Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi klosiu z miasteczka Poznań. Mam przejechane 79530.36 kilometrów w tym 20572.72 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 169055 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy klosiu.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 78.04km
  • Teren 55.00km
  • Czas 06:28
  • VAVG 12.07km/h
  • VMAX 67.70km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • HRmax 180 ( 96%)
  • HRavg 148 ( 79%)
  • Kalorie 4980kcal
  • Podjazdy 2660m
  • Sprzęt Giant XTC '09
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade MTB Ustroń

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 6

Od rana garówa, chyba ze 25 stopni o ósmej. Leniwie pedalę na start, po drodze ucinam sobie pogawędkę ze Slecem i Adamuso. Wcześnie przyjechałem, nie chciało mi się siedzieć na grzejącej się w słońcu kwaterze, więc z pół godziny powoli kręcę po stadionie na minimalnym przełożeniu. Spiker żartuje sobie o burzach i konieczności zabrania pelerynki na deszcz. W końcu jadę do boksu SCS OSOZ i pożyczam taśmę izolacyjną, żeby zalepić hample, kto wie, może faktycznie lunie?
4 sekundy od startu siada zasilanie i bramki startowe zaczynają się zapadać :D. Przejeżdżam szorując kaskiem, ale następni muszą się już nagimnastykować ;).

Przynajmniej początek był wesoły ;p
Pierwsze kilometry asfaltowe i szybkie, potem zaczyna się podjazd, który wyprowadzał z Ustronia w drugiej częsci pierwszego etapu Trophy. Tyle że wtedy wszyscy prowadzili, a dziś wszyscy jadą. Jednak ten podjazd po 40km a po 5km to jest zupełnie inny podjazd ;).
Już po 7-8 km mam pusty jeden bidon, pot leje się ze mnie jak z ogrodowego węża, więc zatrzymuję się na pierwszym bufecie, przy tej temperaturze nie ma co sobie żałować picia.
Całe pierwsze kilometry aż do Brennej to część pierwszego etapu Trophy. Świetnie mi się zjeżdża, wydaje mi się że niezbyt szybko, ale nikt mnie nie wyprzedza, a nawet się oddalam od tych za mną. Co za nowość na maratonach Golonki :D.
Jeszcze tylko stromy zjazd stokiem narciarskim do Brennej i drugi bufet. W Brennej piknikowo, masa wczasowiczów moczy się w Wiśle, też bym tak chciał ;).
To już chyba za rozjazdem, zaczyna się drugi podjazd (na Kotarz 985m npm), początek asfaltem ale potem stromy szuter i na końcu singiel w lesie. Większość w palącym słońcu. Sieka mnie tu kryzys, chyba przegrzanie, gdy zsiadam z roweru, ledwo mogę nawet prowadzić. A to jeszcze nawet nie połowa trasy! Tak źle się na trasie nigdy nie czułem, gdy już zaczynam myśleć o wycofaniu się, doczłapuję się w końcu na szczyt. Zjazd trochę chłodzi, zaczynają się single znane z czwartego etapu Trophy. Znajomy zjazd z metrowym progiem do bufetu, gdzie leję tym razem do bidonów wodę, na powera już nie mogę patrzeć. Leję też wodę na siebie, byle się schłodzić i atakuję Klimczok. Na tym podjeździe umarłem ze dwa razy :). Parę razy musiałem zejść z roweru, a jak jechałem, to wolniej niż na Trophy, po czterech dniach napierania. Jeśli się nie wycofałem, to tylko dlatego, że asfaltem do Ustronia było jeszcze dalej niż trasą :). No masakra, stroma stokówka wystawiona na bezlitosne słońce, zero wiatru i żar bijący też z dołu od rozpalonego szutru. Jak ja tam marzyłem, żeby przyszła wreszcie ta burza, co tam burza, nawałnica z oberwaniem chmury! ;) Na szczycie już mało kontaktowałem, na szczęście zjazd chłodził. Tym razem, na wypoczętych mięśniach był mniej bolesny niż na Trophy, był tylko jeden gorący moment - na fragmencie skały, gdzie na Trophy nieźle mnie rzucało, tym razem podbiło mi tylne koło, z metr przejechałem na przednim, a jak tylko tylne opadło, to przednie odbiło w bok na następnym kamieniu i chwilę byłem ustawiony pod kątem 45 stopni do kierunku jazdy :D. Puściłem hample i rower ostro skręcił poza drogę i wbił w jakąś koleinę z boku już na nasypie, którą jechałem kilkanaście metrów zanim wróciłem na szlak :D. Najbardziej zadziwił mnie mój spokój, choć wiedziałem cały czas że za chwilę zaoram łbem w ziemię, to zero usztywnienia i prawidłowe reakcje :)). No ale się udało, jedną z najważniejszych lekcji jakie odebrałem na Trophy była ta, że rower na szybkości przejedzie przez prawie wszystko, byle mu nie przeszkadzać :).
Fajnie wtedy patrzeli podchodzący szlakiem turyści :D.
Na dole znów bufet, to było już połączenie z mega, dowiedziałem się że do mety już tylko 16-17km i trochę odżyłem, tym bardziej że wyprzedziłem kilku megowców - to zawsze na mnie dobrze działa ;).
Ale w mega stromej końcówce podjazdu pod Równicę znów zdechłem, znów to samo, słońce, nagrzany szuter, zero wiatru. Końcówa z buta, wkurwiony już byłem porządnie, bo ciągle się wydawało, że podjazd się kończy, a za zakrętem znów jakiś mały szczycik i znów pod górę. I tak parę razy!
Wyprzedziła mnie (z buta!) Czeszka Ludmila Damkova, chyba źle wyglądałem, bo zaproponowała mi magnez ;). Nie dzięki, kurczy nie mam, po prostu ledwo łażę ;)).
W końcu spytany fotograf odpowiedział, że jeszcze 100m pod górę, a potem 10km zjazdu do mety. Jupijajej!!!! :D
Zjeździk początkowo błotnisty, z ukośnymi belkami. Błotko miło chłodziło tyłek, belki śliskie i trzeba było uważać, zresztą gdzieś z tyłu dobiegł mnie głośny odgłos kraksy. Ktoś nie miał szczęścia.
Doganiam Ludmile i wyprzedzam już na asfacie i szybkim zjazdem tnę do mety.
Jeszcze chyba nigdy tak skatowany nie kończyłem maratonu, nawet w Głuszycy w zeszłym roku w końcówce czułem się lepiej :).
Odbieram żarcie, picie i padam na trawkę w cieniu, gadając z Kolumbem z BS, który przyjechał 5 minut przede mną.
Potworny maraton, wolę już chyba 15 stopni i deszcz niż taką suchą saunę.
Czas 6:07:38, miejsce 87/127, mimo tragicznego czasu miejsce typowe, 2/3 stawki.
No i trzeba doliczyć 30xDNF, widać że warunki naprawdę były ekstremalne, 20% startujących odpadło.
Zbyt dobra pogoda też nie jest dobra ;).


