Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Czas 05:00
  • Temperatura 16.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień czwarty - pieszo

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 2

Regeneracja, więc postanowiłem się przejść z plecakiem i sprawdzić, jak Minimusy sprawiają się na kamieniach i korzeniach.
Poszedłem z Bilej Vody czerwonym szlakiem przez Wysoki Kamień na Borówkową Górę, bardzo fajny szlak, kompletnie bezludny. Wysoki Kamień to duża skałka chyba 30m wysokości, na 700m npm, z bardzo dobrym punktem widokowym na szczycie. Że miejsce jest odwiedzane od dawna, świadczy data 1891 wykuta na barierkach.
Z Borówkowej zszedłem golonkowym zjazdem, nocne burze pozostawiły trochę błota i zwalone drzewo w jednym miejscu, później tak jak pierwszego dnia podszedłem na przełęcz Jawornicką na 700m i zszedłem aż do Złotego Stoku długim granicznym zielonym szlakiem. Prawie w całości singiel, widać że rzadko odwiedzany i ledwo widoczny, ale myślę, że w 95% przejezdny rowerem. Przed Złotym jeszcze musiałem sciągnąć buty i przeprawić się przez wezbrany po nocy strumyk, a potem już tylko na obiad :).


Czerwony szlak na Borówkową Górę. A właściwie na Borůvková Horę, bo to Czechy ;). Szlaku może prawie nie być, ale oznaczenia są nienaganne.


Wysoki Kamień kuka zza drzew.


Widok na niekończące się góry po czeskiej stronie.


I na kończące się góry po polskiej.


Garbata Borůvková Hora.


Detal barierki.


Bezludne szlaki za Borówkową.


Ledwo widoczny singiel na zielonym szlaku do Złotego Stoku. Może nie widać, ale to ostry zjazd :).


Kategoria Góry


  • DST 109.35km
  • Teren 40.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 19.82km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień trzeci - na Śnieżnik

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 4

Jak poprzedniego dnia rzuciłem pomysł wycieczki na Śnieżnik, to wszyscy dziwnie spojrzeli ;), ale rano okazało się że JPbike jednak jest chętny do jazdy. Co gigowiec, to gigowiec :).
Zaczynamy podjazdem asfaltowym na Przełęcz Lądecką. Super, chciałbym mieć coś takiego koło domu. Około 500m przewyższenia, 8km długości, dobry asfalcik... wystarczyłoby :).



Na przełęczy krótki postój i w teren, jedziemy szlakami pieszymi, więc jest fajnie. Kawałek zjazdu, później techniczny podjazd do zamku Karpnik, skąd już widać Śnieżnik, faktycznie nakryty czapą śniegu i zjeżdżamy fajnymi zjazdami pieszymi do doliny.


Śnieżnik z zamku Karpnik

Co prawda z początku szlak wygląda, jak to powiedział Jacek, jakby od wieków nikt tutaj nie chodził ;), ale zaraz przeobraża się w stromy zjazd, gdzie kawałek odpuszczam, a JP nie i zjeżdża wszystko. Po dojechaniu do asfaltu mamy dłuuugi podjazd aż na 1000m, wąskim asfaltem w lesie. Zaczyna nam się już kończyć woda, jak z nieba spada nam źródełko z fachową rynienką, gdzie można napełnić camele i bidony. Droga w Górach Bialskich niesamowicie widokowa, co chwila głębokie doliny, pokazuje się odległy o kilkanaście kilometrów Śnieżnik, na poboczach zresztą leżą łachy śniegu, ale jest ciepło.


Śnieżnik z gór Bialskich. Jeszcze dwie góry nas dzielą.

