Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 78.75km
  • Teren 70.00km
  • Czas 06:05
  • VAVG 12.95km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 2180m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - etap III

Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 20.08.2014 | Komentarze 4

No to pierwszy etap samotnej jazdy. Wstałem wcześniej, bo tym razem jadłem przydziałowe żarcie w knajpie, znacznie gorsze niż na kwaterze, ale dało się zapchać. W ostatnim wpisie się pomyliłem - to przed tym etapem wymieniałem klocki i odpowietrzałem hamulce, a przypomniałem sobie dlatego, że to właśnie na początku tego etapu bardzo mi brakowało dotartych hamulców :).
Początek to długi, 13km podjazd na ponad tysiącmetrową Czernicę, w górach Bialskich. Zjazd z niej jest dość mocno techniczny, i przez chwilowy brak sprawnych hamulców musiałem sporo zbiegać. Na stromiznach zupełnie nie dawało się wyhamować i tyle.
Ale wiele nie straciłem, a po końcowym zjeździe hamulce były już ostre jak brzytwa i nie przeszkadzały dalej. Trasa była nieco inna niż dwa lata temu - około 10km szlaku granicznego się ścinało i nie trzeba było go jechać. Wjeżdżało się dopiero na przełęcz o ładnej nazwie Piekło i od tej pory większość dawało się jechać. Było sucho, więc przyczepność była znakomita, zjazdy wszystkie praktycznie w siodle, tylko podejść nieco było, ale i tak z Dawidem z mixu Gomoli zabawialiśmy się w podjeżdżanie jak najwyżej i rezultaty były niezłe :).
Do przełęczy Gierałtowskiej dojechaliśmy nawet nie wiem kiedy, a dalszy szlak do Borówkowej Góry był nieco łatwiejszy, choć dalej dość techniczny. Ale na sucho nie był jakoś straszny. Cały czas mi się podobało i jechało się bardzo dobrze. Dopiero zjazd z Borówkowej dał mi w kość. Nowe klocki powodowały oddalenie klamek od kiery i niewygodny chwyt, więc na dole zamiast rąk miałem dwie pary grabi, na dodatek bolących jak jasna cholera.
A tu jeszcze stromy podjazd prawie pod Jawornik, gdzie zacząłem kurwować, co zwiastowało kryzys.
Ale zaczął się zjazd, i od tej pory miało być łatwiej. Wcale nie było wiele łatwiej, nie na kryzysie jaki się zaczął ;). Szutry były przeplatane wyboistymi podjazdami po przecinkach, które mocno mi dokuczały, dopiero po ostatnim bufecie zaczęło być łatwiej bo zaczął się dość płaski (ale nie zupełnie płaski, oj nie) przejazd szutrami do Barda. Lubię ten odcinek, bo jest mocno widokowy, a mało męczy i można szybko jechać. Odżyłem i odzyskałem sporo miejsc, ale po dojeździe do Barda na zjeździe wszystko straciłem bo przyglebiłem w łatwym miejscu, gdy koło mi się uślizgnęło na tłuczniu. A techniczne fragmenty prawie wszystkie w siodle, niech to! ;)
Jak zwykle wyprzedzili mnie w końcówce Wiola i Dawid, ten scenariusz powtarzał się prawie codziennie :).
Na metę przyjechałem nieźle złomotany, jak nigdy w tym wyścigu. Fakt że ten etap był zdecydowanie najcięższy ze wszystkich, szczęście, że pogoda dopisała. Ale godzinę po przyjeździe zaczęło lać, i z przerwami lało aż do rana.
Jabłczyńska po tym etapie wyglądała już mocno niewyraźnie ;).


Kategoria Etapówki, Góry



Komentarze
marszy
| 19:45 wtorek, 30 grudnia 2014 | linkuj Komentarze na temat Jabłczyńskiej są zabawne do momentu, gdy człowiek na własne oczy zobaczy ten cały cyrk z jej startem związany. Miałem do dziewczyny spory szacunek za znalezienie sobie niemedialnego hobby, które niejednego zawodnika złamało, bo myślałem, że robi to dla przyjemnosci (podobno wszyscy to dla przyjeności robimy ;) ). Jak się okazuje, cały sztab przeciąga Asię przez wszystkie etapy, serwisuje sprzęt, by mogła dłużej rano w piżamie poparadować, kolega z zespołu na zmianę z jakimś nieoznakowanym jegomościem pchają Asię pod każdą górkę, noszą jej rowery, wymienia rowery na trasie, wozi kanapeczki, rozciąga, masuje, dowozi wodę i cholera wie, co jeszcze, żeby panna celebrytka mogła się w finisherze po Warszawie polansować. Dla mnie to jest kompromitacja po całości. Tak Jabłczyńskiej jak i organizatora, który niedozwolone regulaminem praktyki wybiórczo akceptuje, olewając przy okazji wszystkie zawodniczki, które same, wbrew przeciwnościom, ukończyło uczciwie rajd.
klosiu
| 17:15 czwartek, 21 sierpnia 2014 | linkuj Asia, tak sobie ją obserwowałem, bo byłem ciekaw jak to przetrzyma :). Przetrzymała, ale lekko nie było.
Jacek, z podpóreczką czy dwoma :). W tym roku tam jeszcze nie byłem, a na te dwa ogródki skalne trzeba dobrze najechać, żeby je przejechać :).
JPbike
| 14:55 czwartek, 21 sierpnia 2014 | linkuj Z Borówkowej, tym znanym zjazdem to zjechałeś bez podpóreczki ?
JoannaZygmunta
| 05:40 czwartek, 21 sierpnia 2014 | linkuj Bawią mnie Twoje komentarze na temat Jabłczyńskiej ;) Trasa jak dla mnie - masakra.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iniec
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]