Info

Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń4 - 14
- 2014, Listopad2 - 8
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 14
- 2014, Sierpień6 - 10
- 2014, Lipiec17 - 55
- 2014, Czerwiec17 - 26
- 2014, Maj15 - 41
- 2014, Kwiecień20 - 91
- 2014, Marzec27 - 130
- 2014, Luty23 - 67
- 2014, Styczeń26 - 79
- 2013, Grudzień29 - 81
- 2013, Listopad26 - 81
- 2013, Październik18 - 47
- 2013, Wrzesień15 - 99
- 2013, Sierpień29 - 119
- 2013, Lipiec28 - 105
- 2013, Czerwiec28 - 132
- 2013, Maj26 - 114
- 2013, Kwiecień26 - 147
- 2013, Marzec29 - 81
- 2013, Luty30 - 128
- 2013, Styczeń30 - 138
- 2012, Grudzień27 - 100
- 2012, Listopad21 - 63
- 2012, Październik18 - 72
- 2012, Wrzesień27 - 94
- 2012, Sierpień24 - 74
- 2012, Lipiec24 - 84
- 2012, Czerwiec23 - 87
- 2012, Maj30 - 87
- 2012, Kwiecień28 - 99
- 2012, Marzec29 - 68
- 2012, Luty22 - 59
- 2012, Styczeń26 - 112
- 2011, Grudzień29 - 108
- 2011, Listopad25 - 50
- 2011, Październik27 - 67
- 2011, Wrzesień20 - 87
- 2011, Sierpień23 - 90
- 2011, Lipiec19 - 56
- 2011, Czerwiec26 - 155
- 2011, Maj26 - 123
- 2011, Kwiecień24 - 114
- 2011, Marzec28 - 142
- 2011, Luty25 - 76
- 2011, Styczeń26 - 91
- 2010, Grudzień26 - 136
- 2010, Listopad20 - 80
- 2010, Październik16 - 105
- 2010, Wrzesień15 - 95
- 2010, Sierpień19 - 80
- 2010, Lipiec16 - 61
- 2010, Czerwiec22 - 102
- 2010, Maj21 - 99
- 2010, Kwiecień25 - 103
- 2010, Marzec26 - 139
- 2010, Luty23 - 86
- 2010, Styczeń22 - 66
- 2009, Grudzień14 - 66
- 2009, Listopad18 - 74
- 2009, Październik13 - 25
- 2009, Wrzesień15 - 55
- 2009, Sierpień16 - 28
- 2009, Lipiec20 - 23
- 2009, Czerwiec23 - 9
- 2009, Maj17 - 3
- 2009, Kwiecień20 - 11
- 2009, Marzec30 - 1
- 2009, Luty19 - 0
- 2009, Styczeń25 - 4
- 2008, Grudzień19 - 2
- 2008, Listopad23 - 12
- 2008, Październik28 - 0
- 2008, Wrzesień26 - 0
- 2008, Sierpień26 - 0
- 2008, Lipiec22 - 1
- 2008, Czerwiec27 - 3
- 2008, Maj28 - 6
- 2008, Kwiecień27 - 8
- 2008, Marzec20 - 7
- 2008, Luty20 - 6
- Czas 01:00
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt Treningi nierowerowe
- Aktywność Jazda na rowerze
Biegowe koty za ploty
Środa, 20 października 2010 · dodano: 20.10.2010 | Komentarze 6
Pogoda na rower paskudna, a do biegania idealna :). Uwielbiam biegac przy plus kilku stopniach i w mzawce. Wyskoczylem autem pare km za Czarnkow, na rowniejsze tereny, bo u mnie za duze gorki jak na rozpoczecie ;).
Biegalo sie wysmienicie, jednak forma nie jest w takich gruzach, jak przy zeszlosezonowych poczatkach w styczniu. Rowna godzina, na poczatku spokojnie, potem coraz szybciej. Czasem mzylo, czasem nie, las oblednie pachnial jesienia i mokrymi liscmi.
Boje sie tylko, czy jutro wstane, pamietam jakie mialem potworne zakwasy na poczatku biegania w zeszlym sezonie ;).
