Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1172.91 km (w terenie 456.30 km; 38.90%)
Czas w ruchu:58:25
Średnia prędkość:20.43 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:8670 m
Maks. tętno maksymalne:168 (89 %)
Maks. tętno średnie:141 (75 %)
Suma kalorii:9333 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:43.44 km i 2h 05m
Więcej statystyk
  • DST 6.45km
  • Teren 5.50km
  • Czas 00:33
  • VAVG 5:06min/km
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 562kcal
  • Aktywność Bieganie

Test klimy

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 4

Ciąg dalszy przekonywania organizmu, że upał jest jednak OK ;).
O 19 ciągle 30 stopni, rzeźnia. Do tego strasznie parno, w lesie, gdy po kilometrze zrobiłem się mokry od potu, musiałem dodatkowo walczyć z chmarami much, które skutecznie podkręciły mi tempo do prawie 5:00/km. Dość krótki dystans, i dobrze, bo bez regularnych treningów biegowych bym wiele więcej nie przebiegł w tym tempie. Ilość potu jaka się wydziela przy tej temperaturze jest straszliwa, po pół godzinie byłem o 1.3kg lżejszy. Masakra. Za parę dni, jak się przyzwyczaję do upału, powinno być znacznie lepiej.
Ale tempo całkiem fajne we względnym komforcie, spodziewałem się że będzie gorzej, bo biegam teraz jakieś 10km na miesiąc ;).


Zenki, 5:09/km,


Kategoria Bieganie


  • DST 53.02km
  • Czas 01:47
  • VAVG 29.73km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przyjemne ciepło

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 3

Hehe. Żartowałem :)
Mogłem wyskoczyć na rower dopiero o 11, więc wpadłem w sam środek pieca :). Dobrze że chociaż wiatr był, bo jak trafił się podjazd na patelni osłoniętej od wiatru to myślałem że umrę :). No ale nic, jeszcze 2-3 dni i się człowiek przyzwyczai.
Ale dziś wskutek upału bez intensywnych fragmentów, jedyne co robiłem poza jednostajną jazdą, to przyśpieszanie na podjazdach za pomocą zwiększania kadencji.


Śmieszna fotka z cyklu "Przerażony Klosiu" ;). Jak w tym Złotym Stoku było gładko, ech... ;).




  • DST 47.20km
  • Czas 01:33
  • VAVG 30.45km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 162 ( 86%)
  • HRavg 129 ( 68%)
  • Kalorie 951kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pleszka zwyczajna

Środa, 19 czerwca 2013 · dodano: 19.06.2013 | Komentarze 5



Ten mały ptaszek od paru miesięcy wybitnie umila mi nudną pracę przy kompie :).
Musi mieć gniazdo gdzieś w tujach niedaleko biura, bo często mogę obserwować kolorowego samczyka i szarą samiczkę czatujące kilka sekund na owady na poręczy tuż pod oknem.
Ostatnio już zbierają je hurtowo - po parę dżdżownic w dziobie na raz co wskazuje na więcej gąb do wykarmienia w gnieździe ;).
Dopiero dziś go zidentyfikowałem, wcale nie było to łatwe bo nie są zbyt pospolite. Mimo że mniejsze od wróbla przylatują na lęg z Afryki, podobnie jak bociany. Ważący 15g ptak zjada dziennie 16-20g owadów!

No dobra, do brzegu :). Dziś trening późnym popołudniem, gorąco nad szosą aż zatykało. 15x sprinty na moc, w trzech seriach po 5. Niezbyt to szło, może dlatego że pod wiatr. Z powrotem już totalny luz na niskim tętnie. Nie chciało mi się trenować, nie jestem przyzwyczajony do takich upałów. Może jutro uda się wyskoczyć z rana.




