Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • Czas 01:05
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 1049kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wieczorka

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 08.08.2012 | Komentarze 0

Wieczorny kros na pagórkach Szwajcarii Czarnkowskiej - uciekłem w te rejony przed chmurą burzową idącą z północy. Dużo ostrych zbiegów i podbiegów, ślisko - parę razy miałem jazdę figurową na mokrej glince ;). Końcówka szybsza - łagodny pótorakilometrowy zbieg po 4:05-4:10, a pod koniec dwie 200m przebieżki w okolicach 4:05/km.
Średnie tempo 5:28/km - bardzo dobrze na takim urozmaiconym terenie jak dziś.


Kategoria Bieganie


  • DST 31.47km
  • Czas 01:01
  • VAVG 30.95km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tuż przed zmrokiem

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 0

Szybka runda po pracy na odmulenie. Po 10 dość mocnych kilometrach kompletnie mnie ścięło, dawno czegoś takiego nie miałem, ledwo jechałem. Pewnie przez to że nie było dziś czasu za dużo jeść i pić. Walnąłem pół bidonu wody i puściło na piętnastym kilometrze. Reszta dość mocno, mimo wiatru. Wróciłem z niebywałym apetytem na świeże owoce :).




  • Czas 01:01
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 1080kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieganko

Wtorek, 7 sierpnia 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 4

W końcu znośna temperatura, można pobiegać. W sumie wyszedł ładny bieg z narastającą prędkością, od 5:13 do 4:40 na ostatnim kilometrze. Mimo że znacznie chłodniej niż wczoraj, to i tak się porządnie upociłem :).


Kategoria Bieganie


  • DST 31.53km
  • Czas 01:10
  • VAVG 27.03km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rege

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 0

Na luzie traską Strzeszynek-Złotniki-Morasko-dom. W sumie nieźle, nawet dupsko nie boli szczególnie.
Po drodze na myjkę umyć szosówkę po wczorajszych trudach ;).




  • DST 307.11km
  • Teren 2.00km
  • Czas 10:48
  • VAVG 28.44km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Goggle Night Challenge czyli wyprawa świrusów :)

Sobota, 4 sierpnia 2012 · dodano: 05.08.2012 | Komentarze 13

Kilka dni temu Marc rzucił na blogu niewinną uwagę że fajnie byłoby pojeździć w nocy. Na niewinny wpis rzucili się inni i tak go powykręcali, że opcja maxi rozrosła się do 400km, co prawda tyle aż nie da się zrobić w ciągu samej nocy, ale kto by się tam przejmował ;). Mimo szaleńczego projektu i niepewnej pogody na rondzie Obornickim przed północą pojawiło się aż siedmiu riderów:


(c)JPbike
A nawet wóz techniczny prowadzony przez Asię :).

W sumie pięć szosek (dwie nowe: Jacgol ze swoim Radonem i z3waza na nówce Corrateca; kiedyś szosa była rzadkością w naszej grupie, a teraz rzadkością jest ktoś bez szosówki ;)), do tego Zibi na uszosowionym góralu i JP, który poszedł szeroko i przyjechał na dwucalowych semislickach.
Punkt dwunasta wystartowaliśmy, od razu poszedł niezły ogień, spodziewałem się oszczędnych prędkości w okolicach 30km/h, a szło 33-35 :).
W mijanych miastach peleton budził sensację wśród wracających z knajp ludzi ;).
Po 2h 45 minutach byliśmy w Trzciance, na stacji zrobiliśmy postój na kawkę i żarcie, tu odłączyli się od nas Jacgol który musiał być w domu rano i Zibi męczony kurczami.
W pięciu pojechaliśmy dalej. Momentami była potworna mgła, nic nie było widać i trzeba było zdejmować okulary na których błyskawicznie skraplała się woda. A momentami było zupełnie sucho, pełna widoczność i jasna noc, bo pogoda była piękna.
W Wałczu zaczęło się przejaśniać, ale jechaliśmy dalej, aż do Czaplinka, gdzie byliśmy punkt szósta. W końcu otwarto sklepy ;), więc postój.



Klimatyczne zdjęcie o świcie. (c)JPbike

W okolicach zamku Drahim było najgorzej. Słońce już wschodziło, ale brakowało mu jeszcze mocy żeby rozgonić mgły, a lampki były już słabiej widoczne, bo było jasno. Na dodatek pojawił się ruch samochodowy, i przez chwilę naprawdę się bałem, żeby ktoś w nas nie wjechał, bo nawet nadjeżdżające samochody było widać z 20-30 metrów.
Na szczęście trwało to krótko, słońce wstało akurat gdy jechaliśmy widokową drogą do Połczyna i zrobiło się pięknie. Mgła się podniosła i wisiała przy czubkach drzew i nad jeziorami, a droga była fajnie zakręcona i pagórkowata. Najlepsza pora na ten kawałek szosy :).
Do 210km tempo było cały czas równe, średnia w okolicach 31.5 jak w pysk strzelił :).
Wtedy zrobiliśmy sobie postój na trawce z piwkiem i chyba nas to trochę rozleniwiło, bo później tempo siadło :).



