Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:989.08 km (w terenie 416.00 km; 42.06%)
Czas w ruchu:52:21
Średnia prędkość:18.89 km/h
Maksymalna prędkość:68.60 km/h
Suma podjazdów:8937 m
Suma kalorii:5752 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:58.18 km i 3h 04m
Więcej statystyk
  • DST 126.95km
  • Teren 110.00km
  • Czas 07:43
  • VAVG 16.45km/h
  • VMAX 48.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 5752kcal
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szaga, TR100

Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 10

W tym roku start w Szadze stał pod znakiem zapytanie, od początku sprzysięgły się olbrzymie trudności. Marc odpuścił, więc musiałem jechać sam, po drugie trzeba było wcześnie wstać, a nawet jak  już jechałem do Sierakowa, to przez chwilę padało i poważnie się zastanawiałem czy nie zawrócić, bo nie usmiechało mi się cały dzień jeździć w deszczu :). Na szczęście padało może przez kilometr, i w końcu dojechałem do bazy zawodów, gdzie spotkałem piechurów - Krzycha, Pawła i Artura.
Rejestracja, odprawa, rozdanie map i całkiem pokaźna grupa orientalistów pieszych i zrowerowanych ruszyła zdobywać punkty.

PK 2, brzeg jeziora.
Prosty dojazd leśną drogą, co prawda od czasu do czasu zawaloną powalonymi drzewami, musiała tu ostatnio być niezła burza. Punktu nie ma, ktoś zajebał :). 15 minut szukamy z paroma ludźmi, generalnie bez pudła trafiamy od razu, ale są wątpliwości, bo w końcu lampionu nie ma. Po 15 przyjeżdża ktoś od orga i wiesza nowy lampion, podbijam kartę i lecę dalej na zachód. Peszek, taka strata na samym początku.

PK 8, mostek, strona południowa. 
Dwa, trzy kilometry leśną drogą, mostek nad bagienkiem trafiony bez pudła.

PK 13, mostek, strona wschodnia.
Pierwszy dłuższy i dość niebanalny przelot, bo tutejsze lasy mają bardzo chaotyczną przez liczne wzniesienia sieć dróg. Niemniej, z jednym odbiciem na północ, żeby wjechać na bardziej oczywistą drogę, trafiam bez problemu. Swoje możliwości nawigacyjne znam, i raczej staram się nadłożyć drogi, byle przelot był łatwy nawigacyjnie. Nadmiar kilometrów nadrabiam nogą ;).

PK 14, szczyt górki. 
Po drodze na krótkim kawałku asfaltu przed promem widzę Darka "DJK", który jedzie TR 150. Po przejechanej nocą większości trasy chyba nawet mnie nie zauważył ;). Na prom trafiam akurat tuż przed odpłynięciem i nie tracę czasu na czekanie.
Punkt na górce osiągnięty bez przeszkód, ale tam zauważam że zgubiłem kompas :/. Załamka, wracam aż do promu pytając ludzi czy nie znaleźli - nie ma. Przy okazji spotykam Krzycha robiącego trasę pieszą 25km. Znów strata jakichś 15 minut. zaczynam mieć myśli o odpuszczeniu, bo jak tu jechać bez kompasu? Ale przypominam sobie że mogę sobie wyświetlić kompas na Garminie, nie jest to idealne, bo kompasy na gpsie potrafią skoczyć ni z tego ni z owego o 20 stopni wte i wewte, ale przynajmniej będę widział gdzie jest północ ;). No i nie będę miał mierzenia odległości, wszystko trzeba będzie robić na oko. Fuck it, kto powiedział, że do orientacji dobry kompas jest niezbędny? ;).
Jadę dalej pogodzony z kiepskim wynikiem na koniec. Przynajmniej będzie długi tlenowy trening :).

PK 10, brzeg jeziora.
Przelot dość oczywisty, ale muszę wracać z 500m do właściwej drogi - efekt latającej północy na kompasie i braku mierzenia odległości. Na punkcie ludzie leżą na trawce i coś szamają. Taki piknik po 40 ledwo kilometrach? ;) Podbijam punkt i w drogę.

PK 9, skarpa nad źródełkiem.
Przelot dość łatwy, ale na potwornie stromej skarpie nad źródełkiem nie ma pk. Podczas czesania dochodzi mnie dwójka z TR100, jadą trochę słabiej, ale nawigacyjnie są lepsi i od tej pory raz na jakiś czas się mijamy na punktach. PK jest trochę dalej przy małym stawku. Już 2.5h na trasie.