  • DST 119.00km
  • Czas 03:53
  • VAVG 30.64km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRmax 164 ( 87%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 2535kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stówka z lekka niespodziewana

Wtorek, 18 czerwca 2013 · dodano: 18.06.2013 | Komentarze 3

Chciałem dziś długi tlen, to miałem :). Co prawda planowałem z 80km, bo nie myślałem że zniosę dłuższy, więc z początku skierowałem się do Chodzieży, gdzie dziesięciokilometrowy 1-2% podjazd pod Gontyniec coraz bardziej się nastramiający potrafi ładnie podbić intensywność jazdy. Dalej pojechałem na Szamocin, fajną pagórkowatą trasą z widokiem na pokaźne wzgórza po drugiej stronie doliny Noteci. Już za Szamocinem wiedziałem że przestrzelę z dystansem i padnie setka, bo nudna, prosta jak strzała i płaska jak naleśnik pięciokilometrowa droga przez dolinę Noteci nie doprowadziła mnie do Miasteczka Krajeńskiego, a do Białośliwia, jakieś 10km na północ dalej. Nie zmartwiłem się zbytnio, bo przede mną było jakieś 30km rewelacyjnej, mocno pagórkowatej szosy dobrej jakości i z małym ruchem. Uwielbiam ten odcinek, mimo że byłem tu dopiero drugi raz. Ale kiedy dwa razy zabłądziłem i nadłożyłem kilometrów, okazało się że wyjdzie ze 120km, bo wyjechałem nie pod Ujściem, ale znów pod Chodzieżą. Na dodatek picie skończyło się dokładnie w tym momencie, gdy skończyły się wioski ze sklepami :). Ze 30km jechałem o suchym pysku, sklepu w Marunowie dopadłem jak oazy na pustyni i dawno mi nic nie smakowało tak jak ta lodowata butelka pepsi ;).
Kilka kilometrów dalej cukier wszedł w obieg i ostatnie 10km szedłem jak burza, powyżej 35km/h :).
W sumie fajnie że tak wyszło, jak się człowiek zgubi, to powoli lecący czas przestaje być jakimkolwiek problemem ;).


Kategoria 100-200


  • DST 20.26km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:59
  • VAVG 20.60km/h
  • VMAX 32.70km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Być jak trzepak

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 3

Rege dookoła Rusałki i na Cytadeli. Każdy ciuch z innej parafii, brak rękawiczek i kasku, obdarte oba kolana i łokieć. Trzepak na wakacjach :).




  • DST 35.68km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 11.39km/h
  • VMAX 74.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazd. Wang, Śnieżka, Czarna Kopa, Okraj, Tabaczana ścieżka.

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 5

I tak nie mogłem specjalnie spać przez szlify, więc nie miałem problemu zerwać się o 4 rano ;).
Po 5 wystartowaliśmy we czterech, JPbike, Marc, Zibi i ja. Maks poprzedniego dnia jak zwykle się uszkodził w maratonie ;) i zdecydował się dłużej pospać.


Rozgrzewkowy siedmiokilometrowy podjazd pod Wang zrobiliśmy z Jackiem w dość solidnym tempie, zajął 29 minut od szkoły w Ściegnach i zrobiło się całkiem ciepło :).
Po zebraniu grupy poczekaliśmy chwilę na ktone, który poprzedniego dnia też się deklarował, ale chyba zaspał ;).
Upuściliśmy powietrza żeby tyłki nie bolały ;) i w drogę. Jechało się spoko, to znaczy ciężko po wczoraj, ale bez problemu. Jacek na luzie robił 100m przewagi żeby cyknąc parę fotek, wtedy go doganiałem. Chyba się wczoraj nie wyjeździł ;).
Zrobiliśmy parę postojów na podziwianie widokow, które były niesamowite - czyste powietrze i ładna pogoda robiły swoje. Dopiero na Równi pod Śnieżką na 1400m zaczęło mocniej wiać, ale nie tak jak rok temu, gdy dosłownie zrzucało z roweru.


Tak że z Jackiem bez problemu zdobyliśmy szczyt, chwilę później nadjechał Marc, zrobiliśmy dłuższą przerwę na podziwianie niewiarygodnych widoków i zjechaliśmy trochę niżej, żeby poczekać na Zbycha, mijając po drodze parę biegaczy (niezła poranna przebieżka swoją drogą :)).


