Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1172.91 km (w terenie 456.30 km; 38.90%)
Czas w ruchu:58:25
Średnia prędkość:20.43 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:8670 m
Maks. tętno maksymalne:168 (89 %)
Maks. tętno średnie:141 (75 %)
Suma kalorii:9333 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:43.44 km i 2h 05m
Więcej statystyk
  • DST 57.80km
  • Teren 57.00km
  • Czas 02:42
  • VAVG 21.41km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaczmarek Elektric Kargowa

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 16

Przyjechaliśmy autem teamowym z Zibim, Maksem i Rodmanem, już na godzinę przed startem trzeba było parkować dość daleko, Kargowa nie oszałamia wielkimi przestrzeniami dla aut.

Rozgrzeweczka krótka, bo i tak było ciepło. Korba skrzypi, znów będzie mnie wkurwiać cały wyścig. Ustawiamy się z Rodmanem i Hulajem w drugim rzędzie jak bogaci, więc powinno być nieźle. Niestety start potwornie spieprzyłem, dałem się powyprzedzać jak dzieciak. Pisałem już wcześniej że zero dynamiki po Trophy? Pisałem :).
Ale i tak błyskawiczny ogień z dupy po strzale startera to coś co mi bardzo słabo wychodzi. Trzeba coś z tym zrobić.
Tak czy inaczej w lesie początek stawki był już posegregowany i można było się skupić na wyprzedzaniu. Raczej pojedyńczych osób, bo tempo było porządne, startując zwykle w Kargowej bardziej z tyłu nie spodziewałem się aż takiego tempa. Szybko znaleźliśmy się z Josipem i większość pierwszego kółka jechaliśmy razem, jak jeden zamulał to drugi wychodził na prowadzenie i było kogo gonić. Bardzo dobra współpraca.
Trasa bez zmian, tego co dobre nie ma co zmieniać, więc sekcje krętych singielków, stromych podjazdów i krótkich, ale dość technicznych zjazdów zostały bez zmian. Tyle że wydawały mi się mega łatwe po Trophy ;). Niemniej pokonywanie ich w tempie wymagało trochę skupienia. W jednym miejscu był nawet koreczek przed jakimś banalnym zjeździkiem - w pierwszym sektorze?
Na krętym singlu przez sosenki minęliśmy Rodmana grzebiącego przy łańcuchu, później Szymona G. - cholera, jakieś fatum?
Na kawałku gładkiej szutrówki przed rozjazdem trochę odszedłem Josipowi i zacząłem jechać swoje, goniąc grupę przede mną. Frekwencja na mega była spora, spodziewałem się że prawie wszyscy skręcą mini, a tu zonk - prawie nikt nie skręcił :). Więc było kogo gonić, i prawie całą drugą pętlę przejechałem w dość szybkiej grupie, mało się tasując. Na singlu między sosenkami tym razem spotkałem Blooma :). Niestety jak zaczęliśmy gadać przestrzeliliśmy skręt, i cała wyprzedzona właśnie grupa nas łyknęla. Należało się skupić, przestałem gadać i zacząłem odzyskiwać pozycje, goniąc Piotra Kustonia z GPBT.
Bardzo ładnie jechał, więc parę kilometrów cisnąłem za nim, w końcu docisnąłem na jakimś podjeździe i wyprzedziłem. Za międzyczasem jakieś 12-15km od mety zaczęło być nieprzyjemnie, tego dnia było mega duszno i ni z tego ni z owego zaczął mnie boleć brzuch i zachciało mi się rzygać. Niezbyt mi pasują takie warunki ;).
Jednocześnie należało przyśpieszyć bo finisz blisko. Od 5km przed metą odpaliłem takie turbo że aż się zdziwiłem, cisnąc pod wiatr w okolicach 40km/h najpierw dogoniłem dwóch z ASGO, oczywiście siedli na kole. Dociągnąłem ich do Volkswagena, UKS Pelotonu i Reala 64-sto, ale ci chyba nie zareagowali i przeszliśmy, tylko ASGO twardo siedzieli na kole mimo że nieźle wierzgałem ;).
Tuż przed krótkim singlem dojrzałem parę z Kargowa Team, stanąłem na pedały i udało mi się nimi oddzielić od pogoni na singielku - dość komfortowa sytuacja. Niestety ASGO doszli mnie za singlem, ale to ich też kosztowało - jeszcze jedno moje dociśnięcie na lekkim podjeździe i zostali z tyłu na kilka sekund. Uff.
Teraz należało się skupić na dobrym przejściu piaskownicy i finiszu. Poszło ładnie, zachowałem przewagę, ale na prostej przed metą zobaczyłem jeszcze jedną ofiarę ;). Niby nie miałem już siły, ale jeszcze jeden sprincik wyszedł i kolejny skalp zawisnął na blacie tuż przed kreską ;). Na mecie musiałem usiąść, jeszcze tak wyjebany nie kończyłem żadnego wyścigu :). Ale niezwykle efektywny finisz wyszedł, skoczyłem 12 oczek open przez ostatnie pół godziny ;).


