Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1284.97 km (w terenie 549.90 km; 42.79%)
Czas w ruchu:59:23
Średnia prędkość:21.64 km/h
Maksymalna prędkość:65.70 km/h
Suma podjazdów:9200 m
Maks. tętno maksymalne:167 (89 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Suma kalorii:3178 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:45.89 km i 2h 07m
Więcej statystyk
  • DST 30.06km
  • Czas 01:02
  • VAVG 29.09km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny rozjazd

Wtorek, 9 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 0

O zachodzie słońca była wspaniała pogoda, więc ruszyłem dupsko i zrobiłem sobie godzinkę spokojnego rozjazdu. Soooo goood ;).




  • DST 57.67km
  • Teren 45.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 16.40km/h
  • VMAX 56.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1500m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure - etap IV

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 7

Wieczorem przed etapem sprawdzam tylnego Racing Ralpha - nie dość że slick, to jeszcze rzeszoto :). Dziura na dziurze, bezdętka pewnie już dawno by się poddała.
No ale dętka nigdzie nie wyłazi, więc mam nadzieję że jeszcze etap opona wytrzyma.



Start prawie taki sam jak poprzedniego dnia, długi łatwy podjazd szutrowy, ponownie jadę za liderką klasyfikacji kobiet kontrolując Rodmana, który w tym etapie wyraźnie postanowił zawalczyć.
Jakiś czas ostro się tasujemy po dość chamskiej trasie - sporo trawiastych singli, bardzo dużo błotnistych przecinek, masa korzeni i ogólnie ślisko. W jednym miejscu zaliczam niegroźną glebkę w błotnistej koleinie. Taki teren ciągnie się jakiś czas, dopiero po jakichś 10km robi się więcej szutrów.



Rodman odchodzi trochę do przodu, mnie dogania pociąg z Rafałem ze Strefysportu, chwilę jadę z nimi, ale ci z tyłu próbują się rozpychać mimo że przede mną nie ma miejsca, więc wkurzam się wyprzedzam wszystkich i zostawiam z tyłu ;). Doganiam Rodmana i chwilę jedziemy razem, ale później wyprzedzam i wyrabiam niewielką przewagę. Dogania mnie Raff z jeszcze dwoma, jedziemy w grupie jakiś czas łykając paru ludzi na zjazdach, ponownie się odrywam na krótkiej stromej ściance i zaczynam szybki zjazd. Canyon prowadzi się na szutrach świetnie, zaraz na początku wyprzedzam jeszcze jednego zawodnika, ale po chwili rozlega się głośny syk z tylnego koła. Laczek, pozamiatane. Dość spokojnie zdejmuje koło i zmieniam dętkę, po kilku minutach dojeżdża Rodman i korzysta z mojej pompki, żeby podpompować też swoje koło :).
Gdy skończyłem wymianę mija mnie też Marc, świetnie dziś jechał i nie tracił w tym momencie więcej niż 10-15 minut. Zabieram się znów za zjazd, koło odrobinę pływa, więc nie cisnę na maksa. Na podjeździe widzę Marca, który wyprzedza zawodników jak słupki przy drodze. Po chwili ich też doganiam, ale odległość między mną i Marcem prawie się nie zmniejsza. Grunt to motywacja ;).
Mimo to przed szczytem podjazdu jestem już blisko, ale zaczyna się bardzo błotnisty zjazd, gdzie Marc idzie jak wariat i szybko mi znika z oczu. Jadę spokojniej, zjazd po początkowym błotku robi się bardzo fajny - lekko techniczny singletrack z kamieniami i korzeniami, podobny do dolnej części zjazdu z Wysokiego Kamienia. Jeszcze miałem nadzieję na jakiś podjazd, ale gdy mijany fotograf powiedział że do mety jest tylko 3km, gdy spodziewałem się 10km, to odpuściłem pościg. Jeszcze błoto przed tunelem, gdzie tradycyjnie kibicował Zibi, i meta.

Patrząc na pozycje tych z którymi jechałem w momencie laczka, byłoby miejsce w okolicach 35 open, więc standard.
A tak 62 open, 22 M3 z czasem 3:01:36. Rodman dołożył mi 5 minut, a Marek na pozycji Team Lidera 3.5 minuty. Zasłużył za bardzo dobrą jazdę w końcówce, gratki! :)
Straciłem też przez laczka trzy pozycje w generalce i po ostatnim etapie wyglądała ona tak:

1 KAISER ANDRZEJ 10:42:36
35 KŁOS MARIUSZ 13:49:38
64 SOŁTYS WOJCIECH 15:27:10
67 JESZKA MAREK 15:35:56
74 HOREMSKI MARCIN 16:02:38
87 KOPER PRZEMYSŁAW 16:54:07
108 KAŹMIERCZAK WOJCIECH 18:20:47

3h straty do Andrzeja K. Tak niewiele, a jednak tak wiele ;))).