W dodatku ruch był już bardzo duży, widzieliśmy z Marcem też jeden wypadek, gdy ktoś uciekając przed wjechaniem w kufer hamującemu poprzednikowi, wjechał do rowu. Wyprzedzanie na gazetę też było na porządku dziennym. Takie tam wakacyjne klimaty :).
Ale zmęczyliśmy te 40km i dojechaliśmy ;). Średnia na 255km wyniosła niebagatelne 30.6 km/h


(c)JPbike

Spróbowałem też jak się jeździ po plaży.


(c)JPbike

I wybachałem się z rowerem ;).



Później pojechaliśmy coś zjeść, bo już porządnie ssało w żołądku, a po obiedzie rozdzieliliśmy się bo Marc, z3waza i ja chcieliśmy zrobić plan średni, czyli dokręcić do 300km, a Jacek i Jarek woleli plażować :).
Zakupiliśmy po drodze niezbędne prowianty i fajną ścieżką rowerową ciągnącą się chyba z 15km od Kołobrzegu pojechaliśmy na trochę cichszy kawałek plaży rozbić obóz tymczasowy.



Ostatni obóz szoszonów, hehe

Obudziliśmy się jak już porządnie grzmiało ze wszystkich stron, a do Koszalina jeszcze 25km... burza ogarnęła nas 15km od miasta, więc zdążyliśmy dokumentnie zmoknąć. Ale dojechaliśmy na stację 20 minut przed odjazdem pociągu i we w miarę komfortowych warunkach dojechaliśmy do Poznania.

Udany wypad, choć gdy jechałem na start uparcie przewijała mi się przez głowę myśl: "czy my jesteśmy, k... , normalni???" ;D


Kategoria 200-.....


  • DST 32.96km
  • Czas 01:05
  • VAVG 30.42km/h
  • VMAX 58.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0

Po 19 spokojne parę kilometrów na rozluźnienie nóg po bieganiu. Nice and slow.
Przyjemna pogoda, nie za gorąco, nie za zimno.
Raz wymusił pierwszeństwo policyjny radiowóz, szkoda że nie mam żadnej kamerki włączonej, wysłałbym fajny filmik komendantowi ;). A tak to mogłem co najwyżej pobluźnić za uciekającymi.




  • Czas 00:54
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 886kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieganie

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0

Z rana. Fajnie się biega po ponad dwóch tygodniach przerwy. Spokojne rozbieganie miało być, ale po fakcie okazało się że z tych 10km trzy były poniżej 5:00, a z tych jeden poniżej 4:30/km. W ogóle tego nie czułem :).

10.14km, Minimusy.


Kategoria Bieganie


  • DST 42.77km
  • Czas 01:24
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekką pytką

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 2

Ach jak fajnie jedzie się rowerem, który po prostu działa, bez skrzypienia, ocierania i przeskakiwania ;).
Testowo i dość lekko, nogi już odpoczęły, mięśni nie czuję i siła w porządku, za to szybkość i dynamika leży. Ale i tak wygląda na to że zniosłem Challenge o wiele lepiej niż Trophy w zeszłym roku.




  • DST 84.24km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:29
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 60.40km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2407m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap V - Walim-Kudowa Zdrój