Widać lekki zgonik na kresce ;P. Blat, oś, i zarzygana twarz, czyli kompletny syndrom dobrego finiszu :D.

49 KŁOS MARIUSZ 02:15:47
68 PRZYBYŁ TOMASZ 02:20:07
71 SOŁTYS WOJCIECH 02:20:40
88 KOPER PRZEMYSŁAW 02:25:24
100 HOREMSKI MARCIN 02:28:02
125 GAWŁOWSKI KRZYSZTOF 02:39:43
146 RYBAK ZBIGNIEW 02:54:05

Szczerze mówiąc wynik mnie trochę załamał, jak to tak, ja się wypruwam, robię 4 minuty mniejszą stratę do Konwy niż w zeszłym roku, a miejsce 15 w M3??? Poziom na Kaczmarku zrobił się ostatnio gorszy niż na Powerade ;).
Ale ogólnie jestem z wyścigu zadowolony, pojechane było dobrze, poza kompletnie spieprzonymi 2-3 pierwszymi kilometrami. Złóżmy to na karb zmęczenia po etapówce ;).


Kategoria Maratony


  • DST 22.80km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cztery depy

Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 0

Takie tam. W terenie cztery krótkie odcinki tempem wyścigowym, poza tym kompletny luzik z nogi na nogę. Rusałka, Cytadela, Stary Rynek. Ogród Botaniczny ;).
Noga w miarę idzie, pytanie tylko - jak długo wytrzyma? :)




  • DST 38.60km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 20.50km/h
  • VMAX 37.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzeba się najeść

Piątek, 7 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 3

Wziąłem Canyona na wycieczkę, sprawdzić jak toto działa po Trophy i rozruszać korby, dosłownie, bo lekko skamieniały po paru dniach stania ;). Ale po kilku kilometrach było już ok. Ilość syfu, jaka dostała się do zacisku hamulca przez minimalną szparę w odklejonej taśmie przekonała mnie ostatecznie, że zaklejenie zacisków było świetnym pomysłem na tą pogodę. Zresztą wygląda na to, że w Kargowej klocki jeszcze dadzą radę. Przerzutka po obfitym nasmarowaniu odzyskała animusz i zrzuca poprawnie. Do tylnej przerzutki Srama mam najwięcej pretensji ;), w dużym błocie sprężyna przestawała działać i bardzo opornie zrzucała na mniejsze zębatki. Serwisanci stwierdzili, że to przez to że Sram nie ma luzów - w miarę zacierania sworzni działa coraz gorzej. Shimano ma luz roboczy i mimo że jakość przerzucania pogarsza się przy zabrudzeniu, to działa cały czas prawie tak samo. Fajnie, tylko co mi po przerzutce, która działa super, ale tylko jak jest czysto? Zastanawiam się nad zmianą tyłu i manetki.
Poza tym lekko zatarta linka (na Trophy była raz zmieniana), piszczące kółko od przerzutki i lekko strzelająca sztyca. Ogólnie stan roweru całkiem dobry, być może przydałoby się jeszcze zrobić serwis amortyzatora, ale zobaczę jak się sprawi w Kargowej.
Po 30km złapałem bombę mimo bardzo spokojnej jazdy i wróciłem do domu, nawet po Morasku za dużo nie pojeździłem. Trzeba się najeść i pouzupełniać to i owo, bo będzie źle ;).




