Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 76.08km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 12.79km/h
  • VMAX 62.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 2350m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Trophy etap III - Racza, "sraczka" i długi finisz

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 9

Deszcz z tego co pamiętam walił tym razem pół nocy, a i rano popadywało i nie było większych nadziei na poprawę. W takiej pogodzie świetnie się sprawdzało zaklejenie zacisków hamulców od góry taśmą izolacyjną - klocki wytrzymały całe 4 dni bez konieczności wymiany. Obniżyłem też siodełko o pół centymetra, niby pierdoła, a poprawa na zjazdach diametralna.
Przed startem poznałem się w końcu z k4r3lem z BS, nie obyło się bez pamiątkowej foty:

No i nastąpił start.
Aż do Ochodzitej głównie asfalty, gdzie cisnę w trupa, zostawiając wszystkich znajomych poza Maciejem R. z tyłu. Wypracowałem sobie dobrą pozycję i nie zamierzałem jej łatwo oddać ;). Ochodzita w chmurach, zjazd z odwróconym stopniem trudności - skałki pod szczytem to był banał, bo była jakaś przyczepność, natomiast gruntowe ścieżki poniżej to rzeźnia, i gleby występowały masowo :). Mnie się udało z jedną podpórką i bez straty pozycji. Po drodze do Zwardonia podjazd dość techniczny w błocie, ale dało się jechać, zjazd dość łatwy. Za Zwardoniem podejście na Beskid Graniczny, później dłuższa sekcja szutrów, gdzie jak dwa lata temu jedziemy z Matkiem z Osozu. Na asfalcie przed Raczą włączam turbo i wreszcie doganiam Macieja, który od wczoraj jedzie na starym XTC sprowadzonym błyskawicznie z Krakowa na miejsce połamanej ramy :). W końcu mam jeden międzyczas przed Nim :)).
Podjazd pod Raczę w miarę suchy, więc można kręcić równo swoje, napinam się, żeby maksymalnie zwięszyć przewagę nad Maciejem i oboma Biketiresami, którzy na pewno ostro gonią ;).
Mimo wycięcia koło 10 zawodników i 134 pozycji na szczycie Maciej dopada mnie zaraz na początku zjazdu, a Tomek i Paweł mniej więcej w połowie. Za bardzo cieniuję na śliskim i tyle. Jeszcze uciekając na zjeździe walę otb na skośnej gałęzi, co kończy się dziurą na dupie i tak pół etapu jadę w dość nieprzystojnym stroju... dobrze że nie ma za wielu kibiców, bo tymczasem się rozpadało ;).
Deszczu w sumie nie było czuć, tylko widać było krople walące po drzewach i trzeba było zdjąć zalane oksy. Ale że byłem dość grubo ubrany to dawałem radę na singlu, później zaczęło się podejście na Kikulę, które wielu załamało. Mega błoto, zablokowane przednie i tylne koło, łatwiej było prowadzić rower po borówkach niż po tym rozrytym trakcie. Gdy już wszyscy upaprani błotem doszli na szczyt, żeby zacząć w ogóle zjazd trzeba było ostro dokręcać, bo rower nie chciał ruszyć :).
Zjazd z Kikuli był dość technicznym singlem, a później rozmytą szutrówą, ale szedł mi całkiem ładnie, obniżenie sztycy plus przyzwyczajenie do śliskiego wyraźnie zwiększyły moją szybkość na zjazdach.
Zaczęła się długa i upierdliwa sekcja po łąkach i leśnych drogach pokrytych "sraczką", czyli rozbabraną warstwą błota wiadomej barwy ;).