Zibi złośliwie jechał wolno, więc porządnie wymarzliśmy zanim się pojawił, mimo rozgrzewkowego pompowania opon do wartości zjazdowych :).
Zdecydowaliśmy się jechać dalej w stronę Okraju a nie przełęczy Karkonoskiej, bo było z wiatrem.


Niestety to był błąd, bo szlak słabo przejezdny - odcinek przez Czarną Kopę do schroniska Jelenka był usiany stopniami, więc można było jechać najwyżej połowę. Tyle dobrego że zrobiło się ciepło, więc od schroniska jechaliśmy już na krótko. Świetny wąski asfalcik był tak stromy, że chwilowe odpuszczenie klamek powodowało natychmiast prędkość powyżej 70km/h i z Jackiem na dole mieliśmy po 74km/h personal best ;).
Przyjemna droga zakończyła się na Okraju, gdzie zatrzymaliśmy się na browca (jakaś Czeszka nas skrzyczała że jesteśmy ochlapusy i tak wcześnie walimy piwska - no tak była dopiero 9 rano, hehe).
A później zjechaliśmy Tabaczaną Ścieżką, która w tym roku wyglądała zupełnie inaczej niż rok temu.


Jechałem wolno z obawy przed glebą, która mogłaby nadwyrężyć moje świeże strupy ;), dopiero jak dojechaliśmy do szutru puściłem klamki i zrelaksowany zacząłem wszystkich wyprzedzać ;). Canyon na szutrze zachowuje się tak stabilnie, że nie mam żadnych oporów przed niehamowaniem :).
Przed szkołą JPbike złapał jeszcze laczka, a my spotkaliśmy Maksa i leciutki pomaratonowy rozjazd został zakończony ;).

Wszystkie zdjęcia autorstwa JPbike, jedną z wielu rzeczy które zapomniałem spakować był tym razem aparat ;).


Kategoria Góry


  • DST 79.10km
  • Teren 49.00km
  • Czas 05:53
  • VAVG 13.44km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 2650m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Marathon Karpacz

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 12

Super się wyspałem, dawno nie byłem tak wypoczęty przed maratonem. Na start dojechaliśmy widowiskowym 5 osobowym peletonem Gogglowców (JPbike, Zibi, Marc, Maks i ja) - fajnie to wygląda :).
W ramach rozgrzewki pojechaliśmy obejrzeć ostatni uskok na trasie, zaraz po stromej łące. Jacek zjechał, ja się niby przymierzałem, ale ostatecznie zrezygnowałem, szkoda wyłapać glebę przed maratonem ;). W sektorze masa znajomych, między innymi ktone, Paweł, Maciej R., Jarek W., Grzegorz z OSOZ, który pała chęcią pomsty za Trophy ;) itd.
Atmosfera luźna, w sumie nie nastawiam się na jakiś wynik, bo trudność techniczna tego maratonu jest bardzo wysoka i wiem że z Jackiem czy Tomkiem nie mam tu większych szans. Więc postanawiam się wyluzować i cieszyć jazdą :).
Po starcie ze spokojem zaczynam powoli przesuwać się do przodu, mijam Zbycha kręcącego ze zwyczajową kadencją 60rpm - aż mnie rozbolały kolana ;).
Jedzie mi się lekko, aż zaczynam się zastanawiać czy nie za lekko, ale jestem w podobnym miejscu stawki co w Złotym Stoku na pierwszym podjeździe - przed końcem mijam Wojtka Kozłowskiego, który jest dobrym wyznacznikiem startowego tempa.
W pierwszy teren wjeżdżam z impetem, aż się wystraszyłem jak wpadłem 45km/h w kamienie i zaczęło trząść - no tak, to nie ZS, tu będzie nierówno. Spada mi łańcuch i klinuje się na korbie, muszę na chwilę zsiąść.


