Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 20.24km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 18.97km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdowo

Poniedziałek, 6 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 0

Mały rozjeździk nad Rusałką i po Cytadeli. Jak zwykle po górach, wszystko gładkie jak asfalt i całkowicie poziome ;).




  • DST 54.96km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 11.65km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rychlebskie Stezky x3

Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 4

Rano kropiło i miny nam się trochę wydłużyły, ale twardo zapakowaliśmy rowery na dach i pojechaliśmy do Cernej Vody. Po drodze też padało, ale przestało chwilę po tym jak dojechaliśmy. I to właśnie jest właściwy timing ;).
Podjazd był mocno błotnisty, wyprzedziliśmy paru endurowców, którym wyraźnie doskwierała konieczność podjechania wehikułem pod górę, żeby zacząć zjazd :).
Pierwszy podjazd technicznymi serpentynkami kiepsko, było mokro i ślisko, a i technika kulała. Dojechaliśmy w końcu na Walesa i pojechaliśmy, o dziwo z początku trzymałem się za Jackiem, jak się jedzie za Nim i robi to samo, to trasa wcale nie wydaje się tak trudna :). Oczywiście trochę prowadzenia było, ale znacznie mniej niż przy poprzednich wizytach. Znaczy skill rośnie ;).
Po zjechaniu z Walesa postanowiliśmy wypróbować długi nowy trail o wszystko mówiącej nazwie "Superflow".
MASAKRA!
Jeszcze nigdy się tak nie bawiłem na zjazdach rowerowych - wysoko profilowane bandy na łukach powodowały że nie trzeba było prawie hamować, a szybkie zakręty w przeciwne strony zaraz po sobie zakłócały pracę błędnika. I tak przez 10km :D.
Zjechaliśmy na dół z bananami na pół twarzy i zatrzymaliśmy się w centrum rowerowym na browca. Wiele się tu pozmieniało - parking, karcher, sklep z częściami i ciuchami, żarcie i piwo - wszystko czego biker na ścieżkach może potrzebować :).
Po krótkim odpoczynku znów podjazd - tym razem podjechane już prawie wszystko, tylko krótki odcinek z laczka i parę podpórek. Tyle że na górze miałem już poważną bombę i ledwo jechałem, hehe.
Tym razem zjazd klasyczny - Tajemny, Velryba itp. To chyba nie ja jechałem - głowa puściła i jechałem po prostu prawie wszystko, tylko jakieś pojedyńcze podpórki i ze dwa krótkie prowadzenia. Jak na mnie ogromny sukces :).
Zjechałem też pod okiem Jacka ogromny kamień na końcu Wieloryba - niby banał, ale wymagał przełamania się, i w zeszłym roku tam nie zjechałem :).

Jazda po wielorybie - Rychlebskie Stezky © klosiu

Jazda po otoczakach ;).

Na dole byliśmy już nieźle wytrzepani, łapy bolały, ale bomba puściła i z Jackiem postanowiliśmy pojechać jeszcze raz Superflow, Marc stwierdził że poczeka na dole, a my pojechaliśmy po raz trzeci na podjazd, tym razem wszedł już luźno, wszystkie kładki bezbłędnie, tylko ze dwa uślizgi tylnego koła spowodowały podpórkę. Technika szła do przodu z podjazdu na podjazd.
Na drugim podejściu do Superflow starałem się trzymać blisko JPbike, nie było to łatwe, opony wyły, amor dobijał, rower podrzucało na hopach, prędkości były na granicy kontroli, a frajda nieziemska :). Wykładki na bandach były takie, że wydawało mi się że zaraz zaoram łokciem ziemię ;). Niewiarygodny szlak, tylko dla tego zjazdu warto tam pojechać.
Chetnie pojechałbym i jeszcze raz, ale nadgarstki i łapy wyraźnie mówiły dość ;).
To był dzień, godne ukoronowanie całego weekendu :).