Ogólnie super imprezka, mimo niedociągnięć organizacyjnych trasy były dobrze przygotowane i co najważniejsze na tyle trudne, że dawały satysfakcję. Na kwaterze też była wesoła ekipa i browce lały się strumieniami ;).


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 72.55km
  • Teren 65.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 18.06km/h
  • VMAX 58.40km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 2200m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure - etap III

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 2

Przed startem dość nerwowo, najpierw Josip odkrywa laczka w oponie rano, a na zjeździe łapie laczka Marc. Opony zdecydowanie czują już trud szybkich, kamienistych zjazdów, zresztą gdy wieczorem oglądam swojego Racing Ralpha, to widzę że to już prawie slick, a dziur w nim więcej niż w szwajcarskim serze. I tak cud że jeszcze nie miałem laczka.
Hocki klocki są też z miejscem startu, trzeba na nie dojechać z 4 km od Piechowic, oczywiście informacje są szczątkowe i dojeżdżamy na miejsce późno, ustawiając się wśród funowców blokujących dojazd.
No ale nic, po starcie z czarnej dupy ładnie ciśniemy z Josipem, na początku nadaję tempo wyprzedzając sporo zawodników, potem tradycyjnie daję się rozprowadzać Josipowi ;), po wyprzedzeniu Rodmana poprawiam i odrywam się od grupy, goniąc samotnie kolejną.
Początek jest miły - długi łagodny piętnastokilometrowy podjazd przerywany równie łagodnymi krótkimi zjazdami.
Chwilę gadam z DMK, narzekającym na formę.



Ja czuję, że to etap wybitnie pode mnie, więc bez skrępowania cisnę mocno. W pewnej chwili dojeżdża z tyłu Raff, tym razem jadący troszkę mocniej ode mnie, więc to ja wafluję się na kole, starając się nie strzelić.
Po drugim bufecie nastaje okrutny podjazd pod Łącznik - chyba z kilometr asfaltu 20% w pełnym słońcu i osłoniętego od najmniejszego wietrzyku. Gotuję się jak samowar, ale cisnę 6-6.5km/h jadąc krótkie odcinki od krzaczka do krzaczka :).
Gdy się wypłaszcza, pojawiają się turyści, jeden częstuje mnie piwkiem :). Niebo w gębie!
Od razu pocisnąłem i doszedłem Raffa i spory kawałek jedziemy razem, wyprzedzając masę turystów na rowerach. W końcówce długiego szybkiego zjazdu Raff odpada - laczek. Jadę dalej sam po prawie płaskich Izerach, raz lekko z góry, raz pod górę, ale ogólnie jest bardzo szybko, choć znów niebezpiecznie - wszędzie pełno turystów nie do końca panujących nad rowerami.



Pod koniec jest upojny łatwy szuterek akurat na 45km/h przy lekkim dokręcaniu, zakończony kawałkiem ostrego szutru, gdzie od razu mijam 3-4 laczkowiczów.
No i drugi podjazd etapu - pod Wysoki Kamień, też w okolicach 20% ale szutrowy.
Tu najstromszy kawałek odpuszczam, gdy widzę na liczniku 4 km/h.
Za to zjazd z Wysokiego Kamienia przez Zakręt Śmierci do Piechowic jest piękny - singletrack, początkowo kamienisty i suchy, stopniowo coraz więcej błota i korzeni, ale cały czas dość szybki i co najważniejsze nie ma żadnej trawy, więc dobrze widać podłoże. Świetnie się tu bawię, choć tracę ze dwa oczka.
Końcowy odcinek mocno błotnisty, dużo korzeni i głębokich kałuż, dość trudno, ale przejeżdżam przy dopingu Zibiego który tu czatował na gleby zawodnikow ;).
Jeszcze zjazd tunelem, finisz po błocie i koniec.
Przyjemny etap, taki akurat pode mnie.
Miejsce identyczne jak wczoraj, 35 open, 18 miejsce M3 i czas 3:19:21.
Mimo sporego przewyższenia średnia w okolicach 20km/h, prawie jak na Kaczmarku ;).

Tym razem na etapie przyglebił poważnie Wojtas, który spiął się na szutrze z innym zawodnikiem. Na szczęście dał radę jechać ostatni etap.