W końcu męczący zjazd po bruku sprowadza nas w dół i z tamtąd ostatni podjazd niebieskim szlakiem. Znów wdrapujemy się na 1000m, ale gubimy szlak i jakieś 2-3km od Śnieżnika decydujemy się na odwrót, bo już prawie osiemnasta, a do domu jeszcze ponad 50km. Za późno wyjechaliśmy.
Na błyskawicznym zjeździe szutrami łapię snejka, przy prędkościach 50km/h Jacek tego nie zauważa i wraca dopiero gdy mam już prawie dętkę zmienioną. Szybkie pompowanko na zmiany i jedziemy dalej. 25km do Lądka Zdrój cały czas w dół - marzenie. Prędkość 35-40km/h.
Jeszcze po drodze piwko wypijamy żeby uzupełnić elektrolity ;).
W Lądku spotykamy się z Josipem, który będzie robił za pacemakera na podjeździe na ostatnią przełęcz przed Złotym Stokiem.
Wojtas najpierw pokazuje nam fajne podjazdy w Lądku, hehe, ale po 80km w nogach już jakoś nie podchodzimy do tego z entuzjazmem. Za to trzymanie koła Wojtasa na podjeździe pod przełęcz to strzał w dziesiątkę, sami pewnie byśmy mulili 10km/h, a tak 15km/h nie schodzi z budzika, choć nogi palą. Na szczycie się rozstajemy, Josip wraca terenem, a my asfaltem zagłębiamy się w burzowe chmury po drugiej stronie gór. Cały dzień była ładna pogoda, a na koniec tradycyjne zmoknięcie.
Super wycieczka, szczególnie podobały mi się Góry Bialskie, zupełnie bez ruchu turystycznego, przez 25km spotkaliśmy może 2 osoby. Lubię takie mało zadeptane miejsca.


Kategoria 100-200, Góry


  • DST 89.51km
  • Teren 25.00km
  • Czas 04:54
  • VAVG 18.27km/h
  • VMAX 59.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień drugi - Rychlebskie Ścieżki

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 0

W drugim dniu powtórzyliśmy wycieczkę na Rychlebskie Stezky. Maks, Zbyszek, JP, Drogbas, Marc i ja pojechaliśmy asfaltem do Cernej Vody, zaliczając po drodze postój żeby przeczekać burzę, a Josip dojechał autem. Pogoda straszyła, nad górami wisiały granatowe chmury, ale ostatecznie nie spadła już ani kropla, więc dało się pojeździć. Przejeździłem jednak znacznie więcej niż w zeszłym roku, choć nadal szału nie było ;). Co najlepsze, poza górnym najtrudniejszym odcinkiem po wielkich skałach całe ścieżki były przearanżowane i rozpoznawałem tylko krótkie fragmenty z zeszłego roku. Świetnie że cały czas tam się coś robi, było bardzo dużo zupełnie nowych odcinków.
Po zjechaniu do wioski zrobiliśmy dłuższy postój na czeskie piwko i na dokładkę przejechaliśmy jeszcze łatwy odcinek, też fajny, ale tego dnia bardziej mi się podobały trudniejsze odcinki na Sokolim Wierchu. W czasie drogi powrotnej pustymi czeskimi asfalcikami o świetnej nawierzchni było wesoło :).


Kategoria Góry


  • DST 73.77km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 15.21km/h
  • VMAX 58.90km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień pierwszy - graniczne enduro

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

No to co, przyszedł wreszcie czas na pierwsze od siedmiu miesięcy pojeżdżenie po górach. Jesteśmy pierwsi ze znajomych, więc jedziemy sami z Marcem. Po przekroczeniu granicy i minięciu Javornika skręcamy w stronę gór Rychlebskich i początkowo wąskim asfaltem, a później szutrem wspinamy się na Przełęcz Karpowską około 700m npm. Całkiem przyjemna okolica.



Mamy świadomość, że liczne tu szlaki rowerowe są nudnymi szutrówkami, więc po chwili skręcamy w pieszy szlak żółty, który początkowo jest nieprzejezdnym podejściem, ale później oferuje świetny lekko techniczny singiel do zjeżdżania i parę kilometrów dalej kończymy go z bananem na twarzy :).
Dalej przychodzi kolej na niebieski szlak pieszy wzdłuż granicy, początkowo trzeba popchać, ale za chwilę można już podjeżdżać technicznym singlem...



... a po chwili szlak zmienia nachylenie na zdecydowanie w dół, i mamy kolejny zjazd kapitalnym singlem, tak fajny, że jedziemy nim nawet gdy szlak odbija w prawo, dopiero na Przełęczy Łądeckiej przebijamy się tam chęchami.
Wjeżdżamy na Borówkową Górę i po tradycyjnym piwku na odwagę jedziemy na golonkowy zjazd. Nawet nieźle mi idzie, ale widać że Marc zjeżdża o wiele lepiej ode mnie. Nie wiem już co mam z tym zrobić :).
No ale zjeżdżamy na przełęcz i tam jakiś dziadek perfidnie kieruje nas na szlak, na którym nie da się przejechać ani metra. Ja wybieram noszenie roweru na plecach, Marc prowadzi i tak się przebijamy przez kamulce na przełęcz Jawornicką.