Kategoria Góry


  • DST 101.46km
  • Teren 60.00km
  • Czas 07:08
  • VAVG 14.22km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solidna setka

Sobota, 4 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 2

W piątek cały dzień lało - podjechaliśmy autem do Kamienicy i zdobyliśmy pieszo Śnieżnik - 16-17km cały czas w deszczu, błocie, śniegu, a czasem i brodząc w większych i mniejszych strumieniach :). Wróciliśmy po 4h w stanie poważnego wyczerpania, ale uzupełniliśmy płyny za pomocą czeskiego piwa i w sobotę byliśmy już gotowi do jazdy, tym bardziej że pogoda zaczęła dopisywać.
Do Javornika podjechaliśmy asfaltem, ale po krótkiej chwili zmienił się on w szutrówkę, a później, gdy czerwonym szlakiem pieszym dojechaliśmy do sporych ruin zamku Rychleby, nawet w całkiem fajną techniczną ścieżkę. Do przełeczy Gierałtowskiej było trochę szuterków, trochę asfaltu i trochę błotka, wszystko czego potrzeba na rozgrzewkę. Od przełęczy Gierałtowskiej jechaliśmy po czeskiej stronie cyklotrasą - generalnie dość płaskie szutry ciągnące się przez 20km, z lekką tendencją podjazdową i fajnymi widokami. Tak dojechaliśmy do Smrka na granicy polskiej (1109m), ale tu śniegu było jeszcze sporo i droga kompletnie zalana wodą z roztopów, więc próbując zjechać nieistniejącymi drogami na stronę polską zrobiliśmy sobie prawdziwe enduro przez kilka kilometrów - z metrowymi koleinami, skałami, wodą po piasty i spływem rzeką błota :). Bardzo fajny odcinek :).
W końcu dotarliśmy do drogi i przez Bielice dojechaliśmy do Starego Gierałtowa, gdzie spożyliśmy piwko i zaczęliśmy się wspinać z powrotem na przełęcz Gierałtowską. I tu niespodzianka - kompletnie się zgubiliśmy i znów na szagę przebijaliśmy się do szlaku granicznego, żeby Jackowi pokazać kawałek szlaku który przejechaliśmy z Marcem na Sudety MTB Challenge. Na granicznym szlaku zabawiliśmy parę kilometrów, w międzyczasie zgubiliśmy Marca, bo jadąc z Jackiem z przodu źle skręciliśmy :).
W pogoni zacząłem na zjazdach rozwijać poważne prędkości i przeszło mi zimowe zamulenie techniczne :).
Znów we trzech podjechaliśmy Borówkową ekstremalnym podjazdem z czeskich zawodów - Rychlebska 30, tym razem jeszcze trudniejszym, bo świeżo rozrytym przez roztopy i drwali. 29er świetnie się tu sprawował, ale i tak zaliczyłem małą glebkę. Na Borówkowej już bez przestojów i znów miły zjazd - tym razem rozpracowaliśmy oba ogródki skalne po drodze, a i jechało mi się tym razem znacznie lepiej, wracały normalne reakcje. Rower też pozwala na sporo więcej na zjazdach niż stary Giant, więc stopniowo się rozluźniałem.
Końcowy zjazd z przełęczy czerwonym szlakiem do Bilej Wody był mega szybki, po szutrach, a ja się zachwycałem stabilnością roweru przy większych prędkościach :).
Chyba w tym roku będzie jednak lepiej na górskich maratonach, i więcej da się podjechać, i szybciej zjechać ;).
Po dotarciu do Kozielna jeszcze dokręciłem do setki, bo miałem na budziku 98km i nie mogłem tego tak zostawić ;).
Udany dzień, wyjechaliśmy o 10, a wróciliśmy po 19 :)).


Kategoria Góry, 100-200


  • DST 41.30km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:59
  • VAVG 13.84km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 970m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góry, góry

Czwartek, 2 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 5

Rozgrzewkowo przed górami i rozjazdowo po Murowanej.
Poprzedniego dnia zaraz po maratonie załadowaliśmy się z Marcem i JPbike do auta i przenieśliśmy się do Kozielna obok Złotego Stoku. W czwartek pogoda nie rozpieszczała - świata nie było widać zza mgły, było dość chłodno, ale na szczęście nie padało. Runda rozgrzewkowa szła przez Bilą Wodę, szlakiem pieszym na Borówkową, z krótkim odcinkiem pchanym i małym odbiciem na Wysoki Kamień, na który oczywiście wdrapaliśmy się wraz z rowerami :).