Tym razem powrót na kwaterę grupetto. Rodman zrobił ucieczkę, ja doskoczyłem z peletonu, próbował też Wojtas, ale na mocnych krótkich zmianach przetrzymaliśmy go i w ucieczce dojechaliśmy do Michałowic, gdzie sprint do tablicy wygrał w cuglach Rodman. Działo się jak na TdF ;)))


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 77.38km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:57
  • VAVG 15.63km/h
  • VMAX 65.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 2320m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure - etap II

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 5

Ten etap miał być najtrudniejszy technicznie. W sektorze startowym poważne miny zwiastowały różnorakie "refleksje MTB" kłębiące się w głowach uczestników ;).



Zaczęło się startem honorowym, nie lubię czegoś takiego, ale było dość bezpiecznie, bo drugiego dnia już nikt nie szarżuje żeby się wepchnąć do przodu.
Parę sekund postoju i niespodziewany start ostry. W zamieszaniu tracę kontakt z Rodmanem i Josipem, widzę jak oddala się szybko DMK, więc gonię, mimo że tradycyjnie jest ciężko na podjeździe. Za zająca służy dziewczyna z Votum Wrocław, z pierwszego miejca klasyfikacji kobiet, która jest bardzo zgrabna więc przyjemnie się za nią jedzie ;).
Początek jest generalnie pod górę, tylko pierwszy zjazd zapada w pamięć, bo jest generalnie nie do zjechania, progi ponad półmetrowe i pokrywające wszystko stare liście skutecznie to uniemożliwiają. W jednym miejscu na skrzyżowaniu niejednoznaczne oznacznie zatrzymuje całą grupkę, na szczęście szybko dojeżdża motocyklista i kieruje nas we właściwą ścieżkę. Po krótkim, ale solidnym podjeździe asfaltowym wjeżdżamy na szutrówkę na Dwa Mosty. Lubię ten podjazd, rozkręcam solidne 15-16km/h i jadę, na kole siedzi znajomy Rodmana - Raff ze Strefy Sportu ;).
Nie przeszkadza mi to, jadę swoje, w końcu, gdy zaczyna się asfalt widzę z przodu dwie osoby, jedna to DMK! A Josipa i Rodmana nadal nie ma, ładnie musieli pocisnąć!
Widok Damiana powoduje automatyczne zwiększenie tempa i dojeżdżam do niego na samym szczycie przy bufecie. Szybki asfaltowy zjazd pokonuję nie schodząc poniżej 60km/h. Więcej takich ;).
Następuje krótki błotnisty zjazd i następny podjazd - Chomontowa.



Dalej jedziemy z Raffem, na początku stoi ekipa ze Strefy Sportu, więc korzystam z okazji i piję z podawanego bidonu, a później podjazd. Na samej Chomontowej nie dojeżdżam nikogo, za to na szybkim asfaltowym zjeździe łykam ze trzy osoby. Chyba staję się mistrzem szybkich zjazdów ;).
Zielony szlak do Borowic tak sobie idzie, w ogóle zjazdy tego dnia nie idą mi tak jak wczoraj, cały czas pamiętam o poważnych glebach kolegów poprzedniego dnia, a w dodatku jest ślisko.
W okolicach Karpacza jeździmy dłuższy czas, sporo zjazdów i podjazdów w okolicy Czoła, część się pokrywa z golonkowym Karpaczem, więc jest ciekawie.
Sporo mocno pozarastanych ścieżek, to jak widzę jest domena tras Grabkowych, wkurza mnie to bo jest niebezpieczne. Nie widać kamieni ani korzeni, więc można glebnąc w każdej chwili przy mocniejszym tempie.
W końcu zaczyna lać. Ulewa jest mocna, ale krótka, muszę się zatrzymać na zjeździe, bo nic nie widzę przez oksy, w tym momencie 4 osoby jadące na kole, w tym Raff odjeżdżają mi, a ja znów jestem wkurzony. W dodatku Josipa i Rodmana dalej nie widać. Czyżbym aż tak słabo jechał? Momentami wydaje mi się że jadę ostatni, takie tam typowe efekty psychiczne samotnej jazdy ;).