Stąd jeszcze kawał drogi na Jawornik Wielki, gdzie się umówiliśmy z JP i Drogbasem. Krok za krokiem wleczemy się ledwo widocznym w krzakach singlem o rosnącym nachyleniu, i ledwo żywi wydostajemy się na szlak. Trafiamy na wieżę widokową z ładnym widoczkiem na Złoty Stok niżej:



A później ja jadę przetestować golonkowy zjazd, a Marc znajduje pijących piwko Jacka i Jarka :). Robimy sobie pamiątkową fotkę i lecimy do domu, bo burza idzie.
Morderczy podjazd pod Jawornik jechany w dół okazuje się ledwo pochyły i trzeba dokręcać. Nie spodziewałem się że jest tam aż tak płasko, choć oczywiście na maratonie zmienię zdanie.
Zjeżdżamy w deszczu do Złotego Stoku, później jeszcze 10km do Paczkowa. Dojeżdżamy kompletnie mokrzy. Co za udany dzień, tego mi właśnie brakowało.


Kategoria Góry


  • Czas 02:00
  • Temperatura 25.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend majowy - prolog - Ślęża

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 3

Już w poniedziałek wyjechaliśmy z Marcem do Paczkowa, a jadąc zobaczyliśmy zalaną słońcem Ślężę i postanowiliśmy nieco rozprostować nogi. Podejście prostym wycieczkowym szlakiem z parkingu na przełęczy, szybko byliśmy na szczycie.



Po piwku postanowiliśmy zejść drugim, bodajże niebieskim szlakiem, przy okazji odkrywając prawdziwy szczyt Ślęży...



... i poniemiecką wieżę widokową, z której roztaczał się widok typu "jestem panem świata" ;) na wszystkie strony:




Widok na Radunię.

Zeszliśmy w dół niebieskim szlakiem, który był dłuższy i o wiele trudniejszy od spacerowego głównego szlaku dla babć.


Tak tak, tam idzie szlak :).

Miłe urozmaicenie podróży i pierwsze wejście powyżej 700m npm w tym roku :).




  • DST 63.39km
  • Teren 58.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 19.81km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 168 ( 89%)
  • HRavg 151 ( 80%)
  • Kalorie 2013kcal
  • Podjazdy 620m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaczmarek Electric I Boszkowo