- DST 32.29km
- Teren 15.00km
- Czas 01:54
- VAVG 16.99km/h
- VMAX 33.80km/h
- Temperatura 8.0°C
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Tak se
Poniedziałek, 18 października 2010 · dodano: 19.10.2010 | Komentarze 2
W koncu sie wygrzebalem po chorobie. Mialo byc cos dluzszego, ale po godzinie zaczal mnie tak nawalac zoladek, ze wrocilem grzecznie do domu ;). Organizm sie odzwyczail od jazdy? :)
- DST 162.96km
- Teren 4.00km
- Czas 05:28
- VAVG 29.81km/h
- VMAX 67.00km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Szoszoni na wojennej sciezce
Niedziela, 10 października 2010 · dodano: 10.10.2010 | Komentarze 27
Pare dni temu zgadalismy sie z Marcem ze fajnie byloby wyskoczyc na dluzszy rajd szosowkami. Padlo na Wal Wydartowski (167 m n.p.m) w okolicach Trzemeszna za Gnieznem. Doszedl jeszcze na trzeciego moj znajomy szosowiec Tomek. Wyruszylismy ze Srodki o 9 rano, w rzeskiej temperaturze 5 stopni. Z trasa nie kombinowalismy, glowna droga do Trzemeszna przez Gniezno, pod wiatr, po zmianach, spokojnie krecilismy ze srednia 30km/h. Pod Trzemesznem zalapalismy sie za motorek stylizowany na Harleya, ale raczej nie przebijajacy moca slabszego skuterka ;). Smiac mi sie chcialo jak sobie wyobrazilem trzy szosowki w szyku torowym za tym motorkiem zasuwajace 40km/h, zreszta kierowca tez co chwila zerkal w lusterko i chyba staral sie nas urwac wyciagajac maksymalnie te 45km/h ;). Niestety po 2-3 km skrecil nam z drogi, szkoda :). Za chwile skrecilismy z glownej drogi na podrzedne asfalty, a za Wydartowem w droge gruntowa, jak na szosowke dosc trudna techniczne :D. Nieskromnie powiem ze mocno ucieklem do przodu na tym ostatnim odcinku ;).
Przy wiezy widokowej w Dusznie dluzszy postoj, rytualne strzelenie piwka, podziwianie widokow, porownywanie rowerow wagowo i jezdnie oraz fachowe dyskusje zajely z godzinke :). Cieplo i przyjemnie sie zrobilo, ale w koncu trzeba bylo jechac. Do asfaltu wybralismy inny wariant, jeszcze trudniejszy niz przedtem, naprawde podobala mi sie ta terenowa jazda na szosowkach :).
Z powrotem z wiatrem, predkosc oscylowala najczesciej miedzy 35 a 40km/h wiec srednia ktora na zawirowaniach terenowych spadla w okolice 28 km/h powoli wracala do pionu.
Za Gnieznem jeszcze szybki popas pod sklepem, i w droge. Ostatnie 40km juz bez zrywow, ucieczek i prob zlapania sie za ciezarowke - znak ze juz zmeczenie sie odzywa. 35km/h, rowne tempo, dlugie zmiany, bo z wiatrem. I tak dojechalismy do Poznania, gdzie w miedzyczasie skonczyl sie maraton biegowy.
Udana wycieczka, pogoda dopisala, towarzystwo tez :). We trzech juz mozna trzymac przyzwoite tempo nawet pod wiatr, ma kto dawac zmiany :). Cieszylo mnie ze zmeczenie bylo bardzo male, zero kryzysow i bolow plecow, moze poza bolem tylka w koncowce ;).
Z Marcem na wiezy.
Tabliczka ;)
Trzy szosy.