Po zjeździe do Przesieki zaczyna się bardziej płaski profil, jest trochę zarośniętych singli, ale generalnie szutry góra dół. Odzyskuję tu kilka oczek open, zaczynam też dublować funowców. Koniec koszmarny - początek terenu z pierwszego etapu, tym razem mocno rozjeżdżony i błotnisty. Funowcy prowadzą wszystko, ja prawie wszystko jadę, ale kurwy już lecą ;).
Zjazd szutrem i lotna meta w lesie. Wojtasa i Rodmana nie ma. Jestem wściekły, nawet nie poczekali, tacy koledzy! ;)
Zjeżdżam do Piechowic i znów muszę pokonać 200m podjazdu asfaltem. Jestem wykończony, snuję się 7-8 km/h.
Na kwaterze okazuje się... że jestem pierwszy. Josip i Rodman ani razu mnie nie wyprzedzili, a ja cały etap myślałem że są z przodu i goniłem :))).

Etap faktycznie trudny. Czas 4:16:07, miejsce 35 open, 15 M3, znacznie lepiej niż się spodziewałem.

Czuję że to miejsce jest adekwatne do moich możliwości, pierwszego dnia ewidentnie szedłem za mocno i odcięło mnie zaraz za metą. Teraz jest ok, mimo że zmęczony też jestem.


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 71.77km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:29
  • VAVG 16.01km/h
  • VMAX 51.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 2150m
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Adventure - etap I

Czwartek, 4 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 3

Dzięki super kwaterze wynalezionej przez Maksa budzę się dobrze wyspany i z duża ochotą na ściganie. Do tego pogoda jest idealna, więc jedziemy z Josipem na objazd pierwszych odcinków trasy. Fajnie - dość sucho, kilka technicznych miejsc zapewnia niezbędny poziom adrenaliny.
Dołączają Marc z Kazem i razem zjeżdżamy na start, który jest w zupełnie innym miejscu niż meta, zresztą jak się okaże będzie to tradycją BA.
Humory dopisują, ustawiamy się z Josipem na taktycznej pozycji umożliwiającej pilnowanie Rodmana ;). Niedaleko stoi też DMK, bardzo mnie ciekawi jak wypadnie rywalizacja na etapówce, mam nadzieję że nieco lepsza w tym roku technika zneutralizuje silniejszą nogę Damiano :).
Od startu podjeżdżamy pod nasz nocleg - 2.5km nowiutkiej nawierzchni z 200m przewyższeniem, w sam raz na rozgrzewkę.
Rodman odpala i się oddala na 100m, Wojtas też uruchamia łydę, ale nie odpuszczam i trzymam się koła, takie mocne początki nie są moją silną stroną i dobrze mieć kogoś do rozprowadzenia ;).
Po półtora kilometra czuję się już nieźle i poprawiam, dochodzimy DMK i zbliżamy się do Rodmana, Wojtas trzyma koło, ale później w terenie znika z tyłu. Rodmana dochodzę, gdy zaciąga mu łańcuch na krótkiej ściance.
Trasa z początku całkiem fajna na pierwszy dzień, szutry na podjazdach, dość ciekawe zjazdy, na podjeździe znów wyprzedza mnie Damian, ale na zjeździe niezbyt sobie radzi w błotnych odcinkach i wyprzedzam. Trening z Trophy procentuje! :)



Na kilku trudniejszych kamienistych zjazdach z zaskoczeniem widzę, że w okolicach trzydziestego miejsca open są ludzie, którzy schodzą z rowerów! Fakt, że niektóre miejsca nie są banalne i jeśli ktoś przyjechał z nastawieniem na łatwą trasę, to mógł być zaskoczony.
Przez chwilę pada, co natychmiast podnosi poziom trudności. Tempo jest szybkie, włączam się w 6-8 osobową grupę i ciśniemy całkiem ostro. Po miłym dla mnie technicznym zjeździe do drugiego bufetu rozpętuje się piekło. Oberwanie chmury, gwałtowna ulewa trwa bardzo długo, wściekły na siebie, bo nie zakleiłem hamulców taśmą zwalniam i po pewnym czasie na podjeździe na Wysoki Most widzę za sobą pogoń. Jeden z goniących szybko się zbliża - Rodman!
Dojeżdża, ale nie jest zbyt rozmowny - czyli trochę go to kosztowało ;). Pytam o Damiana i okazuje się że jest 200m za nami, na prostych go widzę. Trzeba uciekać, więc podkręcam tempo. Po jakimś czasie Przemo poprawia i jedziemy ładnie 14-15km/h łykając kilku zawodników po drodze. Trafia się bardzo trudny kawałek zjazdu - mam tu okazję poczuć się jak czołówka zjeżdżająca wszystko ;). Puszczam się na kawałek kamienistej ścianki z wielkimi progami i zjeżdżam, ale poczucia kontroli roweru nie mam żadnego, seria odbić od kamieni i ślizgów na mokrym powoduje, że ląduje kompletnie nie tam gdzie przewidywałem.
Dalszą część sprowadzam :).
Rodman wysuwa się na prowadzenie i jedzie kilkanaście metrów przede mną, w sumie mam szczęście że pierwszy wjechał na feralny mega śliski mostek. Delikatny ruch kierą i leży obijając się o bale. Staję przy nim i natychmiast nogi mi się rozjeżdżają - ślisko jak na lodzie. Usuwam rower z mostu, Rodman mówi żebym jechał dalej więc jadę. Końcówka mocno upierdliwa, płasko, ale teren rozryty i pełno błota. Ogólnie ciężko, ale przestaję się martwić, że DMK mnie dojdzie na tej nawierzchni. Dubluję sporo zawodników Fun, którym jazda chyba za wiele funu nie sprawia, bo wszystko na tym odcinku prowadzą.
Błotnisty zjazd, asfalcik w Michałowicach, trochę szutru i w końcu meta!



