia jak poprzedniego dnia, tyle że bardziej ;).
W dodatku sprzęt chodzi już bardzo umownie, obie przerzutki rozregulowane, ale dochodzę do wniosku, że jakoś to będzie i nie reguluję. W sektorach wszyscy sprawiają wrażenie nieco zmiętych ;). Zaraz po starcie muszę się zatrzymać - jakimś cudem magnes zaczął przycierać o czujnik. Po pierwszym podjeździe znów stop - łańcuch spada przy wrzucaniu blatu. Zaczynam żałować, że jednak nie podregulowałem choć przodu. Rodmana dochodzę dopiero za Wisłą, tradycyjnie na podjazdach źle mu się jedzie z młynkiem 26t, ale nie odpuszcza i trzyma się za mną do końca podjazdu, a potem nie staje na bufecie i znika mi z oczu. I to był ostatni moment gdy widzę Rodmana na trasie ;).
Jadę, ale jest coraz gorzej, sekcje technicznych singli bardzo mnie dziś męczą, na bardzo stromym zjeździe przy wyciągu wynosi mnie poza ścieżkę, panikuję i staję, ale za chwilę jadę dalej. Mijam Adamuso z rozprutą oponą - peszek na ostatnim etapie. W sumie jedyny raz widzę go wtedy na trasie, Adamo się wyżarł i regularnie dokładał mi w każdym etapie ;).
Przed Klimczokiem bufecik zaraz za stromym zjazdem z metrowym progiem na końcu - w przypadku OTB można wpaść twarzą prosto w kubki z Powerade ;). Z zaskoczeniem widzę że kilka osób nawet to zjeżdża!
Początek podjazdu pod Klimczok na długim odcinku bardzo stromy, ale jadę, wyprzedzając sporo osób. Przed szczytem już luźniej, cieszy mnie zaczynający się zjazd... ale tylko przez kilka minut :). Zjazd jest długi, szybki i bardzo kamienisty, w pewnym momencie na sporej skałce seria odbić i uślizgów i przestaję na moment kontrolować rower, ale dzięki prędkości przejeżdzam to miejsce. Ciepło mi się zrobiło, nie powiem ;).
Po niedługim czasie wymęczone w poprzednich dniach ramiona zaczynają boleć naprawdę mocno, biegają po nich jakieś kurczyki, jeszcze chwila i zaczynam się modlić o podjazd ;). Krótko mówiąc ((c) red. Kurek ;)) napierdziela mnie wszystko gdy już zjeżdżam do Brennej. W Brennej policjanci kierujący ruchem gwizdkami zwracają na siebie uwagę - bardzo dobrze, po tym zjeździe mógłbym ich przegapić :).
Długi podjazd po asfalcie (dzięki ci GG ;)), ale potem zaraz robi się stromo, i zaczyna się podejście, gdzie łapie mnie kryzys i nie mam nawet siły pchać roweru.
Młodzik ponoć to podjechał!
Dalej wkurzający singiel z korzeniami i bufet, gdzie dogania mnie Jarek W. z Welodromu, wczoraj mu sporo wklepałem, ale sytuacja jest otwarta, bo przedtem jechał lepiej i w generalce jesteśmy blisko siebie. Tankuję i ruszamy prawie równocześnie, na zjeździe jest lepszy, ale później zaczyna się stromy podjazd na którym uciekam, bo wszyscy prowadzą, a ja jadę :).
Zjazd na tamę i asfalcik koło zameczku Prezydenta aż na Kubalonkę, mknę 12km/h ;), na świeżo można to zrobić sporo szybciej, bo nie jest aż tak stromo. Łykam tam ze trzy osoby, końcówkę robię sam, nie jest trudna, ale już ledwo co widzę ze zmęczenia, na błocie przed metą doganiają mnie jeszcze dwie osoby, nie zależy mi, tradycyjnie poślizg i topię w błocie buty po raz ostatni na Trophy ;).

I koszulka z napisem "Finisher" staje się moją własnością :D.

Miejsce 238/379 - tylu ludzi przejechało ten etap, ale z sukcesem ukończyło Trophy 335 osób z prawie pięciuset startujących.
Do Rodmana straciłem tym razem około 4 minut.
W generalce 229/335 - około 2/3 stawki, czyli tradycyjnie, miejsce podobne jak na maratonach na giga :).

Warto było pojechać i się zmechacić, choćby dlatego żeby ponownie przesunąć granice własnej wytrzymałości. Straty sprzętowe spore - połamana przerzutka, porysowane golenie amora, duża wgniota na dolnej rurze od kamienia, łożyska supportu do wymiany.
Ale jednak na mecie ogromna satysfakcja.
Czy pojechałbym raz jeszcze taką etapówkę? Zaraz na mecie powiedziałbym że nie, teraz, po paru dniach - samo już nie wiem ;). Może w przyszłym roku? ;)


Kategoria Góry, Etapówki



Komentarze
Rodman | 07:10 piątek, 15 lipca 2011 | linkuj ej, to Ty niezły "smoczek" jesteś ;-P , ponoć na cieniowanie najlepsza jest jesień i zima, ja też w tym roku jakoś nie mogę zejść poniżej 80 kg , z drugiej strony wyglądać jak "świnka chudzinka" też nie jest fajnie ;-P
Rafall
| 08:02 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj No tak waga ma znaczenie ;) Życzę zatem silnej woli.
klosiu
| 07:35 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj Moim zdaniem to raczej kwestia wagi. Jakoś się nie mogę wycieniować w tym sezonie, za słaba silna wola ;). A jak się waży 83-84kg to im większe przewyższenie tym gorzej. Na płaskich wyścigach zajmuję znacznie lepsze miejsca ;).
Rafall
| 06:22 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj Tak patrzę, że sporo km-ów wykręciłeś w tym sezonie a miejsce w generalce na 2/3 stawki? Z takim treningiem powinieneś być w pierwszej setce. Może właśnie za dużo jeździsz i nie masz świeżości. Poczytaj http://www.joefrielsblog.com/ facet świetnie pisze o treningu i odpoczynku.
Pozdrower
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa siema
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]