- DST 26.12km
- Teren 12.00km
- Czas 01:30
- VAVG 17.41km/h
- VMAX 37.70km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Rozjezdzik
Sobota, 9 października 2010 · dodano: 09.10.2010 | Komentarze 6
Luzacko. Troche na Cytadeli (podjechalem podjazd pod amfiteatr w koncu, jednak na NN 2.2 z tylu sily nie ma - szly jak traktor ;)), troche na Malcie, gdzie posmigalem sobie singlami po lasku. Popatrzylem tez na maraton spinningowy; wysokiej klasy abstrakcja - koles mowi "a teraz podjazd" i wszyscy zmieniaja obciazenie i kreca podjazd. Przypomina mi to RPG z dawnych lat, tylko zamiast karty postaci i kostek jest rower spinningowy ;). Ale bylo pare fajnych dupeczek, wiec mozna bylo chwile popatrzec :). Przyjemna pogoda, tylko troche chlodno. Na myjni kolejka samochodow, znow nie umylem roweru.
- DST 82.84km
- Teren 20.00km
- Czas 03:33
- VAVG 23.34km/h
- VMAX 58.40km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Night Riders
Piątek, 8 października 2010 · dodano: 09.10.2010 | Komentarze 3
Rano zadzwonil Rodman z propozycja nie do odrzucenia - nocnik w WPNie ;). Hmm, czemu nie...
Do Puszczykowa dojechalem kolo 20, poznalem mieszkajacego tam Radka i w trzy lampy ruszylismy na szlak. Radek zapierdzielal niemilosiernie, non stop twarde blaty byly w uzyciu, stad nie wiem gdzie jechalismy, tylko jakies przeblyski krotkich znanych kawalkow... Jez Jaroslawieckie...Rosnowko...kawalek pierscienia...Jez Goreckie...Gleboczek...Osowa. To wszystko pooddzielane tonami sciezek ktorych nie znalem/nie rozpoznawalem.
W pewnym momencie Radek sie urwal, jechalismy z Rodmanem we dwoch, nagle z boku rozleglo sie jebudu i z krzakow na oslep wylecial dzik siegajacy doslownie pod kiere i przetoczyl sie galopem pol metra przez Rodmana kolem :>. Jechalem troche z tylu, ale to wygladalo! Ciekawe co by bylo jakby Rodmana trafil :D. Stanelismy kawalek dalej i po chwili jebudu i nastepny przelecial droge w swietle Bocialarki. Zrobilo sie nam troche nieswojo ;). Po chwili dogonil nas Radek (bocialarka z daleka faktycznie wyglada jak reflektor samochodowy na dlugim :)) i pojechalismy dalej. Po chwili jeszcze jedno ostre hamowanie - kilka lani przebieglo nam droge 2 metry przed nami. Jak to powiedzial Rodman - wystarczyloby sie z finka tu wybrac, zeby naciac mieska na zime ;D. Szelestow i lomotow na poboczach bylo sporo wiecej, ale zwierzatka wiecej nie pchaly sie pod kola ;). Emocjonujaca jazda :).
Na koniec asfalcik 10km tam i z powrotem do Krajkowa porzadnym tempem, w Krajkowie postoj pod figura na koncu drogi (upiornie wyglada oswietlona w nocy ;)) i z powrotem. W Mosinie troche zaczalem odstawac, jednak tempo bylo solidne cala droge, a ja sie nastawialem na rekreacje i malo zjadlem ;).
Jeszcze tylko 20km jazdy do Poznania, w Luboniu maly zgonik, ale dwa batony szybko sobie z nim poradzily. Wrocilem Polwiejska i przez rynek, popatrzec na nocne zycie Poznania ;).
Udana wycieczka, teraz trzeba zmontowac jakis dluzszy dystans terenowy.
- DST 81.75km
- Czas 02:40
- VAVG 30.66km/h
- VMAX 72.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Zamglony horyzont
Czwartek, 7 października 2010 · dodano: 07.10.2010 | Komentarze 5
Dluzsza wycieczka. Czarnkow-Ujscie-Pila-Trzcianka-Czarnkow. Tajemnicze jesienne mgielki osnuwaja juz horyzont, w lesie zaczyna pachniec mokrymi lisciami, coraz wiecej drzew zoltych i czerwonych... Trzeba jezdzic, bo niedlugo na wyjscie na 2 godziny trzeba sie bedzie szykowac jak na wyprawe na biegun :).
W koncu na zjezdzie z Jesionowej przekroczylem 70km/h :), ale hamowanie bylo doslownie w ostatniej chwili ;).