PK 3, obniżenie terenu przy skrzyżowaniu przecinek.
Przestaje być banalnie. Do tej pory były rzeczki, jeziora itp dobre punkty orientacyjne, a następne punkty  leżą w labiryncie wydm z bezładną plątaniną dróg i bez jakichkolwiek charakterystycznych punktów. Z umownym kompasem może być ciężko. Na początek decyduję się odbić na wschód i zgarnąć pk 3 i 1 ze środka mapy, żeby później tam nie wracać, tylko od razu jechać na prom w Chojnie.
PK 3 trafiony bez żadnych problemów - aż się zdziwiłem.

PK 1, most, południowa strona. 
Jadę czerwonym szlakiem pieszym, trochę wyboisty, ale przynajmniej prowadzi mnie jak po sznurku. Most to brzmi dumnie, raczej mostek, i tak zarośnięty, że go nie zauważam i jadę z 500m za daleko, wracając znów spotykam dwójkę z TR100 :).

PK 12, szczyt góry na granicy kultur.
Na tym ciężkim terenie decyduję się opierać na szlakach pieszych, które są dobrze wyznakowane. Długo jadę niebieskim, po osiągnięciu wysokości punktu muszę przeskoczyć jakieś 2km na zachód na szlak zielony, na którym jest punkt. Problem jest taki że te 2km to kilka pasów pokaźnych piaszczystych wydm, gdzie szybko się całkowicie gubię. W jaką drogę nie wjadę, znów trafiam na niebieski szlak, zaczynam podejrzewać że wszystkie drogi w okolicy mają niebieskie oznaczenia, bo znakarz malował pod wpływem ;). Na dodatek numery działek nie zgadzają się z tymi na mapie - pierwszy raz coś takiego widzę. Zdesperowany włażę na wydmę i tam znajduję stary drewniany słupek z pasującymi numerami! :)
Jestem w domu, okazuje się że błądziłem 500m od punktu :). Góra rzeczywiście pokaźna, stroma jakby ją specjalnie usypali i całkiem wysoka. Znów spotykam dwójkę z TR100.  Nabieram optymizmu, bo już chciałem zejść z trasy :).

PK 16, stary  cmentarz, południowa strona.
Dojazd banalny, cały czas zielonym szlakiem. Tylko coraz więcej piachu i jest ciężko. Klimatyczne miejsce - w środku niczego, w sosnowym lesie jeden z leżących pni okazuje się być kamienny - fragment pomnika. Kilka obsypanych igliwiem ledwo widocznych nagrobków. Kiedyś musiała tu być jakaś osada, teraz nawet śladu po chatach nie ma.
Ostatni raz widzę tu dwójkę z TR100, dojeżdżają, gdy ja się zwijam.

PK 15, bród na rzeczce, północna strona.
Najdalej na północ wysunięty punkt. Atakuję od południa, mimo że punkt jest na północnym brzegu, ale to przecież bród, no nie? :)
Po długim przelocie tradycyjnie przestrzeliwuję drogę i muszę się cofnąć z 200m, ale później już trafiam nad rzeczkę bez problemu ciekawym zjazdem ze skarpy. Bród jak bród, wody było po jajka ;). Zajebiście przejemnie było schłodzić nogi po kilkunastu kilometrach przez piachy.

PK 11, szczyt górki.
Długi przelot, chyba z 10km, ale dość oczywistą trasą, praktycznie cały czas jedną twardą szutrówką bez odbić. Co prawda pierwsze 2km bardzo piaszczyste i już myślę, że będzie tak cały czas, ale się poprawia. Wiem że po 10km będzie leśniczówka koło której należy skręcić, więc wyłączam wszelkie zbędne funkcje mózgu i jadę w letargu. Wspaniale jest nie myśleć ;). Pod koniec dojeżdżam do jednego zawodnika i razem znajdujemy punkt.

PK 5, szczyt góry.
Znów szczyt góry, nie lubię tego, bo już nogi bolą ;). Ale łatwy przelot asfaltem, punkt szybko znaleziony, na szczycie punkt sędziowski. Podbijam, zjeżdżam i jadę dalej.