Wysoki Kamień w Górach Złotych © klosiu


Krótki zjazd i odcinek na mokrych korzeniach powoduje u mnie lekką panikę, człowiek przez zimę całkowicie zapomina jak się jeździ na rowerze.
Dość ciężki podjazd na Borówkową Górę osładzamy sobie piwkiem na szczycie, a później oczywiście znany i lubiany zjazd w mokrych warunkach. Ja zjeżdżam dość kurczowo, ale na szczęście nie odstaje zbyt mocno, bo zatrzymujemy się, żeby chłopaki mogli wypróbować 29era w warunkach bojowych ;). Obniżam też siodło z konfiguracji wielkopolskiej na górską i jest od razu lepiej.
W końcówce Marc wali soczyste OTB na ukośnym korzeniu, więc czekając aż dojdzie do siebie wypróbowujemy z Jackiem Canyona także na podjazdach po wielkich korzeniach :).
Pod koniec Jacek jeszcze urywa przerzutkę i to już koniec przygód na dziś :). Mokry zjazd z Jawornika pokrywa nas błotem i uwaleni jak trzy diabły, nic nie widząc przez zachlapane okulary wyjeżdżamy z lasu w kamieniołomie strasząc jakąś wycieczkę dzieci ;).
Deszcz uprzejmnie zaczął padać dopiero jak wróciliśmy do domu i umyliśmy rowery :).


Kategoria Góry


  • DST 113.62km
  • Teren 105.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 24.09km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Murowana Goślina

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 8

Tego dnia nie było zapału do ścigania z mojej strony. Po minimalistycznej rozgrzewce składającej się z pozowania do foty władowałem się na ostatnią chwilę do sektora i po starcie przez dłuższą chwilę jechałem spokojnie w ogonie giga, zanim zebrałem się w sobie i zacząłem powoli wyprzedzać. Plan miałem taki żeby pojechać spokojnie pierwszą nadwarciańską część, oczywiście głupie założenia na płaski maraton, ale szczerze mówiąc wystraszyłem się pięciogodzinnego ścigania. W każdym razie odcinek nadwarciański był super, nie jeździłem tu jeszcze i bardzo mi się podobał mocno pagórkowaty teren.
Po jakimś czasie doszedłem z3wazę i tak sobie jechaliśmy, bo Marcin bardzo ładnie pocinał na podjazdach i nie mogłem wyprzedzić :). Raz jeden, raz drugi czasem szarpnął, więc wycinaliśmy ciągle jakichś bikerów i w końcu dociągnęliśmy do większej grupy w której zapowiadało się że jakiś czas pojedziemy. Po jakimś czasie wyszedłem na przód, bo trochę zamulali i zacząłem dyktować tempo na "ekonomicznej trzydziestce". W tym momencie wyprzedziło nas małe żółte Kawasaki - Sleciu po jakiejś awarii :). Dospawałem ja i jeszcze ktoś z Thule, ale Slec nadawał tempo mordercze - jakiś czas dawałem krótkie zmiany powyżej 35km/h, ale w końcu z Thule odpadliśmy, bo by nas zakatował :). Ale przez kilka kilometrów oderwaliśmy się na grube kilkaset metrów od peletonu, a z przodu widać było następną grupę. Zacząłem gonić, bo Thule tylko siedział na kole (ale zdaje się był z M5, więc wybaczam ;)) i o dziwo dogoniłem w pojedynkę peleton w którym był między innymi Drogbas, Ula Luboińska i jeszcze parę osób. Sleciu właśnie rozrywał i ten pociąg :).

Maraton Murowana Goślina © klosiu

Gonię grupę Drogbasa

Poszarpało się przy rozjeździe przez piaskownicę w Murowanej i tory, zostaliśmy chyba we czterech z przodu, Drogbas, ja, i dwóch innych. Drogbas zaczął potwornie szarpać tempo, raczej nie sprawiało problemu lekkie odpuszczenie jak cisnął i dospawanie jak zwalniał po skoku, czułem się nieźle i zastanawiałem się kiedy się spali, bo to chyba nienajlepsza taktyka na 40-tym kilometrze 110km trasy ;P.
I w tym momencie poczułem że mam miękko z tyłu.
Nawet się specjalnie nie wkurwiłem, ale obiecałem sobie że następne koła będą bezdętkowe ;). Nie wiem w sumie, czy to laczek, czy po prostu dętka ultralight wsadzona u Canyona nie wytrzymała w oponie 2.25, tak czy inaczej powietrze zeszło. W czasie łatania przejechała pierwsza grupa mega, później Waza mający może dwie minuty straty, a później wszyscy pozostali Gogglowcy. Trochę mi zeszło na naprawę, bo szczerze mówiąc już się nie spieszyłem i cel z "wygrać wyścig" ;) zmienił się na "zrobić mocny trening".
W końcu zacząłem odrabiać, powoli dogoniłem Goggli aż do Dave'a włącznie, kawałek jechałem z peletonem mega, na Killera wjechałem jako jedyny z grupki (malutka satysfakcja ;)), a na rozjeździe okazało się, że jestem sam jak okiem sięgnąć ;P.