- DST 45.52km
- Czas 01:29
- VAVG 30.69km/h
- VMAX 48.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosowo lajtowo
Wtorek, 5 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 2
Znow z bujaka na szose :>. Milo bylo, bez pulsaka, bez trzymania tempa za wszelka cene i bez napinki :). Przez Sarbie do Ujscia i z powrotem przez Romanowo. Calkiem dobrze sie jechalo, prawie nic nie zostalo w miesniach po maratonach.
10kkm peklo, czy bedzie 13kkm? Oto jest pytanie, szanse coraz mniejsze :).
- DST 84.32km
- Teren 55.00km
- Czas 05:28
- VAVG 15.42km/h
- VMAX 72.00km/h
- Temperatura 14.0°C
- HRmax 177 ( 94%)
- HRavg 151 ( 80%)
- Kalorie 4179kcal
- Podjazdy 2360m
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Bike Maraton Karpacz
Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 10
Tu juz tak latwo nie bylo, nozki troszke szczypaly na starcie ;). Na poczatku troche nerwow, bo okazalo sie ze zapomnialem oplacic start ;). Poratowal mnie Marc, dzieki czemu nie musialem w tempie ekspresowym naginac pod gore do kwatery po kase. Na Karpacz przyjechala dosc silna ekipa, Marc, JPbike, Mlodzik, ktory tym razem sciagnal tez kuzyna i oczywiscie Rodman ze swojego uzdrowiska ;). Pogoda dosc ladna, nad samymi Karkonoszami wisiala ciekawa w ksztalcie chmura, ale poza tym slonecznie. Po starcie stwierdzilem, ze to jednak juz nie to co wczoraj, nie bylo tyle poweru, mimo ze wyprzedzalem, to niezbyt duzo. Po wjezdzie w teren pojawilo sie nieco blotka i zaczelo byc dramatycznie ;). Wyprzedzajac tu i owdzie cieszylem ze ze nie startowalem z dalszego sektora, jak pozniej widzalem ze zdjec juz na tym plaskim poczatku bywaly spore pielgrzymki. Na zjazdach wyprzedzalem calymi grupami, "lewa wolna!" i sruuu ;). Nowosc dla mnie ;). Niezle mi sie jechalo gdzies do 20km, potem zdechlem. Nie mialem sily krecic na plaskim, zaczeli mnie wyprzedzac zawodnicy... choc po miedzyczasach patrzac trzymalem caly wyscig podobne pozycje w giga. Zaczely mnie bolec plecy, klalem na siebie, ze zapomnialem lyknac jakas tablete przeciwbolowa. W miedzyczasie byl fajny zjazd singielkiem miedzy kamieniami, choc z przodu mnie blokowali, to jakos nie mialem chwilowo motywacji do wyprzedzania :/. Odzylem dopiero na podjezdzie pod Dwa Mosty, potezna iglica na wykresie przewyzszen okazala sie plaskim podjazdem, gdzie w koncowce cialem pod 16-17km/h, wyprzedzajac sporo ludzi. Fajny szybki zjazd asfaltem z predkosciami w okolicach 70km/h i znow stromo pod gore, u podnoza pamietnego asfalciku na przelecz Karkonoska skret w lewo (a szkoda, dalej byloby ciekawiej ;)) i znow zjazd do podnoza drogi Chomontowej. Poczulem sie na tyle dobrze, ze pojechalem druga petle, choc byly momenty na trasie ze juz chcialem jechac mega ;).