Wyglądało to mniej więcej tak i było śliskie jak cholera :).
Z ulgą dojechałem do asfaltów, które miały już przeważać do mety. Trasa miała mieć według spikera 64km, więc na podjeździe na 62km mocno zaatakowałem wycinając 5-6 osób i rozpocząłem finisz, który jak się okazało miał trwać jakieś 10km :)))
Cisnąłem w trupa, były przeważnie asfalty, ale i trzy solidne górki po drodze, wyprzedziłem jeszcze 4-5 osób, na błotnistej łące wyjebałem drugie otb w rowie, zaczął się teren - końcówka maratonu w Istebnej z 2011, więc korzeniasty singiel po lesie, jeszcze jeden podjazd tym razem łąką (qrva, nie dam rady!!! - ale łyknąłem tam jeszcze dwóch ;))) i korzonki, gdzie wyjebałem jeszcze jedno otb jeszcze przed ścianką i grzecznie ją zbiegłem :).
Zmachany jak pies dojechałem do mety i okazało się że jest całkiem niezły wynik:
146/333 open, czas 5:56:17.
Maciej dokopał mi 14 minut, Tomek 12 minut, a Paweł 4 minuty.
Ludzie po tym etapie odpadali już masowo, było jakieś 100 dnfów i pewnie dlatego radykalnie skrócono trasę ostatniego etapu.
Wieczorem okazało się że amor zesztywniał i przestał się uginać. Na szczęście czescy mechanicy stanęli na wysokości zadania i pracując do drugiej w nocy dali radę go zrobić, więc następnego dnia chodził jak nówka. Tyle że nie zdążyłem przez to wymienić klocków, ale to i lepiej, bo wystarczyły ;).


Kategoria Etapówki, Góry



Komentarze
JPbike
| 16:38 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj To chyba racja i coś w tym jest :)
klosiu
| 16:34 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj Podobno każdy szanujący się mtbowiec musi przejechać jeden maraton z gołą dupą :)))). Na szczęście mamy to już za sobą, ale wszystko przed pozostałymi ;).
JPbike
| 16:12 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj Dziura w dupie - no to witaj w klubie, ja na swoim Trophy i też podczas 3 etapu odsłoniłem tyłek :)
Z tym długim finiszem to mnie nie dziwi jak na sławne Golonkokilometry przystało :)
klosiu
| 13:18 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj Asia, hehe :).
Czesi normalnie rozebrali amora, wyczyścili, nalali oleju i złożyli :). Dla tych magików to nie problem - rebę robili 30-40 minut :). Ale po tym etapie mieli do robienia kilkanaście amorów, więc roboty sporo.
JoannaZygmunta
| 10:08 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj Jak czytam o tych błotnistych zjazdach to mi się zimno robi ale jak poczytałam, że dobrze, że nie było kibiców bo miałeś co pokazać od tyłu to myślałam, że spadnę z krzesła :)
Czescy mechanicy co zrobili z Twoim amorem? Walnęli z młotka, nalali miodu, zakleili taśmą klejącą i juz był jak nówka? ;)
klosiu
| 14:14 wtorek, 4 czerwca 2013 | linkuj Kania, chyba nie da się zdecydować na Trophy połowicznie ;). Jak już się zapisze na start, to trzeba cisnąć, poddanie się nie wchodzi w grę :).
Rodman --> nie bylo tak źle ;). Jak to mówią, pain is temporary, pride is forever ;P
k4r3l --> też długo będę pamiętał tą cholerną Kikulę :). Ten finisz faktycznie bolał, ale jak się zaczęło, to trzeba było cisnąć do mety, tym bardziej że gonili :).
k4r3l
| 13:36 wtorek, 4 czerwca 2013 | linkuj Aaaa, i znowu mam to wszystko przed oczami, hehe; sraczka to idealne określenie konsystencji tego błota;) No i widzę, że nie tylko ja miałem ''długi finisz'' na tym etapie - cholera :)
Rodman
| 12:49 wtorek, 4 czerwca 2013 | linkuj ale masakra :-))) !
jak fajnie się czyta z kawusią w kubku w suchej i ciepłej chacie ;-P !
kania76
| 10:43 wtorek, 4 czerwca 2013 | linkuj Niezłe relacje. Gratuluję zaangażowania i kondycji.
Pozdrawiam
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wczet
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]