Kategoria Góry, Maratony



Komentarze
lemuriza1972
| 07:24 piątek, 15 lipca 2011 | linkuj no był większy upał:))), zdecydowanie większy:)
Rodman | 07:04 piątek, 15 lipca 2011 | linkuj hmmmm, jak w Tarnowie było gorzej to w Ustroniu nie było wobec tego tak źle ;-P !
lemuriza1972
| 18:44 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj To prawda - wycof tylko gdy sprzęt padnie, albo kontuzja.
Spodobało mi sie to zdanie - że rower przejedzie przez wszystko na dużej prędkości byleby mu nie przeszkadzać.
coś na rzeczy jest.. ostatnio tak miałam kiedy przy prędkości prawie 70 km/h, wjechałam niespodziewanie na kamienie... rowerem zatelepało... ale przejechał:)
Jezu... to słonce mnie też zabiło...
Ale jeszcze gorzej było w ub roku w Tarnowie na BM.
Nie mówiąc już o słynnych Michałowicach sprzed chyba trzech lat...
jezu... dojechałam na metę.. w stanie agonalnym i do razu skurcze takie, ze nie mogłam wstać...
Pozdrawiam
klosiu
| 09:20 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj Rodman --> no fakt, w takiej szybkiej akcji nie ma miejsca na wyobraźnię :). Bardzo dobrze, nie należy za dużo myśleć w czasie zjazdu ;).
mlodzik --> piłem tyle ile się da, zgon raczej był z przegrzania. Jazda pod górę na rozgrzanej słońcem drodze kompletnie bez wiatru 6-7km/h to nie jest to co najbardziej lubię :).
mlodzik
| 07:29 czwartek, 14 lipca 2011 | linkuj No to ładnie :). Taki upał to masakra :).
Zobaczymy co będzie w Głuszycy.
Dobrze, że ukończyłeś, gratuluję, a zgon miałeś bo za rzadko piłeś. W takim upale trzeba wciąż i wciąż pić, a kryzys Cię ominie.
Rodman
| 15:34 środa, 13 lipca 2011 | linkuj pięknie się wybroniłeś ! jadąc na przednim kole nie ma czasu na zastanowienie się jak może wyglądać twarz kiedy tylne koło nam "nie siądzie" :-I .. i to jest dobre !
graty ukończenia ! NIGDY się nie wycofuj !!! ;-))
(chyba, że sprzęt klapnie ..)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zycia
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]