Murrowana Goślina - Killer © klosiu

Nie wyglądam za świeżo, ale efektownie jest ;P

Dogoniłem zaraz na początku dwóch gigowców, ale nie dołączyli się, więc znów zacząłem napierać z tempomatem na 30km/h, tym bardziej że teren był twardy i płaski. Nudę upływających kilometrów urozmaicałem żelem co 20km i łykiem picia co 5km ;). W końcu z przodu zobaczyłem czteroosobową grupkę i rozpocząłem pogoń, która trwała z 15km. Ich pociąg chyba stopniowo słabł i dogoniłem ich za Dąbrówką Kościelną, jechał tam Jarek z Venutto. Kilka kilometrów wiozłem się i odpoczywałem, w końcu chciałem dać zmianę na podjeździe, ale po chwili zostałem sam. Od tego momentu zacząłem trochę więcej wyprzedzać, w sumie przez ostatnią godzinę zyskałem 12 pozycji. Końcówka już trochę na zmęczeniu, ale gdy tuż przed końcem zauważyłem z przodu ktone i Grześka z Osozu, to trochę się spiąłem, no ale nie doszedłem przed metą i zachowali minutową przewagę ;).
Na tym maratonie poznałem dobrze co to samotność długodystansowca - 60km samotnego napierania po lesie wali po psychice ;).
No ale wynik może być, JPbike i tak bym dziś nie dogonił, bo wykręcił rewelacyjny czas idąc mocno od początku, ale myślę że z moją dzisiejszą jazdą zrobiłbym okolice 4:30. Nie ma co gdybać, w każdym razie trening psychiki zaliczony ;).
Zaskoczenie wyścigu to na pewno Marcin, jadąc spokojnie swoje zrobił świetny wynik i otarł się o szerokie pudło w M4, a to już na Golonce jest coś. Widać że przepracowana zima zaczyna dawać efekty.

64 Mariusz Kłos 1975 Goggle Pro Active Eyewear 04:48:17.1


Kategoria Maratony, 100-200


  • DST 47.62km
  • Czas 01:31
  • VAVG 31.40km/h
  • VMAX 56.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez spalary

Wtorek, 30 kwietnia 2013 · dodano: 30.04.2013 | Komentarze 6

Dość luźno, jedynie trzy mocne podjazdy i trzy krótkie sprinty do pięćdziesiątki po drodze. Cała reszta z luźną łydą i wygodną kadencją i obciążeniem.
Do Trzcianki główną drogą i z powrotem przez Białą i Rogalin.
Noga w miarę podaje, ale czuję że jest cholernie daleko od ok :). Jutro prawdziwa bitwa, poniżej 4:30 na pewno nie da się opędzić giga, więc będzie prawdziwy test wytrzymałości. Zobaczymy jak będzie.




  • DST 72.39km
  • Teren 65.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 709m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaczmarek Electric Olejnica