Po szybkim zjeździe następuje stromy podjazd po dość luźnej nawierzchni i z przodu widzę tu nie kogo innego, jak JPbike. Super :). Zbliżam się i w końcówce jadę za nim, ale zaczyna się zjazd do Borowic i odchodzi, zresztą nie zwracam na to uwagi, bo zjazd jest trudny. Mimo to, zauważam wyraźną zmianę w stosunku do poprzedniego roku - teraz tam, gdzie zawsze widziałem chaos głazów wielkości sporego sprzętu AGD teraz... w ogóle tych głazów nie widzę. Widzę za to wyraźnie, prawie że podświetlone, dwie, a czasem nawet trzy ścieżki, po których mogę bez trudu przejechać. I tak cały zjazd, więc zjeżdżam wszystko niesamowicie szybko jak na mnie, nawet w trudniejszych miejscach wyprzedzam dwie czy trzy osoby. Czyżby tak właśnie wyglądał zjazdowy "next level"?




Ale jak widać na fotostory, małe podpóreczki były ;)

Jacka nie widać, zgodnie z przewidywaniami, ale też nie straciłem żadnej pozycji na zjeździe, więc się cieszę i na adrenalince szybko przejeżdżam solidny podjazd, który doprowadza do znanego zjazdu z Grabowca - rynna z korzeniami i kamieniami, sporo progów, na których Canyon radzi sobie super.


Rozbraja mnie ta moja przerażona mina na trudniejszych zjazdach :D

Mimo to chyba robię jakąś podpórkę w jednym miejscu, ale też wyprzedzam dwóch ludzi i zjedżam sprawnie. Widzę już asfalt na końcu, wyluzowany puszczam klamki...
...i DUP!
Asfalt jest posypany grubszym szuterkiem, nagła zmiana przyczepności powoduje że rower wyjeżdża spod tyłka i już szoruję w klasycznym asfaltowym szlifie, tylko warstwa ścierająca trochę bardziej brutalna niż zwykle :).
Mocno zeszlifowany łokieć, krew momentalnie leje się aż do rękawicy, trochę lepiej wygląda kolano i biodro. Rower w porządku, tylko numer w strzępach (ale cały czas pikał na bramkach więc nie było źle ;)), i lekko przestawione manetki z lewej strony. Ogólnie solidna gleba.
Wskakuję na siodło żeby niepotrzebnie nie łapać schiz i jadę dalej, dogania mnie ze znajomych tylko Maciej Rączkiewicz, o dziwo ktone i Pawła nie widać, ale tracę w czasie zbierania się z 10 miejsc. No to pozamiatane, JP już nie dojdę.
Bardzo stromego singla między drzewami zbiegam, bo mam chwilową blokadę, poza tym zbieganie jest tu równie efektywne co jazda, tyle że nie daje takiej satysfakcji ;).
A na asfalcie stoi Jacek i biedzi się z łańcuchem. Zatrzymuję się na chwilę, patrzę czy wszystko ma i jadę dalej, żeby zwiększyć dystans ;).