  • DST 37.64km
  • Czas 01:07
  • VAVG 33.71km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Żeby jeździć trzeba jeździć

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 2

Ładnie się zrobiło po południu, więc krótki trening sprawdzający. Tempo w górnej strefie komfortowej, kadencja wysoka. Całkiem ładnie, ale na razie jeszcze nie ma tej dynamiki co kiedyś :).
Udało mi się rozwalić to coś, co w Radonie pełni rolę gwiazdki i tylko mojej niespożytej pomysłowości zawdzięczam skręcenie sterów ;). Czy wszystkie szosówki mają zamiast normalnej gwiazdki dziwne urządzenie rozpierające się w rurze, którego jedyną zaletą jest to że da się to wyjąć?
W ogóle bardzo przyjemna pogoda, wiatr słaby, słońce grzeje, kwiatki pachną, noga kręci ;).




  • DST 5.80km
  • Teren 5.80km
  • Czas 00:33
  • VAVG 5:41min/km
  • Temperatura 13.0°C
  • Aktywność Bieganie

Na obudzenie

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 2

Z rana na rozbudzenie, po załatwieniu paru spraw pojechałem do lasu i przetruchtałem parę kilometrów. Mimo że ostatnio bardzo mało biegałem, to na Trophy ciągle miałem plusik na podejściach, to mnie zachęciło jednak do wprowadzenia krótkich przebieżek 2-3 razy w tygodniu.
Przyszedł hak do Canyona, rychło w czas ;). Na Trophy miałem przez to duży stres żeby go nie złamać, bo Czesi z serwisu od razu powiedzieli, że takiego nie mają :).


Kategoria Bieganie


  • DST 33.22km
  • Czas 01:13
  • VAVG 27.30km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bajabongo

Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 0

Były dwa dni laby, więc powoli trzeba wsiadać na rower. Ale do Kargowej nie trenuję, tylko luźne przejażdżki. Tak więc wynik będzie jedną wielką niewiadomą i bukmacherzy nnie mają pojęcia jakie stawki płacić ;P.
Nogi o dziwo całkiem w porządku, kontrolny sprint za skuterkiem był dobry, nie dałem mu się oddalić nawet na 5m zwiększając prędkość z 25 do 40km/h :).
Bardzo przyjemna pogoda, ciepło i słońce grzejące od czasu do czasu zza chmur. Przyjemnie jechać lekką szosówką zamiast oblepionym błotem dwudziestodziewięciocalowym potworem :).




  • DST 47.37km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 13.10km/h
  • VMAX 53.20km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy etap IV - w trupa od początku