Druga petla poszla chyba szybciej, zjazd singielkiem po kamieniach bez blokujacych z przodu byl cudny, yeah! :). Co prawda plecy bolaly coraz mocniej, przed podjazdem na Dwa Mosty musialem sie zatrzymac i rozprostowac krzyze, bo juz nie moglem jechac. Dwa Mosty tez juz troche wolniej wjechalem, wyprzedzil mnie jeden gigowiec w mocnym tempie, myslalem ze to ktos z czolowki po gumie :). Ale dorwalem go na Chomontowej, opadl z sil. Chomontowa mam juz taktycznie obcykana, nie nalezy tam patrzec za daleko do przodu i ludzic sie ze koniec tuz-tuz, tylko patrzec kilka metrow przed przednie kolo i deptac swoje, ewentualnie podziwiac widoki i tez deptac ;). Z wyjatkiem samego poczatku jechalem na sredniej tarczy, a plecy bolaly coraz mocniej. Nareszcie zjazd, po chwili skret w znana z golonkowej edycji przecinke, o fuck, czyzby...? Ale nie, przeciez Grabek nie pozabijalby swoich kolarzy na tych telewizorach ;). Minalem skret w masakratorski zjazd golonkowy i pojechalem zjazdem tez kamienistym i blotnistym, ale o niebo latwiejszym, moze jedna podporeczke zaliczylem ;). Jak bylo do przewidzenia, nie bylo tu kozaka coby mnie wyprzedzil ;>. Ale juz przy koncowce zjazdu musialem sie zatrzymac, plecy mnie tak bolaly, jakby mi kto pala przywalil :/, i w tym momencie wyprzedzil mnie gigowiec z M5, ktory mnie systematycznie doganial na podjazdach pod koniec. Runalem w dol po ostatnim kamienisto brukowym zjezdzie, rozganiajac czworo turystow w srednim wieku, rozbawily mnie ich wielkie oczy z wypisanym slowem "samobojca" ;), jeszcze chwila asfaltow podjezdzanych ze wzgledu na plecy na stojaco i wreszcie meta. Wielka szkoda ze te plecy mnie tak meczyly, koncowka byla technicznie bardzo fajna i mogla dac wiele przyjemnosci na zjezdzie, gdyby nie bol :/. Zmiescilem sie w 5 godzinach, tak jak planowalem, czas 4:56:36, miejsce 55/80 open, 14 M3.
Po tetnie widac, ze moglo byc znacznie lepiej, ale maraton poprzedniego dnia jednak sie mocno odbil na silach. No ale bylo i tak niezle, do "pudlowcow" JPbike (4 m-ce M3, gratki) i Rodmana (6 m-ce, gratki) stracilem tylko jakies ~40min. Trasa byla jednak znacznie ciekawsza niz w Swieradowie, porownalbym ja do golonkowej edycji sprzed dwoch lat. Na mecie sporo ludzi z bandazami, wiec na trasie musiala byc masakra ;).
Przy okazji zarejestrowalem na maratonie szczyt bezmyslnosci:
Szutrem na zjezdzie, gdzie ludzie cieli 30-50km/h szly sobie dwie kwoki (bo inaczej sie tego nazwac nie da) plotkujac beztrosko, a za nimi po calej drodze biegala luzem dwojka dzieci 5-7 lat... Wyjechalem zza skaly i ledwo zdazylem ominac wesola gromadke, jedna jeszcze zagdakala, ze "jedzie taki i nie zwolni". Ciekawe jak moglem zwolnic, jak mialem 45 km/h na szutrze, i 20m na hamowanie. Szkoda ze sie spieszylem, chetnie zsiadlbym i powiedzial, co mysle o ich wladzach umyslowych. Na opieke nad dziecmi tez sie powinno zdawac jakies egzaminy, bo niektorzy wyraznie nie dorastaja. Isc trasa maratonu, szybkim fragmentem, tylem do gnajacych rowerzystow, cala droga i puszczajac male dzieci, zeby sobie pobiegaly. Ech...
No i koniec sezonu w tym roku, teraz chwila luzu ;).
Poczatek bardzo udany, jednak sektor startowy u Golonki trzymalem az do edycji w Gluszycy. Od sierpnia znaczny spadek wynikow, wakacyjne piwka i jedzonko zaczelo dawac efekty ;).
Technicznie sporo lepiej, pogoda w tym roku wymusila nauke jazdy w blocie, nie bylo przebacz. Nadal jest sporo do poprawy, mistrzem nie bede, ale chcialbym w przyszlym roku przestac tyle tracic na zjazdach. Trzeba nad tym popracowac.
15 maratonow przejechanych, wszystko giga, dwa razy pudlo w lokalnych startach, dzis lokalne, jutro ogolnopolskie ;).
