Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 91.92km
  • Teren 75.00km
  • Czas 06:51
  • VAVG 13.42km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 149 ( 79%)
  • Kalorie 5399kcal
  • Podjazdy 2905m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Karpacz - piękna katastrofa

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 25

W nocy padało, koło ósmej przestało, ale chmury wisiały nad Karpaczem aż do wieczora. Szykowałem się na start w dość pesymistycznym nastroju, wczorajszy objazd części trasy pozbawił mnie złudzeń co do skali trudności i łatwej końcówki ;).
Spokojna rozgrzewka, chwila pogaduchy z masą znajomych i do sektora. Połowę ludzi znam :D. Powszechny szok i przerażenie wzbudza pojawienie się DMK77 w sektorze ;).
Szkoda mu było trasy i wystartował w giga. Start spokojny, trochę sapię, ale na dość niskim tętnie, momentami ponad 20km/h jadę pod górę, mając na optycznej plecy mlodzika. Wiem że na zjeździe mi odejdzie, ale na razie się trzymam. Do góry dojeżdżam w pierwszej połowie stawki, z dużą przewagą nad następną grupą, więc o dziwo na pierwszych zjazdach nikt mnie nie wyprzedza. Szeroko reklamowane przez spikera niebezpieczne rynny okazały się bardzo łatwe do przejechania.
Gdy robi się trochę trudniej radzę sobie o dziwo całkiem dobrze, w pewnym momencie jednak schodzę z roweru na ostatnich metrach rozrytego zjazdu i w tym momencie dochodzę DMK. Nie muszę mówić że mnie to "nieco" dziwi, no ale może faktycznie noga podaje? ;)
Jadę za nim, na podjeździe przed kamienistym zjazdem na 12-15km wyprzedzam i zjeżdżam jako pierwszy prawie cały zjazd, jednak te parę wyjazdów z JPbike sporo mi dały technicznie. Nie usztywniam się i w miarę panuję nad rowerem na telewizorach. Tylko bardzo krótkie fragmenty zbiegam, kilka sesji biegowych w czasie ostatnich treningach też się przydało, zbiega mi się łatwo i szybko.
Na następnym podjeździe wyprzedza mnie Adamuso i idzie jak rakieta do góry. Nagle zaczyna mi się jechać bardzo lekko - okazuje się że doszedł mnie Damiano i udzielił nieco mocy "ręcznie". Parę watów, a taka różnica ;).
I tak się tasujemy dłuższy czas, Damian wyprzedza mnie na podjazdach, ale widać że w tym roku jeździł tylko plaskacze i na zjazdach ja jestem górą :). Wyprzedzam w jakimś momencie Justynę Frączek - pierwszy raz w górach. No to chyba jadę dobrze? :) Co prawda na następnym technicznym zjeździe Justyna mija mnie z prędkością światła, niesamowicie płynnie zjeżdżając z wielkiego kamienia z progiem, przy którym pękam, ale doganiam ją na każdym podjeździe... dzięki temu mogę sobie popatrzeć jak świetnie zjeżdża.
W końcu Petrovka. Ten podjazd będę pamiętał bardzo długo. Początkowo luz - średnia tarcza, na początku znów wyprzedzam Justynę Frączek, później zaczynają się krótkie nastromienia, oddzielone plaskaczami, stopniowo stają się coraz dłuższe, aż w końcu zostaje tylko prosty stromy podjazd do góry po śliskich i luźnych kamieniach i poprzecznych belkach. Najpierw wyprzedza mnie w świetnym tempie Ania Świrkowicz, później DMK. Morduję się dalej, sam też kilku wyprzedzam. Kilkaset końcowych metrów muszę dawać z buta.
W końcu odbicie w prawo i zjazd. Szok termiczny, 40-50km/h na szutrze i 11 stopni. Zestresowany i wkurzony długim podejściem dokręcam ile wlezie. Mijam kogoś w pomarańczowym stroju BikeTires - mam nadzieję że to Damian ;).
Zjazd-bufet-podjazd, gdzie po raz ostatni wyprzedzam Justynę Frączek w końcu zjazd który mnie wytarmosił psychicznie. Najpierw masa kamulców przetykanych mokrymi korzeniami, potem same wielkie telewizory - najtrudniejszy zjazd na maratonie moim zdaniem. Wymiękam i dużo sprowadzam, tracę ze trzy pozycje, gdy po przekroczeniu potoku można jechać, to już nie jestem sobą. Czuję się w sumie nieźle, ale nie ma siły kręcić. Stopniowo tracę pojedyńcze miejsca, gigowcy wyprzedzają mnie powoli, ale nieubłaganie. Po połączeniu z mega okazuje się że jadę niewiele szybciej niż ogon mega.
Kilka km przed Chomontową wciągam ostatniego żela, u podnóża podjazdu popas na bufecie i odżywam trochę, na pierwszym nastromieniu tradycyjnie wyprzedzam kilkunastu prowadzących rowery megowców, w tym Zibiego ;), potem średnia tarcza i cały podjazd mija dziwnie szybko przy prędkości 8-9km/h. Jeszcze nie ma pełnej mocy, ale noga powoli się rozkręca. Później już jadę nieźle, zjazd zielonym ok, tylko parę metrów sprowadzane, znacznie lepiej niż w zeszłym roku. Następny trudniejszy zjazd rynną w całości w siodle, wyprzedzam paru prowadzących megowców wybierając gorsze ścieżki przejazdu - nie jest źle. Na agrafkach przejeżdżam tylko pierwszą, potem pękam na mokrych korzeniach, wsiadając na rower na zjeździe łączką gleba, bo chciałem ustąpić miejsca zjeżdżającemu gigowcowi. Ale szybko się zbieram i zjeżdżam. O dziwo prosto i bez poślizgów. Na finiszu jeszcze walczę z jednym megowcem, ale nie zostawiam mu wiele szans ;).
Na mecie dowiaduję się, że mlodzik dołożył mi ponad godzinę, a Adamuso i DMK - pół godziny. Jestem wściekły, tym bardziej że pierwszą połowę maratonu jechałem dobrze. Nie spodziewałem się że aż tyle straciłem w drugiej części.
Co tu dużo gadać, nieudany maraton. Trasa ciężka, nawet bardzo, wymagająca i technicznie i kondycyjnie. Zdecydowanie przebija Głuszycę, przewyższeniowo i dystansowo podobnie, a technicznie o wiele gorsza.
Zaczynam się bać o Trophy, dzień po maratonie czułem się jakby mnie walec przejechał, zakwasy miałem nawet w rękach ;). A cztery dni pod rząd takich maratonów?

