Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 126.95km
  • Teren 110.00km
  • Czas 07:43
  • VAVG 16.45km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 5752kcal
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szaga, TR100

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 10

W tym roku start w Szadze stał pod znakiem zapytanie, od początku sprzysięgły się olbrzymie trudności. Marc odpuścił, więc musiałem jechać sam, po drugie trzeba było wcześnie wstać, a nawet jak  już jechałem do Sierakowa, to przez chwilę padało i poważnie się zastanawiałem czy nie zawrócić, bo nie usmiechało mi się cały dzień jeździć w deszczu :). Na szczęście padało może przez kilometr, i w końcu dojechałem do bazy zawodów, gdzie spotkałem piechurów - Krzycha, Pawła i Artura.
Rejestracja, odprawa, rozdanie map i całkiem pokaźna grupa orientalistów pieszych i zrowerowanych ruszyła zdobywać punkty.

PK 2, brzeg jeziora.
Prosty dojazd leśną drogą, co prawda od czasu do czasu zawaloną powalonymi drzewami, musiała tu ostatnio być niezła burza. Punktu nie ma, ktoś zajebał :). 15 minut szukamy z paroma ludźmi, generalnie bez pudła trafiamy od razu, ale są wątpliwości, bo w końcu lampionu nie ma. Po 15 przyjeżdża ktoś od orga i wiesza nowy lampion, podbijam kartę i lecę dalej na zachód. Peszek, taka strata na samym początku.

PK 8, mostek, strona południowa. 
Dwa, trzy kilometry leśną drogą, mostek nad bagienkiem trafiony bez pudła.

PK 13, mostek, strona wschodnia.
Pierwszy dłuższy i dość niebanalny przelot, bo tutejsze lasy mają bardzo chaotyczną przez liczne wzniesienia sieć dróg. Niemniej, z jednym odbiciem na północ, żeby wjechać na bardziej oczywistą drogę, trafiam bez problemu. Swoje możliwości nawigacyjne znam, i raczej staram się nadłożyć drogi, byle przelot był łatwy nawigacyjnie. Nadmiar kilometrów nadrabiam nogą ;).

PK 14, szczyt górki. 
Po drodze na krótkim kawałku asfaltu przed promem widzę Darka "DJK", który jedzie TR 150. Po przejechanej nocą większości trasy chyba nawet mnie nie zauważył ;). Na prom trafiam akurat tuż przed odpłynięciem i nie tracę czasu na czekanie.
Punkt na górce osiągnięty bez przeszkód, ale tam zauważam że zgubiłem kompas :/. Załamka, wracam aż do promu pytając ludzi czy nie znaleźli - nie ma. Przy okazji spotykam Krzycha robiącego trasę pieszą 25km. Znów strata jakichś 15 minut. zaczynam mieć myśli o odpuszczeniu, bo jak tu jechać bez kompasu? Ale przypominam sobie że mogę sobie wyświetlić kompas na Garminie, nie jest to idealne, bo kompasy na gpsie potrafią skoczyć ni z tego ni z owego o 20 stopni wte i wewte, ale przynajmniej będę widział gdzie jest północ ;). No i nie będę miał mierzenia odległości, wszystko trzeba będzie robić na oko. Fuck it, kto powiedział, że do orientacji dobry kompas jest niezbędny? ;).
Jadę dalej pogodzony z kiepskim wynikiem na koniec. Przynajmniej będzie długi tlenowy trening :).

PK 10, brzeg jeziora.
Przelot dość oczywisty, ale muszę wracać z 500m do właściwej drogi - efekt latającej północy na kompasie i braku mierzenia odległości. Na punkcie ludzie leżą na trawce i coś szamają. Taki piknik po 40 ledwo kilometrach? ;) Podbijam punkt i w drogę.

PK 9, skarpa nad źródełkiem.
Przelot dość łatwy, ale na potwornie stromej skarpie nad źródełkiem nie ma pk. Podczas czesania dochodzi mnie dwójka z TR100, jadą trochę słabiej, ale nawigacyjnie są lepsi i od tej pory raz na jakiś czas się mijamy na punktach. PK jest trochę dalej przy małym stawku. Już 2.5h na trasie.

PK 3, obniżenie terenu przy skrzyżowaniu przecinek.
Przestaje być banalnie. Do tej pory były rzeczki, jeziora itp dobre punkty orientacyjne, a następne punkty  leżą w labiryncie wydm z bezładną plątaniną dróg i bez jakichkolwiek charakterystycznych punktów. Z umownym kompasem może być ciężko. Na początek decyduję się odbić na wschód i zgarnąć pk 3 i 1 ze środka mapy, żeby później tam nie wracać, tylko od razu jechać na prom w Chojnie.
PK 3 trafiony bez żadnych problemów - aż się zdziwiłem.