Niezwykla chmura wiszaca caly dzien nad Karkonoszami.
U Grabka ciezko spodziewac sie jakichs pasjonujacych terenowych ujec ;>
- DST 70.59km
- Teren 50.00km
- Czas 03:46
- VAVG 18.74km/h
- VMAX 73.50km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 180 ( 96%)
- HRavg 164 ( 87%)
- Kalorie 3577kcal
- Podjazdy 1642m
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Bikemaraton Swieradow Zdroj
Sobota, 2 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 4
Pierwszy moj start u Grabka, wiec nie wiedzialem czego mozna sie spodziewac. Przed startem spotkalem Rodmana, ktory sie aklimatyzowal w uzdrowisku i chodzil do wod juz od poprzedniego dnia ;). Sektory byly zdecydowanie za male, wiec czesc zawodnikow startowala ze startu lotnego sprzed bramki :). Nadszedl moj czas, start, i od razu 50km/h, bo poczatek byl w dol. Na szczescie zaraz sie kierunek odwrocil i mozna bylo sobie dluzszy czas posapac. Wykres przewyzszen byl prosty jak konstrukcja cepa - 10km pod gore, pozniej dlugo plasko i 10km w dol :) Pod gore trzymalem puls w okolicach 175, walczac z piekaca przepona, co minelo tradycyjnie dopiero po pol godzinie - efekt braku rozgrzewki przed startem. Dosc jednostajny podjazd trwal jakies 40 min, urozmaicalem sobie odpoczynki miedzy atakami podziwianiem atrakcyjnych widokow. Pogoda byla piekna, wiec bylo na co popatrzec. Po wjezdzie na ponad 1000 m npm zaczal sie szuter w dol i od razu zaczalem wyprzedzac - tak trudne fragmenty jak 5cm koleiny czy odrobina zwiru skutecznie spowalnialy przeciwnikow ;). Na pierwszym miedzyczasie bylem 85 open w giga, pozniej systematycznie awansowalem az do 72 miejsca na mecie. Mialo to odbicie na trasie - nie wyprzedzal mnie nikt, za to ja wyprzedzalem calkiem sporo, wetujac sobie straty "wagowe" na podjezdzie ;). Trasa latwa, glownie szutry, jeden moze 100-200m kamienisty i blotnisty zjazd, w skali golonkowej niezbyt trudny. Pod koniec pierwszej petli wyprzedzilem sporo niedobitkow mini, pod koniec drugiej calkiem duzo megowcow, wiec niezle sie jechalo. Kawalek nawet udalo sie pojechac po zmianach z Kasia Galewicz z Kellysa, ale potem ja na jakims podjezdzie urwalem. Zjazd do mety mnie zaskoczyl, nawet dosc stromy, kamienisty i blotnisty, zaliczylem tu ze dwie podporki i jedno OTB - kolo wpadlo w koleinie zablokowana sporym kamieniem, wystarczylo lekkie dotkniecie przedniego hamulca, zeby mnie wykatapultowac przez kiere :). Ale ten zjazd to byl jasniejszy punkt tego dosc nudnego maratonu. No i widoki - nawierzchnia byla latwa, wiec mozna bylo popodziwiac, a pogoda sprzyjala :). Gdzies tam pod koniec zrobilem rekord predkosci maratonowej - 73.5 km/h, fajnie wtedy sie mijalo zjezdzajacych 40km/h megowcow :).
Mocno pojechalem, jeden z mocniej przejechanych przeze mnie maratonowo - tetno 164 nie zdarza sie codzien ;).
Czas 3:41, miejsce 72 open, 19 M3.
Jazda w tlumie u Grabka jest dosc niebezpieczna z tego co zaobserwowalem, ludzie co chwila omijaja jakies 3cm kamyszki, malutkie kaluze, zmieniajac nieprzewidywalnie tor jazdy i co chwilal hamujac. Zreszta duzo ludzi ze szlifami widac na zdjeciach. Bufety dosc dobrze zaopatrzone, oznakowanie ok, duzo miedzyczasow - fajne, mozna sobie poanalizowac. Izotonik na bufetach ochydny - nie smakowal mi ten enervit, powerade jednak lepszy. Myjki tragiczne - trzy weze z woda! Lepiej jakiegos strumienia poszukac. Ale ogolnie maraton na plus.