PK 7, szczyt górki na granicy kultur.
Znów szczyt górki :). Po drodze mijam Artura i Pawła robiących piesze 50km, od nich dowiaduję się że prom w Chojnie się popsuł i nie kursuje. Powinny o tym powiedzieć dziewczyny na PK 5, ale jakoś zapomniały. Fuck, cały misterny plan i założony wariant przelotu wali mi się w gruzy. Telefon do orga, faktycznie prom nie kursuje i trzeba wracać na drugi brzeg przez most w Sierakowie, a później znów jechać na punkty. +15km trochę boli, jak już się ma stówkę w nogach.
Ale i tak dobrze że spotkałem Artura i Pawła, bo jechałbym jeszcze 2km na wschód do Chojna.
Górka tym razem mała, daje się wjechać na rowerze :). Wkurzony udaję się w podróż do Sierakowa.

PK 6, most kolejowy (pod mostem)
Długaśny przelot po ostatnie dwa punkty. Do drodze mijam PK 1, który zgarnąłem kilka godzin wcześniej specjalnie, żeby tędy nie jechać :). Spora część to ciśnięcie asfaltem, a nogi już bolą. Wydaje mi się że każdy jadący z naprzeciwka rowerzysta to zawodnik z TR100 wracający do bazy, ale raz to jakiś tubylec na składaku, raz jakiś szoszon itd. Gdyby wiedzieli jakich nerwów mi dostarczają :). Punkt w głębokim wykopie pod mostem trafiony bez pudła.

PK 4, dąb na zboczu.
Tym razem teren, w tym momencie wolę teren od afaltu, bo tyłek mniej boli ;).Szkoda tylko że jest pod wiatr. Niemniej punkt na wysokim brzegu Warty osiągnięty. Wracam żółtym szlakiem którym kiedyś jechaliśmy z mlodzikiem i JPbike do Sierakowa. Po wjechaniu na asfalt wyprzedzam jakiś skuterek :), i dojeżdżam do bazy, gdzie okazuje się że jestem pierwszy na TR100. Yeah!
Fajna niespodzianka, spodziewałem się że będę ostatni ;).

Bardzo malownicze tereny, pogoda dopisała, bardzo miło spędzony dzień i dobry trening tlenowy. Okazało się że jechałem praktycznie tak samo długo jak w zeszłym roku, gdzie starczyło tego na trzecie miejsce. Teraz teren był znacznie trudniejszy, więc wystarczyło na pierwsze :).
Ale myślę, że jakby tak wywalić niezawinione przeze mnie zwłoki i objazdy, to dałoby się zrobić tą trasę z godzinkę szybciej.
Niedługo będzie trzeba montować półkę na puchary, w końcu mam już całe dwa, hehe.








  • DST 17.46km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 40.20km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ablucje

Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 11.07.2014 | Komentarze 0

Krótka jazda, głównie w celu rytualnego obmycia roweru, bo już go nie było widać spod brudu ;).
Trochę Cytadeli, trochę różnych schodków, trochę po mieście. Odkryłem, że jestem w stanie na luzie podjechać pod co niższe schody, przynajmniej u mnie na osiedlu :). Zjeżdżanie ze schodów jest już passe ;).
Jutro orientacja, może jest szansa na pudło? Kto wie, wycinaki na pewno pojadą 150km, ja jadę setkę, która będzie pewnie słabiej obsadzona. Tylko 16 punktów, więc myślę że noga będzie miała znaczenie. Choć z nogą u mnie dość słabo, ale orientaliści też prędkością nie grzeszą ;).




  • DST 50.99km
  • Czas 01:36
  • VAVG 31.87km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wieczorka

Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 11.07.2014 | Komentarze 16

Jakoś w tych upałach nie miałem motywacji do jeżdżenia. Ale tego dnia wyjechałem krótko po wieczornym deszczu, więc nie było źle. 
W ogóle zastanawiałem się nad totalnym upadkiem mojej chęci do ścigania i chyba wiem. Do tej pory w każdym sezonie absolutnym topem i celem były dla mnie maratony górskie, to na nie cisnąłem wagę, ćwiczyłem technikę i szlifowałem formę, a płaskie popierdółki w Wlkp grały tylko rolę mocnych treningów przed górami.
W tym roku nie ścigałem się w górach ani razu. A opieranie sezonu tylko na plaskaczach jest tak totalnie nudne, że po prostu mi się odechciało. Ile można jeździć po nie robiących wrażenia zjazdach i podjazdach "prawie jak w górach"? Prawie robi różnicę. Na Bindugę zaspałem, co zdarzyło mi się chyba pierwszy raz w życiu :).
W górach wypadam gorzej, ale tak naprawdę tylko to mnie w mtb naprawdę bawi. Zjazdy na których mam oczy jak sowa ze strachu i podjazdy na których przez 5km wypluwam płuca.
Czekam na Sudety MTB jak na wybawienie, choć mam zamiar jechać je tylko for fun, ale to jednak będą góry, i to konkretne.
A Wielkopolska? W Wielkopolsce jest tylko jeden trudny maraton, na jaki czekam co roku - Michałki, reszta to popierdółki :).




  • DST 62.30km
  • Czas 02:02
  • VAVG 30.64km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hot

Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 2

Spokojna jazda mająca na celu uniewrażliwienie mnie na upał, przynajmniej częściowe. Może się przydać na maratonie w Bindudze.
O 15 asfalty miejscami się topiły, ale miałem jedno mrożące krew w żyłach przeżycie - przelot przez świeżo zrojony rój pszczół formujący się na gałęzi nad szosą. Kilkanaście uderzeń "z pszczoły" w dwie sekundy natychmiast podnosi prędkość chwilową, hehe.
Na szczęście obyło się bez użądleń, na koszulce siadła tylko jedna, i dała się wyprosić bez użycia przemocy ;). 
Ostatnie 30km z Wielenia to walka z paskudnym bocznym wiatrem. Wiał tym razem z południa i nie był przyjemnie chłodny. Był gorący jakby wiał z samych czeluści piekieł ;).




  • DST 33.91km
  • Czas 01:02
  • VAVG 32.82km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorne depnięcie

Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 03.07.2014 | Komentarze 0

Koło 20 wieczorem. Coraz bardziej wchodzi mi w krew wieczorny trening, z jednej strony niedobrze, z drugiej, przynajmniej nie chce się później jeść ;).
Równym tempem, z pięcioma czy sześcioma mocnymi zakwaszeniami  na podjazdach. Trzeba się trochę przyzwyczaić do wysiłku. 
Warunki bardzo przyjemne, z jednym wyjątkiem - chmary muszek. Czułem się jak wieloryb płynący przez ławicę kryla ;).




  • DST 41.11km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:03
  • VAVG 20.05km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rusałka-Morasko

Środa, 2 lipca 2014 · dodano: 03.07.2014 | Komentarze 7

Wieczorem akurat byłem w Poznaniu, więc wyskoczyłem w teren. I dobrze, bo dość mocno wiało. I to wiatr, który w dzień daje przyjemny chłodek, wieczorem bywa już dość lodowaty. Pod wiatr przejechałem kryjąc się po lasach aż do Strzeszynka, później już z wiatrem powrót przez Morasko i przy okazji przejazd sporym fragmentem ścieżek. Coś ostatnio się cykam przed tym zjazdem z otoczaków, niemniej poszło bezproblemowo :).




  • DST 60.92km
  • Czas 01:59
  • VAVG 30.72km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsze depy w korbę

Wtorek, 1 lipca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 2

Zmontowałem napęd w Radonie (choć misek nie wymieniłem, nie udało się odkręcić, nie miałem porządnego długiego klucza, a tą moją popierdółką nie chciałem obrabiać wielowypustu, na szczęście stare nieźle się jeszcze kręcą) i pojechałem wypróbować. 
Nareszcie nic nie strzela i się nie kolebie, nic też nie odpadło, więc jest nieźle ;). Niestety nie odczułem magicznego wzrostu mocy po użyciu supersztywnej i opływowej, pustej w środku Ultegry, choć faktycznie jest lżejsza :). Do tego kaseta do 23t, nowy łańcuch i można hulać.
Wiało dziś jakby się ktoś powiesił, choć nie jechało się najgorzej. Pierwsza połowa średnia poniżej 29 km/h, później trochę nadrobiłem. Idealna letnia temperatura i jak dla mnie cieplej nie musi być ;). Choć akurat na Bindugę ma dowalić 30 stopni i znów będzie zdychanie w dżungi :).
Koniec z żałosnymi miesięcznymi przebiegami, trzeba brać się za wyjeżdżanie kilometrów.