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 9

Jechaliśmy z Marcem, na początku udał nam się myk znany z niektórych filmów wojennych, gdzie zwiadowcy wspinają się na wzgórze, lustrują horyzont - nikogo, a u ponóża, ukryty przed ich wzrokiem tętni życiem wielki obóz wroga ;P.
Tak samo i my zrobiliśmy, gdybyśmy podjechali 20m na szczyt górki, zobaczylibyśmy start i wielki parking, ale nie podjechaliśmy i błądziliśmy chyba z pół godziny, zwodzeni strzałkami prowadzącymi na zawody regatowe :))).
W końcu trafiliśmy. Odebranie gratisów i numerów ekspresowe, choć startowało 500 osób, inni organizatorzy mają co poprawiać w tym względzie. Jedziemy na krótką rozgrzewkę i w sektor. Sektor mi przysługuje za jedyny start w zeszłym roku, co mnie bardzo cieszy, bo trasy na Kaczmarku lubią być wąskie.
Od razu po wystartowaniu tempo ostre, lecimy w tumanach kurzu zwiewanych momentalnie silnym wiatrem, zaraz po wjeździe w las dopada mnie Bloom, wymija, skacze w jakiś wąwóz, zrywa taśmę i jakoś boczkami wraca na trasę. Dobre wejście ;P.
Super singielek między drzewami i już prowadzą rowery, a to początek peletonu. Udaje się jechać, ale powoli. Trasa naprawdę super, widzę że trasy u Kaczmarka są konsekwentnie układane, dużo singli, sporo górek, ostrych zakrętów, jest też stromy podjazd po płytach natychmiast kojarzący się z tym z Istebnej i zaraz fajny stromy zjeździk po igliwiu między drzewami. Dwie bardzo ciekawe singlowe sekcje rozdziela kilkukilometrowy odcinek piaszczystych, płaskich dróg, gdzie się mogę wykazać "nogą" która podaje całkiem nieźle mimo wczorajszego wyciorania w Czerwonaku. Zresztą piachu jest tu masa, jeśli ktoś sądzi, że w Zielonce w sobotę był piach, to się myli :). Tutaj są wszystkie rodzaje i głębokości piachu, na podjazdach, zjazdach, prostych i co gorsza na zakrętach. Lubię jeździć w piachu, więc korzystam ile wlezie :). Pamiętam też interesujący surrealistyczny kawałek, rowerzyści brnący po osie w piachu, w chmurze kurzu i trzydziestostopniowym upale, wjeżdżali do kompletnie bezlistnego dębowego lasu, wyglądającego toczka w toczkę jak w słoneczny styczniowy dzień :).
Na pierwszej rundzie jazda pociągami, w pewnym momencie kleszczy mi się łańcuch - od razu dogania mnie Jacgol, myślę sobie "ups" i wskakuję na bika. Na płaskiej prostej się urywam. Po rozjeździe okazuje się, że herosi jak zwykle są towarem deficytowym i nie ma nas wielu na mega. Widzę dwóch kilkaset metrów przede mną, parę kilometrów zajmuje mi ich dojście, ale później już zaczynam wyprzedzać co jakiś czas i zyskuję parę oczek. Wyprzedzam też kilku miniowców z ogona. Aź mi ich żal. Biedacy przyjechali się trochę przejechać, a tu trudna piaszczysta i interwałowa trasa i lejący się z nieba upał. A teraz z pustką w oczach prowadzą każdą najmniejszą górkę. Tuż przed rozjazdem łykam jeszcze jednego z mega i pędzę do mety plażą pełną ludzi, sygnalizowany gwizdkami pilnujących. Tylko jeden, najwyraźniej nie kumający że to wyscig, próbuje mnie zatrzymać, żebym jechał wolniej, bo ludzie, bo wypadki... kurwa, a sto metrów za mną przeciwnik i się zbliża! :)
W końcu go omijam, mam nadzieję że tego za mną też wyhamował :).
Na mecie okazuje się że jestem 6 w kategorii, dzięki wprowadzeniu kategorii elita, do której zapisują się wycinaki walczący o kasę. Dobry pomysł, już mi się znudziło objeżdżanie mnie przez takiego Konwę, Kaisera czy Halejaka.
A tak dyplomik jest, zresztą to nic, bo Maksiu narzekający ostatnio na niedyspozycję wyrwał medal za trzecie miejsce w M4 :)!
W tomboli jeszcze wygrałem kask i koszyk na bidon, w gratisach skarpety i bidon, medal + dyplom i batonik, do tego dwie repety dobrej grochówki, którą na końcu wmuszali we wszystkich - sporo jak na 35 zł wpisowego. Do tego bardzo fajna trasa, naprawdę z ochotą skręcałem w drugą rundę żeby ją przejechać jeszcze raz. Niniejszym ogłaszam Kaczmarek Electric moim ulubionym cyklem w Wielkopolsce.

2:30:27, 58km, miejsce open 24/61, M3 6/24.


Kategoria Maratony


  • DST 88.46km
  • Teren 80.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 22.78km/h
  • VMAX 48.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 172 ( 91%)
  • HRavg 154 ( 82%)
  • Kalorie 3047kcal
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Maraton Cup Czerwonak