Gdzieś w Przesiece, po miodnym dalszym ciągu zielonego szlaku za Borowicami

Szybko dojeżdżam do bramki na rozjeździe i zaczyna się mój ulubiony odcinek, który ostatnio był w niełasce u Golonki - asfaltowy podjazd na Dwa Mosty. Sprawdzonym na Trophy sposobem zarzucam blat i uruchamiam nogę ;).
Zyskuję z 7-8 pozycji na tym podjeździe, między innymi wyprzedzam Macieja, i choć dogania mnie chwilę później, gdy po 100-200m tak technicznego, że aż nieprzejezdnego zejścia ;)) zaczyna się zjazd, na którym walę glebę na mokrym kamieniu, to nie daję mu odjechać i cały czas mam go w zasięgu wzroku.
Reszta pętli giga upływa pod znakiem ucieczki przed ktone, który wreszcie zbliżył się na odległość wzroku i pogoni za Maciejem, który wytrwale uciekał.
Trasa była fajna, mocno kondycyjna, trudność techniczna była spora, ale wszystko do przejechania. Co jakiś czas łatwiejszy podjazd dawał możliwość nadrobienia pojedyńczych pozycji traconych na zjeździe. Nawiasem mówiąc, dopiero na tak trudnych zjazdach jakie były w Karpaczu uwidoczniła się mniejsza zwrotność 29era, która czasem nie wystarczała do myszkowania między kamieniami. Ale wtedy po prostu jechałem górą ;), a tu z kolei przydawała się większa zdolność do przejeżdżania nad przeszkodą.
Gdzieś tam na bardzo stromym technicznym podjeździe wyprzedziłem Macieja któremu zaciągnął łańcuch i razem z Tomkiem dojechaliśmy do bufetu oblężonego przez megowców :). Koniec, teraz powinno być łatwiej.
I faktycznie najpierw seria terenowych podjazdów, a później stromy asfalcik nad drogą Chomontową, gdzie udało mi się zostawić Tomka i znacznie zwiększyć przewagę, zresztą dogoniłem tu kilku gigowców. A także Mambę, która zaskoczyła mnie pytaniem, co mi się stało w rękę - zapomniałem już o glebie sprzed paru godzin, nawet przestało szczypać od potu, ale ręką zalana krwią faktycznie mogła malowniczo wyglądać ;).
Zjazd łącznikiem w towarzystwie megowców - jechali wolno, ale jechali, w końcu zrobił się korek i trzeba było butować, w sumie i tak bym tego nie zjechał pewnie :).
Na Chomontowej ponownie zyskałem kilka oczek na giga.
( Demotywująca moc Chomontowej: goniłem dwóch megowców, którzy ostro cisnęli do zakrętu, za którym jak się wydawało podjazd się kończy, jak to zwykle na Chomontowej. Gdy dojechali i zobaczyli dalsze 500m podjazdu, natychmiast zsiedli z rowerów i zaczęli prowadzić :D)
Zaraz za szczytem zjazd w teren, znów coś nowego. Początkowo spoko, tylko sporo błota, ale jak się zaczęły korzenie, to po kilkudziesięciu metrach spasowałem - bardzo ślisko, choć większość mogła być przejezdna, gdyby nie była pokryta błotem i wyślizgana oponami.

Końcówka żółtego szlaku była już łatwa.

Poza kawałkiem dużych korzeni i progów reszta raczej w siodle, dojechaliśmy do ostatniego bufetu i znów zaczął się techniczny podjazd, gdzie dogoniłem Damiana Pertka, pierwszy raz chyba na maratonie :).
Na ostatnim fajnym i stromym zjeździe niestety mnie wyprzedził, bo za długo zbierałem się do wyprzedzania wolno zjeżdżających megowców. Gdy w końcu wyprzedziłem nie było go widać i pozostało już samotne napieranie znaną ścieżką po lesie, przez agrafki (tylko pierwszą zjechałem zresztą okazała się bardzo łatwa - grunt to się odważyć) i łąkę z progiem (zbiegniętym). Na finiszu już tylko wyprzedziłem dwóch megowców i zadowolony wpadłem na metę.
Jacek, Maciej, Paweł i Tomek mnie nie wyprzedzili, a przed wyścigiem byłem pewien że przyjadę za nimi.
Później się dowiedziałem że Maciej złamał hak przerzutki, a Jacek miał hulajnogę przez ostatnie 5km, ale fakt się liczy ;).
Z Jackiem na pewno byłoby ciężko wygrać na tej trasie gdyby nie miał awarii, na pewno byłaby co najmniej wyrównana walka.