PK 1, most, południowa strona. 
Jadę czerwonym szlakiem pieszym, trochę wyboisty, ale przynajmniej prowadzi mnie jak po sznurku. Most to brzmi dumnie, raczej mostek, i tak zarośnięty, że go nie zauważam i jadę z 500m za daleko, wracając znów spotykam dwójkę z TR100 :).

PK 12, szczyt góry na granicy kultur.
Na tym ciężkim terenie decyduję się opierać na szlakach pieszych, które są dobrze wyznakowane. Długo jadę niebieskim, po osiągnięciu wysokości punktu muszę przeskoczyć jakieś 2km na zachód na szlak zielony, na którym jest punkt. Problem jest taki że te 2km to kilka pasów pokaźnych piaszczystych wydm, gdzie szybko się całkowicie gubię. W jaką drogę nie wjadę, znów trafiam na niebieski szlak, zaczynam podejrzewać że wszystkie drogi w okolicy mają niebieskie oznaczenia, bo znakarz malował pod wpływem ;). Na dodatek numery działek nie zgadzają się z tymi na mapie - pierwszy raz coś takiego widzę. Zdesperowany włażę na wydmę i tam znajduję stary drewniany słupek z pasującymi numerami! :)
Jestem w domu, okazuje się że błądziłem 500m od punktu :). Góra rzeczywiście pokaźna, stroma jakby ją specjalnie usypali i całkiem wysoka. Znów spotykam dwójkę z TR100.  Nabieram optymizmu, bo już chciałem zejść z trasy :).

PK 16, stary  cmentarz, południowa strona.
Dojazd banalny, cały czas zielonym szlakiem. Tylko coraz więcej piachu i jest ciężko. Klimatyczne miejsce - w środku niczego, w sosnowym lesie jeden z leżących pni okazuje się być kamienny - fragment pomnika. Kilka obsypanych igliwiem ledwo widocznych nagrobków. Kiedyś musiała tu być jakaś osada, teraz nawet śladu po chatach nie ma.
Ostatni raz widzę tu dwójkę z TR100, dojeżdżają, gdy ja się zwijam.

PK 15, bród na rzeczce, północna strona.
Najdalej na północ wysunięty punkt. Atakuję od południa, mimo że punkt jest na północnym brzegu, ale to przecież bród, no nie? :)
Po długim przelocie tradycyjnie przestrzeliwuję drogę i muszę się cofnąć z 200m, ale później już trafiam nad rzeczkę bez problemu ciekawym zjazdem ze skarpy. Bród jak bród, wody było po jajka ;). Zajebiście przejemnie było schłodzić nogi po kilkunastu kilometrach przez piachy.

PK 11, szczyt górki.
Długi przelot, chyba z 10km, ale dość oczywistą trasą, praktycznie cały czas jedną twardą szutrówką bez odbić. Co prawda pierwsze 2km bardzo piaszczyste i już myślę, że będzie tak cały czas, ale się poprawia. Wiem że po 10km będzie leśniczówka koło której należy skręcić, więc wyłączam wszelkie zbędne funkcje mózgu i jadę w letargu. Wspaniale jest nie myśleć ;). Pod koniec dojeżdżam do jednego zawodnika i razem znajdujemy punkt.

PK 5, szczyt góry.
Znów szczyt góry, nie lubię tego, bo już nogi bolą ;). Ale łatwy przelot asfaltem, punkt szybko znaleziony, na szczycie punkt sędziowski. Podbijam, zjeżdżam i jadę dalej.

PK 7, szczyt górki na granicy kultur.
Znów szczyt górki :). Po drodze mijam Artura i Pawła robiących piesze 50km, od nich dowiaduję się że prom w Chojnie się popsuł i nie kursuje. Powinny o tym powiedzieć dziewczyny na PK 5, ale jakoś zapomniały. Fuck, cały misterny plan i założony wariant przelotu wali mi się w gruzy. Telefon do orga, faktycznie prom nie kursuje i trzeba wracać na drugi brzeg przez most w Sierakowie, a później znów jechać na punkty. +15km trochę boli, jak już się ma stówkę w nogach.
Ale i tak dobrze że spotkałem Artura i Pawła, bo jechałbym jeszcze 2km na wschód do Chojna.
Górka tym razem mała, daje się wjechać na rowerze :). Wkurzony udaję się w podróż do Sierakowa.