Niedziela, 28 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 11

Dojazd mieliśmy z przygodami, nie obyło się bez kilkukilometrowej wycieczki polną drogą, w dodatku ciągnęliśmy za sobą peleton 4 aut :). Ale koniec końców o 10 byliśmy na miejscu, formalności jak zwykle szybkie, rozgrzewkę zrobiłem z Drogbasem i Zygą, dojeżdżając do sektora kilka minut przed startem, więc stałem mocno z tyłu. Chwile przed startem urozmaicałem sobie pogawędką z Piotrem ze Szczecina, z którym kiedyś wygraliśmy wyścig szosowy w Gryficach :).
Po starcie mimo kręcenia z całych sił zostaję za peletonem! Hm, rzut oka na napęd - łańcuch na młynku :D. Zanim wrzuciłem na blat już byłem kilkanaście metrów za wszystkimi i mam nadzieję, że nie ma za wielu zdjęć z tej trzepackiej wpadki :).
Dopiero w lesie zabieram się za wyprzedzanie, co zresztą wcale nie jest łatwe - pierwszy sektor to pierwszy sektor i wszyscy nieźle poginają. Przez pierwsze kilometry wyprzedzam tylko pojedyńcze osoby jadąc kilkanaście metrów za Szymonem G. z Goggla. Dopiero później tempo nieco siada i zabieram się za grupki, a na długiej prostej po piachu wycinam już całe peletony. Jedzie mi się zresztą coraz lepiej, na długiej prostej przed singlem nadjeziornym pierwszy żel, w tym momencie ogarnia mnie mocny peleton cisnący pod 40km/h - czołówka mini z drugiego sektora? W każdym razie włączam się i parę kilometrów jest bardzo szybkich, tempo spada dopiero na singlu, który zresztą jest bardzo łatwy, a szkoda, spodziewałem się więcej korzeni. Jestem zadowolony, bo na nierównym jedzie mi się bardzo dobrze, a na zjazdach mogę nawet robić ucieczki - zjeżdżam bez dotykania klamek i szybciej niż współściganci :). Nie wiem ile w tym głowy, ile roweru. Tylko na zakrętach trochę tracę, a ich w Kaczmarku nie brakuje. Ale że z reguły jadę z przodu, to cierpią na tym przeważnie ci na ogonie ;).
Po rozjeździe jak zwykle większość skręca do mety i pozostaje samotność długodystansowca. Powoli doganiam pojedyńcze osoby, na odkrytej prostej formuje się kilkuosobowy pociąg, między innymi zawodnik od Ryby i dwóch z Kargowa Team. Zresztą tych z Kargowej poznaję, mocno mnie bijali rok temu :).
Na podjazdach prym wiedzie zawodnik z Gekko Team, zresztą jak się okazuje po wyścigu znajomy z forumrowerowe.org, a na płaskim rządzimy ja i Rybczyński pospołu ;). I tak się tasujemy dłuższy czas, łykamy Magdę Hałajczak, a po chwili w lesie widzę Gogglowca - Ha, to Rodman :). Zbliżamy się szybko i doganiamy na singlowym podjeździe, Rodman na uprzejme zagadanie zamamrotał coś w rodzaju "qrva, wyprzedzaj sobie, miejsca jest dużo" i nie ustąpił, hehe :)
Wiedziałem że już pozamiatane, bo mniej więcej tak samo się zachowuję i wyrażam na bombie ;).
Wyprzedziłem po krzaczkach i pojechaliśmy dalej. Na łatwiejszych duktach przed jeziorem pocisnąłem i udało mi się rozerwać grupkę, został tylko Gekko i chyba ktoś z Kargowej, od tego momentu raczej ja byłem z przodu, za nadjeziornym singlem z przerażeniem poczułem kurcze najpierw w jednej nodze, później w drugiej. Mięśnie gdzieś po wewnętrznej stronie ud, nie przeszkadzało to zbytnio w kręceniu, ale ból był spory. Lekko zwolniłem i jechałem bardziej kadencyjnie, co ciekawe nikt mnie nie wyprzedził, ale dospawala grupka z tyłu i jechało nas 5-6. Nikt nie wyprzedzał, ale myślałem szczerze mówiąc że już pozamiatane i na asfalcie mnie zostawią jak dzieciaka :). Nadrobiłem trochę picia, o czym zapomniałem w ferworze walki, ale z prowadzenia nie schodziłem bo wiedziałem że w tym stanie bym na pewno od razu odpadł z grupy. Wycięliśmy jeszcze jednego megowca na zgonie. Na ostatniej prostej przed asfaltem zaczął robić się wachlarz, a prędkość skoczyła do 35km/h. Zapomniałem o kurczach ;).
Na asfalt pierwszy wyskoczył Rybczński, za nim o dziwo ja, i tak cisnęliśmy 40km/h rozganiając miniowców. Obejrzałem się, reszta kilka metrów z tyłu :).
W ostatni zakręt wszedłem po wewnętrznej, i zredukowałem, a Rybczyński nie, i to chyba zadecydowało o moim szybszym rozpędzeniu się i wjechaniu na kreskę z metrową przewagą :).