Gdzies w Izerach. Zdumiewajaca jest ta prawie plaska dolina na 1000m npm. Mozna bylo nawet jakies mini pociagi organizowac :).
- DST 94.95km
- Teren 60.00km
- Czas 07:35
- VAVG 12.52km/h
- VMAX 63.70km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 176 ( 94%)
- HRavg 152 ( 81%)
- Kalorie 5809kcal
- Podjazdy 2652m
- Sprzęt Giant XTC '09
- Aktywność Jazda na rowerze
Powerade MTB Istebna - giga
Sobota, 25 września 2010 · dodano: 27.09.2010 | Komentarze 18
Chyba za bardzo sie wyluzowalem przed tym maratonem, zalozylem sobie zdobyc te 370pkt do generalki i przejechac trase w miare spokojnie. W efekcie pozostal niedosyt :)
Przed maratonem oczywiscie sporo znajomych spotkalem, z Pawlem "Mlodzikiem" i Jackiem "JPbike" wyskoczylismy na mala rozgrzewke, ktora o dziwo ujawnila spore poklady blota na poczatku dodatkowej petli giga. W sektorach dawal sie zauwazyc "syndrom ostatniego wyscigu" i luzacki nastroj ;). Po starcie nawet korki na ostrzejszych zakretach i zwezeniach nie powodowaly agresji, tylko smiechy, przynajmniej w mojej czesci peletonu. Poki bylo plasko, jechalem swoje, wyprzedzac troche zaczalem po zwiekszeniu sie stromizny. Jechalo mi sie ciezko, nic dziwnego - prawie trzysta km przejechanych w poprzedzajace wyscig 5 dni to nie byl jeden z moich genialniejszych pomyslow :>. Zjazd fajny i szedl mi znacznie lepiej i szybciej niz w zeszlym roku, co prawda po przejechaniu strumyka zablokowalem sie, bo zapomnialem zdjac blatu, ale to pominmy ;). Pierwsza gleba byla na podjezdzie w okolicach 11 km, uslizgnelo mi sie kolo na korzeniu i nie zdazylem sie wypiac, polecialem w bok spadajac w jezyny z metr ponizej drogi. Wywolalo to ogolna wesolosc ;). Z dalszej czesci trasy pamietam ogromny doping jakichs sporych grup dzieci idacych wzdluz szlaku. A myslalem ze spedzanie dzieci na takie imprezy zniknelo wraz z komuna ;). Niemniej, swietnie sie wtedy jechalo :). W miedzyczasie okazalo sie ze sztyca sie opuszcza, musialem stanac, wyciagnac i dokrecic, bo zaczynaly mnie bolec kolana. Troche sapania bylo przy podjezdzie pod Ochodzita, zwlaszcza na 30% podjezdzie po plytach na samym poczatku, gdzie podrywalo przednie kolo do gory. Na swietnym zjezdzie skalistym singielkiem z Ochodzitej przyhamowalem przed idaca dziewczyna z aparatem, w tym samym momencie kolo wpadlo w niewielki row i... OTB, najklasyczniejsze z klasycznych, oczywiscie w jezyny ;). No ale co bylo robic, pojechalem dalej. Przejazd lakami po slowackiej stronie - super, jedzie sie grzbietem 50km/h, po obu stronach gory, a na koniec wjezdza sie na male wzniesienie i gory sa juz z wszystkich stron :). Widokowa klasyka. W okolicach Trojstyku zaczal sie gromadny kryzys, bo bufety byly zbyt oddalone i wiekszosc miala juz sucho w bidonach (przypomnialo mi sie: Jakis zawodnik z giga "popasajacy" na bufecie widzac nadjezdzajacego megowca ze swojego teamu ryknal: JESTEM, JESTEM, TRZYMAM PICIE!!!!, na co nadjezdzajacy wyciagnal i odkrecil bidon i przejechal wolniutko przy bufecie, a kolega nalal mu powerada do bidonu. Megowiec zakrecil bidon i pojechal