Czas 6:28:37, miejsce 121/159 open, 56/70 M3.

Wyścig, KOW 10, obciążenie 4110.



Petrovka. Niewinny początek morderczego podjazdu :)


Kategoria Góry, Maratony



Komentarze
klosiu
| 08:50 wtorek, 21 czerwca 2011 | linkuj Rodman --> no fakt, ale nie wiem czy ta zasada będzie aktualna też na trophy? :)
Jacgol --> oj tam, browary dostarczają wielu minerałów, witamin oraz uzupełniają płyny ;))).
jacgol
| 20:17 niedziela, 19 czerwca 2011 | linkuj gratuluję wyniku !!
przyłączam się do przedmówców, trochę przesadzasz z pesymizmem, chociaż własne odczucia są najważniejsze, a na trophy to pójdzie jak po maśle tylko nie przesadzaj z browarkiem między etapami :)
Rodman
| 10:53 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj ten niebieski słodzony sok też ma trochę kalorii, poza tym stara żeglarska zasada: Jedziesz na tym co zeżarłeś wczoraj ;-P
klosiu
| 09:06 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj slec --> spaliłeś mniej bo ważysz połowę tego co ja ;D.
Ale masz rację, na Trophy będę brał więcej jedzenia i zobaczymy jak wtedy będzie wyglądać.
bloom
| 09:02 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj Ja np wiem że nie moge pic powerade-a bo mam po nim grzanie :D Po izotoniku z proszku jest spoko :D
klosiu
| 07:45 piątek, 17 czerwca 2011 | linkuj Maks, Maciej --> Dzięki ;). W sumie dobrze że przejechałem, przynajmniej mam wyobrażenie co mnie czeka na Trophy i wstrząsowy test techniki, bo wyobrażam sobie, że jednak na Trophy trudniej nie będzie... chyba że się mylę ;).
bloom --> katastrofę oddziela od udanego maratonu jakieś pół godziny ;). Jakbym złamał 6 godzin, to byłbym baardzo zadowolony :).
Z jedzenia trzy żele maxima i trochę na bufecie - jakieś 1000kcal i parę litrów powerada. Mało nie było, choć biorąc pod uwagę spalanie...
KeenJow --> hehe, chciałbym ;).
KeenJow
| 21:50 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj Jest git, będzie gites !
bloom
| 20:27 czwartek, 16 czerwca 2011 | linkuj Jak na moje to troche przesadzasz z tą katasrofą. A zaniedbałeś w czasie maratonu jedzenie czy poprostu kryzys sam z siebie ? :)
MaciejBrace
| 20:51 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Gratulacje - niesamowity wysiłek ale dojechałeś, to się pamięta i wspomina.
Maks
| 20:36 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Gratuluję dojechania w jednym kawałku ;)
klosiu
| 20:13 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj slec --> zjadłem dość sporo, trzy duże żele maxima, to czy jechałem swoje ciężko mi stwierdzić, w sumie nie obracałem się w swoich rejonach peletonu na początku, ale tętna nie miałem za wysokiego... Stawiam raczej na niedostateczną regenerację przed maratonem.
Kolumb --> no fakt :). BTW, miło było poznać :).
mlodzik --> co się zastanawiasz, jedź! :)
Jacek --> W sumie postępy są głównie dzięki wycieczce do Czarnkowa i wspólnemu zjechaniu paru stromizn ;). Już się nie boję nachylenia, jeszcze tylko mokre korzenie mnie hamują. Szkoda że Cię nie było, podobałoby ci się.