Wyniki wyglądały tak:
68 – klosiu – 5:23:20
73 - ktone - 5:27:23
74 - Paweł - 5:27:23
91 – JPbike – 5:42:58
101 - Maciej - 6:02:11
102 – Marc – 6:04:49
111 – daVe – 6:23:53
132 – duda – 7:37:40
133 – toadi69 – 7:47:52

Bardzo udany dla mnie maraton - zjeżdżało mi się super, wydaje się że technika nieustannie idzie w górę, i z technicznego kaleki robi się ze mnie biker, który czasem coś nawet zjedzie ;). A to powoduje z punktu lepsze wyniki na maratonie, bo nie tracę na każdym zjeździe 10-15 pozycji, które muszę później mozolnie nadrabiać.
Strata do lidera tylko 1:23:18 (w zeszłym roku 2:43:14, hehe), co jest ogromnym sukcesem na tak trudnej trasie. Punktowo wyszło nawet lepiej niż w Złotym Stoku. Więc jestem zadowolony, mimo szlifów, które nie dały mi spać następnej nocy ;). Trudniej już nie będzie, więc mam nadzieję że to mój najgorszy wynik open na Powerade ;).
W generalce sensacja - po dwóch górskich edycjach w końcu zniwelowałem przewagę, jaką Jacek wyrobił na płaskiej Murowanej Goślinie i teraz ja mam kilka punktów przewagi! Nikt z komentatorów nie obstawiał takiego rozwoju sytuacji, hehe :D.


Kategoria Góry, Maratony


  • DST 60.18km
  • Czas 01:51
  • VAVG 32.53km/h
  • VMAX 57.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 163 ( 87%)
  • HRavg 138 ( 73%)
  • Kalorie 1286kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spokojnie

Czwartek, 13 czerwca 2013 · dodano: 13.06.2013 | Komentarze 4

Zaczynają mi się podobać wieczorne treningi - warunki są idealne, tylko te cholerne muszki przeszkadzają.
Dziś już wypoczynkowo - spokojna, równa, kadencyjna jazda ze stałą intensywnością.
Czarnków-Ciszkowo-Wronki-Lubasz-Czarnków.
Pod wiatr 31-32, z wiatrem 35. W sumie pojechałem tylko, żeby zrobić miejsce na kilo czereśni i pół kilo truskawek, które opędzlowałem zaraz po powrocie ;).




  • DST 55.39km
  • Czas 01:40
  • VAVG 33.23km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 168 ( 89%)
  • HRavg 141 ( 75%)
  • Kalorie 1194kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przyjemny wieczór

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 0

Miały być Jesionowe dziś, ale na początek zrobiłem krótkie interwały - 6x30s na krótkich przerwach, na maksa. A tętno nadal nisko, 168 to wszystko co osiągnąłem, przy 50km/h po płaskim. W dodatku błyskawicznie się zakwaszałem. Uznałem, że nie ma co się katować, i tak nic nie utrenuję na zmęczeniu i zrobiłem po prostu mocną jazdę tlenową w drugiej strefie. Metoda startowa musi na Karpacz wystarczyć, później dwutygodniowy cykl pod Bike Adventure zakończony Lubrzą, tydzień odpoczynku i druga etapówka w tym roku. Na odpoczynek przyjdzie czas później :).
Przy okazji sprawdziłem jaką wartość ma mój nowy próg na granicy palenia mięsni ;). 158-160, nic dziwnego, że jak z pulsakiem zwykle zaczynałem maraton na 170bpm to później miałem zgon w drugiej połowie trasy ;).
Piękna pogoda była dziś wieczorem, wszędzie ciepło, tylko na podjeździe pod Gorajem chyba z 5 stopni zimniej :)
Poza tlenową jazdą 6x30s interwałów na maksa i dwie zmarszczki podjechane mocno, w 4 strefie.




  • DST 30.86km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 17.98km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozkrętka

Wtorek, 11 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 2

Trochę nadwarciańskiego, i trochę Moraska.
Rozebrałem i nasmarowałem korbę, bo porządnie mnie wkurzała w Kargowej. Truvativ ma fajny patent ze ściągaczem zintegrowanym w osi. Chwilę mi zeszło zanim to rozgryzłem.
Chciałem wymienić też klocki, ale jak je wyciągnąłem, to założyłem z powrotem - na Trophy zeszła najwyżej połowa. Tak że co najmniej Karpacz powinienem dać radę opędzić na starych. Tym bardziej że skill rośnie i coraz mniej hamuję, hehe.
Tak że rower gotowy w góry.