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 9

Ała... Rano bolą mnie całe nogi, od dużego palca u nogi aż po krzyże ;). W dodatku upał mimo wczesnej pory niemiłosierny, mimo kilku objazdów trudniejszych miejsc na trasie łatwo nie będzie. Chwilę zastanawiam się nad camelem, bo bufetów na etapówce jest mało, tylko trzy na etap, ale ostatecznie rezygnuję.
Start bardzo wolny, śmiać mi się chce gdy jedziemy 17km/h przez Walim. Na maratonie byłby ogień 40km/h ;).
Na początek dwa solidne podjazdy w pełnym słońcu, pod koniec drugiego na 16km wysączam ostatnie krople z drugiego bidonu, bo upał nieziemski. Takim schematem będę jechał - picie kończy się zawsze 30-60 minut przed następnym bufetem i dojeżdżam z wysuszoną paszczą. Na bufecie jeden powerade na miejscu i dwa do bidonów i jazda dalej, bo nie mogę przełknąć jedzenia. Zdecydowanie camel by się tego dnia przydał :).
Na bufecie doganiam Janka, mocno dziś zaczął. Na podjeździe znów wydziera do przodu, ale kontroluję go w lekkiej zadyszce, pod koniec znanego podjazdu za Andrzejówką atakuję i się odrywam. Jedziemy częściowo trasą Wałbrzycha, doskonale ją już znam i nawet zjazdy pokonuję w siodle. Następuje 16km szlaku granicznego, technicznie łatwiejszy od tego ze Złotego Stoku, ale kondycyjnie bardziej wymagający. Suszy. Picie kończy mi się jeszcze przed zjazdem w dolinę gdzie miał być bufet i chyba z 10km jadę bez picia. Znów kurwuję pod nosem :).
Sporo korzeni, łatwych, ale mocno wybijających z rytmu.
W końcu długi zjazd do bufetu, na którym zaliczam glebę na koleinie w szutrze. Na szczęście zdążyłem mocno zredukować prędkość, więc skończyło się na małej obcierce. Bufet witam jak oazę na pustyni ;).
Teraz sekcja asfaltów chyba z 20km. Z początku mocny i długi podjazd, później generalnie w dół, z widokiem na zbliżające się Góry Stołowe. Ten odcinek jadę sam, ale mija dość szybko.
Na ostatnim podjeździe do Karłowa, najpierw w lesie po bruku z ogromnych kocich łbów, później po prażonych słońcem łąkach zdycham całkowicie, zastanawiam się kiedy spadnę z roweru, ale jadę, bo tasuję się z Rosjaninem, chyba też ma dosyć, ale twardo walczy. Na bufecie dziewczyna informuje nas że już tylko w dół.
Jest to prawdą przez 500m, później jeden techniczny podjazd, następnie drugi... i jeszcze trzeci ;). Na jednym z nich na mokrych kamieniach słyszę soczyste "Suka!!!" i dzwięk uślizgującej się opony, Rosjanin zostaje z tyłu więc atakuję :).
Na dłuższym odcinku asfaltu też widzę lepszą technikę, 6 dni temu bardzo zwalniałem na zakrętach teraz wchodzę 50km/h i jeszcze dokręcam. Końcówka to odwrotność uphillu z prologu, mijam tam Jarka W. z laczkiem 3km od mety. Pech, ale dzięki temu mam zwycięstwo etapowe, hehe.
Wyprzedzam jeszcze kilku bikerów na technicznych odcinkach, ale końcówka bez sensu jest poprowadzona serią schodów i bardzo stromą ścianką, gdzie Rosjanin dysponujący lepszą techniką mnie porobił ;(.
Nie wiem po co były te schody na finiszu, chyba z 5-6 odcinków, chyba po to żeby ktoś się jeszcze połamał na samym końcu.
Ciężki etap przez duży upał, ale pogodę mieliśmy genialną cały wyścig, prawie zawsze było optymalnie, prawie nie było też deszczu.
Ogólnie porównując Sudety MTB do MTB Trophy z zeszłego roku widzę że Challenge było trudniejsze, i technicznie, i kondycyjnie. Spodziewałem się czegoś łatwiejszego, i trochę mnie to zaskoczyło. Ale bardziej mi się podobało niż Trophy, bo jechało się dokądś, był jakiś cel gdzie trzeba było dojechać, a nie jechało się po pętlach, noclegi w salach miały swój fajny klimat, trasy były bardzo zróżnicowane no i towarzystwo było świetne.
Chętnie powtórzę ten wyścig w przyszłym roku, może z lepszym przygotowaniem, żeby Josip musiał się trochę posprężać ;).

Czas ostatniego etapu 5:29:50, miejsce 110/197, najlepsze jak do tej pory.
Miejsce w generalce SOLO 87/147 z łącznym czasem 30:31:18

Josip 28:42:45
Klosiu 30:31:18
Janek 31:46:14
Piotrek 32:51:35
Iga 33:31:58
Marc 34:19:07
Wojtek 36:24:21

Na końcu obiecany bufet mięsny, mięcho i kiełbasy z grilla, wędliny, smalczyk i kiszone ogórki z pajdami chleba! :D Obżeram się tak jak jeszcze nigdy na tym wyścigu (ale następnego dnia rano znów jestem głodny jakbym nic nie jadł ;)), smakuje genialnie po sześciu dniach wpieprzania słodkich koksów.
Piwo już nie wchodzi, więc całą ekipą ścigantów wraz z Januszem z Poznania kończymy Sudety MTB Challenge paroma kolejkami żubrówki. I to też było fajne :).


