Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 73.77km
  • Teren 45.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 15.21km/h
  • VMAX 58.90km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień pierwszy - graniczne enduro

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

No to co, przyszedł wreszcie czas na pierwsze od siedmiu miesięcy pojeżdżenie po górach. Jesteśmy pierwsi ze znajomych, więc jedziemy sami z Marcem. Po przekroczeniu granicy i minięciu Javornika skręcamy w stronę gór Rychlebskich i początkowo wąskim asfaltem, a później szutrem wspinamy się na Przełęcz Karpowską około 700m npm. Całkiem przyjemna okolica.



Mamy świadomość, że liczne tu szlaki rowerowe są nudnymi szutrówkami, więc po chwili skręcamy w pieszy szlak żółty, który początkowo jest nieprzejezdnym podejściem, ale później oferuje świetny lekko techniczny singiel do zjeżdżania i parę kilometrów dalej kończymy go z bananem na twarzy :).
Dalej przychodzi kolej na niebieski szlak pieszy wzdłuż granicy, początkowo trzeba popchać, ale za chwilę można już podjeżdżać technicznym singlem...



... a po chwili szlak zmienia nachylenie na zdecydowanie w dół, i mamy kolejny zjazd kapitalnym singlem, tak fajny, że jedziemy nim nawet gdy szlak odbija w prawo, dopiero na Przełęczy Łądeckiej przebijamy się tam chęchami.
Wjeżdżamy na Borówkową Górę i po tradycyjnym piwku na odwagę jedziemy na golonkowy zjazd. Nawet nieźle mi idzie, ale widać że Marc zjeżdża o wiele lepiej ode mnie. Nie wiem już co mam z tym zrobić :).
No ale zjeżdżamy na przełęcz i tam jakiś dziadek perfidnie kieruje nas na szlak, na którym nie da się przejechać ani metra. Ja wybieram noszenie roweru na plecach, Marc prowadzi i tak się przebijamy przez kamulce na przełęcz Jawornicką.



Stąd jeszcze kawał drogi na Jawornik Wielki, gdzie się umówiliśmy z JP i Drogbasem. Krok za krokiem wleczemy się ledwo widocznym w krzakach singlem o rosnącym nachyleniu, i ledwo żywi wydostajemy się na szlak. Trafiamy na wieżę widokową z ładnym widoczkiem na Złoty Stok niżej:



A później ja jadę przetestować golonkowy zjazd, a Marc znajduje pijących piwko Jacka i Jarka :). Robimy sobie pamiątkową fotkę i lecimy do domu, bo burza idzie.
Morderczy podjazd pod Jawornik jechany w dół okazuje się ledwo pochyły i trzeba dokręcać. Nie spodziewałem się że jest tam aż tak płasko, choć oczywiście na maratonie zmienię zdanie.
Zjeżdżamy w deszczu do Złotego Stoku, później jeszcze 10km do Paczkowa. Dojeżdżamy kompletnie mokrzy. Co za udany dzień, tego mi właśnie brakowało.


Kategoria Góry



Komentarze
Virenque
| 07:39 poniedziałek, 7 maja 2012 | linkuj Nie ma to jak górki :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa kjakw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]