Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 75.98km
  • Teren 68.00km
  • Czas 04:52
  • VAVG 15.61km/h
  • VMAX 65.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sudety MTB Challenge - Etap II

Wtorek, 29 lipca 2014 · dodano: 13.08.2014 | Komentarze 3

W nocy padało, więc rano było rześko. Wieczorem poprzedniego dnia wymieniałem przy piwku klocki w hamplach i efektem tego wesołego remontu bylo zapowietrzenie przodu. Pojechałem więc godzinę wcześniej, żeby Czesi mi to zrobili, a im to oczywiście nie sprawiło żadnego problemu. Zauważyłem wśród ich licznych skrzynek narzędziowych jedną wypełnioną całkowicie winami i łyskaczami :)). Piwa dokupywali na bieżąco. No tak, na takim dopingu robota musi iść ;).
20 minut przed startem wszystko było załatwione i ustawiłem się w sektorze z Ktone i Magdą, oraz Jabłczyńską, która jeszcze była świeżutka i tryskała energią. Tak że jeden start miałem ramię w ramię z Jabłczyńską ;).
Z początku był niezbyt stromy asfalt, na którym dobrze się czuję i dociskając z blatu szybko dogoniłem grupę pod przewodem Wojtka i Marca. Na szutrach było już gorzej, paru ludzi wyprzedziło nas, Kaz też sobie wziął do serca wczorajszą porażkę i widocznie postanowił zawalczyć na tym etapie. Pierwsze 20km to były łatwe szutry góra dół, Marc został z tyłu, na jednym z podjazdów po ciężkiej walce odstawiłem Kaza. Za bufetem był kilkukilometrowy cudowny zjazd po szutrze, gdzie nie schodziłem poniżej 60 km/h. Ale zauważyłem tam że coś przy napędzie mi się mocno telepie i przeszły mi przez głowę czarne myśli o destrukcji prototypowego bębenka od Soul Kozaka. Ale na razie koło się kręciło, więc jechałem. Po 3km asfaltu koło kopalni uranu, gdzie jechałem już trzeci raz, sił dodał doping od Oli z dziećmi i ojca Wojtasa, dostałem informacje, że do Wojtasa tracę tylko 7 minut. Nie było źle. Zresztą jechało mi się tego dnia bardzo dobrze, i czarne myśli o rezygnacji zupełnie zniknęły. Dalszą, szutrową część podjazdu znałem z pierwszego, "rozgrzewkowego" dnia, więc jechałem na pewniaka, a po dojechaniu do przełęczy pod Śnieżnikiem nastąpił znany z Międzygórza zjazd po bruku, gdzie bezdętki 29 cali na niskim ciśnieniu pokazały, że rulezują. Zaprawdę powiadam wam, nie czułem wstrząsów, nie bałem się o snejka wymijając tradycyjnych łataczy na poboczach, a paru ludzi wyprzedziłem z prędkością na oko dwa razy większą :).
Na dole krótki bufecik, krótki podjazd i parę kilometrów "tysiączką" trawersującą Śnieżnik.
Krótkie podejście, na którym sprawdziłem że kaseta luźno lata na bębenku i to powoduje dziwne dźwięki z napędu. "Odkręcona od wstrząsów kaseta" brzmiała diagnoza Dawida i Wioli z mixa Gomoli, z którymi cały czas się tasowałem na trasie. Uff, czyli jednak pojadę dalej. 
Szlak graniczny nie miał nic wspólnego z masakrą ze Stronia sprzed dwóch lat. Był suchy (co oznaczało, że błoto po piasty było tylko w jednym albo dwóch miejscach) i dawał się jechać z przyjemnością. Nawet długie podejście w końcówce nie zrobiło na mnie wrażenia.
Za do w drugim mixie Gomoli, pękła karbonowa Merida, na szczęście udało im się to powizorycznie poskładać i skończyć etap.
Po szlaku granicznym nastąpił długaśny, lekko techniczny zjazd, na którym zacząłem się przecierać do jazdy górskiej i odczuwać z takich zjazdów przyjemność :).
Jeszcze tylko podjazd na grzbiet gór Bialskich, kawałek asflatem i mega szybki zjazd do Stronia. Na łące jedyne co trzeba robić, to mocno trzymać kierę i nie myśleć co się stanie jak się trafi na kamień czy dziurę, to zupełnie wystarcza do osiągania kosmicznych prędkości ;).
Po łące jeszcze szybka gruntówka i już było Stronie. Przyjechałem o błysk szprychy za Wiolą i Dawidem, i tak się często działo na Challenge, że wyprzedzali mnie na ostatnim technicznym zjeździe, a ja już nie dawałem rady nadrobić :).
Kolejność jak zwykle - Wojtas, ja, Marc i Kaz. Od następnego dnia miałem już sobie dawać radę sam :).

Jeszcze wieczorem podjechaliśmy z Marcem do Czechów, gdzie dokręciłem sobie kasetę i znów wszystko banglało, gotowe na kolejny etap.


Kategoria Góry, Etapówki



Komentarze
josip
| 07:28 czwartek, 14 sierpnia 2014 | linkuj A jak tak stałeś koło Jabłczyńskiej to pewnie też byłeś świeżutki.. czym tryskałeś?:):)
Szpileczkę o ukończeniu tylko 1/2 dystansu pominę, he he
klosiu
| 20:09 środa, 13 sierpnia 2014 | linkuj Świeżutka, przez porównanie do tego, jak wyglądała parę dni później ;).

Ale muszę powiedzieć, że nabrałem do niej dużego szacunku. Było widać że jej etapówka daje mocno w kość, ale ukończyła, w przeciwieństwie do niektórych, którzy zdobyli się tylko na jakieś połówki ;P :)
Jurek57
| 19:06 środa, 13 sierpnia 2014 | linkuj Świeżutka Jabczyńska , jak mam to rozumieć ? W pełnym meka-up-ie ... ? :-)
Rozumiem że autograf i foto będzie !
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa cesam
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]