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 76.91km
  • Teren 65.00km
  • Czas 05:42
  • VAVG 13.49km/h
  • VMAX 63.20km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 2481m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap IV - Złoty Stok-Walim

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 4

Org trochę straszył tym etapem, że ciężko, non stop interwały with no rest...
W sumie to jedyne góry w których nigdy nie byłem, byłem za mały gdy odbywały się maratony w Bardzie ;), więc było się czego bać. Znajomi co niektórzy też już deklarowali, że pojadą turystycznie, że sprzętu szkoda, że ciężko... ;P
Na starcie mocno czuję nogi, samopoczucie też niewyraźnie, dziwne, bo wczoraj po zjeździe z trasy byłem mało zmęczony. Peleton bardzo powoli startuje w pełnym słońcu i zaczyna dostojnie piąć się pod górę. Zgodnie z założeniem jadę powoli, stopniowo się rozkręcam i wyprzedzam, ale dowalam do pieca dopiero po przekroczeniu DK46 na 12 kilometrze. Bardzo łagodny podjazd po szutrach, z fajnymi widokami z prawej. Wyprzedza mnie mocny Czech i siadam mu na koło, ładnych parę kilometrów jedziemy po mocnych zmianach pod 30km/h mimo że jest pod górkę. Jak zwykle samopoczucie na starcie nie ma nic wspólnego z jazdą na etapie.
Tak dojeżdżamy do słynnego zjazdu do Barda. Dla mnie horror. Początkowo po mokrych skałach, później po szutrze od czasu do czasu urozmaicanym śliskimi jak cholera skałkami. Tak śliskich kamieni nie było nigdzie na trasie!
Tracę miejsca, ale wyprzedzają mnie dość mocni zawodnicy, więc ładnie pociągnąłem na początku :).
Wyprzedza mnie też Piotrek, ale dosłownie chwilę dalej na dużej prędkości zalicza glebę na śliskim odcinku. Macha żebym jechał dalej więc jadę. Ten zjazd to była rzeźnia, bardzo dużo ludzi tu przyglebiło.
U wylotu wąwozu bufet, po którym wkraczamy w inny świat. Sucho, przejezdnie, bez korzeni (tzn korzenie były, ale po wczoraj wydaje mi się że nie ma ich aż do końca, ogromne korzenie na szlaku granicznym zrobiły swoje ;)).
Dość łatwy odcinek do Srebrnej Góry, tam przejazd słynnym wiaduktem bez barierek, zjazd dla szaleńców oczywiście sprowadzony i genialny singiel dookoła ogromnej twierdzy brzegiem fosy, tuż nad przepaścią. Piękny odcinek.
Później był wspomniany w roadboku "up and down, up and down with no rest", czyli droga do Wielkiej Sowy z zaliczeniem bodaj wszystkich szczytów tego wąskiego pasma górskiego. Podoba mi się, bo zjazdy są na tyle krótkie, że nie tracę wiele i odrabiam na podjazdach, a nawet zyskuję miejsca.
W końcu zaczynam trochę odczuwać zmęczenie, doganiają mnie ktone i Paweł z Biketires i gawędząc jedziemy dalej. Przed Wielką Sową doping dużej grupy młodych dziewczyn bardzo dobrze działa, wszyscy ruszają jakby zaczynali wyścig :D.
Odzyskuję część sił i dość wykańczający podjazd na Sowę robię w siodle, zresztą tak samo zjazd, który ostatnio poprzecinano wysokimi murowanym odpływami, na szczęście da się je przeskoczyć.
Na zjeździe z Małej Sowy tracę kilka miejsc, na chwilę schodzę z roweru, ale generalnie widzę olbrzymią poprawę w technice, jedzie mi się po tych wielkich kamieniach bardzo dobrze.
Kluczowe było odkrycie dokonane poprzedniego dnia - na mokrych korzeniach i kamieniach nie hamuje się przodem. Teraz każdy zjazd jest dwa razy łatwiejszy i szybszy, bo nie ma nawet jak wytracić prędkości, hehe :).
Krótki asfalt i jestem w miasteczku Walim, które kopiując styl roadboka ochrzciliśmy We are smashing ;).
Bardzo fajny etap, dobrze mi się jechało. Pogoda też idealna, ładnie, ale nie za gorąco. W końcu rower nie wymagał żadnych napraw po etapie! ;)
Czas 6:03:07 i 131/198 miejsce open.

Do Josipa straciłem tylko 21 minut, Janek stracił do mnie z kolei 25 minut i sytuacja była już jasna. Piotrek w czasie gleby miał poważną kontuzję i ledwo zmieścił się w limicie, ale na szczęscie mu się udało. Ja bym chyba zrezygnował, tylko podziwiać determinację.


Kategoria Góry, Maratony