Rodman --> w kupie siła :). Fajnie by było jakby młodzik pojechał, właśnie w Karpaczu Maciej R. stwierdził że nie jedzie - problemy z kolanami wyłączyły go już w Karpaczu.
mlodzik | 20:09 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj ok, jesli wypali przeniesienie to na 99.9% jadę. Tylko jeszcze dojazd, nie wiecie kto jedzie i ma miejsce? Samemu tez nie widzi mi się wywalanie 300 zł na bene.
Rodman | 16:53 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Paweł - kombinuj !!! będzie nas 3-ch wtedy i mamy drużynówkę ... jak wszyscy ukończą ! ;-P
myślę, że GG by się zgodził przenieść opłatę na Pawła jakby co - w końcu 4 stówy by nie leżały bezczynnie ;-)
jedź kurde ! będzie ... zajebiście ?! .... hehehe
JPbike
| 13:51 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj mlodzik - moją tegoroczną opłatę startową (400) przenieśli na przyszły rok. A myślisz o tym starcie i jeśli u GG byłaby możliwość odsprzedania miejsca to zrobiłbym tak.
JPbike
| 13:46 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Cieszę się z Twoich postępów zjazdowych !
Ważne że ukończyłeś trudną trasę, i zebrałeś kolejne doświadczenia.
Nie bój się Trophy, Marc dobrze Ci radzi.
mlodzik | 13:38 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Teraz sam mysle czy sie nie wybrać na Trophy...
Kolumb
| 13:37 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Petrovka wykończyła nie tylko Ciebie, dla mnie odcinek od Petrovki do Chomontowej to jedne z najcięższych chwil jakie spędziłem na rowerze :)
klosiu
| 10:17 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj azbest87 --> nie sądzę, jak mieszkasz w okolicy gór to automatycznie masz 10x lepszą technikę niż ja :)
mlodzik --> fakt, myślę że to właśnie Petrovka mnie rozłożyła, kryzys przyszedł trochę później, bo po niej jakiś czas były głównie zjazdy.
Marc --> dzięki, ale wiem, kiedy jadę dobrze, a kiedy kiepsko ;). Pierwsze trzy godziny były dobre, potem dwie tragiczne i ostatnie półtora ledwo średnie ;).
Rodman --> glebiłem, glebiłem, z 4-5 razy, raz dość poważnie na mokrym korzeniu, a reszta komfortowo ;).
Co do Justyny, to jedno nie wyklucza drugiego, dzięki charakterystycznej pozycji zjazdowej z wypiętym tyłeczkiem ;)))
Damian w miarę wyścigu widocznie się rozkręcał, a ja się kończyłem ;).
Trophy faktycznie - najważniejsze ukończyć, a ścigać się najwyżej delikatnie. Tak se gadam, bo wiadomo że nic z tego nie będzie, i na pierwszym etapie będzie ogień ;).
Rodman | 10:10 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj aha, w kategorii Amator na MP w Śremie na razie jest 8 zgłoszonych (?!), realna szansa na MISZCZA POLSKI MASTERS !!! :-)))
no może 9-ciu ze mną jak zmienię kategorię na właściwą ;-P
Rodman | 09:51 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj hehehe, widzę, że nieźle wszystkich wytarmosił ten maraton, bardziej nawet psychicznie ?!
dojechałeś, nie glebiłeś (poza trawką), nic tylko się cieszyć, że mogłeś ukończyć :-))> !!!
ale oczywiście wszyscy ambitni, wszyscy mają niedosyt, marudzicie Panowie bez powodu !! :-)