PK 6, most kolejowy (pod mostem)
Długaśny przelot po ostatnie dwa punkty. Do drodze mijam PK 1, który zgarnąłem kilka godzin wcześniej specjalnie, żeby tędy nie jechać :). Spora część to ciśnięcie asfaltem, a nogi już bolą. Wydaje mi się że każdy jadący z naprzeciwka rowerzysta to zawodnik z TR100 wracający do bazy, ale raz to jakiś tubylec na składaku, raz jakiś szoszon itd. Gdyby wiedzieli jakich nerwów mi dostarczają :). Punkt w głębokim wykopie pod mostem trafiony bez pudła.

PK 4, dąb na zboczu.
Tym razem teren, w tym momencie wolę teren od afaltu, bo tyłek mniej boli ;).Szkoda tylko że jest pod wiatr. Niemniej punkt na wysokim brzegu Warty osiągnięty. Wracam żółtym szlakiem którym kiedyś jechaliśmy z mlodzikiem i JPbike do Sierakowa. Po wjechaniu na asfalt wyprzedzam jakiś skuterek :), i dojeżdżam do bazy, gdzie okazuje się że jestem pierwszy na TR100. Yeah!
Fajna niespodzianka, spodziewałem się że będę ostatni ;).

Bardzo malownicze tereny, pogoda dopisała, bardzo miło spędzony dzień i dobry trening tlenowy. Okazało się że jechałem praktycznie tak samo długo jak w zeszłym roku, gdzie starczyło tego na trzecie miejsce. Teraz teren był znacznie trudniejszy, więc wystarczyło na pierwsze :).
Ale myślę, że jakby tak wywalić niezawinione przeze mnie zwłoki i objazdy, to dałoby się zrobić tą trasę z godzinkę szybciej.
Niedługo będzie trzeba montować półkę na puchary, w końcu mam już całe dwa, hehe.









Komentarze
JPbike
| 15:20 wtorek, 19 sierpnia 2014 | linkuj Gratulacje Mariuszu !
djk71
| 06:29 piątek, 25 lipca 2014 | linkuj Gratulacje!. Po takich przygodach, błądzeniu to rzeczywiście musiała być niespodzianka :)
Rzeczywiście Cię nie zauważyłem, albo nie rozpoznałem. Dojeżdżając do promu nastąpił wysyp zawodników, gdzie przez wcześniejsze kilka godzin spotkałem chyba tylko jedną osobą i to już rano.
klosiu
| 19:54 wtorek, 15 lipca 2014 | linkuj Dzięki za gratki, choć trochę one niezasłużone :). 100km to jest średni dystans, a wszystkie harpagany startują na 150km, bo z tego mają więcej punktów. Tam musiałbym się mocno spiąć żeby być chociaż w pierwszej trójce :).
Z nogą wytrenowaną na maratonach jest się kondycyjnie przygotowanym do walki o pudło na takich imprezach. Wszystko rozbija się o nawigację, ale Szaga akurat jest dość prosta pod tym względem, co najlepiej widać po tym, że zająłem pierwszą pozycję praktycznie bez kompasu i mierzenia odległości :).

Asia - no fajnie, ale czy to się nie nudzi w końcu? ;)
adhed - też myślałem o Wielkiej Wyrypie, ale mówisz że Grabek w Szklarskiej jest w tym czasie? To się muszę zastanowić, w zeszłym roku podobała mi się ta trasa.
Ale warto wystartować w orientacji, to coś zupełnie innego niż maraton, jedzie się przez teren znacznie bardziej świadomie, a nie tylko klapki na oczy i za strzałkami :).
LeeFuks
| 13:14 wtorek, 15 lipca 2014 | linkuj hehe, no to gratulacje, gratulacje!
adhed
| 17:55 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Gratulacje!!! Ja myślałem czy nie wystartować w Izerskiej Wielkiej Wyrypie, ale pokrywa się z Bikemaratonem w Szklarskiej, a lubię te tereny Karkonoszy. Później będzie też chyba coś w Górach Kaczawskich, to może tam spróbuję, bo chciałbym zobaczyć jak wygląda taki rajd na orientację.
zbych741
| 17:28 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Gratulacje!!! :)
krzychuuu86
| 15:54 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Elegancko...Gratulacje!
JoannaZygmunta
| 15:35 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Gratki :) Fajnie jest na podium - prawda? ;)
josip
| 14:22 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Gratki!! Pudło jest pudło, 1st jest 1st a 126 km (110 w terenie!) to też nie w kij pierdział. Teraz to już w ogóle z motywacją nie powinno być problemu:)
Jurek57
| 14:08 poniedziałek, 14 lipca 2014 | linkuj Gratulacje !
Pudło musiało być duże ! No bo ty i dwie hostessy ! :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa uwala
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]