Pierwszy raz w życiu wygrałem finisz z grupy :D.
Na mecie pogaduchy z uczestnikami pociągu, później z przybyłymi Gogglowcami, co do wyników to z jednej strony bałem się Wojtasa i Rodmana, bo im bardziej interwałowa trasa tym gorzej wypadam, ale tym razem cugu jeszcze wystarczyło. Z drugiej strony, mimo wyniku punktowego w drużynówce znacznie wyższego niż w zeszłym roku, miejsce open podobne albo nawet gorsze. Poziom poszybował w górę, i chyba nie ma co marzyć o pudle w generalce :).

45 KŁOS MARIUSZ POZNAŃ GOGGLE PRO ACTIVE EYEWEAR M3/12 (M)45 02:41:54 24.88km/h

Strata do pierwszego w kategorii Lonki tylko 11:22, do nadrobienia ;).
Za to zaczynam czuć na plecach oddech innych Gogglowców, a objawieniem wyścigu jest Marc - widać że kilometry wyjechane w sezonie się nie marnują :).


Na mecie humory dopisywały :)

Tym razem jazda w grupie była znacznie lepsza niż w Dolsku, po prostu trzeba się skoncentrować i trzymać koło :). Najwięcej chyba traciłem na szybkich zakrętach, gdzie czasem mnie wynosiło i musiałem zwalniać. Za to na singlowych odcinkach rządziłem - zaprawa ze ścieżek na Morasku procentuje :).


Kategoria Maratony


  • DST 36.48km
  • Teren 25.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 19.37km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 169 ( 90%)
  • HRavg 124 ( 66%)
  • Kalorie 1066kcal
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mały rozruch

Sobota, 27 kwietnia 2013 · dodano: 27.04.2013 | Komentarze 6

Sprawdzenie nogi po dniu odpoczynku. W końcu się wyspałem w tym tygodniu, to i kręciło się nienajgorzej. Dwa mocne depy na podjeździe, dwa mocne depy na płaskim, i 2km "at cruising speed" żeby sprawdzić tętno przy 30km/h w terenie. Nie jest źle.
Na koniec jeszcze na Morasko zrobić rundkę po ścieżkach dla frajdy, chwilę pogadałem z braćmi Niewiada patrolującymi rewir :). W nocy pewnie popada, więc piachu nie powinno być za wiele, zapowiada się emocjonujący wyścig :).




  • DST 81.19km
  • Czas 02:40
  • VAVG 30.45km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 165 ( 88%)
  • HRavg 130 ( 69%)
  • Kalorie 1639kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niski tlen

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · dodano: 25.04.2013 | Komentarze 2

Co tu dużo gadać, tlen na asfalcie. Jeszcze trochę się spinałem pod wiatr, tętno było wtedy w okolicach 140 bpm, ale z powrotem już zupełnie leżało, jedyny jaśniejszy moment to parę kilometrów za skuterkiem, ale pilot był nieogarnięty, i jak włączył migacz jednocześnie hamując to dzięki niech będą zwrotnemu Radonowi za to że udało mi się go ominąć :). Trochę mi wtedy adrenalinka skoczyła, ale ostatnio mega nudne jest dla mnie takie zamulanie samemu.
Ale teraz aż do niedzieli luzy :).




  • DST 68.23km
  • Czas 02:14
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 53.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 168 ( 89%)
  • HRavg 134 ( 71%)
  • Kalorie 1461kcal
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szarpanie

Środa, 24 kwietnia 2013 · dodano: 24.04.2013 | Komentarze 0

Krótka rozgrzewka i tempówki, niestety coraz krótsze, bo wczorajszy intensywny trening dał się we znaki i nie dawałem rady :).
3x120s, 2x90s i 2x60s. Tętno też dość nisko, maksymalnie dochodziło do granicy 5a, ale uważam że całkiem nieźle się zagiąłem.
Później 5x sprint na siedząco w okolice 50km/h, więc dziś vmax wyjątkowo nie z Jesionowej ;).
Po 40km było właściwie po treningu, reszta to luźna przejażdżka, ale i tak po 60km zacząłem czuć jakby lekkie odcięcie. Koniec intensywnych treningów w tym tygodniu, jeszcze jutro może jakieś tlenowe przymulanie zrobię. Na szczęście trening metodą startową ma to do siebie, że najdłuższy i najtrudniejszy trening robi się sam :).