p.s. też myślałem, że masz Damiana na widelcu - pierwszy międzyczas wygrywasz ! - ale jak doszło do wyników - uuu, włoił Ci pół godziny ?! coś musiało się stać O_o ..

p.s.2. jestem bardzo ciekaw jak nam pójdzie na MTBT - cel: ukończyć ! ;-P

p.s.3. zamiast patrzeć na technikę Justyny trzeba było skupić wzrok na ... bardziej motywujących częściach napędu ;-P

gratulacje !
Marc
| 08:57 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Klosiu, nie było tak źle, dobry czas wykręciłeś na najtrudniejszej trasie w tym sezonie.
A na Trophy musisz po prostu trochę lżej jechać i będzie okej. Poza tym, tam nie mają takiej ilości kamieni :)
mlodzik | 08:53 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Hehhe, nie jest źle Klosiu. Wiedziałem, że ten wyścig trochę będziesz odczuwał jako trudny. Ja czułem, że jest masakra. Przez połowę wyścigu myślałem, że jestem prawie na końcu, ale z tego co widać wszyscy mieli trudniej. Trzeba było wykazać się techniką.
Jeśli chodzi o Petrowke to ta góra na moich oczach wykończyła kilku bikerów. Ja pokonałem ją delikatnie na najlżejszych przełożeniach. W chwili gdy czułem specyficzne pieczenie w udach to odpuszczałem jazdę. Założę się, że Ty dużą część jechałeś siłowo ;)
Ostatnie 500 m podprowadziłem rower i tylko dzięki temu miałem siły, aby dalej jechać.
Po tym wyścigu czuje straszny respekt przed górskimi maratonami u Golonki.
azbest87
| 08:35 środa, 15 czerwca 2011 | linkuj Ciekawy opis:) ja z moją techniką zjazdu pewnie bym się tam zabił, albo co najmniej poturbował:P
Pozdro!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa asemz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]