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 15

Z rana upragniony widok - słońce za oknem! :)
Trasa tego dnia była mocno skrócona, wywalono jakieś 26km i Klimczok, pozostało zaledwie 44-45km i 1800m przewyższenia, więc nie było co gdybać nad taktyką - w trupa i tyle :). Od samego początku mocno, ale dopiero po 5km mijam Marka, który miał ten sam sposób na wyścig. Jeszcze przed Kubalonką mijam Macieja R. więc jest dobrze. Długi zjazd lekko przyblokowany korkiem w najwęższym miejscu i od razu po minięciu Wisły bezlitośnie stromy podjazd po płytach w pełnym słońcu. W ogóle wszystkie podjazdy poza ostatnim asfaltem były tego dnia konkretne, na granicy wjechania. Trochę się gotuję, ale nie odpuszczam, bo Maciej jest blisko. W końcu udaje mi się go urwać, trochę szybkich zjazdów z rozkosznie przyczepną nawierzchnią, więc prawie nic nie tracę i znów podjazdy. Płaskie odcinki nie istniały, były tylko strome podjazdy i szybkie zjazdy na tym etapie. Zjazd z Salmopolu do drugiego bufetu jest tak stromy, że szybko zaczynają boleć paluchy na klamkach, ale mimo to jest banalny, bo człowiek jest tak przyzwyczajony do śliskiego, że sam tylko brak błota odczuwa jak przyczepny asfalcik ;). Za bufetem dogania mnie Paweł - też jest mocny podjazdowo, więc etap jest pod niego.
Trochę mi ucieka na stromiźnie, wyprzedzamy paru ludzi, ale na szczycie nie jest daleko, na zjeździe na tamę tracę bardzo niewiele i asfalt na Kubalonkę zaczynam jakieś 100m za 5-6 osobową grupą prowadzoną przez Pawła. Większość podjazdu redukuję dystans, w końcu ich dochodzę za zameczkiem i po chwili przemieszczam się na czoło i atakuję :). Tempo wytrzymał Paweł i jeszcze dwóch, dochodzimy też jednego ucieczkowicza i zaczyna się bezlitosny zjazd, powyżej mojego progu akceptacji, ale nie odpuszczam i dokręcam wszędzie gdzie się da :), Jedzie nas cały czas pięciu, i śmigamy jak dziki po lesie i szutrach bez hamowania ;). Na jakimś podjeździe znów atakuję i wychodzę na czoło, całe szczęście, bo za zakrętem pokazuje się wąska kładka nad rowem, nie trafiam i muszę się zatrzymać, jakbym był z tyłu to byłoby pozamiatane :). I dalej z blatu po korzeniach i łąkach, Pawłowi zaciąga łańcuch i zostaje lekko z tyłu, więc resztę jedziemy we trójkę, objeżdżamy szkołę wąskim asfaltem, jeszcze 200m w poślizgach po żwirowej ścieżce i koniec :).
Od tamy cały czas mega tempo i ani chwili wytchnienia.

Ale wyniki tego warte - miejsce 108/325 open z czasem 3:25:15! Historyczne najlepsze miejsce na MTB Trophy :).
Paweł przyjechał jakieś 30s po mnie, Tomek stracił 9 minut, Jarek Wójcik 12 minut, a Maciej R. 19 minut po awarii piasty.
Marc też ten etap mocno pojechał i stracił tylko 21 minut. Ogólnie było szybko :).
W generalce dobre 126/314 miejsce open i 48 M3. Cel czyli pierwsza połowa stawki wypełniony z nawiązką :).
Dla porównania dwa lata temu byłem 246 open i 120 M3 :D.



Dobrze mi się jechało w tym roku, mimo tragicznych warunków. Chociaż z drugiej strony, w nocy rozpadało się i deszcz przeplatany ulewą trwał bez przerwy aż do wyjazdu w poniedziałek. Czyli mogło być jeszcze gorzej ;).


By Sufa


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 76.08km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 12.79km/h
  • VMAX 62.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 2350m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy etap III - Racza, "sraczka" i długi finisz

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 9

Deszcz z tego co pamiętam walił tym razem pół nocy, a i rano popadywało i nie było większych nadziei na poprawę. W takiej pogodzie świetnie się sprawdzało zaklejenie zacisków hamulców od góry taśmą izolacyjną - klocki wytrzymały całe 4 dni bez konieczności wymiany. Obniżyłem też siodełko o pół centymetra, niby pierdoła, a poprawa na zjazdach diametralna.
Przed startem poznałem się w końcu z k4r3lem z BS, nie obyło się bez pamiątkowej foty:

No i nastąpił start.
Aż do Ochodzitej głównie asfalty, gdzie cisnę w trupa, zostawiając wszystkich znajomych poza Maciejem R. z tyłu. Wypracowałem sobie dobrą pozycję i nie zamierzałem jej łatwo oddać ;). Ochodzita w chmurach, zjazd z odwróconym stopniem trudności - skałki pod szczytem to był banał, bo była jakaś przyczepność, natomiast gruntowe ścieżki poniżej to rzeźnia, i gleby występowały masowo :). Mnie się udało z jedną podpórką i bez straty pozycji. Po drodze do Zwardonia podjazd dość techniczny w błocie, ale dało się jechać, zjazd dość łatwy. Za Zwardoniem podejście na Beskid Graniczny, później dłuższa sekcja szutrów, gdzie jak dwa lata temu jedziemy z Matkiem z Osozu. Na asfalcie przed Raczą włączam turbo i wreszcie doganiam Macieja, który od wczoraj jedzie na starym XTC sprowadzonym błyskawicznie z Krakowa na miejsce połamanej ramy :). W końcu mam jeden międzyczas przed Nim :)).
Podjazd pod Raczę w miarę suchy, więc można kręcić równo swoje, napinam się, żeby maksymalnie zwięszyć przewagę nad Maciejem i oboma Biketiresami, którzy na pewno ostro gonią ;).
Mimo wycięcia koło 10 zawodników i 134 pozycji na szczycie Maciej dopada mnie zaraz na początku zjazdu, a Tomek i Paweł mniej więcej w połowie. Za bardzo cieniuję na śliskim i tyle. Jeszcze uciekając na zjeździe walę otb na skośnej gałęzi, co kończy się dziurą na dupie i tak pół etapu jadę w dość nieprzystojnym stroju... dobrze że nie ma za wielu kibiców, bo tymczasem się rozpadało ;).
Deszczu w sumie nie było czuć, tylko widać było krople walące po drzewach i trzeba było zdjąć zalane oksy. Ale że byłem dość grubo ubrany to dawałem radę na singlu, później zaczęło się podejście na Kikulę, które wielu załamało. Mega błoto, zablokowane przednie i tylne koło, łatwiej było prowadzić rower po borówkach niż po tym rozrytym trakcie. Gdy już wszyscy upaprani błotem doszli na szczyt, żeby zacząć w ogóle zjazd trzeba było ostro dokręcać, bo rower nie chciał ruszyć :).
Zjazd z Kikuli był dość technicznym singlem, a później rozmytą szutrówą, ale szedł mi całkiem ładnie, obniżenie sztycy plus przyzwyczajenie do śliskiego wyraźnie zwiększyły moją szybkość na zjazdach.
Zaczęła się długa i upierdliwa sekcja po łąkach i leśnych drogach pokrytych "sraczką", czyli rozbabraną warstwą błota wiadomej barwy ;).



Wyglądało to mniej więcej tak i było śliskie jak cholera :).
Z ulgą dojechałem do asfaltów, które miały już przeważać do mety. Trasa miała mieć według spikera 64km, więc na podjeździe na 62km mocno zaatakowałem wycinając 5-6 osób i rozpocząłem finisz, który jak się okazało miał trwać jakieś 10km :)))
Cisnąłem w trupa, były przeważnie asfalty, ale i trzy solidne górki po drodze, wyprzedziłem jeszcze 4-5 osób, na błotnistej łące wyjebałem drugie otb w rowie, zaczął się teren - końcówka maratonu w Istebnej z 2011, więc korzeniasty singiel po lesie, jeszcze jeden podjazd tym razem łąką (qrva, nie dam rady!!! - ale łyknąłem tam jeszcze dwóch ;))) i korzonki, gdzie wyjebałem jeszcze jedno otb jeszcze przed ścianką i grzecznie ją zbiegłem :).
Zmachany jak pies dojechałem do mety i okazało się że jest całkiem niezły wynik:
146/333 open, czas 5:56:17.
Maciej dokopał mi 14 minut, Tomek 12 minut, a Paweł 4 minuty.
Ludzie po tym etapie odpadali już masowo, było jakieś 100 dnfów i pewnie dlatego radykalnie skrócono trasę ostatniego etapu.
Wieczorem okazało się że amor zesztywniał i przestał się uginać. Na szczęście czescy mechanicy stanęli na wysokości zadania i pracując do drugiej w nocy dali radę go zrobić, więc następnego dnia chodził jak nówka. Tyle że nie zdążyłem przez to wymienić klocków, ale to i lepiej, bo wystarczyły ;).


Kategoria Etapówki, Góry