Wynik mnie zaskakuje, 29 miejsce open i 13 w kategorii z czasem 3:12:34.
Takiego wyniku kompletnie się nie spodziewałem.

Tytuł team lidera obroniony, choć gdyby nie gleba Rodmana, mogło być ciężko :).

Etap eliminuje Zibiego. Wyglebił w tym samym miejscu co Rodman i połamał łokieć. Wielka szkoda, bo ładnie jechał i pewnie by spokojnie ukończył Pro z niezłą lokatą.


Kategoria Etapówki, Góry


  • DST 11.25km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:37
  • VAVG 18.24km/h
  • VMAX 49.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Serwisowo

Środa, 3 lipca 2013 · dodano: 03.07.2013 | Komentarze 0

Posprawdzać jak konik wierzga :).
Nowa manetka bangla, kokpit stracił swoją nieskazitelną czystość ale trudno. Coś od czasu do czasu strzela w korbach, pewnie będzie mnie to wkurwiać całe BA, ale jakoś przeżyję ;).
Hample po wymianie klocków prawie nie hamują, ale udało się je już częściowo dotrzeć, na wyścigu jeden dobry zjazd i zażrą :).




  • DST 42.62km
  • Czas 01:25
  • VAVG 30.08km/h
  • VMAX 51.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Radon BOA LTD 7.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Luz jak w starych gaciach

Wtorek, 2 lipca 2013 · dodano: 02.07.2013 | Komentarze 1

Z wieczorka, przy przyjemnej pogodzie zrobiłem parę kilometrów. Dusiłem w pedały leciutko jak cholerny motylek ;).
Na początku wydawało mi się że noga mega podaje, zaniepokoiłem się, bo jak przed wyścigiem jest dobrze, to na wyścigu jest kupa. Na szczęście po zawrotce okazało się, że to tylko wiatr ;).

AAA właśnie, widziałem dziś pod Lubaszem TRIATLONISTĘ!
Rowerek czasowy, kierownica TT, kanoniczne bidony za dupą...
Popularność triatlonu rośnie lawinowo, połowa biegaczy się na to przerzuca ;).
Prawie mu pomachałem, ale przypomniałem sobie, że jestem w aucie i jadę z pracy ;). A szkoda, chętnie bym sprawdził co ma pod laczkiem ;).




  • DST 5.76km
  • Teren 0.50km
  • Czas 00:21
  • VAVG 16.46km/h
  • VMAX 30.10km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand Canyon AL 8.9
  • Aktywność Jazda na rowerze

Serwisowo

Poniedziałek, 1 lipca 2013 · dodano: 02.07.2013 | Komentarze 0

Mały rozjeździk przy okazji wizyty na myjce i serwisu Canyona. Rozebrałem poplocka od sida i okazało się, że wystarczyło go wyczyścić, żeby zaczął działać, ale zabrałem się za to za późno i kompletnie rozwaliłem delikatny plastikowy mechanizm waląc siłowo z piąchy, żeby odblokować amora. Sama manetka fajna, ale tak delikatna, że przeciętny długopis z tą samą zasadą działania ma te elementy mocniejsze. Kto widział pakować takie coś do roweru górskiego. W Stanach chyba faktycznie definicja MTB jest nieco inna niż w Beskidach :). Nowa manetka stówka, na szczęscie mam starego pushlocka z Reby, powinien działać, tylko kokpit straci swój ładny wygląd, bo nie da się go zamontować na tej samej obejmie co klamka i manetki.
Oprócz tego zmiana klocków na nowe, bo na bank będzie padać na BA, a stare są na ukończeniu. Po etapówce trzeba zrobić kompleksowe czyszczenie, rower już się o to prosi ;).