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 2

Upał.Uderzył od razu jak wysiadłem z auta i już wiedziałem, że zabranie camela to świetny pomysł :). Na starcie tylko ~30 osób chętnych na giga, połowa z Goggle ;).
Po starcie kiepsko, bez rozgrzewki jadę jak zimny diesel starej daty przez pierwsze pół godziny. Konwa dogania mnie na pierwszym konkretnym podjeździe Dziewiczą, Bloom w połowie rundy... swoją drogą w tym roku nieźle daje, nie mam z nim szans jak na razie. Ściągam krzykiem pierwszego który źle skręcił, a parę kilometrów dalej przez niejednoznacznie powieszoną strzałkę gubimy się konkretnie sporym peletonem. Jedzie tam i Rodman, jakoś opłotkami wracamy na trasę, ale jest już pozamiatane. Większość pętli giga jedziemy we dwójkę, w międzyczasie przegapiam następną strzałkę i dzięki Rodmanowi wracam na szlak. Strzałki są tak rozwieszone, że wystarczy minimalne zluzowanie uwagi albo odwrócenie wzroku i już jedzie się gdzieś w las. W końcu odrywam się od Rodmana, ale w Głęboczku oglądam się akurat mijając strzałki i mam w nagrodę dodatkowe 2km, jadę kawałek, bo akurat tam wiszą jeszcze taśmy z Murowanej, więc wygląda że jadę dobrze.
Bardzo nieładnie myślę w tym momencie o organizatorach. Znów wyprzedzam Rodmana i trzech czy czterech gigowiczów. Jeden wspomina że też już trzy razy się zgubił.
Przed Dziewiczą wyciskam ostatnie łyki z bidonów i bukłaka, pocę się jak świnia, nieprzyzwyczajony jeszcze do upałów. Na Dziewiczej już sporo z młynka, za to powrót do Owińsk prosty i z wiatrem, więc daję radę cisnąć 30+. Tyle że oznakowań nie ma, trzeba się domyślać jak jechać, strzałki są co ~1 km, więc tak jakby ich nie było. Dojeżdżam wykończony i wściekły, przez zgubienia straciłem dobre kilkanaście minut.
Raczej sobie odpuszczę generalkę w tym cyklu, nie po to płacę pieniądze, żeby się gubić po trasie.


Kategoria Maratony


  • Czas 01:14
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 1062kcal
  • Sprzęt Treningi nierowerowe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bosak

Piątek, 27 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 5

Co by tu nieobciążającego wymyślić na piątek... bieg na boso powinien być ok ;).
Już około ósmej rano 20 stopni w słońcu, kompletnie nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur. Już po 2-3km ściągnąłem koszulkę i biegłem na bosaka w samych spodenkach...dobrze że te lasy są dość odludne ;). Ale zajebiście było na słoneczku, idealna temperatura. Stopy niesamowicie przyjemnie odczuwają kontrasty w podłożu, między na przykład wilgotnym chłodnym mchem w lesie, a rozgrzanym słońcem piaskiem na porębie. Lubię to :).
A na końcu dorobiłem się odcisku, hehe. Co za paradoks. Jakiś kamyk albo patyk przykleił mi się do podeszwy koło palców i po kilkuset metrach było pozamiatane :). Na szczęście nic wielkiego.
No i przyjemny poranek, człowiek się nie zmęczy póki nie potrafi biec szybko boso, trochę się opali i ma humor na resztę dnia ;).


Kategoria Bieganie


  • DST 119.39km
  • Czas 03:54
  • VAVG 30.61km/h
  • VMAX 73.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 166 ( 88%)
  • HRavg 126 ( 67%)
  • Kalorie 2305kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekki tlenik

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 2

LSD, czyli long slow distance ;). Bardzo niskie tętno na początku, aż do 80km mniej więcej, od Gostomii (tak wiało na tym wypiździejewie, że nie wiedziałem czy dam radę w ogóle wyjechać z tej wioski ;)) mocniej, bo pod wiatr i dopiero tutaj tętno w miarę znormalniało, czyli zaczęło osiągać okolice 140.
Przyjemna wycieczka, wreszcie w ciepełku.
Heh, to dopiero trzecia setka w tym roku, jazdy wytrzymałościowe leżą i kwiczą. W Złotym Stoku po trzech godzinach pewnie się obalę i nie wstanę ;).


Kategoria 100-200


  • Czas 01:06
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 154 ( 82%)
  • HRavg 143 ( 76%)
  • Kalorie 983kcal
  • Sprzęt Treningi nierowerowe
  • Aktywność Jazda na rowerze

Górki z laczka

Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 25.04.2012 | Komentarze 2

Cały dzień ślęczenie nad kompem, w końcu o 16 padłem na pysk i zasnąłem :). Obudziłem się o 18 nieprzytomny, a tu jeszcze trzeba trening odwalić. Wychodziłem na górki sztywny i wkurwiony, w dodatku początkowe mocne nachylenia dały słabe tempo, ale kończyłem uśmiechnięty od ucha do ucha i z wielką przyjemnością. Jednak bieganie o wiele mocniej wali po łbie endorfinami niż rower. Poza tym las po deszczu jest super :).
11,27km w tempie 5:49/km. Tempo takie sobie, ale przy dużej ilości stromych podbiegów było dobrze.
I stówka nabiegana w tym miesiącu. Super.


Kategoria Bieganie