dalej. Wszyscy na bufecie pokladali sie ze smiechu :D). A drugi bufet byl na poczatku zjazdu ciagnacego sie praktycznie do mety, tak ze na trzecim bufecie mialem nieruszone picie w bidonach. Korzonki przejechalem do aparatu Sportografu, majac juz dokumentacje "w siodle" dostojnie je zszedlem ;). W miedzyczasie przywitalem sie z Adamem, tym razem w roli fotoreportera, jak sie okazalo, byl tez na Ochodzitej, ale nie zauwazylem go skoncentrowany na zjezdzie. Terenowy poczatek podjazdu pod Kiczory jeszcze ok, przybilem piatke grupce dzieciakow, a potem zaczal sie asfalt i zdechlem. Krecilem, ale bez checi do zycia. Goraco, stromo, nudno, bolal mnie duzy palec u nogi i plecy, i w ogole byly setki powodow zeby stanac ;). Odzylem dopiero pod samym szczytem, ostatnie podjazdy juz jechalem calkiem niezle, zadowolony tez bylem na kamieniach na szczycie Kiczor - wszystko zjechalem, yeah! ;) A w zeszlym roku wiekszosc tam prowadzilem, choc jak sie okazalo to tylko kwestia psychy, bo nie bylo az tak trudno. Dalej byl dluuugi zjazd, przyjemny singielek koleina, maly podjazd, korzenie znow dostojnie zbiegniete i meta :). Dystans wyszedl lekko zawyzony, mniej wiecej 80km, o 9-10km wiecej niz w zeszlym roku. Nie pojechalem tego maratonu na maksa, szkoda. Troche przeszkadzala przez pierwsza polowe dystansu obsunieta sztyca, mysle ze to przez nia mocne bole plecow na podjazdach mialem. Ciagle jeszcze nie mam pojecia, jak dobrze rozlozyc sily na maratonie, po Gluszycy wszystkie maratony jade asekuracyjnie i za slabo, w porownaniu do pierwszej polowy sezonu. U Grabka w Swieradowie i Karpaczu jade na maksa od poczatku! :). Notabene, Grabek oszolomiony moimi sukcesami ;D przydzielil mi trzeci sektor w Swieradowie, wiec nie bede sie przebijal z konca stawki ;)
Po maratonie pogaduchy ze znajomymi, slec i DMK nie oszczedzili mi zupelnie zbednej ironii odnosnie mojego czasu przejazdu ;D, no ale jak sie przyjezdza godzine przede mna, to sobie mozna pozwolic ;>. Jacek zreszta dokopal im obydwu, jadac rewelacyjny wyscig. Pawel vel mlodzik tez mi wklepal pol godziny, ogolnie objechali mnie wszyscy znajomi, stad pewien niedosyt ;)
Na dekoracji niewygranie Suzuki ani Speca oslodzilismy sobie z Adamuso tyskim, i tak sie skonczyl sezon w Powerade MTB.
Poczatek sezonu byl dla mnie bardzo dobry, niestety po Gluszycy bylo juz coraz gorzej, raz ze warunki byly trudniejsze i sporo blota, dwa ze balem sie mocniej deptac zeby sie nie powtorzyl pamietny kryzys, trzy bylem coraz slabszy od polowy sezonu. Jedno co dobre to technicznie sie poprawilem, choc i tak do urodzonego zjazdowca Pawla juz nie doszlusuje ;). Ogolnie nie byl to zly sezon, na pewno lepszy niz w zeszlym roku.
Na starcie - luzno jak w starych gaciach ;>
Gdzies na Ochodzitej. Mala hopka...
I jade dalej w dol ;D. Tym razem startowalem w barwach Irlandii. Wiecej placili ;>
W koncu zjechalem w okolice mety. Choc Adam juz wczesniej robil niezliczone foty w kilku miejscach, dopiero tutaj Go zauwazylem. Ach ta koncentrrracja ;)
Przytulanka z Jackiem ;). Obok Pawel alias Mlodzik ;).